Moją pasją jest Europa Środkowo-Wschodnia

Rozmowa z kierownikiem Wydziału Konsularnego Ambasady RP na Litwie konsulem Marcinem Zieniewiczem.

Jak wyglądają święta dyplomatów? Czy praca w Wydziale Konsularnym oznacza, że trzeba obchodzić Boże Narodzenie z dala od rodzinnego domu?
Nasze święta wyglądają bardzo różnie. Na pewno nie zawsze udaje się być w święta z rodziną. Ja akurat w tym roku Boże Narodzenie spędziłem z bliskimi w Warszawie, ale nie jest to reguła. W ciągu ostatnich lat zdarzało mi się świętować w konsulacie. Nie oznacza to, że nie są to święta rodzinne. W takich sytuacjach zwykle staramy się zapraszać rodzinę do miejsca, gdzie pracujemy.

Wielu Polaków, przyjeżdżając na Litwę, odwiedza miejsca związane z historią własnych przodków. Nazwisko sugeruje, że może być tak również w Pana przypadku…
Korzenie mojej rodziny po ojcu rzeczywiście wywodzą się z terenów dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, o czym dowiedziałem się stosunkowo niedawno. Tak czasem się zdarza, że ze względu na różne koleje losu pamięć o historii rodziny się zatraca. Ja dzieje swojej rodziny nadal poznaję. Jej ślad gubi się gdzieś w połowie XIX w. na Nowogródczyźnie, ale jest też epizod związany z Wileńszczyzną. Przez kilka lat mój pradziadek mieszkał w Rudnikach i właśnie tam urodzili się jego synowie, w tym także mój dziadek.

Czego jeszcze dowiedział się Pan poszukując swoich korzeni?
Pod koniec XIX w. moja rodzina przeniosła się z Nowogródczyzny na tereny dzisiejszej Ukrainy, nad Dniepr, do miasteczka Kamieńskie. W czasach carskich był to ośrodek hutnictwa żelaza i przemysłu kolejowego, który rozbudował polski przedsiębiorca Ignacy Jasiukowicz. Większość wyspecjalizowanej kadry stanowili w tych zakładach Polacy, pochodzący zresztą często z Wileńszczyzny czy Grodzieńszczyzny. Sam Jasiukiewicz urodził się w Kownie, a dorastał w Wilnie. Jako dyrektor Południowo-Rosyjskiego Dnieprowskiego Towarzystwa Metalurgicznego przez 25 lat swojej pracy w Kamieńskiem doprowadził nie tylko do rozbudowania zakładu, ale również miasta. To właśnie z tych zakładów mój pradziadek został skierowany na kilka lat do Rudnik w związku z pracą w przedsiębiorstwie eksploatacji lasu, czyli zapewne po prostu tartaku. Był tam księgowym. Badając historię własnej rodziny bardzo dużo dowiedziałem się o historii Polaków, która w tym wymiarze była dla mnie całkowitym odkryciem. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wielu z nich w czasach carskich migrowało, ani z tego, jak wielką rolę odgrywali jako wykwalifikowana kadra. To pozwoliło mi zrozumieć również historie wielu polskich rodzin, które nigdy stamtąd nie wyjechały. Ale tego wszystkiego dowiedziałem się dopiero po wyjeździe z Ukrainy, gdzie przez 10 lat pracowałem w konsulacie we Lwowie.

Kiedy Pana rodzina przeniosła się do centralnej Polski?
Moi przodkowie wyjechali dokładnie 100 lat temu, gdy odrodziła się niepodległa Polska. Przyjechali do krewnych w Warszawie i tak rozpoczął się nowy etap w dziejach naszej rodziny.

Pana pasje historyczne ujawniły się także w wyborze pierwszego kierunku studiów…
Tak. Chciałem być archeologiem. Moją przygodę z archeologią zakończyłem jednak na poziomie licencjatu. Ostatecznie poszedłem za inną pasją. Wybrałem Studium Europy Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim. Zawsze byłem zafascynowany naszym regionem Europy, jego historią, kulturą, interesowała mnie polityka.

Wydaje się jednak, że nie pożegnał się Pan do końca z archeologią. Widać to było zwłaszcza w czasie Pana pracy we Lwowie…
Rzeczywiście, wspólnie z grupą moich przyjaciół z różnych instytucji rozpoczęliśmy realizację bardzo dużego projektu poszukiwania miejsc pochówku żołnierzy Wojska Polskiego z Armii „Karpaty” poległych we wrześniu 1939 r. Poległo wówczas około 1500 żołnierzy, spośród których większość spoczywała, a niestety część nadal spoczywa, w miejscach walk, gdzie byli grzebani przez miejscową ludność. W ramach tego projektu najpierw młodzi historycy przeprowadzili kwerendę, wytypowali miejsca walk, które następnie nanieśliśmy na mapę obecnej Zachodniej Ukrainy, a potem w teren ruszyli nasi wolontariusze, którzy przeszli ok. 40 miejscowości, dosłownie pukając od domu do domu, by zebrać jak najwięcej informacji. Pomagali nam ukraińscy archeolodzy, polskie i ukraińskie instytucje państwowe, a także niezastąpieni polscy harcerze ze Lwowa i bardzo wiele zaangażowanych osób. Udało się doprowadzić do stworzenia kwatery wojskowej w miejscowości Mościska, gdzie odbyły się dwa uroczyste pogrzeby w 2015 i 2016 r. Łącznie pochowanych zostało tam ok. 130 żołnierzy.

