Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny a Ukraina

Ostatnimi czasy moi ukraińscy przyjaciele pytają mnie często o Polski Autokefaliczny Kościół (Cerkiew) Prawosławny. Właściwie to nawet pytają mnie nie o sam Kościół, ale o jego stosunek do zjednoczonej i posiadającej konstantynopolski tomos Ukraińskiej Cerkwi (Kościoła) Prawosławnej. Szczerze powiedziawszy, przyznaję, jest o co pytać.

Biskupi PAKP (Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny) twierdzą, że zjednoczone w UCP (Ukraińska Prawosławna Cerkiew) istniejące od lat niezależnie od Patriarchatu Moskiewskiego Cerkwie (Ukraińska Prawosławna Cerkiew Patriarchatu Kijowskiego i Ukraińska Prawosławna Cerkiew Autokefaliczna) „w dotychczasowych działaniach uczyniły wiele zła”. Co więcej, PAKP był i nadal jest jednoznacznym przeciwnikiem nadania nowej, UPC tomosu i to niezależnie od tego, że w dotyczących jego pozycji co do „tomosu” i UPC oświadczeniach można doszukiwać się przeróżnych fragmentów o charakterze „kosmetycznym”, pozwalających na ich niejednoznaczną interpretację, łagodzących wymowę, niby pozostawiających „otwartą furtkę” dla UPC i dla… Patriarchatu Konstantynopolskiego.

Tymczasem, niezależnie od wszelkich „złagodzeń” i „otwartych furtek”, istota stanowiska PAKP jest taka, że nie uznał on i nie uznaje kanoniczności” UPC, oficjalnie zakazał (15 listopada 2018) swoim wiernym jakichkolwiek „liturgicznych i modlitewnych kontaktów” z wiernymi UPC, a do tego niedawno (ostatnie dni stycznia, pierwsze dni lutego 2019) „wysoka” delegacja Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego złożyła (w mojej ocenie – demonstracyjną) wizytę w Moskwie (oficjalnie – świętowanie 10. rocznicy intronizacji patriarchy Cyryla) i spotkała się nie tylko z patriarchą, ale i z prezydentem Federacji Rosyjskiej Wladimirem Putinem. Jednym słowem – czyny dosyć jednoznaczne i gdyby nawet w najwymyślniejsze ubrać je słowa, to słowa te nie zmienią czynów istoty – PAKP występuje przeciwko UPC! Tak więc, jest o co mnie pytać!

Dlaczego mnie? Powód najistotniejszy to to – jestem Polakiem! Prawda, nie jestem polskim prawosławnym i nie odpowiadam za jakiekolwiek działania PAKP, ale w oczach wielu ukraińskich przyjaciół jestem (nieskromne to teraz będzie, ale prawdziwe!) przedstawicielem Polski w ich najbliższym otoczeniu – niekiedy jedynym. Wydaje się im zatem, że skoro Polakiem jestem, to wszystko o Polsce wiem, wszystko rozumiem! Oczywiście tak nie jest, ale cóż mogę począć – oni oczekują ode mnie, że wszystko wytłumaczę, wyjaśnię. Znają mnie od lat, wiedzą, że jestem tak ich, jak i Ukrainy przyjacielem i dlatego nie boją się pytać, i dlatego wierzą, że prawdę im powiem. Na marginesie – mam też niestety i takich znajomych, którzy sądzą, że za wszystko co się złego i dobrego w Polsce dzieje powinienem wziąć odpowiedzialność i tacy znajomi bywają w swoich pytaniach agresywni i nieprzyjemni – ale, jak zaznaczyłem – to margines tylko.

Ot, taka to dola Polaka na Ukrainie! Pocieszam się, że zapewne nie tylko ja się z podobnym spotykam i że wielu mych rodaków musi na najdziwniejsze o Polskę pytania odpowiadać, wyjaśniać, tłumaczyć, a niekiedy możliwe, że i o wybaczenie prosić. Tak więc ja, Polak, chociaż ani prawosławnym, ani ekspertem w kościelno-cerkiewnych sprawach nie jestem, to i w tym wypadku wyjaśniam i tłumaczę.

