Na krótko przed północą ze Lwowa ruszają autobusy, busy i samochody na Kijów, jedzie kolejna zmiana ochotników na Majdan.
Ostatnio jeżdżą mężczyźni od 21 roku życia. W naszym piętrowym autokarze zauważyłem też kilka kobiet. Podpytałem, okazało się że są to lekarki i kucharki. Większość wybiera się do stolicy Ukrainy na kilka dni, niektórzy po raz trzeci czy czwarty. Niektórzy biorą zwolnienia z pracy, sami opłacają swoje wyjazdy.
Potężna hala wystawowa „Ekspo-Plaza” w Kijowie, dokąd przybywa „lud rewolucyjny” z zachodnich obwodów przypomniał mi obóz dla uchodźców w Zagrzebiu podczas wojny na Bałkanach. Pod jednym dachem znalazło nocleg ponad tysiąc osób. Hala została podzielona na sektory: Lwów, Borysław, Komarno, Podhajce, Uniwersytet im. Franki… Obok działa bezpłatna stołówka, jest punkt medyczny, toalety. Od razu zwracam uwagę na ciszę, porządek i samoobsługę. Z nocnych dyżurów na Majdanie przybywają zmęczeni mężczyźni. Tymczasem z grupą podolaków z okolic Tarnopola idziemy do stacji metro „Nywki” i za moment jestem na porannym Majdanie Niezależności, który w ogóle nie śpi. Gra muzyczka, dookoła dymią kotły, w których gotują posiłki dla tysięcy ludzi, ich liczba zwiększa się w każdej chwili. Znajomy, którego spotkałem w centrum prasowym robi wycieczkę po Majdanie czyli „Siczy Kijowskiej”. Obok wielkich i mniejszych namiotów stoją wszelkie budy i koliby, prawie jak na połoninie w Karpatach. Majdan ma już własny styl. Wszyscy i wszystko manifestuje. Prawie nie ma już miejsca na umieszczanie nowych haseł. Jest kapliczka ekumeniczna i po raz pierwszy w centrum Kijowa powstała szopka oraz figurka św. Mikołaja, a nie Dziadka Mroza. Spotykamy polityków ukraińskich, znanych działaczy kultury, ciekawe postacie w strojach kozackich i tutejszych świrów. Wszędzie panuje życzliwość i wesoły nastrój.
Polska flaga na Majdanie
Wojtek Jankowski z Radia Wnet zapoznał mnie z dwoma mężczyznami, którzy trzymali polską flagę. „Jestem dumny z tego, że jestem Polakiem” – mówił Anatol Szełudko z Kremenczuga. Opowiadał o poszukiwaniu materiałów o obozie stalinowskim w tej miejscowości, gdzie zostali zamordowani Polacy, o upamiętnieniu tych ofiar. Anatol mówi, że podczas starcia z „Berkutem” rozbili mu jego kamerę.
Włodzimierz Iwanczenko, który jest wicemarszałkiem Kijowskiego Polskiego Zgromadzenia Szlacheckiego „Zgoda” mówi, że do obchodów Dnia Godności na Majdanie dołączyli też członkowie innych polskich organizacji stolicy Ukrainy. „Godności trzeba bronić przez cały czas i dlatego jestem tutaj, podobnie jak dziewięć lat temu, podczas Pomarańczowej Rewolucji i na początku niepodległości Ukrainy – zaznaczył. – Po raz drugi rewolucja zaczyna się w dniu moich urodzin, 22 listopada. Bardzo miło jest spotkać na Majdanie Tatarów Krymskich, Gruzinów, przedstawicieli innych narodowości. To już jest społeczeństwo obywatelskie. Wspólnie działamy na rzecz demokracji, na rzecz godności, na rzecz solidarności, ażeby zawsze i wszędzie na Ukrainie respektowano prawa człowieka, bo niestety dziewięć lat temu nie doprowadziliśmy zwycięstwa do logicznego końca. Do Juszczenki mieliśmy takie romantyczne zaufanie”.
Oleg Zozula, który przyjechał z Szepetówki pochodzi z rodziny mieszanej: mama Polka, tato Ukrainiec. Jest zwykłym robotnikiem budowlanym. Należy do partii Swoboda. Narzeka na niesprawiedliwość w państwie. „Z nami nikt się nie liczy – stwierdza człowiek. – Zjednoczyły wszystkich nas tutaj nie partie a pohańbienie godności, niesprawiedliwość. Ci ludzie nie chcą być traktowani jak bydło”. Zdaniem Olega Zozuli nie ma dwóch Ukrain. „Jest jedna Ukraina, bez różnicy językowej czy wyznania mieszkańców tego kraju – mówił dalej. – Teraz zmusiliśmy władzę do liczenia się z ludźmi”.