Czy udało się ich zidentyfikować, czy pozostają nieznani?
Na poziomie badań DNA udało się potwierdzić tożsamość jednego żołnierza. Został pochowany w rodzinnej miejscowości na Podkarpaciu, w obecności rodziny swojej siostry. Znaleźliśmy ok. 20 nieśmiertelników. Próbowaliśmy je odczytać, potem szukać krewnych, wykorzystując tradycyjne metody, ale także media społecznościowe. Do kilku rodzin udało nam się dotrzeć.

Przyjechał Pan na Litwę w czasie, gdy zaczyna tutaj prace poszukiwacze Instytut Pamięci Narodowej. Czy w tych działaniach również będzie Pan towarzyszył?
Miałem już okazję spotkać w Wilnie moich starych przyjaciół, którzy tym razem przyjechali, by prowadzić prace poszukiwawcze na Litwie. Cieszy mnie szczególnie to, że już można mówić o bardzo pozytywnych wynikach tych poszukiwań. To wszystko jest możliwe dlatego, że zachowała się pamięć ludzka. Po pierwszych artykułach mówiących o poszukiwaniach IPN napłynęło do ambasady kilka bardzo cennych informacji od mieszkańców Wileńszczyzny. Na pewno sprzyja temu również bardzo dobra współpraca między IPN a Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy. Prowadzone są już bardzo zaawansowane rozmowy o współpracy w sprawie identyfikacji ofiar systemu komunistycznego, dotyczące m.in. ofiar pochowanych w Tuskulanum. Muszę podkreślić, że w czasie naszej wizyty z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem i pracownikami IPN byliśmy pod ogromnym wrażeniem tego miejsca. To bardzo poruszające kolumbarium i wspaniała ekspozycja historyczna. Zarówno nam, jak i stronie litewskiej zależy na przywróceniu imion i nazwisk tym, w tej chwili w większości anonimowym, ofiarom.

Miałam okazję już przekonać się o tym, że zna Pan litewski. Czy zaczął się Pan uczyć tego języka w ramach przygotowań do wyjazdu na Litwę, czy może wcześniej?
Dużo wcześniej. Wiązało się to z moimi studiami. Interesowałem się głównie Litwą, Ukrainą i Białorusią i rozpocząłem naukę tych języków. Nie ukrywam, że z litewskim szło mi najtrudniej. Uczyłem się go również po studiach, we Lwowie, gdzie znalazłem nauczycielkę litewskiego. Teraz oczywiście nie jest to taka znajomość języka, jakiej bym chciał, ale mam nadzieję, że będąc na Litwie, uda mi się mój litewski doszlifować.

Czy w czasie tego pobytu na Litwie odwiedził już Pan Rudniki?
Byłem tam zupełnie przypadkowo. Nie zabiegałem o to, ponieważ skupiam się przede wszystkim na pracy, a swoje osobiste sprawy i zainteresowania zostawiam na później. Tuż przed 1 listopada byłem w rejonie solecznickim z przedstawicielami samorządu. W Białej Wace dowiedziałem się, że pojedziemy również do Rudnik a stamtąd do Puszczy Rudnickiej. Była to dla mnie wspaniała niespodzianka.

Na Litwie jest Pan już od pół roku. Jak Pan odbiera ten kraj?
Litwę odbieram bardzo pozytywnie, choć muszę przyznać, że na razie bardzo mało podróżowałem po kraju. Odbieram ją jako kraj dobrze rozwinięty. Przekonałem się, że w bardzo wielu dziedzinach życia wykorzystywane są technologie IT, które może w Polsce nie są jeszcze tak szeroko stosowane. Z drugiej strony wobec Litwy odczuwam bardzo duży sentyment, co wynika przede wszystkim z zainteresowania jej historią. Na pewno jest to kraj, który chciałbym lepiej poznać. Oczywiście, wszędzie spotykam bardzo serdecznych, otwartych ludzi. Jeśli chodzi o mieszkających tu Polaków, to chyba najbardziej zaskakuje mnie nie tylko aktywność, ale także różnorodność sfer działania środowiska polskiego. Na pewno cieszy mnie ogromna kreatywność młodego pokolenia.

Czy widzi Pan pewne obszary, w których chciałby Pan szczególnie się zaangażować? Czy jako konsul ma Pan plany na 2018 rok?
Pewne plany mam, najważniejsze jest oczywiście sprostanie wszystkim wyzwaniom, które przed nami stoją. Wydaje mi się, że tak, jak każdy konsul, chciałbym się przede wszystkim angażować w najważniejsze inicjatywy i projekty społeczności polskiej, na pewno priorytetem jest oświata. Na pewno chciałbym się wsłuchiwać w opinie środowiska, poznawać problemy. Jeśli chodzi o moje osobiste refleksje, wydaje mi się, że należy próbować wyjść z pewnymi wydarzeniami kulturalnymi poza Wilno, do miejscowości, gdzie dostęp do kultury polskiej jest o wiele trudniejszy. Oczywiście, w tym roku, gdy obchodzimy 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę, szczególnie ważna będzie pamięć o naszej historii, troska o miejsca pamięci. W tej sprawie również będziemy chcieli rozszerzać działalność. W roku przyszłym chcemy opublikować w internecie uzupełniony katalog miejsc pamięci narodowej na Litwie, który nadal będzie rozbudowywany. Dalej będziemy troszczyć się o Rossę, ale mam nadzieję, że uda się nam, we współpracy z innymi instytucjami polskimi i litewskimi, przeprowadzić renowację niektórych nagrobków również na pozostałych nekropoliach wileńskich.

Rozmawiała Ilona Lewandowska
Źródło: Kurier Wileński 30 grudnia 2017 r. —2 stycznia 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X