Rozumiem też, dlaczego mnie o działania PAKP pytają. Martwi ich, że Polska, którą zwykli postrzegać jako przyjaciela występuje przeciwko nim. Piszę „przeciwko nim”, bo trzeba zrozumieć, iż powstanie zjednoczonej UPC, nadanie jej przez patriarchę Konstantynopola tomosu i uznanie jej (przez większość prawosławia) za kanoniczną ma nie tylko aspekt religijny. To część walki o uniezależnienie się Ukrainy (i ukraińskiego prawosławia) od Moskwy i jej instytucji – w tym religijnych. W czasie trwającej od pięciu lat wojny, w której Federacja Rosyjska bezsprzecznie inspiruje i wspiera antyukraińskie siły, w której (udowodnione!) przeciwko Ukrainie walczą kadrowi oficerowie i żołnierze RF, gdy księża (popi) działającego na Ukrainie Moskiewskiego Patriarchatu odmawiają modlenia się za poległych ukraińskich żołnierzy – chyba nie powinno nikogo dziwić, że ta część ukraińskich patriotów, która jest wyznania prawosławnego nie tylko religijny aspekt w powstaniu UPC widzi? Dlatego wystąpienie przeciwko jej powstaniu, przeciwko nadaniu jej tomosu, przeciwko uznaniu jej kanoniczności – postrzegane jest jako wystąpienie przeciwko niezależności (tak religijnej, jak i politycznej, i gospodarczej) Ukrainy, a za jej podporządkowanie Moskwie. Tak właśnie odbierane są na Ukrainie działania hierarchów PAKP.

Do tego nie tylko o istotę sprawy idzie, czyli nie tylko o same działania PAKP, ale o „medialny szum” dookoła tych działań. Piszę o tym, co w ukraińskiej prasie i w „ukraińskim” internecie o tym przeczytać można, bo to, co można przeczytać zarówno wprowadza w błąd, jak i niepokoi. Większość tekstów, artykułów, programów koncentruje się na frazie” „Polska Cerkiew jest przeciwna powstaniu UPC, nadaniu jej tomosu i nie uznaje jej kanoniczności”. Moi ukraińscy przyjaciele czytają podobne, oglądają i rodzi się w nich niepokój i żal – przynajmniej. Niektórych ogarnia złość, a są i tacy którzy na podobne wieści reagują w sposób… no mało kulturalny. Tymczasem takie postawienie sprawy i napisanie jedynie „polska cerkiew…” jest wynikiem albo ignorancji, albo manipulacji i stanowi kolejną „cegiełkę” w murze niechęci, który przeróżni starają się wznieść między Polską i Ukrainą. Taka informacja stwarza bowiem wrażenia jakoby cały „polski kościół…” (czytaj – Polska cała) występował przeciwko Ukrainie. To nie tak!

Żeby zrozumieć mechanizm tej dezinformacji warto najpierw zastanowić się nad specyfiką polskiego i ukraińskiego języków. Tak, języków! Słowa „cerkiew” i „kościół” są bowiem nieco inaczej w Polsce i inaczej na Ukrainie „odbierane”. Tak, wiem – one obydwa istnieją tak w języku polskim, jak i ukraińskim. Jednakże w języku polskim słowo „cerkiew” jednoznacznie wiązane jest z prawosławiem, zaś w języku ukraińskim, już nie. Słowo „cerkiew” jest słowem uniwersalnym, określającym tak świątynie, jak i kościół jako związek wyznaniowy – nawet Kościół rzymskokatolicki na Ukrainie w swej oficjalnej ukraińskiej nazwie używa słowa „cerkiew”. Prawda, dla odmiany polskie prawosławie w oficjalnej nazwie używa słowa „kościół” w odniesieniu do całości prawosławia w Polsce, ale potocznie mało kto nie nazywa go „cerkwią”. Jednym słowem używanie przy opisywaniu spraw związanych ze stosunkiem PAKP do UPC, tomosu i autokefalii (przez przeróżnych dziennikarzy i „ekspertów” – przeważnie ukraińskich), bez żadnych dodatkowych wyznaczników, wyjaśnień i uściśleń, frazy „polska cerkiew…” wprowadza w błąd, bo w rozumieniu ich ukraińskiego odbiorcy znaczy to tyle co „polski kościół…”, a to sugeruje, że CAŁY POLSKI KOŚCIÓŁ (a tak frazę „polska cerkiew…” można rozumieć) występuje przeciwko UPC i przeciwko Ukrainie tym samym. To przecież nieprawda!

