Panorama Śląska Edward Gierek i Josip Bros Tito na przejażdżce łodzią (Panorama)

Panorama Śląska

Koronawirus szaleje, kwarantanna wciąż jest przedłużana, więc dostęp do archiwów bibliotecznych zamknięty. Dobrze, że ma się własne archiwum czasopism, wprawdzie z lat daleko powojennych. Pora sięgnąć po coś nowego – dziś przedstawię kilka numerów śląskiego tygodnika ilustrowanego „Panorama” z czerwca 1972 roku…

Na początku każdego pisma były wiadomości polityczne. W lecie 1972 roku Polskę odwiedził przywódca Jugosławii Josip Broz Tito. W jednym z numerów zamieszczono krótką informację, a w drugim – duży reportaż fotograficzny z tej wizyty.

Prezydent Jugosławii w Polsce
Gościliśmy w kraju prezydenta Jugosławii Josipa Broz Tito z małżonką, który przybył do Polski na zaproszenie Edwarda Gierka i Henryka Jabłońskiego. Po oficjalnych rozmowach w siedzibie KC PZPR i uroczystym przyjęciu w Urzędzie Rady Ministrów, prezydent Tito był gościem Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie otrzymał najwyższą godność tej uczelni — tytuł doktora honoris causa. Podczas kilkudniowego pobytu w Polsce J. Broz Tito odwiedził Fabrykę Samochodów Osobowych na Żeraniu, która należy dziś do największych kooperantów w polsko-jugosłowiańskiej współpracy gospodarczej. W Wilanowie, siedzibie prezydenta, dostojny gość spotkał się z delegacją śląskich górników i przyjął nadany mu decyzją braci górniczej tytuł Honorowego Górnika PRL. W chwili gdy podpisywaliśmy do druku „Panoramę” rozpoczynał się trzeci dzień wizyty prezydenta w Polsce.

Edward Gierek i Josip Bros Tito na przejażdżce łodzią (Panorama)

W latach 70. Polska była potęgą motoryzacyjną – produkowano Polskie Fiaty 125 i 126 (z literką „P”), a polscy rajdowcy zdobywali pierwsze miejsca na najbardziej prestiżowych imprezach samochodowych. Oto kilka takich relacji:

Polski sukces na rajdzie Akropolu
Niewątpliwie w ostatnich dniach maja zwycięstwo Polskiego Fiata w Rajdzie Akropolu wysunęło się na czoło wydarzeń sportowych. Wygranie najliczniej obsadzonej klasy do 1600 ccm w imprezie, będącej jedną z najważniejszych eliminacji do mistrzostw Europy producentów, jest zaskakującym nokautem dla wielu renomowanych firm samochodowych. Tym bardziej, że jest to już drugie zwycięstwo w tym roku w rajdzie tak wysokiej rangi. Z pierwszym mieliśmy do czynienia w styczniu, podczas Rajdu Monte Carlo, w którym to 24 miejsce w klasyfikacji generalnej załogi Mucha-Jaroszewicz było jednocześnie pierwszym miejscem w klasie. Nie jest to przypadek, że Polski Fiat toruje sobie przebojem drogę do odbiorców w całej Europie, a polscy kierowcy rajdowi zaczynają sięgać po coraz cenniejsze laury. lecz wynik konsekwentnie prowadzonej „polityki sportowej” przez Fabrykę Samochodów Osobowych. Przypatrzmy się, jak ona wyglądała w przypadku tegorocznego Rajdu Akropolu.

Polscy rajdowcy Jaroszewicz i Szulc przy zwycięskim Fiacie 125p (Panorama)

Gdy w kraju inżynierowie i mechanicy zajmowali się samochodami, dwie wytypowane załogi wyruszyły do Grecji na 11-dniowy trening i objazd trasy. Samochody treningowe udostępnił bardzo zainteresowany startem Polaków sprzedawca Polskiego Fiata w Grecji, Kamenoz. On chyba najlepiej od początku zdawał sobie sprawę, jak wielkie znaczenie reklamowe może mieć ukończenie rajdu przez polski samochód. Czy wierzył wówczas w taką możliwość, tego nikt nie wie.

