Opracowanie życiorysów jeńców z 1939 roku to trudna emocjonalnie praca

Z Natalią Denysiuk, zastępcą redaktora naczelnego „Monitora Wołyńskiego”, rozmawiał Wojciech Jankowski.

Jak doszło do wydania tej książki?
Publikowaliśmy szkice o tych jeńcach. W 2014 roku zgłosiła się do redakcji pani Tetiana Samsoniuk, która bada losy represjonowanych Polaków, i zaproponowała prowadzenie takiej rubryki. Nazwę wymyśliliśmy dość szybko „Ocaleni od zapomnienia”. Na początku dawała teksty dotyczące jeńców na terenie obecnego obwodu rówieńskiego. Kiedy ten cykl dobiegł końca, było dla nas oczywiste, że to jest materiał na książkę. Brakowało nam dofinansowania, które dostaliśmy dzięki konsulatowi w Łucku i Fundacji Wolność i Demokracja. Udało nam się wydać książkę, na którą złożyły się teksty o jeńcach. Obecnie mamy materiały na kolejną książkę, tym razem o działaczach podziemia na terenie Rówieńszczyzny. Teraz zaczęliśmy taki cykl o nauczycielach.

Autorka książki Tetiana Samsoniuk mówiła, że praca nad tymi materiałami była bardzo przepojona emocjami. Czy ta praca również taka była?
To jest bardzo emocjonująca praca. Nawet nie podejrzewałam, że będę w życiu zajmowała się czymś takim (jestem historykiem i dziennikarzem z wykształcenia). Teksty opracowywałam jako redaktor, pomagam też w poszukiwaniach i w pisaniu maili w języku polskim, ponieważ krewni tych osób piszą do redakcji, więc odpowiadam na te maile, kontaktuję się z krewnymi, przekazuję informacje pani Tetianie. Czasem jest tak, że przychodzi mail późnym wieczorem, albo rano wstaję i przy kawie porannej czytam, że ktoś odkrył, że przeczytał o dziadku swoim albo o krewnych żony, wówczas odzywają się niesamowite emocje, że otrzymuje się odzew od ludzi.

Proszę przybliżyć czytelnikom KG „Monitor Wołyński”.
„Monitor Wołyński” to polsko-ukraińska gazeta, dwutygodnik wydawany w Łucku od 2009 roku, wydawany w dwóch językach. Pomysł na tę gazetę zrodził się w głowie prezesa Stowarzyszenia Kultury Polskiej im. Ewy Felińskiej. W Monitorze Wołyńskim pracują Ukraińcy i Polacy. Duży nacisk kładziemy na tematy historyczne, bo tak się złożyło, że Wołyń ma taką historię, jaką ma, ale też piszemy o życiu miejscowych Polaków, o Ukrainie, o Łucku, o Polsce, czyli podejmujemy tematy, które dotyczą spraw polsko-ukraińskich.

Czy „Monitor Wołyński” wydał książkę po raz pierwszy, czy i kiedy planujecie kolejne?
W zasadzie to po raz drugi, ale pierwszą była taka broszura do 50 stron. Nosiła tytuł „Mój wołyński dzień” i została przygotowana przez pracowników stowarzyszenia. Złożyły się na nią wspomnienia wołyniaków. To była mała książeczka w niedużym nakładzie i szybko się rozeszła. Udostępniliśmy ją w wersji PDF na naszej stronie. „Jeńcy września 1939 roku” to pierwsza duża książka. Na początku roku bieżącego ukazało się drugie wydanie. Pierwsze wydanie z ubiegłego roku miało niski nakład z powodu braku środków. Od razu pojawiła się myśl, że musimy wydać kolejny nakład. W czasie, gdy staraliśmy się o środki i były załatwiane różne sprawy, Tetiana znalazła informacje o kierowniku obozu w Równem, znalazła parę szkiców o kolejnych jeńcach i było dla nas oczywiste, że to nie będzie tylko dodruk, lecz wydanie uzupełnione.

Czy ze świata dotarły jakieś reakcje na tę książkę?
Przeważnie dotyczy to krewnych. Dzięki publikacjom w „Monitorze Wołyńskim” i dzięki książce dowiedzieliśmy się o losie kilku jeńców, którzy są bohaterami tej książki, ale też dowiedzieliśmy się o losach tych jeńców, o których piszemy w rubryce „Ocalić od zapomnienia”. Dostajemy maile z Polski, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Kanady.

Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 20 (312) 30 października – 15 listopada 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X