Dalej. Warto też sobie uzmysłowić rozmiary PAKP. Zgodnie z danymi samego PAKP z 1989 r. wierni PAKP w Polsce stanowią 1,3% obywateli RP, czyli około 500 tys. wiernych (zdaniem wielu są to znacznie zawyżone dane np. według danych spisu powszechnego z 2011 roku przynależność do Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego zadeklarowało 156,3 tysiąca osób). Prawda, to i tak drugi co do wielkości Kościół (związek wyznaniowy w Polsce), ale dla porównania – wyznawcy Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce to 86,7% obywateli, czyli około 32 mln. (Uwaga dla „czytających inaczej” – są to oficjalne dane GUS i rozumiem, że nie oznaczają niczego, poza tym co oznaczają). Już tylko zestawienie powyższych cyfr pozwala zrozumieć, że mowa o „polskiej cerkwi…” (czyli w tłumaczeniu – o „polskim kościele…”) bez dodania przymiotnika „prawosławny”, to wprowadzanie w błąd i minimum niedbalstwo utrudniające identyfikację „rzeczonej” Cerkwi, a pośrednio utrudniające zrozumienie skali „poparcia” przez obywateli RP jej stanowiska oraz insynuujące masowość tego poparcia.

Dodatkowa komplikacja przy pojęciu skali i znaczenia PAKP – w rozumieniu moich ukraińskich przyjaciół pojęcie „Cerkiew” odnosi się do zupełnie innych rozmiarów (cyfr) i każe pod tym pojęciem rozumieć o wiele większą (niż owe 1,3% prawosławnych obywateli RP) wspólnotę – Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Kijowskiego stanowi 44,2% mieszkańców Ukrainy; Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego to 20,8%; Ukraińska Autokefaliczna Cerkiew Prawosławna 2,4%; Cerkiew katolicka obrządku bizantyjsko-ukraińskiego (grekokatolicy) 11% (dane sondażowe z 2015 r. – https://pl.wikipedia.org/wiki/Religia_na_Ukrainie). No i te (znacznie większe) „ukraińskie” procenty odnoszą się nie do 38,5 mln (mieszkańcy RP), a do prawie 43 mln mieszkańców Ukrainy.

Przy tym wyjaśniam – absolutnie nie postponuję PAPK i jego wiernych opisując wielkość i porównując z najliczniejszym Kościołem w Polsce. Absolutnie nie zamierzam nikogo lekceważyć czy obrażać. Udowadniam jedynie, że stanowiska PAKP w sprawie UPC i prawosławia na Ukrainie daleko nie można utożsamiać ze stanowiskiem Polski i CAŁEGO KOŚCIOŁA w Polsce, bo podobne jest więcej niż poważnym nadużyciem.

Innym problemem, nad którym warto się zastanowić jest to, czym tak właściwie jest PAKP i dlaczego jego hierarchowie wykazują taką przychylność (co najmniej!) Patriarchatowi Moskiewskiemu – przynajmniej w sprawie stosunku PAKP do Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi. Cóż, wyjaśnienie może być boleśnie proste. Kościół prawosławny w Polsce otrzymał autokefalię w 1948 roku od Patriarchatu Moskiewskiego! Dokładnie to było tak: w 1924 polskie prawosławie otrzymało autokefalię od Konstantynopola (czyli wszystko w porządku!), ale w 1948 roku jej się zrzekło i przyjęło autokefalię od Patriarchatu Moskiewskiego (który sam sobie przyznał prawo nadawania autokefalii). Jeśli więc ktoś chciałby być skrajnie ortodoksyjny, to zgodnie z logicznymi następstwami opisanego powyżej (autokefalia od Patriarchatu Moskiewskiego – który zgodnie z opiniami większości Cerkwi prawosławnych świata nie ma prawa nadawania autokefalii, a nie od Konstantynopola – który zgodnie z opiniami większości Cerkwi prawosławnych świata jest jedynym który ma w prawosławiu prawo nadawania autokefalii,), to mógłby on uznać Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny nie Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny, a za Polską Metropolię Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego. Jasne – takie postawienie sprawy byłoby zapewne zbyt drastyczne – nie uwzględniałoby ono wielu historycznych i innych uwarunkowań – tym niemniej, formalnie rzecz traktując, byłoby ono jednym z możliwych wytłumaczeń tego, dlaczego PAKP w sprawie UPC staje po stronie Moskwy. Warto o tym (o faktach i datach) opowiadać naszym ukraińskim przyjaciołom pozostawiając im możliwość samodzielnej oceny powyższego – wierzę, że sobie świetnie z tym poradzą.

