Mowa nienawiści czy wolność słowa

Po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza praktycznie wszyscy i wszędzie dyskutują o „mowie nienawiści”. Prawda, o tej „mowie” rozmowy trwają już od dawna (bo faktycznie zajęła ona nieostatnie miejsce w toczących się w Polsce sporach) jednak to właśnie śmierć Pawła Adamowicza przyczyniła się do intensyfikacji dyskusji i wystawiania ocen do niej się odnoszących. Tak, uważam, że czas na to najwyższy, żeby „zrobić z nią porządek”, ale jednocześnie obawiam się, że jeśli nawet ktoś rzeczywiście przejawi ku temu chęci, to sprawa wcale nie będzie łatwa.

Zasadniczo wszyscy są zgodni co do tego, że „mowa nienawiści” jest złem, że drwienie, poniżanie, znieważanie i zwyczajne chamstwo – w jakiejkolwiek debacie i w odniesieniu do kogokolwiek – to zło i jako takie nie tylko nie powinno mieć miejsca w „przestrzeni publicznej”, ale nie powinno być nigdzie tolerowane. Tak samo agresja, groźby, szantaż emocjonalny, sugerowanie, zachęcanie, wzywanie do przemocy. To zło i tyle! Zasadniczo wszyscy są co do tego zgodni. Zasadniczo… Niestety, jak zawsze „diabeł tkwi w szczegółach”.

Po pierwsze – sama „mowa nienawiści”. A co to takiego? Teoretycznie wiadomo. Powyżej parę słów już o niej napisałem. Teoretycznie… Z moich obserwacji wynika jednak, że to co jedni za „mowę nienawiści” uznają, to już drudzy niekoniecznie (i odwrotnie). W którejś z internetowych społeczności krąży taki rysunek (przepraszam, ale nie pamiętam jego autora) na którym jedna osoba krzyczy na drugą: „Nie porównuj Twojej mowy nienawiści z moją wolnością słowa!”. No właśnie! Gdzie się kończy „wolność słowa”, a gdzie się już „mowa nienawiści” zaczyna? Kto to powinien wyznaczyć? Więcej – kto jest w stanie to wyznaczyć?

Tak się bowiem składa, że każda ze stron sporu w prowadzeniu tegoż więcej praw daje sobie, większą wobec siebie przejawia wyrozumiałość, częściej na własne „wyskoki” jest skłonna „przymknąć oko”. Jednocześnie chętniej i bezlitośniej od drugiej strony wymaga „trzymania emocji w ryzach” i przestrzegania zasad przyzwoitości, kultury dyskusji, a nawet poprawności politycznej. Mało tego! Nawet najoczywistsze użycie przez siebie „mowy nienawiści” każda ze stron jest skłonna usprawiedliwiać „wolnością słowa” właśnie, jednocześnie odmawiając prawa do korzystania z autentycznej „wolności słowa” stronie przeciwnej. Tak jest niestety i tym samym dyskutowanie tak o „mowie nienawiści” jak i o „wolności słowa” jest niebywale trudne. Mam nawet wrażenie, że na temat „mowy nienawiści” nie dyskusja się toczy, a wygłaszane są monologi, w których „my” jesteśmy biali i puszyści, a „tamci” źli i śmierdzący siarką. Do tego, jeśli nawet „nam” jakiś grzech popełnić się zdarzy, jeśli już „wymknie się” słowo, którego nijak „wolnością słowa” zamaskować się nie da – to jest to usprawiedliwione, albowiem „nasze” cele są szlachetne, a przecież przeciwnicy są wyjątkowo paskudni. Jednym słowem – pełen relatywizm.