Nie można powiedzieć, że na starcie nasze dwie załogi były przez kogokolwiek zaliczane do ścisłego grona potencjalnych faworytów. Wśród fachowców panowało raczej przekonanie, że zwycięzcą klasy do 1600 cm³ może być doskonale znoszący trudy rajdu Fort Escort Mexico, japoński Datsun 1600 SS. Renault 12 Gordini lub nawet zupełnie nie znany w Europie amerykański Dodge Colt. Jednak już pierwsze odcinki specjalne ujawniły, że Polacy wcale nie przejawiają chęci do poddania się bez ostrej walki o sekundy. Obie załogi ruszyły do ataku na pierwszych kilometrach plasując się wśród dwudziestki najlepszych wozów. Biorąc pod uwagę, że na starcie stanęło 119 samochodów, prowadzonych przez wytrawnych kierowców, było to dla wszystkich dużym zaskoczeniem.

I wreszcie decydująca próba – wyścig płaski na lotnisku w Atenach na dystansie 80 km. Zmiana opon na szosowe i start. Defekty jednak do samego końca nie opuszczają Jaroszewicza. Na trzecim okrążeniu pęka opona. Serwis błyskawicznie zmienia koło i załoga w fenomenalnym stylu kończy wyścig. Przeciwnicy pokonani. Renault i Datsun uległy Polskiemu Fiatowi. W klasyfikacji generalnej – doskonałe jedenaste miejsce, za wozami tej klasy co Fiat 124 Spider, BMW 2002 Alpina, Lancia, Renault Alpine.

Relacja moja ma jednak na celu wykazanie, że sukces ten – mimo pozorów – był nie tylko wynikiem doskonałego przygotowania samochodu, ale także, a może przede wszystkim wielkiej woli zwycięstwa załogi Jaroszewicz-Szulc i wyjątkowej wprost postawy mechaników z serwisu oraz kolegów z drugiej załogi, którzy swoje niezrealizowane marzenia niejako przenieśli na kolegów jadących z większym szczęściem. I dlatego w tym konkretnym przypadku nie tyle efekt końcowy jest cenny, co cała droga prowadząca do niego.

Zaś wielki sukces propagandowy polskiego sprzętu mógłby zostać o wiele lepiej wykorzystamy, gdyby FSO włączyła do ekipy dwóch dziennikarzy i stworzyła im możliwość zapoznania się z wszystkimi aspektami rajdu. Myślę, że współpraca tego typu dojdzie kiedyś do skutku.

Ubiegłoroczny sukces polskiego asa szos, Sobiesława Zasady, wywołał zainteresowanie jego autem.

Wielokrotnie otrzymywaliśmy prośby o przedstawienie samochodu na którym Sobiesław Zasala zdobył w ubiegłym roku tytuł rajdowego mistrza Europy. Oto krótka charakterystyka wozu BMW 2002 TI, najszybszego i najsilniejszego spośród całej rodziny tych samochodów, znanych również w Polsce w wersjach: 1600, 1800, 2000, 2002 TI itp.: silnik czterosuwowy, czterocylindrowy, rzędowy, z wtryskiem paliwa syst. Kugel-Ischer, pojemność skokowa 1900 cm³, stosunek sprężania 10:1, moc maksymalna 130 KM przy 3.800 obrotach na min., szybkość maksymalna na I biegu – 67 km/h, na II – 102, na III – 133, na IV – 192 km/h. Zużycie paliwa 10,1 do 12,8 na 100 km. Rodzaj ogumienia – 165 HR 13. Warto dodać, że typ podwozia stosowanego w całej rodzinie samochodów BMW należy do najlepszych obecnie nie tylko w Europie, ale też skutecznie może konkurować z podobnymi konstrukcjami zaoceanicznych producentów.

W Polsce i innych krajach europejskich coraz popularniejsze są specyficzne sporty. Ostatnio rozwija się sokolnictwo…

Królewski sport
Tego by się nikt nie spodziewał. Sokolnictwo, jeden z najstarszych sportów świata, ale dziś są prawie całkowicie zapomniane, na większą skalę uprawiane jedynie w zauralskich częściach Związku Radzieckiego — najniespodziewaniej odżyło w ostatnich łatach w kilku krajach europejskich, m.in. w wysoce uprzemysłowionej Czechosłowacji. Odżyło jako hobby i sport.