Kolejna sprawa – to potrzeba zrozumienia tego, że hierarchowie PAPK to absolutnie nie cały PAPK. Po pierwsze, o samych hierarchach słów parę. Najpierw o historii. Po aresztowaniu przez Służbę Bezpieczeństwa (wyjaśnienie dla ukraińskich przyjaciół – to ówczesne polskie NKWD/KGB kontrolowane przez Moskwę) w 1948 r. metropolity Dionizego, w 1951 r. do Polski został „skierowany” z Moskwy, z odrodzonego przez Stalina i kontrolowanego przez NKGB Moskiewskiego Patriarchatu, biskup Makary i to on kierował polskim prawosławiem. Uwaga – niczego nie insynuuję, same fakty! Uważam, że warto by Ukraińcy, którzy nas o oświadczenia i działania PAKP pytają, o nich wiedzieli. Dalej – jeszcze w 1963 polska Służba Bezpieczeństwa uruchomiła tajną operację „Bizancjum”, która była prowadzona aż do roku 1990. Celem operacji było zwerbowanie (przez SB) hierarchów i całego kierownictwa PAKP i tym samym pełna kontrola polskiego prawosławia. Zgodnie z danymi Instytutu Pamięci Narodowej, współpracownikami SB było wielu prawosławnych biskupów, w tym obecny zwierzchnik PAKP ks. abp Sawa. W 1989 wszyscy biskupi soboru PAKP byli zarejestrowani jako współpracownicy SB. Tak, wiem – biskupi tłumaczyli się już wielokrotnie z tej współpracy. Mówili o potrzebie obrony Cerkwi prawosławnej, o „takich czasach”, prosili o chrześcijańskie przebaczenie. Nie zamierzam z tym dyskutować. Wiem, że także w Rosji i na Ukrainie większość prawosławnych hierarchów, w ten czy inny sposób, w czasach ZSRR, została zwerbowana do współpracy z KGB. Wiem, wielu z nich poprosiło o wybaczenie i im wybaczono. Wiem też, że dzisiaj wiernie służą Bogu, Ukrainie i ludziom. I dobrze! Dlatego też nie oceniam przeszłości hierarchów PAKP i jedynie opisuję fakty, a te są takie, jakie są. Warto je znać i tyle!

W PAKP jest też „druga strona medalu”. Znam wielu prawosławnych w Polsce. W tym kilku popów. Kilku mam zaszczyt uważać za przyjaciół. Większość z nich wspiera Ukrainę w jej walce o nienaruszalność granic, wolność wyboru, swobodę słowa, reformę państwa, „europejskość”. Wiem, że pochylają oni głowy przed ogromem nieszczęść, które przyniosła Ukrainie wojna. Podziwiają odwagę i poświęcenie ukraińskich żołnierzy i wolontariuszy. Wspierają Ukrainę jak mogą i jak potrafią. Wiem też – kochają Polskę, nawet wtedy, gdy to jest „trudna” miłość. I wiedząc to wszystko, ja bardzo proszę by nie zapominać, że polskie prawosławie, że PAPK – to także, a może nawet przede wszystkim, oni. Są prawosławnymi od pokoleń. Taka jest ich historia, taka jest ich tradycja, tak wierzą w Boga i tak chcą dawać temu wyraz. Uważam, że naszym obowiązkiem jest to uszanować. Uważam, że naszym obowiązkiem jest zrozumieć, że świątynia, do której chodzili pradziadowie, ich śpiewy i modlitwy – to nie jest sprawa formalnej przynależności do tej, czy innej cerkiewnej/kościelnej struktury. To nie jest polityka, wyrachowanie, logiczny wybór (no, to ostatnie to może i bywa – ale nawet jeśli, to raczej rzadko). To sprawa serca i duszy! Dlatego są oni prawosławnymi, a PAKP jest ICH kościołem/cerkwią. Nawet ze wszystkimi opisanymi powyżej problemami!

Dlatego opowiadając naszym ukraińskim przyjaciołom o PAPK, zawsze opowiadam też o moich prawosławnych przyjaciołach. O tym jakimi są wspaniałymi i uczciwymi ludźmi. Jakie cudowne rodziny mają. Jak swoją i cudzą wolność cenią. Jak wiele już dla polsko-ukraińskiej przyjaźni zrobili i jak wiele są zrobić gotowi. Że rozumieją, iż bez wolnej Ukrainy i Polska swą wolność stracić może. Że zwykli na każde z Ukrainy wołanie o pomoc odpowiadać. Opowiadam także o tym, że w rozmowach ze mną cieszą się oni ze zjednoczenia się na Ukrainie Cerkwi, z tomosu, z autokefalii. Że żałują tego, iż ich hierarchowie takie, a nie inne o stosunku do UPC podejmują. Że mają nadzieję, wierzą w to, że biskupi PAPK jeszcze czegoś nie wiedzą, nie rozumieją – ale się dowiedzą i zrozumieją, co zaowocuje zmianą decyzji. O tym wszystkim obowiązkowo opowiadam.

