Najlepszy czas

Najlepszy czas

Mikołaj wysiadł z sań, wyprzągł renifery i uściskał je serdecznie. Zanim wszedł do domu przystanął jeszcze i pomachał gwiazdom. Zamigotały, choć nie tak radośnie, jak w minionych latach. Mikołaj westchnął. Jemu też nie było zbyt wesoło. Gdy przemierzał niebo nad sąsiednią krainą widział lęk w oczach ludzi, a wojna, która rozpanoszyła się w ich ojczyźnie, odbierała życie i zwyczajną codzienność. Jedno na zawsze, a drugie… Tego nikt nie wiedział.

– Myślisz o tych, którzy cierpią. – Stara Kobieta wyrosła za jego plecami. Okryła się szczelnie wydzierganą przez Dobrą Wróżkę chustą i chuchnęła w zziębnięte dłonie.

– Chciałbym im pomóc, bezsilność jest najtrudniejsza – wyznał Mikołaj dokładnie w tej chwili, w której jedna z gwiazd oderwała się od nieboskłonu i miękko opadła w stronę ziemi. Przez chwilę oboje śledzili ją wzrokiem, lecz gwiazda zgubiła się gdzieś w gęstwinie lasu. Wtedy objęci ruszyli w stronę domu, czas było świętować. – Wiem, że nie poddadzą się i zwyciężą, a jednak trudno mi się pogodzić z tym, co dziś widziałem – mówił Mikołaj. – Ponadto mam świadomość tego, że mój smutek i żal jest niczym, w porównaniu z tym, co czują ci wszyscy ludzie.

– Każdy ból jest na swój sposób największy. A my róbmy to, co możemy. Nawet, jeśli wydaje się, że to małe i nieznaczące gesty, to od nich zaczynają się cuda. Gdy nadejdzie czas świąt zaprosimy do naszego stołu tych, którzy schronili się w Osadzie. Oczywiście będziesz miał przygotowane jakieś niespodzianki? – Stara Kobieta obdarzyła Mikołaja uśmiechem.

– W tym roku będzie to niezwykle trudne zadanie, bo nie będę mógł nikomu podarować tego, czego pragnie najbardziej. Ale mam nadzieję, że uda nam się wyczarować dla wszystkich kilka chwil spokoju i nadzieję, bo bez niej wszystko traci sens.

Anioł słuchał ich rozmowy zapalając świecę. Jedna nie mogła rozproszyć mroku, lecz kolejne sprawiały, że okna domu jaśniały, wskazując drogę zbłąkanym wędrowcom. Skrzydlaty wiedział, że zło można pokonać tylko mnożąc okruchy dobra. Pewnego dnia będzie ich tak wiele, że dla niegodziwości nie wystarczy miejsca na świecie.

Choinka wyprostowała się, by ukryć prezenty, szeleszcząc ostrożnie łańcuchami i stukając delikatnie bombkami. Nie chciała robić zbyt wielkiego hałasu – goście, którzy mieli przybyć na wigilijną kolację, musieli odpocząć w ciszy.

– Byle nie za wielkiej – szepnął jej Wędrowiec. – Gdy słychać tylko własne myśli, rzadko pojawiają się te dobre. Człowieka dopadają smutki, a przecież nikt nie chce rozpaczać w czas świąt. Teraz każdy z nas szuka otuchy.

Trudno było nie przyznać Wędrowcowi racji. Dzwoneczki na choinkowych gałęziach rozśpiewały się, a na twarzach zgromadzonych pojawiły się z początku nieśmiałe, z czasem coraz szersze uśmiechy. Tylko Dobra Wróżka miała wątpliwości, czy powinna się cieszyć.

– Przecież mieszkańcy sąsiedniej krainy marzną i cierpią. Jak możemy się dziś radować? – pytała.

Kot zamruczał uspokajająco.

– Tam mieszkają dobrzy ludzie – przypomniał. – Naprawdę sądzisz, że ktoś spośród nich chciałby, żebyśmy rozpaczali? Jestem pewien, że każdy na swój sposób czerpie teraz pociechę ze świąt. Przychodząc, jak co roku, przypominają nam, że są na świecie rzeczy niezmienne. Nawet podczas dziejowej zawieruchy rodzą się dzieci, kwitnie miłość. Nie ma żadnego powodu, byśmy się poddali i ulegli złu.