Wynalezienie sposobu polowania przy użyciu ptaków drapieżnych: sokołów, orłów, jastrzębi, krogulców, kobuzów i rarogów przypisuje się starej arystokracji celtyckiej. Niezwykły ten sport był prawie zawsze zastrzeżony wyłącznie dla królów i magnaterii. Ale też nie każdy mógłby sobie pozwolić na ten rodzaj polowania, bo – po pierwsze – dobrze ułożony sokół był niezmiernie drogi. Np. nasz Stefan Batory zakupił raz sześć sokołów płacąc po 30 złp za samice i po 20 złp za samce (samce zawsze były tańsze). A trzeba wiedzieć, że za te 30 złp można było wówczas kupić 120 korców żyta, albo parę koni powozowych, albo trzy karmne woły. Zaś białozory, odmiana sokoła, kosztowały prawie dwa razy tyle. W dodatku nie wystarczyło kupić sokoła. Sokół wymaga stałej opieki sokolnika, który go niemal stale musi nosić na ręce, karmić. W Polsce jako pierwszy bawił się z sokołem Bolesław Chrobry, sprowadzając sokolników z Zachodu, gdzie ten sport był powszechniejszy. Lubili sokolnictwo Bolesław Śmiały, Krzywousty i inni. Na grobowcu Jagiełły wyobrażono sokoła i dwa psy myśliwskie. Batory założył nawet szkoły układania ptaków drapieżnych. Henryk Walezy przywiózł z Francji ułożone jastrzębie, lecz zdumiał się widząc w naszym kraju nieskończoną ilość sokołów lepszych niż te przywiezione.

Dawniej orły i sokoły służyły zwykłe do polowań na dropie, dzikie gęsi, czaple i żurawie. Jastrzębie puszczano na cietrzewie, kaczki i kuropatwy, Krogulce, kobuzy i rarogi na przepiórki, gołębie i skowronki. Dziś większość tych ptaków jest pod ochroną. Sokół jest dobry na zające. Jastrząb chwyta tylko żywe ptaki w locie. Kobuz i raróg chwytają czasem coś w locie, ale ich głównym łupem są… myszy.

Jednym z „ptasich myśliwych” jest Irży Svoboda z Czech. – Ot, sport, pomyślałem. Tyle pieniędzy i zachodu dla upolowania myszy.

Sokolnik Irży Svoboda (Panorama)

Pan Svoboda najbardziej obdarł z legendy orła. Dowiaduję się, że ten wielki, królewski ptak, figurujący jako godło licznych państw, w gruncie rzeczy nie jest tak wspaniały, jak się sądzi. Owszem, potrafi upolować zająca, czaplę, czy żurawia, bo jest większy i silniejszy. Ale głównym przedmiotem jego ataków są małe, chore ssaki, chętnie też pożera… padlinę. Wstydź się, orle!

Na Śląsku są wspaniałe warunki rozwoju szybownictwa. Wykorzystując to, powstały zakłady produkujące sprzęt latający najwyższej światowej klasy…

Polska potęgą lotniczą
Polskich szybowców nic trzeba rekomendować. Znane i cenione są nie tylko wśród polskich pilotów, ale także przez zagranicznych konkurentów. Latają pod niebem Finlandii. Szwecji, Danii, Wielkiej Brytanii, Francji, NRF, Szwajcarii, Austrii, Hiszpanii, Turcji, Włoch i ZSRR a także na innych kontynentach: w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Argentynie, Nowej Zelandii.

Polskie szybowce (ekologia.pl)

Produkcja szybowców w Polsce nie jest największa na świecie, ale bez przesady można powiedzieć, te jesteśmy najbardziej atrakcyjnym producentem. Wszystkie nasze szybowce dopuszczone są bowiem zarówno do pełnej akrobacji, jak i do lotów szkoleniowych i wyczynowych.