Przyczyny zajęcia takiego, a nie innego stanowiska w sprawie powstania, tomosu autokefalii i kanoniczności Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej przez Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny są – moim zdaniem – złożone. Nie wiadomo też, czy jest to – pomimo jego jednoznaczności i ostrości – stanowisko ostateczne. Tak, wiele wskazuje na to, że PAKP jest (przynajmniej mentalnie) uzależniony i przyzwyczajony do zależności od Moskwy. Tak, wiele wskazuje na to, że doktrynalne „posłuszeństwo wobec władzy” i jego następstwa oraz wiek prawosławnych hierarchów nie sprzyjają rewolucyjnym zmianom w sposobie funkcjonowania i myślenia w PAKP. Jednak wiem, już nawet teraz sam PAPK nie jest jednomyślny w tej kwestii – nie znaczy to, że toczą się w nim na „walki”, ale daleko nie wszyscy jego kapłani i wierni są przekonani co do słuszności podjętych co do UPC decyzji – chociażby z przyczyn praktycznych.

Według różnych szacunków obecnie w Polsce mieszka i pracuje od jednego do dwóch milionów obywateli Ukrainy. Jeśli dokonamy ekstrapolacji danych z Ukrainy, to około 45% z nich to prawosławni dawnego Patriarchatu Kijowskiego i Autokefalii – teraz Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi, z której wiernymi Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny zakazał „liturgicznych i modlitewnych kontaktów”. No dobrze, ale przecież 45% z 1–2 mln, nawet doliczając, że połowa z tych, co przyjechali do Polski do pracy to niewierzący, to około od 200 do 400 tys. prawosławnych, parafian UPC! No i niby gdzież i z kim oni mają się modlić?! Do jakiej cerkwi chodzić?! Do PAKP nie wolno – zakaz! A innej cerkwi/Kościoła Prawosławnego w Polsce to nie ma! Czyli co? Do greckokatolickiego?! Ależ to jest zupełnie inny od prawosławnego Kościół! To co – pozostaje tworzenie parafii UPC w Polsce?! Niemożliwe, chociażby z „kanonicznych” przyczyn! Jednak – wiem z doświadczenia – że w podobnych wypadkach ludzie zwykli brać sprawy „we własne ręce”, nie oglądając się na zezwolenia i zakazy. Tak więc najpierw przyjedzie – nieoficjalnie – jeden pop, potem drugi… Dlatego – moim zdaniem – PAPK będzie się musiał zmierzyć z problemem zmiany swojego stanowiska co do „uznania” UPC, chociażby z czysto praktycznych przyczyn. Tyle, że to już będzie zupełnie inna historia. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Temat stosunku Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego do UPC „męczy” mnie już od dawna. No dobrze, nie „od dawna” – od końca listopada 2018 roku, kiedy to PAPK po raz pierwszy zabrał głos w sprawie jednoczących się na Ukrainie Cerkwi, tomosu, autokefalii i kanoniczności. Mniej więcej właśnie wtedy zaczęto na mnie „napadać” z pytaniami i pretensjami, tak jakbym to właśnie ja miał za PAKP odpowiadać! Początkowo reagowałem zniecierpliwieniem, oburzeniem, złością nawet – „cóż do diaska Wy ode mnie chcecie?”. Jednak przemyślawszy sprawę, poszperałem, poczytałem trochę, porozmawiałem z moim prawosławnymi przyjaciółmi w Polsce (bardzo przepraszam tych, do których nie dotarłem – obiecuję poprawę!) i „ułożyłem” w swojej głowie „ściągę” – czyli mniej więcej to, co opisałem powyżej. Teraz, kiedy ktoś mnie pyta „o co w tym całym zamieszaniu z PAKP i UPC chodzi?” – to może nie potrafię precyzyjnie na to pytanie odpowiedzieć, ale za to umiem „namalować kontekst” całej awantury. Może to i niewiele, ale dzięki temu moi rozmówcy już nie mają ani do Polski pretensji, ani całego polskiego Kościoła o zdradę nie oskarżają, a i nawet sam Polski Autokefaliczny Prawosławny Kościół nie jest już dla nich takim jednoznacznie antyukraińskim „uosobieniem zła”. Zapraszam do korzystania ze „ściągi” – oczywiście jeśli zajdzie taka potrzeba…

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 3 (319) 15-27 lutego 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X