„Ile jeszcze czasu potrwa Majdan?” – pytam Olega. „Tyle, ile będzie potrzeba – odpowiada pewnie. – Nikt nie ma zamiaru rozchodzić się. Trwa mobilizacja, powstają drużyny samoobrony”. Oleg żegna się i spieszy na swoje stanowisko przy barykadzie.
Na Majdanie zwiększa się ilość namiotów manifestantów ze wschodniej Ukrainy. Aleksander Zibłyj przyjechał z Jenakijewao w Donbasie. „Przyjechałem do Kijowa, żeby poprzeć obywateli Ukrainy w ich dążeniu do Unii Europejskiej – powiedział. – Chcę żeby nasze życie było godne, żeby bandyci nie zabierali naszego majątku jak to się stało ze mną. Straciłem dwa sklepy, które podpalili. Pięć lat procesowałem się bezskutecznie”.
Poseł na Sejm RP rozdaje bigos
Od kilku dni na Majdanie można spotkać posłankę na Sejm RP Małgorzatę Gosiewską. Częstowała wszystkich bigosem.
„Generalnie zajmuję się polityką wschodnią i kocham wschód – powiedziała Kurierowi pani poseł. – Moja mama urodziła się w Wilnie. Ja wschód po prostu noszę w sobie. Jeżdżę na wakacje, na urlopy, ale też staram się zawodowo tym zajmować. Polska niestety bardzo mocno odeszła od polityki wschodniej Lecha Kaczyńskiego. Jako parlamentarzyści opozycyjni staramy się robić co możemy, żeby jednak prowadzić tę politykę na miarę możliwości partii opozycyjnej. Dlatego m.in. jestem tutaj, żeby Ukraina czuła, że Polska wspiera ukraińskie dążenia do zbliżenia się do Europy. Że solidaryzujemy się w trudnej sytuacji, przełomowej dla Ukrainy, ponieważ to co się dzieje od kilku tygodni w Kijowie i w wielu, wielu miastach Ukrainy to jest pewny przełom. Przełom, który następuje również w głowach ludzi tutaj przebywających”.
Na pytanie co naprawdę dzieje się w stolicy Ukrainy: rewolucja, bunt czy może jakiś projekt technologów politycznych Małgorzata Gosiewska stwierdziła, że jest to rewolucja ludzi młodych. „Ludzie, którzy przebywają na Majdanie nie akceptują liderów partii opozycyjnych – zaznaczyła Gosiewska. – Myślę, że jeśli ta sytuacja będzie się dalej rozwijać, to ten Majdan wcześniej czy później wyłoni z siebie lidera. Ale w mojej ocenie tym liderem nie będzie żaden z tak zwanej „trójcy”. Ludzie mówią, że rewolucja sama w sobie nie zmieni niczego. Patrzą przez pryzmat rewolucji pomarańczowej: wielkie zwycięstwo, zmiana ograniczająca się do zmiany ludzi”.
Zwiedziłem park Maryjski w Kijowie, gdzie Partia Regionów gromadzi swoich zwolenników ze wschodu i południa Ukrainy. Manifestują tam przeciwko dążeniu Ukrainy do Unii Europejskiej. Nikt nie ukrywa, że zwożono ich na siłę i każdy otrzymuje 200 hrywien dziennie za udział w manifestacjach.
„Znalazłam się tam przed przypadek, bo miałam spotkanie z jednym z polityków opozycyjnych w hotelu „Kyjiw”, położonym obok Werchownej Rady – podzieliła się swoim spostrzeżeniem Małgorzata Gosiewska. – Było to w dniu „marszu milionów”. Nie wiedziałam, że równolegle odbywa się manifestacja Partii Regionów. Dostałam się między tych ludzi i po prostu znalazłam się w innym świecie”.
Zdaniem Małgorzaty Gosiewskiej część osób z partii nacjonalistycznych zaczyna zmieniać swoje hasła. Jeżeli chodzi o „Swobodę”, to nie wie w jakim kierunku pójdzie ta partia. Gosiewska mówi, że patrzy na to z pewnym dystansem. „Mamy budować nowe relacje polsko-ukraińskie. Kiedy te relacje polsko-ukraińskie będą przyjazne, możemy rozmawiać o sprawach trudnych. Jeśli o sprawach trudnych rozmawiają przyjaciele, jest dużo łatwiej i to może doprowadzić do konkretnych rozwiązań. Dlatego m.in. też jestem tutaj”.
Mówimy o tym, że Majdan przypomina Sicz Zaporoską. Majdan to jakby państwo w państwie. „To jest europejskie państwo w państwie, które próbuje się podporządkować Moskwie” – powiedziała posłanka na Sejm RP Małgorzata Gosiewska.
Konstanty Czawaga
Tekst ukazał się w nr 23–24 (195–196) za 20 grudnia 2013–16 stycznia 2014