Plenery zabranego życia fot. Marek Tutak

Plenery zabranego życia

Stara, sfatygowana już życiem terenówka minęła tablicę podkijowskiej miejscowości. W bagażniku auta taktyczne laptopy od amerykańskiej policji z Oregonu przekazane w darze dla ukraińskiej armii. Borodzianka otworzyła się nagle i brutalnie ruinami budynków, wypalonych okien bloków.

fot. Marek Tutak

Ale życie tutaj powoli wróciło, nieśmiało i ze strachem. Ulice były w miarę uprzątnięte, lecz samochody momentami przejeżdżały po śladach czołgowych gąsienic odciśniętych w asfalcie. Kursowała lokalna komunikacja, ludzie stali na przystankach albo na tym co z nich zostało. Niektóre mieszkania graniczyły z tymi kompletnie zniszczonymi, w innych budynkach brakowało całych fragmentów konstrukcji. Jakiś wiszący w powietrzu kaloryfer, meble, półki z książkami obsypanymi gruzem, łóżka. Brak ścian odsłaniał utracone życie, roszczeniową od wieków naturę rosji, brak wartości dla życia. Jeśli zostały schody można było wejść do pokoi bez drzwi. Pozostawione pojedyncze buty, domowe pantofle także w małych rozmiarach. Kiedyś pewnie dziecięce stopy biegły w nich do wieczornej kolacji przy ulubionej bajce w telewizji. Czy przeżyły, czy ich rodzice nadal mogą słyszeć tupot ich małych stóp?

fot. Marek Tutak

W Irpieniu było podobnie, rumowiska zalegały jeszcze na osiedlowych parkingach. Ostrzelane łady i lanosy jeszcze nie tak dawno temu przynosiły pożytek swoim właścicielom. Na jednym z parkingów przy głównej ulicy ustawiono stosy spalonych i podziurawionych pociskami aut. Podobno w jednym z nich był dziecięcy wózek. Te niegdysiejsze drogie i tanie auta teraz były już tylko surową pryzmą zrudziałego złomu, manifestem sprzeciwu dla barbarzyństwa tej wojny i jej najeźdźców. Parę miesięcy później na wrakach pojawiło się symboliczne graffiti, ukraińskie słoneczniki. Wysadzony na początku marca 2022 roku most nadal objeżdżało się prowizoryczną przeprawą.

fot. Marek Tutak

W Buczy ruin było jakby mniej. A może to leśne otoczenie osiedli nie chciało ujawnić rumowisk ludzkiej tragedii? Kiedy weszli tam rosyjscy okupanci, śmierć przechadzała się tymi leśnymi drogami i zostawiła zbiorowe mogiły. Była ceną „nowych lokatorów” w tej podkijowskiej enklawie spokoju i ciszy.

W pierwszym roku wojny, w grudniu 2022 roku, W Dnieprze, jakieś 260 kilometrów od Bachmutu, rozlega się alarm. Tego dnia na szczęście nic nie spada na miasto. Życie niby toczy się normalnie, ale to pozory. Ruch uliczny pogrążony jest w ciemnościach, sklepy i bary pracują na generatorach prądu. W zimnym barze cieszy niedogrzana zupa i mielone. Trochę dalej i później w Biłocerkiwce w obwodzie połtawskim, o wpół do jedenastej w nocy na termometrze minus dziesięć i zimny wiatr, a w kabinie samochodu wysiadło ogrzewanie postojowe. Do godziny policyjnej zostało pół godziny, trzeba jakoś zdążyć do ciepłego pokoju. Następnej doby w hotelu dzień jak co dzień ostatnio na Ukrainie. Kolacja przy latarce i oczekiwanie na wodę w łazience. Jest nadzieja, prąd ma być o dwudziestej trzeciej…

Marek Tutak

Tekst ukazał się w nr 15 (427), 18 – 30 sierpnia 2023

X