Wyboista droga
W 1946 roku Ministerstwo Komunikacji powołało w Bielsku-Białej Instytut Szybownictwa, który w 1948 r. przekształcony został na Szybowcowy Zakład Doświadczalny. Składał się z pięciu zakładów rozrzuconych w różnych stronach Polski – w województwie rzeszowskim, poznańskim, wrocławskim i katowickim. Do 1956 roku zakłady podlegały resortowi komunikacji, a potem zostały podporządkowane Zjednoczeniu Przemysłu Lotniczego i Silnikowego „Delta”. Z roku na rok produkowano coraz więcej i coraz lepiej. Nawet w okresie istnienia „żelaznej kurtyny” jednym z nielicznych polskich wyrobów znanych, cenionych i niekwestionowanych na rynkach krajów kapitalistycznych były właśnie szybowce.

Pierwszy wybój na drodze szybkiego ruchu zanotowały zakłady w 1963 roku. Wówczas to właśnie ograniczono zainteresowanie przedsiębiorstwa do zagadnień związanych z opracowaniem konstrukcyjnym i technologicznym szybowców oraz ich produkcję seryjną. Oddzielono także zakład w Poznaniu i Krośnie. Zdolność produkcyjna gwałtownie spadła: z dwustu do około czterdziestu produkowanych szybowców. Decyzja hamująca rozwój wytwórni wzięła się stąd, że błędnie rozeznano rynek i jego potrzeby, i to nie tylko w kraju.

Trochę o przyszłości
Szybownictwo przeżywa dziś gwałtowny rozwój. Polski przemysł lotniczy rozwija się coraz bardziej. Polscy konstruktorzy coraz bardziej muszą myśleć o zaprojektowaniu pierwszego polskiego „motoszybowca”. Taki jest trend światowy. Uprawiający szybownictwo chcą uwolnić się od wyciągarek i samolotów – chcą posiadać własny silnik w szybowcu, aby samodzielnie móc wznieść się w powietrze. Inżynierowie z Bielska-Białej zdają sobie sprawę z konieczności prowadzenia prac właśnie w tym kierunku.

Stworzono warunki do rozwoju polskiej myśli technicznej w konstrukcjach lotniczych – za tym muszą iść decyzje stwarzające możliwości produkcyjne. Wytwórni brak jest pomieszczeń magazynowych – gotowe szybowce zajmują powierzchnie produkcyjne. Postawienie kilku hal magazynowych, hal składanych, przenośnych rozwiąże sprawę na kilka najbliższych lat. Z drugiej strony premia dla załogi, za ambicję, osiągnięcia i upór byłaby kolejnym bodźcem do polepszenia i unowocześnienia produkcji.

Jest jedna dziedzina, w której Ukraina przoduje – ilość dziur na drogach. Kiedyś tak było w Polsce i proponowano wówczas wspaniałe rozwiązania.

Bezpieczeństwo na naszych drogach
Toczące się od kilku lat dyskusje na temat zwiększenia bezpieczeństwa ruchu drogowego nie uwzględniają prawie w ogóle tak podstawowych czynników, jak jakość dróg, czy stan ich powierzchni.

Pisze się u nas często i mówi o budowie nowych dróg, o poszerzaniu lub ulepszaniu nawierzchni starych traktów, o konieczności lepszego oznakowania, ale nigdy nie wspomina się o jakości nawierzchni. A jest ona, poza paroma wyjątkami, wręcz katastrofalna. W każdym razie niejedna katastrofa z tego powodu się wydarzyła. Nawet na drogach niedawno wybudowanych (chyba w sposób niefachowy lub niesolidny), nie mówiąc już o starych, znajduje się mnóstwo „pułapek” w postaci głębokich dziur (nie załatanych w porę), poprzecznych rowów (często po dodatkowych robotach ziemnych, kładzeniu kabli, rur itd.) lub garbów.

Użytkownicy pojazdów, w obawie przed dostaniem się w pułapkę wyczyniają na drodze najróżniejsze ewolucje, prowadzące często do zderzenia z innym pojazdem, szczególnie gdy warunki są trudne, np. jezdnia jest śliska, ruch duży, brak przejść dla pieszych itd. Przeważnie pułapki te są nie oznakowane i jadący z dużą szybkością pojazd nie ma możliwości wyhamowania. Pozostaje do wyboru karkołomna ewolucja lub wjechanie na pułapkę, co często kończy się uszkodzeniem. Co dziwniejsze – przeszkody na jezdni są z reguły nie oznakowane.

