Miecze Grunwaldzkie

Miecze Grunwaldzkie

Były to proste, bojowe miecze krzyżackie, niewy różniające się niczym szczególnym spośród innych mieczy szeregowych rycerzy Zakonu. Takimi przynieśli je przed króla Jagiełłę dwaj krzyżaccy posłańcy.

 

Ostatnia lustracja Skarbca Koronnego na Wawelu, dokonana w roku 1793, pośród wielu znajdujących się tam skarbów, należących do Królestwa Polskiego, wymienia również dwa Miecze Grunwaldzkie. Były to proste, bojowe miecze krzyżackie, niewyróżniające się niczym szczególnym spośród innych mieczy szeregowych rycerzy Zakonu. Takimi przynieśli je przed króla Jagiełłę dwaj krzyżaccy posłańcy. Po bitwie przewieziono je do Krakowa, gdzie jako pamiątka narodowa trafiły do Skarbca Koronnego. Od końca XV wieku znaleziono dla obu Mieczy Grunwaldzkich ważną funkcję podczas uroczystości koronacji królów Polski. Niesione przed koronowanym królem, symbolizowały Polskę i Litwę, kraje tworzące Królestwo Obojga Narodów. Miecze zostały wtedy ozdobione pozłacanymi rękojeściami i tarczami herbowymi Polski i Litwy.

 

Tak wyglądały wszystkie krzyżackie miecze. Tak zapewne wyglądały i miecze z pod Grunwaldu (Fot. alehistoria.blox.pl)

 

Doręczenie mieczy

Scena doręczenia obu mieczy królowi Jagielle pod Grunwaldem przedstawiana jest zazwyczaj bardzo tendencyjnie, w czytelnej intencji od malowania Krzyżaków jako butnych agresorów i pyszałków, zaś Polaków, jako upostaciowanie pobożności i sprawiedliwości. Grzeczny i dobry Jagiełło zanosi się płaczem na myśl o mającej nadejść bitwie i nieuchronnym przelewie krwi. Możliwie jak najdłużej odwleka bitwę, modli się, wysłuchuje jednej mszy po drugiej. Krzyżacy, zamiast spodziewanego przez króla poselstwa pokoju, przynoszą miecze, co ma być niby krzyżacką drwiną z przepełnionego pokojowymi intencjami, dobrego króla. Ta niestosowna kpina i pycha niedługo zostaną ukarane, a zapłakana dziewica, król Jagiełło, zasłużenie stanie się zwycięzcą. Tak to nam zawsze przedstawiano, zapominając dodać, że zapłakana dziewica rozkazała poprzedniego bodaj dnia wyrżnąć wszystkich mieszkańców pobliskiego miasta Dąbrówna oraz Bogu ducha winnych, okolicznych chłopów (prawie wszyscy ci ludzie byli polskiego pochodzenia), którzy schronili się przed nadciągającym wojskiem w obrąb murów miasta. Słysząc wrzaski zarzynanych niewinnych ludzi, dziewica jakoś nie płakała.

Dziewica nie płakała również wtedy, gdy osobiście poleciła spalić Prabuty. Dziewica paliła Prabuty dwukrotnie. Za drugim razem pożar miał takie nasilenie, że od jego gorąca rozpadły się mury katedry. Chyba dobrze poradzę, jeśli powiem, że należy zawsze bardzo uważać, gdy w pobliżu pojawi się jakaś zapłakana dziewica.

Jagiełło, można powiedzieć, był zawodowcem, a więc na pewno nie płakał. Nie modlił się też bez przerwy i nie histeryzował nad przyszłym rozlewem krwi. On się trochę spóźnił pod Grunwald i gdy Krzyżacy już stali uformowani do bitwy, wojsko Jagiełły wciąż jeszcze nadchodziło. Jagiełło musiał czekać. Nie chciał zaczynać bitwy, nie mając zebranego całego swojego wojska. Jedna msza po drugiej, to nie była oznaka pobożności, a próba zajęcia czymś niecierpliwych żołnierzy. Żeby nie wyrywali się do przodu, żeby czekali, bo to jeszcze nie był ten czas. Krzyżaków zaczynała brać cholera i stąd to wyzwanie, rzucone Jagielle przez wysłanie heroldów, a właściwie sekundantów. Po przyjęciu mieczy Jagiełło już nie mógł zwlekać, bo wtedy stałby się niehonorowy. Posłów do Jagiełły nie wysłał Wielki Mistrz, jak to się zwykle mówi, a Wielki Marszałek zakonu, Fryderyk von Wallenrod. Wielki Mistrz nic nie wiedział o wysłaniu do Jagiełły heroldów z mieczami. Posłowie nie mieli za zadanie obrażać kogokolwiek, ani się puszyć, ani kpić. Mieli przekazać wyzwanie. Sami zresztą o tym mówili. Takie były wtedy formy zachowania rycerskiego. Zobaczmy, jak to naprawdę mogło wyglądać. Według relacji Litwina Narbutta, a nie tych dwóch „szołmenów” od strumieni łez, Długosza i Sienkiewicza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X