Niemal w każdym mieście mamy ulice Mazepy, Petlury, Bandery, Hruszewskiego, Konowalca, Bohaterów UPA, Łesi Ukrainki, Stusa etc. A czy we Lwowie jest ulica króla Jana Kazimierza czy polskich Orląt? Czy jest ulica Rajmunda Jarosza w Truskawcu, Brunona Szulca albo Jana Niewiadomskiego w Drohobyczu?
Czyż nie podobna jest sytuacja w Stryju, Borysławiu, Stanisławowie, Tarnopolu, Mościskach, Brzeżanach? Zapomniano o polskich pisarzach, malarzach, budowniczych państwa, wytarto nasze ślady i niewiele się zmieniło od czasów komunizmu-ateizmu.
Kto z Polaków korzysta ze swego prawa by świętować w domu, a nie w pracy Boże Narodzenie? Czy mamy wpływ na tych, kto oddał nasze kościoły prawosławnym, grekokatolikom, protestantom? Chyba nie mamy, a nawet głosujemy za nich znów, żeby reprezentowali nasze interesy w radach miejskich czy obwodowych. Nierzadko w naszych środowiskach słyszymy nawet o sympatiach do „Swobody” Tiahnyboka.
Zamiast jednolitości towarzystw polskich i gotowości stanąć w obronie każdego Polaka, mamy nieraz amorficzną grupę, która aktywizuje się tylko przed wyborami w towarzystwach.
Zamiast tworzenia jakiejś polskiej siły politycznej, dalej musimy wybierać między złem większym a złem mniejszym. Rosjanie w Galicji czują się wolniej i mają więcej możliwości informacyjnych i politycznych aniżeli Polacy, którzy tworzyli kształt tego kraju.
Na Ukrainie pamiętają słowa zmarłego już pierwszego Prezydenta Rosji Borysa Jelcyna o tym, że on niby każdego dnia myślał o tym, czy zrobił coś dobrego dla Ukrainy. Oczywiście, my jako obywatele Ukrainy też powinniśmy starać się o dobro tego kraju, w którym mieszkamy. Bo nie w naszej mocy jest zmieniać granice, jak to czynili przywódcy kilku mocarstw po I i po II wojnach światowych.
Ale w naszej mocy jest myśleć codziennie o rozwoju sprawy polskiej na Ukrainie i starać się skutecznie działać w tym kierunku. Ażeby Polska i polskość nie zginęły z naszego życia na setki lat i wiele pokoleń, a my byśmy nie zostali w dziejach tej ziemi ostatnimi polskimi Mohikanami. I żeby nasza polskość znów wyrażała się w naszej jedności, a nie była jedynie ubogimi okruchami na obrusie życia.
Włodzimierz Kluczak
Tekst ukazał się w nr 7 (155) 13–26 kwietnia 2012