Moje wspomnienia o ojcu Rafale

Moje wspomnienia o ojcu Rafale

23 listopada 1995 roku cała społeczność chrześcijańska Lwowa i okolic straciła swego duszpasterza, opiekuna i strażnika duchowego, zwanego przez wszystkich po prostu ojcem Rafałem.

W tym roku mija dwudziesta druga rocznica śmierci księdza, biskupa pomocniczego archidiecezji lwowskiej, franciszkanina Władysława Kiernickiego.

Ojciec Rafał (Władysław Kiernicki) urodził się 3 maja 1912 roku w Kułaczkowcach koło Kołomyi. Do zakonu franciszkanów wstąpił w 1930 roku, gdzie przyjął imię zakonne Rafał. Studia teologiczne kontynuował na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. W 1939 roku przyjął święcenia kapłańskie. Po wybuchu II wojny światowej, przez trzy lata był wychowawcą i wykładowcą w zakonnym seminarium duchownym we Lwowie, a jednocześnie tajnym spowiednikiem w szpitalach, do których duchowni mieli wstęp surowo zakazany. Od października 1939 roku należał do konspiracji wojskowej. Był kapelanem lwowskiej Armii Krajowej, a także skarbnikiem i szefem oddziału V Komendy Okręgu Lwów. W 1941 roku ojciec Rafał został aresztowany przez sowietów i osadzony w więzieniu „Brygidki”, jednak po trzech dniach w budynku wybuchł pożar i ojciec Rafał podjął udaną ucieczkę. Ponownie aresztowano go 31 lipca 1944 roku i wywieziono najpierw do obozu w Charkowie, później w Riazaniu-Diagilewie oraz w Czerepowcu i Griazowcu. Wszędzie tam prowadził konspiracyjną działalność duszpasterską. Na początku lat 90. ojciec Rafał swój ornat i stułę którą uszyli mu współwięźniowie w łagrze, ofiarował do muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Obecnie możemy je oglądać w gablocie muzeum.

W 1948 roku powrócił do Lwowa i do końca życia służył w katedrze. W 1958 roku ojciec Rafał został pozbawiony prawa do sprawowania funkcji duszpasterskich. Pracował wówczas jako stróż w parku Stryjskim, ale nawet tam potrafił spowiadać wiernych siedząc po prostu na ławeczce. W 1991 roku papież św. Jan Paweł II mianował ojca Kiernickiego biskupem pomocniczym archidiecezji lwowskiej.

Ojciec Święty Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Polski, w Lubaczowie 3 czerwca 1991 roku zwrócił się do niego szczególnie: „Pragnę powitać najpierw seniora, któż go nie zna – ojciec Rafał! Przez tyle lat, dziesięcioleci, przez tyle cierpień i upokorzeń był wiernym stróżem tego skarbu, tego znaku tożsamości Kościoła, jakim jest prastara lwowska katedra łacińska”.

Każdy wierny lwowianin pamięta ojca Rafała. Trudno znaleźć rodzinę, w której kogoś nie ochrzcił, udzielił ślubu lub odprowadził w ostatnią drogę. Przez całe moje życie towarzyszył także i mojej rodzinie. Udzielił mi wszystkich sakramentów, zaczynając od chrztu przez komunię, bierzmowanie, ślub i namaszczenie olejami świętymi, bo i taka konieczność była. Był dla mnie wzorem kapłana i ojcem duchownym. Ojciec Rafał był zaprzyjaźniony z naszą rodziną i bardzo nam pomagał i wspierał. Takich rodzin było we Lwowie wiele. Ojciec Rafał był częstym gościem w naszym domu. Jako dziecko dobrze pamiętam te spotkania. Wśród tylu zajęć znajdował też czas, by odwiedzać znajomych i przyjaciół.

Moja matka pomagała przy pracach porządkowych w katedrze, jej zadaniem było sprawować opiekę nad Złotą Kaplicą. Otóż jak można się domyślić, będąc przy mamie, swoje dzieciństwo spędziłam w katedrze, i moje wspomnienia o ojcu Rafale są nieco inne, są to wspomnienia dziecka, a potem młodej osoby. Odbierałam ojca Rafała inaczej, niż tylko księdza widzianego podczas mszy św. czy głoszącego kazanie lub spowiadającego w konfesjonale.

