Lwowscy „Szewcy” w Wędryni

W poniedziałkowy wieczór przyszło się zmierzyć wędryńskim teatromanom z trudną a zarazem ciekawą sztuką jednego z wręcz arcytrudnych i arcyciekawych dramaturgów polskich XX wieku. W sali „Czytelni” Polski Teatr Ludowy ze Lwowa wystąpił gościnnie z „Szewcami” Stanisława Ignacego Witkiewicza – Witkacego.

Katastrofizm pomieszany z groteską upaprany typową dla autora „Nienasycenia” erotyczną mazią. Z Witkacego emanował strach przed rewolucją. Przeczuwał, że żyje w epoce zmierzchu. Przeczuwał załamanie się dotychczasowego świata, jego świata. I dawał temu wyraz w swych pracach malarskich, w prozie, a również i w dramatach.

„Szewcy” stanowią wręcz kondensację tych obaw. Napisani na dobre kilkanaście lat przed „Folwarkiem zwierzęcym” Orwella przestrzegają przed, a raczej przedstawiają to, co ma nieuchronnie nastąpić, bo maszyna dziejów jest puszczona w ruch i nie da się jej zatrzymać.

– Jaką on miał wizję dramatyczną, że przewidział w tej sztuce całą rozpacz, koleje losu ludzkiego i tych wszystkich tzw. ulepszaczy historii i państwa – zwrócił uwagę we wprowadzeniu dyrektor artystyczny lwowskiego teatru Zbigniew Chrzanowski. – Ciągle ktoś chce ulepszyć nasze życie i nikomu nic nie wychodzi. Już tyle rewolucji, tyle zmian, tylu polityków, a nikt nie może osiągnąć jakiegoś wewnętrznego ładu.

Chrzanowski wspomniał siedemdziesiątą siódmą rocznicę wybuchu II wojny. Wtedy właśnie, 17 września Witkacy popełnia samobójstwo w Jeziorach na Polesiu na wieść o wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej. Jego katastroficzne wizje nabrały rzeczywistych kształtów. Caro factum est w tym momencie brzmi zbyt okrutnie.

Ciężka to sztuka. I dla widza, i dla aktora, zwłaszcza aktora z teatru amatorskiego. Stąd pomysł Chrzanowskiego, by reżyserię i główną rolę powierzyć specjaliście – lokomotywą zespołu został Stanisław Melski, wrocławski aktor i reżyser, który już miał sceniczne spotkanie z Witkacym, pracował z jego tekstami. A lwowiacy starali się dotrzymać mu kroku, ale widać to było doskonale, że to on dyryguje zespołem.

Melski zagrał rolę Sajetana Tempe, przywódcy szewców, którzy dokonują rewolucji, by potem już ona sama, w wersji technokratycznej z tajemniczymi Towarzyszami zmieliła tych pierwszych. „Otóż słuchajcie, towarzyszu Abramowski, byle tylko utrzymać się na samym punkcie rozpaczy… Tyle kompromisu, ile tylko absolutnie koniecznie – rozumiecie: ko-nie-cznie – potrzeba”. Złowieszczo brzmią te jedne z ostatnich słów spektaklu.

Choć w oryginale jest to trzyaktówka, aktorzy zagrali ją jednym ciągiem. I nie było to za długo. Jedna rzecz, która doskwierała widzom – problemy z akustyką. Pewne kwestie wypowiadane ze sceny nie były zrozumiałe. Ale to drobnostka przy tym, że jeden z bardziej genialnych twórców polskich poprzez Lwów zawitał na Zaolzie. I za to goszczącemu swych kolegów teatrowi wędryńskiemu cześć i chwała.

A trzeba przypomnieć, że nie było to pierwsze spotkanie w „Czytelni” z polskim zespołem ze Lwowa – aktorzy gościli już w Wędryni w ramach „Melpomen” w 2014 roku i zagrali wówczas, również ambitnie, „Na pełnym morzu” Sławomira Mrożka. A jakby ktoś był zainteresowany obejrzeniem „Szewców”, to 26 i 27 listopada lwowska trupa wystąpi ze spektaklem w Zabrzu i Chorzowie.

(jot)
Źródło: zwrot.cz

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X