Owies – przemilczana tradycja wielkanocna

Wśród tradycji wielkanocnych najczęściej wymieniane są baranki, zajączki, pisanki, święconka itd. Nikt jednak nie wspomina dziś o pięknej tradycji siania przed Wielkanocą owsa.

Na święta do tzw. łączki wstawia się zazwyczaj gipsowego baranka z chorągiewką i m.in. również w ten sposób dekoruje się świąteczny stół.

Owies na Wielkanoc jest symbolem tego, co wzrasta i zapewnia w domu dostatek. W moim domu tradycja sadzenia owsa była od zawsze. Równo 10 dni przed świętami rozpoczynało się wysiewanie owsa. Był to cały rytuał, który celebrował tata, a ja mu asystowałem. Zakupiony w sklepie nasienniczym owies moczono w letniej wodzie, przeważnie na jedną noc. Równocześnie przygotowywano doniczkę z ziemią, która też stała przez noc w domu, aby „się ogrzała” – jak mówił tata. Rano napęczniałe nasionka owsa tata wysiewał do doniczki, przyprószał ziemią, podlewał i odstawiał do jasnego i ciepłego miejsca. Najlepiej na parapet w kuchni. Było to bardzo ważne, szczególnie gdy Wielkanoc wypadała wcześnie, w marcu, i gdy na dworze było jeszcze mroźno i leżał śnieg, a roślinka powinna była przecież mieć warunki cieplarniane.

Teraz następował okres niecierpliwego oczekiwania – wzejdzie, czy nie? Co dnia podglądałem czy ziemia w doniczce nie zaczyna pęcznieć, czy nie pokazują się pierwsze zielone ździebełka. Ale zawsze było tak, że nawet jeśli owies rósł niemrawo, jednak na same święta doniczka cieszyła piękną bujną zielenią, a na koniuszku każdego ździebełka była kropelka wilgoci.

W naszym domu doniczka z owsem była okrasą tzw. stoliczka. Na oddzielnym miejscu wystawiano dla dzieci mały stolik, też specjalnie ozdobiony, na którym umieszczano święconkę, szynkę, kiełbasę, lukrowane babki, miniaturowe marcepanowe wyroby. Taki marcepanowy zestaw przysłał kiedyś dla mnie i dla siostry wujek z Warszawy. Ja swoje marcepany zjadłem już po pierwszych świętach, a siostra miała je jeszcze długo, aż stwardniały tak, że nie nadawały się do jedzenia. Zazdrościłem jej potem tego, ale już nie mogłem tego ruszyć. Na tym stoliku ustawiano dla nas karafkę i kieliszki – specjalnie wydmuchane przez dziadka. Do karafki nalewało się wody z sokiem malinowym i piliśmy ją z małych kieliszków – tak samo jak dorośli nalewkę malinową.

Obok tego stoliczka stała właśnie doniczka z owsem – pięknym, bujnym, zielonym, a pośród owsa – baranek z chorągiewką. Doniczkę – taką zwykłą, wypalaną z gliny, bo innych wtedy nie było – owijano w kolorowy papier z wyciętym w „ząbek” brzegiem. Dopełniało to świąteczną atmosferę.

Po tygodniu owies stawał się coraz bujniejszy, tak, że źdźbła zaczynały opadać, i tracił swój atrakcyjny wygląd. Wtedy doniczkę odstawiało się w kąt, a owies wysadzało się do ogrodu, gdzie dalej się zielenił i rósł. Kiedyś taki wielkanocny owies w naszym ogrodzie nawet wydał kłosy.

Obecnie owies wypiera rzeżucha, czyli mówiąc językiem botanicznym, pieprzyca siewna (Lepidium sativum). Nie sprawia wiele kłopotu, bo wysiewa się ją na wilgotną gazę z watą. Gdy pojawią się już młode pędy, można je ścinać nożyczkami i dekorować jajka na świątecznym stole. Ma posmak czosnku, jej aromat dodaje smaku jajom – najważniejszej na stole Wielkanocnym potrawie.

Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 6-7 (274-275) 11-27 kwietnia 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X