„Myszka” nie schodził z boiska bez gola…

„Myszka” nie schodził z boiska bez gola…

Popularni piłkarze od zawsze mieli swoje przezwiska. W latach 30. XX wieku, gdy uczniom gimnazjów zabraniano grać w piłkę, sztubacy – jak wówczas nazywano uczniów – grali pod pseudonimami.

Znany wielu pokoleniom kibiców lwowskich Karpat trener Karol Miklasz grał pod pseudonimem Klosz. Bohater zaś dzisiejszej publikacji, Michał Matyas, znany był jako Myszkowski, lub po prostu – Myszka.

Średniego wzrostu (176 cm) i dość szczupły (74 kg) Myszka był nadzwyczaj techniczny i ambitny. Zadebiutował w najlepszej lwowskiej drużynie – Pogoń Lwów, mając zaledwie lat 19. Od razu zwrócił na siebie uwagę i z każdym meczem doskonalił swą technikę gry. Przezwisko otrzymał od dziennikarzy, którzy w relacjach z meczy Pogoni, nazywali go nie inaczej jak Myszka. Możliwe, że również dlatego, by odróżnić braci Matyasów – starszego bowiem Mieczysława, również napastnika, nazywano Szczurek.

W latach 30. XX wieku we Lwowie było wielu utalentowanych napastników, ale nawet wśród nich młodszy Matyas cieszył się największą popularnością. Miał dobrze opanowany drybling, potrafił ominąć kilku zawodników przeciwnika i celnie strzelić do bramki. W ciągu 11 sezonów (1929-1939) strzelił równo 100 bramek. Zdobył te bramki w 156 meczach, w których brał udział, czyli po 0,64 bramki na mecz. Był to, jak na tamte czasy, wynik dość wysoki. Niestety, nie mógł w pełni wykorzystać swego potencjału, gdyż przeciwnicy, znając jego możliwości, grali przeciwko niemu dość brutalnie, co często kończyło się kontuzją. Grał na pozycji prawego rozgrywającego lub centralnego napastnika i stale był w szpicy ataku, był więc najbardziej narażony na działania „kostołomów”.

W ciągu siedmiu lat (1932-1939) rozegrał 18 meczy w reprezentacji Polski i strzelił 7 bramek. W 1936 roku wspólnie z jeszcze dwoma „pogoniakami” – bramkarzem Spirydonem Albańskim i obrońcą Janem Wasiewiczem, brał udział w Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie.

Losy popularnego bramkarza Spirydona Albańskiego już opisywałem. O Wasiewiczu należy wspomnieć, że przed samą wojną trafił do reprezentacji, która doszła do finału mistrzostw świata 1938. Podczas wojny znalazł się na Wyspach Brytyjskich i w latach 1943-1944 grał w szkockim klubie Hibernian FC z Edynburga. Następnie przeniósł się do dalekiej Argentyny, gdzie zmarł w 1976 roku.

W 1936 roku na turnieju olimpijskim reprezentacja Polski z Michałem Matyasem „Myszką” rozegrała cztery mecze: wygrała z Węgrami 3:0 i Wielką Brytanią 5:4, w półfinale przegrała z Austrią 1:3, i w meczu o trzecie miejsce również przegrała z Norwegią 2:3. Po upływie 16 lat – w 1952 roku – Michał Matyas znów jest na igrzyskach olimpijskich, ale już jako trener reprezentacji.

Liczne kontuzje i powiązane z tym operacje wpłynęły na jego szybkość na boisku, ale umiejętność rozdawania trafnych podań pozostała. Gazety z lat 30 pisały: – Matyas, jak prawdziwy dyrektor rządzi piłką w centrum boiska, skąd rozdaje podania podległym. Nawet z lenistwa, robi to doskonale, jak prawdziwy mistrz, przy tym udaje mu się to nadzwyczaj artystycznie.

W sezonie 1935 roku został najlepszym strzelcem Mistrzostw Polski, z wynikiem 22 bramek, a pod koniec tegoż roku został najlepszym piłkarzem Polski.

Za pierwszych sowietów, gdy zamknięto wszystkie organizacje sportowe, Matyas wyjechał do Borysławia, skąd pochodziła jego żona, córka dyrektora przemysłu naftowego. Grał trochę za borysławski Naftowik. Jesienią 1940 roku, razem z najlepszym napastnikiem Ukrainy Aleksandrem Skoceniem, zaproszono go do kijowskiego Dynamo. Tu lwowscy napastnicy wspólnie z Wińkowatym, Szczegockim i Onyszczenko stworzyli w drużynie groźny atak i zdążyli rozpocząć sezon 1941 roku. Po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej Lwowiakom z trudem udało się wrócić do domu.

Po wojnie Matyas wyjechał do Polski. Grywał w Polonii Bytom, w mieście, gdzie przeniosło się wielu przedwojennych graczy lwowskich klubów, którzy pamiętali „złote lata” napastnika Pogoni. Pozostał przy piłce, ale już jako trener Polonii Bytom, a z czasem Wisły Kraków czy Górnika Zabrze. Dwukrotnie prowadził reprezentacje kraju – 1951–1954 i 1966-1967. Zawsze stawiał przed sobą coraz wyższe cele i umiał je zrealizować. Z Górnikiem Zabrze w 1970 roku doszedł do finału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (ob. Ligi Mistrzów – red.).

Jan Jaremko
Tekst ukazał się w nr 6-7 (274-275) 11-27 kwietnia 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X