– To prawda – zgodziła się z nim Wiedźma. – Jeśli przestaniemy szukać radości – przegramy. Nie wolno zapominać, że kryje się ona w drobiazgach, w okruchach wspomnień, czyimś uśmiechu, uścisku dłoni, ciepłym słowie. Jestem przekonana, że większość ludzi na świecie zamieniłaby drogie prezenty na czyjąś bliskość, na przyjaźń, czuły gest. To można dać zawsze i za darmo.

Młodzieniec spojrzał na krzątających się wokół stołu gości. Dziewczyna uspokajająco gładziła obrus, przekonując go, że doskonale leży, a misy, kubki i talerze dodają mu niezwykłego uroku. Orzechy i mak mościły się obok ziaren pszenicy, makowce łypały nieco z ukosa na takie swawole, dostojne i zdyscyplinowane czekały cierpliwie na swoją kolej. Pachniało grzybami i chrzanem, piernikiem i wanilią, barszczem i kapustą. Aromaty, choć tak różne, splatały się w woń, która już zawsze kojarzyć będzie się z ciepłem rodzinnego domu. Nie rywalizowały, lecz zgodnie pisały harmonijną opowieść, poskładaną ze skrajności, które tworzą najpiękniejszą, bo różnorodną historię.

Sąsiadka szukała miejsca dla smakołyków myśląc, że tak naprawdę nie ma większego znaczenia co poda, że najważniejsze jest to, czy będzie miał kto tych przysmaków skosztować. Sąsiad uśmiechał się do niej myśląc, że z każdym rokiem jego żona wygląda coraz piękniej i że miłość sprawia cuda, bo za siateczką zmarszczek on wciąż widzi młodą kobietę.

Skrzaty kręciły się pod stopami domowników i gości, nieco zakurzone, bo kto w przedświątecznym rozgardiaszu miał czas pomyśleć o wymieceniu śmieci z wszystkich kątów. Mag uśmiechnął się i podniósł delikatnie pająka kurczowo trzymającego się swojej nici.

– On wciąż ma nadzieję, że nie stanie mu się żadna krzywda – powiedział, a Przyjaciółka zerkając mu przez ramię dodała:

– Ma też wiarę – ufa, że nie zrobisz mu krzywdy.

– Jeśli jeszcze potraktuję go z miłością, bezpiecznie spędzi tę zimę w domu, a wiosną powróci do ogrodu – roześmiał się Mag, sadzając stworzonko na gałęzi jemioły.

Gdy odwrócił głowę napotkał spojrzenie Wiedźmy i pomyślał, że zbyt rzadko zaglądamy w czyjeś oczy. Boimy się ujrzeć w nich smutek, ale też i radość na nasz widok.

Anioł trącił skrzydłem stos świątecznych kartek i rozsypał życzenia spełnionych marzeń, zdrowia i radosnych świąt. Rozpierzchły się po domu, wymknęły do ogrodu, poszybowały w świat wprost do tych, do których były adresowane.

Dziecko wyjrzało przez okno i zasłuchało w głosy niosące dobre słowa. Zdawało mu się, że gdzieś w lesie, na szczycie jodły, rozbłysła ta wyjątkowa gwiazda.

– Czy to możliwe, że jest tak blisko nas? – zapytało zdumione.

– To, co niezwykłe, zawsze jest bliżej niż myślimy – przypomniała Wiedźma. Przytuliła Dziecko i wspólnie zasiedli do stołu.

W nocy, która wcale nie była cicha, rozległy się kroki spóźnionych gości. Choć może należało powiedzieć, że przybywali w najlepszy możliwy czas.

Wesołych świąt! Mimo wszystko i wbrew temu, co złe.

Agnieszka Sawicz

Tekst ukazał się w nr 23-34 (411-412), 20 grudnia – 16 stycznia 2022

Prof. dr hab. Agnieszka Sawicz pracuje na Wydziale Historycznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a z Kurierem Galicyjskim współpracuje od 2009 r. Zajmuje się historią współczesnej Ukrainy, polityką rosyjską i z pasją śledzi wszelkie fałszywe informacje. Lubi irlandzką muzykę, gorzką czekoladę i górskie wyprawy. Od 2013 r. jest też etatową wiedźmą, autorką ukazujących się w wirtualnej przestrzeni „Zapisków Wiedźmy”.

X