Określić to czym jest „mowa nienawiści” łatwo nie jest. Jednakże, jeśli postarać się wznieść (w ocenianiu słów swoich i cudzych) ponad własne emocje, sympatie i uprzedzenia – jest to możliwe. Przynajmniej mam takie wrażenie – a bardzo chciałbym, by prawda taką właśnie była. Mam też nadzieję, że pomimo atakującego mnie ze wszech stron jazgotu, krzyku, pouczeń, krytyki i propagandowego bełkotu, zachowałem w sobie na tyle przyzwoitości i zdrowego rozsądku, że w ocenianiu brzmiących w Polsce słów i dziejących się zdarzeń potrafię być, na ile potrafię, obiektywnym – może dlatego właśnie, że patrzę na to wszystko nieco „z boku”, może dlatego że w Ojczyźnie bywam tylko, a nie mieszkam, może dlatego, że do żadnej z wrogich sobie armii nie należę śmiem taką nadzieję żywić. Jednocześnie nie chcąc być odebranym przez Czytelników przezacnego Kuriera Galicyjskiego jako kolejny „mądrala” pouczający ich jak myśleć mają, nie „ex cathedra” głosił będę, ale zwyczajnie napiszę o tym czym jest DLA MNIE owa „mowa nienawiści”.

Dla mnie są to słowa, które ranią swoim prostactwem, chamstwem i wulgarnością. To słowa, które drwią i poniżają. To słowa, które budzą agresję i niskie emocje. To słowa, które „karmią” nienawiść. Wreszcie to słowa, których w odniesieniu do siebie nie chciałbym usłyszeć. Ogólnie – słowa i zachowania wychodzące (często niebywale daleko) poza kulturę wypowiedzi, kulturalne zachowanie, dobry ton, zasady dobrego wychowania. Przynajmniej tak jest w moim rozumieniu – zaznaczam ponownie.

Oczywiście, można zaraz zacząć toczyć dyskusję o tym czymże to są owe „kultura wypowiedzi”, „kulturalne zachowanie”, „dobry ton”, „zasady dobrego wychowania”. Cóż, dla mnie to pojęcia rozumiane tradycyjnie i konserwatywnie nawet. Może inaczej – staroświecko. Postaram się wyjaśnić – prawda, nieco żartobliwie. W którymś z poprzednich artykułów (o przekraczaniu barier – zdaje się) pisałem, że puszczanie bąków przy babcinym, świątecznym stole jest niekulturalne, w złym tonie i świadczy o złym wychowaniu. Nie ma znaczenia kto to zrobi – młody (z niejaką tolerancją dla malutkich dzieci), stary, prawy, lewy, konserwatysta, liberał, wierzący (wszelaki), ateista – ocena jest jednoznaczna i tyle. Jasne – w epoce „łamania barier” i „przekraczania granic” wiele standardów „kultury”, „dobrego tonu” i „dobrego wychowania” nie jest już takimi jak te sprzed lat, ale dlatego zaznaczam – pisząc o nich, mam na myśli te pojęcia w ich „staroświeckim wydaniu”. Takim, gdzie młodsi kłaniają się starszym, kobiety przepuszcza się w drzwiach i ustępuje się im miejsca w tramwaju, w którym słowa „dzień dobry”, „dziękuję” i „proszę” są czymś zwyczajnym i oczywistym. Takim, w którym ludzie „na poziomie” (a zdaje się, że uczestnicy „polskich dyskusji” za takich właśnie siebie uważają) nie potrzebują wulgaryzmów, żeby wyrazić myśli, a kłamstwo, pomówienie i obelga czynią ich szafarza osobą niehonorową (patrz „Kodeks Boziewicza”). Tyle o tym jak ja „kulturę wypowiedzi”, „kulturalne zachowanie”, „dobry ton” i „zasady dobrego wychowania” rozumiem. „Mowa nienawiści” jest dla mnie mową, która we wszystkim opisanym powyżej się nie mieści. Gorzej nawet! Ona nie tyle się w tym „nie mieści”, co z premedytacją wszelkie łamie kultury bariery!