Coś z tym trzeba zrobić. Wydaje się, że osoby odpowiedzialne za powstanie tych przeszkód na drogach powinny być karane mandatami, grzywnami lub obciążane (gdy jest to przedsiębiorstwo) kosztami naprawy drogi i uszkodzonych pojazdów. Dopuszczanie do powstawania takich przeszkód powinno być traktowane jako poważne wykroczenie.

Znane osobistości z patelnią – to kolejna rubryka, w której znane osoby dzielą się swoimi ulubionymi przepisami…

Nasza popularna aktorka Zofia Kucówna w chwilach wolnych od zawodowych zajęć chętnie zajmuje się „pichceniem” czegoś smakowitego. Dziś podajemy jej przepis na zupę serową.

15 dkg żółtego sera goudy, ementalera lub innego gatunku sera żółtego, niezbyt tłustego (który zawsze znajdzie się w spiżarni, leżący odłogiem) ucieramy na tarce o drobnych oczkach i zalewamy 1,5 szklanki zimnego przegotowanego mleka. Pozostawiamy na chwilę, a tymczasem robimy zasmażkę z 5 dkg masła i 5 dkg mąki. Gdy ma już złocisty kolor zdejmujemy na chwilę z ognia, zalewamy powoli litrem zimnej wody, uważając żeby nie było grudek. Dodajemy łyżeczkę kminku oraz obrany i rozgnieciony ząbek czosnku. Gotujemy przez 20 minut, po czym przecedzamy. żeby pozostał tylko czysty wywar. Wywar łączymy z mleczno-serową mieszanką i jeszcze raz podgrzewamy całość, nie doprowadzając jednak do zagotowania, gdyż może się zwarzyć. Przed podaniem do stołu dodajemy soli, pieprzu i odrobinę startej gałki muszkatowej do smaku. Smacznego!

Maryla Rodowicz – Miss obiektywu (Panorama)

Na opolskim rynku
Czerwiec był miesiącem niezwykle muzykalnym – przebiegał festiwal piosenki polskiej w Opolu. Z tej okazji na opolskim rynku można było zobaczyć znanych i lubianych piosenkarzy.

Zespół „Tropicale Thaiti Granda Banda”, przywiózł do Opola spory zastrzyk humoru. Do przystrojonej odświętnie „stolicy polskiej piosenki” (vide: Rynek Opolski) przyjechali m. in.: Zdzisława Sośnicka, Magda Umer i Andrzej Dąbrowski. Nie zabrakło również „Skaldów”, „Trubadurów” i Urszuli Sipińskiej. Po berło „Miss Obiektywu” przyjechała tu Maryla Rodowicz, która okazała się najczęściej fotografowaną piosenkarką X Festiwalu Polskiej Piosenki. Po raz pierwszy natomiast byli fotografowani, filmowani i „transmitowani” przez TV opolscy debiutanci.

Tropicale Thaiti Granda Banda (Panorama)

Kwestia ochrony przed zarazkami istniała od zawsze, bez względu na koronawirusa. W 1972 również zwracano uwagę na ochronę przed zarazkami…

Zarazki w portfelu
Pieniądze nie tylko nie przynoszą szczęścia, jak twierdzą ci, którzy mają pełne portfele, ale mogą także wpędzić w chorobę. Udowodnili to ostatnio naukowcy w USA, którzy poddali skrupulatnym badaniom chemicznym 150 monet i 150 banknotów. Bilon okazał się znacznie „zdrowszy”, jedynie w 13,3 proc. stwierdzono na metalu obecność bakterii. Gorzej przedstawia się sytuacja z banknotami, które uznawane są za symbol bogactwa. Na powierzchni 42 procent badanych banknotów stwierdzono obecność zarazków.

Zamieszczano również porady na upalne letnie dni…

Ugasić pragnienie
Wbrew pozorom zimne płyny dają tylko chwilowe uczucie ulgi, jeszcze bardziej wzmagają pragnienie. Najskuteczniej gasi je szklanka gorącej herbaty z cytryną lub napar z mięty.

