Odnaleziona rodzina – upominek z Ukrainy

Odnaleziona rodzina – upominek z Ukrainy

Nowy Rok niesie nowe nadzieje, każdego Sylwestra myślimy, że oto od następnego dnia rozpoczniemy nowe życie, w którym nie będzie żadnych przykrości.

Pragniemy wierzyć w cuda i one naprawdę się zdarzają – przeważnie, gdy się ich zupełnie nie spodziewamy. Julian Golak z Nowej Rudy, dawny przyjaciel naszego pisma, też nie oczekiwał cudu. Owym cudem stało się odnalezienie przez niego na Ukrainie rodziny.

Prawdę mówiąc, rodzinę, zgubioną pośród perypetii wojny, odnalazła jego żona. Była to wielka i miła niespodzianka. Rodzinne wspomnienia i przyjaźń prawie od roku łączą Nową Rudę i daleką podkarpacką wieś Łojowa w powiecie Nadwórna. Tu w małej schludnej chatce wiejskiej oczekuje wieści z Polski Maria Łazaruk, mieszkająca z synem, synową i wnukami. Korespondent „Kuriera Galicyjskiego” przybyła do tej rodziny z upominkami od Golaków, których odwiedziła kilka tygodni wcześniej.

Irena Jazinicka z wnuczką Joanną piszą list do kuzynki Marii, obok – Julian i Ewa Golakowie

Przy wielkim, suto zastawionym stole zebrała się cała rodzina. Na stole – zdjęcie, w oczach – łzy i wspomnienia. „Niestety, mama nie doczekała chwili, kiedy zobaczy swego brata – mówi Irena Jazinicka, matka Ewy Golak. – Urodziłam się na Przykarpaciu, stamtąd pochodzi rodzina. Mama Antonina miała brata Józefa i siostrę Zofię. Oni pozostali w sowieckim piekle. Ja i mama trafiłyśmy do Polski. Wiem, że ciocia niedługo potem zmarła, a z wujkiem mama korespondowała długo, wysyłali sobie nawzajem paczki i okazywali wsparcie. Z czasem listy od wujka nadchodziły coraz rzadziej. Nikt nie wiedział, gdzie jest, co się z nim dzieje”.

Gałąź ukraińską rodziny odnalazła córka Ireny. Kiedy po raz pierwszy przyjechała na Ukrainę z mężem i dziećmi – na zaproszenie redakcji „Kuriera Galicyjskiego” – zapytała, czy nie mogą pojechać do powiatu Nadwórna. Myślała, że mieszka tam, być może, rodzina wuja, Józefa Łazaruka. Gdy przebywali na cmentarzu i szukali grobów, spotkali córkę wuja.

Irena Jazinicka, córka Antoniny Łazaruk, z mężem Stanisławem (Nowa Ruda)

Zdziwienie, radość i łzy nie miały granic. Teraz w Łojowej codziennie oczekują wieści od nieznanych, ale krewnych. „Ojciec wcześnie poszedł z domu, opowiada córka Józefa, Maria. Dziadek ożenił się powtórnie, macocha nie chciała zaakceptować chłopaka i jego sióstr. Musieli dawać sobie radę sami, gdzie kto mógł.” Józef, wcześniej mieszkający w Mariampolu, znalazł się aż w Delatynie. Na roztropnego chłopca zwrócił uwagę miejscowy kapłan. Polski sierota zaczął rzeźbić w drewnie różne rzeczy dla cerkwi. W rodzinie kapłana znalazł też swoje szczęście – spodobała mu się córka duchownego, haftująca ręczniki do ikon. Niebawem młodzi zakochani wzięli ślub.

Czasy były ciężkie. W latach wojny Józef został skierowany do Czelabińska. Uciekł jednak stamtąd do swej córeczki Marii, która jest już starszą kobietą i nie kryje łez, gdy wspomina najlepszego i najłagodniejszego na świecie ojca. W tajdze mężczyzna cudem uszedł z życiem, chroniąc się przed chłodem, śmiercią głodową i dzikimi zwierzętami. Przez siedem dni jadł tylko jagody leśne. Złapali go, chcieli rozstrzelać, ale coś się Sowietom pomyliło i Józef szczęśliwie wrócił do domu. „Pewnie Bóg zachował go dla siostry, która bezustannie modliła się w Polsce za braciszka, dla mnie i moich dzieci”, – mówi babcia Maria.

Ukochaną córkę Józef uczył czytania i pisania po polsku. Mówił, że nigdy nie może ona zapomnieć o swoich korzeniach. Maria dorosła, wyszła za mąż, urodziła i wychowała dwóch synów, ma czworo wnuków. Przez całe życie pracowała na stacji kolejowej. Ojciec zmarł już dawno, ale Maria cały czas niepokoiła się o los ciotki Antoniny. Gdzie jest? Czy żyje? Co robią jej dzieci? Niestety, jeszcze do niedawna pani Maria nie mogła się spotkać z rodziną w Polsce. Bóg jednak pomógł. Rodzina sama ją odnalazła.

„Jesteś moją jedyną kuzynką od strony matki, – babcia Maria czyta, ocierając łzy, list matki Ewy, Ireny Jazienickiej (córki ciotki Antoniny). Mieszkamy z mężem w Nowej Rudzie, mam 76 lat, a mąż Stanisław, pochodzący z Ziemi Lwowskiej – 79. Oboje byliśmy nauczycielami. Wychowaliśmy dwie córki, Ewę i Małgorzatę. Niestety, druga córka zmarła w młodym wieku. Ewa ma czworo dzieci, jej mąż Julian pracuje w organach samorządu. Matka Antonina, twoja ciotka, zmarła w 1989 roku. Wieczne odpoczywanie racz Jej dać, Panie… Mam nadzieję, że już się nie zgubimy, moja droga siostrzyczko”.

Teraz siostry radzą wszystkim, którzy jeszcze nie utracili nadziei, by szukali rodziny w obu krajach. Trzeba zrobić tylko krok do przodu i Bóg da szansę, by znowu być razem.

Halina Pługator
Tekst ukazał się w nr 1 (101) 15-28 stycznia 2010

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X