Warto skonstatować, że „mowa nienawiści” jest właśnie nienawiści instrumentem i nienawiści służy. Bądź daje ujście nienawiści, bądź tę nienawiść wywołuje, buduje i karmi. Leczenie swoich kompleksów, wulgarne i obraźliwe słowa, przypisywanie cech i motywów nikczemnych, insynuowanie niegodziwości, manipulowanie informacją, prostackie drwiny, posługiwanie się uprzedzeniami, umacnianie negatywnych stereotypów – to są typowe „koryta”, którymi „mowa nienawiści” „płynie”. Raz jeszcze powtarzam – nie ma znaczenia kto, jak, przeciwko komu. Nienawiść! Ot, co jest w tym wszystkim najistotniejsze! Nienawiść jest wygodna! Pozwala usprawiedliwić własne porażki i znaleźć temu winnych zamiast szukać problemów w sobie. W jej imię można się jednoczyć, można szukać sojuszników, można niszczyć. Kto zaprzeczy, że niszczyć nie jest łatwiej niż budować? Kto zaprzeczy, że łatwiej, prościej i wygodniej nienawidzić niż kochać? Dlatego właśnie „mowa nienawiści” takim powodzeniem się cieszy! Łatwa w użyciu i niezwykle skuteczna w działaniu. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – emocje!

To jest właśnie chyba jedną z najjaskrawszych cech „mowy nienawiści”, że ona emocje stymuluje – oczywiście negatywne. Tak, ona też posługuje się swoistą „logiką”, ale ta jej „logika” jest logiką fałszywą, tylko znamiona logiki noszącej. Wszystkich możliwych do popełnienia błędów (logiczno-językowych) owa „mowa” świadomie używa! Proszę zwrócić uwagę na bardzo istotną rzecz. Prawda, błędy popełniamy wszyscy – tyle, że zazwyczaj nieświadomie! Wtedy, rzeczywiście, można je nazwać błędami. Jednak świadome używanie błędnych „konstrukcji” – to już manipulacja (minimum!). Właśnie takimi manipulacjami „mowa nienawiści” się posługuje, gdy chce sprawić wrażenie, że nie emocje, a logika są dla niej istotne.

Przykład? Proszę! Słowa wymierzone w osobę. Jest zła i paskudna, bo jest niska, bo jest wysoka, młoda, stara, lubi koty, ma konia, nic nie ma, urodziła się tutaj, urodziła się tam, w ogóle się urodziła… Wariantów jest wiele – ja trochę „z przymrużeniem oka” swoje prezentuję, ale wszyscy śledzący polsko-polskie awantury będą w stanie zamienić je na te „z życia wzięte” i o wiele ostrzejsze. Istotą tych „wypowiedzi nienawiści” jest zamierzone zohydzenie, wydrwienie, poniżenie. Inny „chwyt” – słowa odwołujące się „do kija”. Straszenie. Jasne, tylko w skrajnych wypadkach „mowa nienawiści posłuży się słowami „albo jesteś ze mną, albo dostaniesz lanie”. Zazwyczaj przyjmuje to inną formę – „ten kto nie jest z nami (nie myśli tak jak my, nie wspiera nas, nie maszeruje z nami) to drań, zdrajca lub złodziej (też są tego liczne warianty). Kto chce być draniem, zdrajcą lub złodziejem? A przy użyciu tego „chwytu” „mowa nienawiści” nie tylko straszy, ale skazuje na to wszystkich, którzy mają odmienne zdanie. Podobnych błędnych mechanizmów logicznych jest sporo – zapraszam do internetu, hasło „Błędy logiczno-językowe”. Warto przeczytać i później przyjrzeć się wszystkim nienawistnym wypowiedziom, memom, hasłom. Wszędzie – w gazetach, w sieciach społecznościowych, w telewizji. Gwarantuję – będzie „wesoło”!

„Mowa nienawiści” karmi emocje. Te destrukcyjne, agresywne, ponure. Roznieca je, podsyca, pilnuje, aby nie zgasły. Ktoś, kogo ta „mowa” otacza, kto nie potrafi bądź nie chce się bronić, powoli zaczyna żyć w „innym świecie”. Po trochu, po troszeczku, dzień za dniem, krok za krokiem, powoli, coraz istotniejsze stają się emocje. Logiczne myślenie, trzeźwość sądów przestają być ważne. Nawet jeśli nadal temu komuś zdaje się, że logiki nie „zdradził”, to jest to zazwyczaj ten typ „logiki” o którym powyżej wspomniałem. Emocje, emocje, emocje! Co ważne – emocje będące owocem nie własnych sądów i opinii, ale emocje wywołane „mową nienawiści”, w której ta osoba „pływa”. Mową nienawiści wylewającą się z ekranów komputerów i telewizorów, głośników radiowych, szpalt gazet. Czasami jest jeszcze gorzej! Niektórzy, przeważnie ci, którymi mowa nienawiści zawładnęła zupełnie, którzy jej „emocjami żyją”, sami zaczynają tą mową mówić. Zapominają, że można inaczej.