Bardzo często widziałam, jak ojciec Rafał przychodził do katedry bocznymi drzwiami po odwiedzinach u chorych lub po pogrzebach, z dużą wytartą teczką, w czarnym płaszczu i zawsze w berecie, nigdy nie używał innego nakrycia głowy. Utykając lekko, szedł do swojego małego pokoiku za magazynkiem, pełnego szaf wypchanych książkami. Tam odpoczywał w ciągu dnia kilka chwil. Bardzo dobrze pamiętam ten tajemniczy pokoik, bo czasem byłam tam wołana na cukierki. Ojciec Rafał lubił żartować, śmiać się, kochał dzieci i wspierał młodzież. Dbał o wykształcenie i rozwój ludzi młodych. Wspierał też polskie szkoły we Lwowie. Gdy było zagrożenie zamknięcia polskich szkół jakoby z powodu zbyt małej liczby uczniów, ojciec Rafał starał się namawiać rodziców dzieci ochrzczonych w katedrze, by posyłali swoje pociechy do polskiej szkoły. Dzisiaj może wydawać się to dziwne, ale wtedy były to całkiem inne czasy, nie sprzyjające Polakom. Dzieci uczęszczające do polskich szkół były szykanowane i trudniej było dostać się na wyższe uczelnie, ale mimo wszystko niektórym się to udało.

Przez swoje życie i posługę duszpasterską o. Rafał przyciągał do siebie tłumy wiernych. Niektórzy przyjeżdżali na niedzielną mszę św. pokonując czasem ponad 100 km. Łączył ze sobą dwa kościoły katolicki i greckokatolicki. Pamiętam jak w Wielką Sobotę greckokatolicką święcił Ukraińcom pokarmy w zakrystii.

Miał czas dla każdego. Gdy był jeszcze młody i pozwalały mu na to siły, organizował wyjazdy za miasto z chorążankami i ministrantami, jeździł na rowerze, grał w piłkę.

Co roku w oktawie Bożego Ciała dzieciom, które sypały kwiatki, chorągwiarkom i ministrantom rozdawał obrazki i słodycze.

Nigdy nie zapominał o pracownikach w kościele. W styczniu, w okresie bożenarodzeniowym odbywało się spotkanie opłatkowe dla wszystkich pomagających w utrzymaniu katedry, zaczynając od pań sprzątających i chórem kończąc. Jako dziecko, dobrze pamiętam te spotkania, ponieważ miałam tam swoją misję: rozdawanie obrazków i oczywiście wygłaszanie wierszyka.

Po odejściu ojca Rafała do Pana wiele w katedrze się zmieniło, nadeszły inne czasy. Konfesjonał, w którym zawsze spowiadał, stał jeszcze długo, długo pusty. Niedawno będąc we Lwowie, wstąpiłam do katedry i zobaczyłam światełko zapalone w konfesjonale, coś we mnie drgnęło, wróciły wspomnienia. Po śmierci ojca Rafała do jego konfesjonału przyniesiono portret z zakrystii i zawsze stał tam bukiet świeżych kwiatów. Za życia ojca Rafała katedra była pełna kwiatów, wszystkie ołtarze i kaplice były pięknie przystrojone. Portret namalowała kiedyś pewna artystka-malarka, Rosjanka i podarowała go ojcu Rafałowi. Oczywiście ojciec Rafał nigdy nie pozował do obrazu i bardzo się zdziwił, a nawet speszył, bo był człowiekiem skromnym. Podobno mu się nawet nie podobał, kazał go postawić na szafie, w kącie, w zakrystii i tam zostawić. Dzisiaj jest to jeden z najbardziej znanych portretów ojca Rafała, i chyba jedyny.

Ojciec Rafał został pochowany w podziemiach katedry lwowskiej, w kaplicy bł. Jakuba Strepy, patrona diecezji lwowskiej. Na pogrzeb zjechały tłumy, tysiące wiernych. Przyszło mu odejść już w innym świecie, trochę lepszym, zmienionym. W pogrzebie biskupa Rafała Kiernickiego uczestniczyło kilkudziesięciu kapłanów i nie spełniły się jego słowa wypowiedziane na pogrzebie księdza Zygmunta Hałuniewicza, gdy pytał nad jego grobem: „Czy będzie kapłan, który mnie pochowa?”.

„Odszedł do Pana po zasłużoną nagrodę wielki kapłan, gorliwy biskup, wierny świadek Jezusa Chrystusa i nieustraszony obrońca wiary. Bp Rafał miłował Kościół, któremu poświęcił całe swoje życie, wszystkie siły i zdolności. Dla niego znosił przez długie lata prześladowanie, cierpienia, syberyjskie łagry, więzienne cele i nieludzkie upokorzenia. Pozostanie w naszej pamięci i sercach ludu Bożego Lwowa jako dobry ojciec, pełen franciszkańskiej prostoty i pokorny sługa, który do końca był wierny, zabezpieczając ciągłość Kościoła w tych trudnych i naznaczonych męczeństwem czasach” – Jan Paweł II.

Stanisława Stańczyk
Tekst ukazał się w nr 12 (280) 30 czerwca – 13 lipca 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X