Napój z cytryny i miodu (w tym wypadku może być nawet z kostką lodu) nie tylko gasi pragnienie, ale dostarcza jeszcze organizmowi cennych witamin i prostych cukrów.

W czasie upałów warto mieć w domu pożywny i gaszący pragnienie kwas buraczany. Jego przygotowanie jest bardzo proste: obrane i umyte buraki krajemy w plasterki, układamy w słoju, dodajemy soli i cukru, zalewamy przegotowaną i ostudzoną wodą, dodajemy skórkę z chleba razowego (i kto chce, może dodać kminku), pozostawiamy w cieple ok. 5 dni. Cedzimy przez czystą gazę i zlewamy do butelek. Przechowywać w lodówce.

Najwspanialszym płynem gaszącym pragnienie jest kwas chlebowy. Jest z nim trochę roboty, ale trud się opłaca. A oto przepis: 25 dkg żytniego razowego chleba pokroić na skibki i wysuszyć. Zalać 4 l wrzącej wody i zostawić na kilka godzin. Gdy płyn przestygnie przecedzić, dodać 25 dkg cukru i ½ dkg drożdży rozpuszczonych w cukrze oraz sok z 1 cytryny lub kwasek cytrynowy. Zostawić na 24 godziny, następnie zlać do butelek, dodać 2–3 rodzynki, zakorkować i wynieść na 3 dni do chłodnego pomieszczenia. Po czym gotowy do picia.

Gdy jesteś blada
Przydaj więc sobie trochę różu. Nie trzeba go wcale kupować, wystarczy rozetrzeć (ale bardzo dokładnie) trochę tłustej pomadki do ust na policzki.

Przepowiedz sobie pogodę
Nie tylko Wicherek może nam przepowiedzieć czy będzie pogoda, czy będzie deszcz. Także wiele roślin „czuje” deszcz. Na przykład – powój zamyka przed deszczem kielichy, zaś szczawik zajęczy – zwany na wsi „pogodynką” – otwiera kwiatki rano jedynie wówczas, gdy spodziewa się ładnej pogody

A gdy trafi nam się deszczowy dzień, to możemy „rozerwać” się, rozwiązując taką ankietę:

Czy masz bujną wyobraźnię?
tak nie
1 Czy nudzisz się czasami? 1:2
2 Jeśli opowiadasz jakieś wydarzenie z przeszłości, czy dorzucasz czasem jakiś malowniczy, lecz nieprawdziwy szczegół? 1:0
3 Czy w ubieraniu kierujesz się bardziej własnym smakiem niż nakazami mody? 2:1
4 Czy na zebraniach lubisz kreślić na kartce papieru stale te same figury? 0:1
5 Czy masz pismo szerokie, zajmujące, wiele miejsca? 1:0
6 Czy, gdy słuchasz muzyki, przesuwają Ci się przed oczyma różne obrazy, kojarzące się z melodią? 3:0
7 Czy lubisz pisać długie listy? 2:1
8 Czy miewasz często niezwykłe sny? 1:0
9 Czy interesujesz się malarstwem? 2:1
10 Czy lubisz wyobrażać sobie, jak wyglądają nieznani Ci osobiście ludzie, o których opowiadano Ci wiele interesujących rzeczy? 1:0
11 Czy wzruszają Cię romantyczne historie? 1:0
12 Czy wykazujesz wolę inicjatywy w pracy zawodowej? 2:1

Sprawdź siebie:
5–9 punktów: Jesteś realistą, nie lubisz bujać w obłokach, A jednak trochę fantazji nikomu jeszcze nie zaszkodziło…
9–13 punktów: Masz wyobraźnię przeciętną, to znaczy taką, jaką posiada większość ludzi na tym świecie. Od Ciebie tylko zależy, czy potrafisz ją rozwinąć, czy też pozwolisz jej zwiędnąć…
14–17 punktów: Dysponujesz bujną wyobraźnią. Jeżeli potrafisz ją wykorzystać właściwie, możesz bardzo wzbogacić swoje życie i swą pomysłowością przynieść innym wiele pożytku i radości.

Opracował Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 12 (352), 29 czerwca – 16 lipca 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X