Wydaje mi się, że warto bym napisał o tym co „mową nienawiści” nie jest. Bezsprzecznie nie jest „mową nienawiści” krytyka. W toczącej się polsko-polskiej wojnie jest zauważalna tendencja by jedni nazywali dopuszczalną krytykę „mową nienawiści”, a drudzy „mowę nienawiści” krytyką. Niewielkie wyjaśnienie – dlaczego ja o „dopuszczalności” wspominam? Bo pod tym pojęciem rozumiem właśnie to wszystko co wyznacza zauważalną granicę pomiędzy „mową nienawiści” i krytyką. Przecież wystarczy w krytyce pozamieniać słowa, by z „dopuszczalnej krytyki” stała się ona „mową nienawiści”. Jednym słowem – z jednej strony ideą walki z „mową nienawiści” nie wolno walczyć z wolnością wypowiedzi i prawem do krytyki, a z drugiej – wolnością wypowiedzi i prawem do krytyki używanie „mowy nienawiści” usprawiedliwiać. Niby oczywiste tyle, że nie tak łatwo (szczególnie opanowanym emocjami umysłom) o tej oczywistości pamiętać.

Musimy też pozostawić miejsce dla żartu i kpiny. Ich przecież też za „mowę nienawiści” uznać nie sposób. Znowuż jednak rodzi się pytanie – gdzie kończy się żart i kpina, a gdzie chamska drwina i „mowa nienawiści” się zaczyna. Myślę, że odpowiedź jest podobna do tej, o której pisałem przy pytaniu o granicy pomiędzy „mową nienawiści”, a wolnością słowa i dopuszczalną krytyką. Przyzwoitość, dobry ton, odpowiedzialność, kultura, dobre wychowanie. Właśnie to wszystko co jest w nas, a nie czyjeś widzimisię, nie polityczna czy społeczna użyteczność, wreszcie nie urzędowe dekrety i przepisy powinny decydować o dopuszczalności takiej czy innej „wypowiedzi”.

Walka z „mową nienawiści” jest niemożliwa do wygrania dzięki jakimś prawom, przepisom, akcjom – tak uważam. Zgoda, one mogą w tej walce pomóc. Jednak prawdziwa walka – znowu, moim zdaniem – toczy się w nas samych, w naszych umysłach i sercach. Jej rezultat zależy od tego, na ile pozwalamy sobie i innym, by „ciemna strona” naszej duszy była dla nas ważniejsza od tej świetlistej. Od tego czy obelżywe słowa, czy wezwania do agresji, czy zachęty do nienawiści nas cieszą, czy martwią. Czy wzbudzają nasz aplauz czy sprzeciw. Jest takie stare prawo rynku – popyt kształtuje podaż. Tak więc ja stary i naiwny idealista, wiedzą o prawach rządzących rynkiem się wspierając ośmielam się wierzyć, że jeśli my, zwyczajni ludzie przestaniemy przeróżnym „złotoustym” politykom, dziennikarzom, ekspertom, publicystom i aktywistom klaskać, jeśli przestaniemy „stawiać like” pod nienawistnymi postami i szyderczymi rysunkami w internecie – „mowa nienawiści” powoli zaniknie. No dobrze, nie zniknie – ale znacznie mniej jej będzie.

Gdzieś, kiedyś przeczytałem opowieść o indiańskim chłopcu, któremu dziadek opowiadał o tym, że w sercu każdego człowieka walczą ze sobą dwa wilki. Jeden biały – to miłość, powiedział dziadek. Drugi czarny – to nienawiść. Chłopiec spytał dziadka – który z nich zwycięża? Dziadek odpowiedział – ten, którego karmisz.

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 2 (318) 1-14 lutego 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X