Lornetka teatralna Teatr hr. Skarbka, for. Edward Trzemeski

Lornetka teatralna

Zastanawiał się onegdaj redaktor lwowskiego „Dziennika Mód Paryskich”, czy lornetka warta jest obszernej „dyssertacyi”, dochodząc do konkluzji, że ów „wzrokopomocnik” choć nie zawsze przez niego się patrzy lecz równie często jedynie trzyma przed oczami, to przedmiot godny obszernego traktatu. Godny tym bardziej – dworował sobie redaktor „Dziennika Mód Paryskich” w 1844 r. – że stanowią niezbędny element toalety u osób dobrego tonu. Lornetki nie tylko używa się do spostrzegania kogoś lub czegoś ale też i do tego, aby ją spostrzeżono i jej posiadacza. Każdy albowiem może zauważyć, iż na osobę, co lornetkę przed oczyma swemi umieści, wiele oczu zaraz się zwraca; a te oczy ujrzą nie tylko lornetkę, ale i rączkę i szyję i kibić itd. itd., wreszcie samą a całą osobę; wiele spojrzeń na nią się skieruje a między niemi często te najpożądańsze. I czemu by nie pisać o lornetce, skoro o przedmiotach bardziej błahych powstawały nie tylko uczone dysertacje ale całe „wolumina i foliały”?

Lornetka teatralna wraz z etui

Dzisiaj więc słów kilka o lwowskiej lornetce teatralnej.

W 1895 r. dyrekcja Teatru Miejskiego hr. Skarbka wprowadziła nowość – lornetki teatralne, mniejsze dla dam, dla mężczyzn zaś większe. Może nie do końca była to „nowość”, gdyż lornetki były na wyposażeniu teatru już wcześniej, ale tym razem chodziło o zupełnie nowe, ba – nowoczesne, a więc głośno anonsowano o tym w lwowskiej prasie. Lornetki przechowywane były w niewielkich szkatułkach-schowkach przy krzesłach numerowanych w parterze teatru i lożach. Opłata za ich korzystanie – w wysokości 10 centów – doliczana była początkowo obowiązkowo do biletu, co wywołało u niektórych obywateli oburzenie. Byli przecież tacy, którzy posiadali własne lornetki, a tego dyrekcja teatru nie wzięła chyba pod uwagę. Wraz z aluminiową lornetką na widza czekały jeszcze: afisz teatralny i przytrzymywacz do kapelusza. Te były już bezpłatne. Dopiero w kilka lat później, gdy lornetki znacznie się upowszechniły, zrezygnowano z tego zwyczaju, a chętni mogli je wypożyczać u bileterów.

Lornetki w Teatrze Skarbkowskim pojawiły się wzorem teatrów warszawskich, gdzie znane były już wcześniej – pierwsze pojawiły się w Teatrze Wielkim w 1891 r. a wkrótce w pozostałych. Donosił już o tym „Kurier Lwowski” w grudniu 1890 r.:

(…) lornetki aluminiowe, które każdy z widzów znajdzie w schowku przy krześle, tak na parterze, jak w lożach i na amfiteatrze. Lornetki otrzymają nawet widzowie wykupujący bilety na paradyz, lecz tu będą pewne ograniczenia. W każdej loży będą cztery lornetki. Wszyscy widzowie będą używać tych szkieł bezpłatnie. Będzie to więc nowość, jakiej dotąd nie zaprowadzono w żadnym teatrze w Europie, celem zaś jej ma być zachęcenie publiczności do częstszego przybywania do teatru. Taki projekt przedstawił dyrekcji teatrów właściciel składu przyrządów optycznych Felsenhard. Jak się dowiadujemy, dyrekcja teatrów podpisała już kontrakt, na mocy którego F zobowiązuje się dostarczyć tyle lornetek, ile osób może pomieścić się w teatrze. W zamian za to pan F będzie otrzymywał od dyrekcji teatrów po 5 kopiejek od każdego biletu sprzedanego. Po latach dwunastu wszystkie lornetki przejdą na własność dyrekcji”.

W teatrze amatorskim „na Gródeckim”

Aby zapobiec zakusom amatorów cudzej własności, na obudowie (a ponoć i na szkłach ?) naniesiony był napis „własność dyrekcji teatrów”.

W 1892 r. lornetki pojawiły się w teatrach w Berlinie, Moskwie i Petersburgu oraz Paryżu. W tym samym roku zaprowadzono je w teatrze krakowskim – dostawcą był optyk warszawski p. Michał Pik, działający na takich samych zasadach jak Felsenhard. No i oczywiście we Lwowie.

Reklama Adolfa Silbersteina z 1898 r.

Inicjatywa dyrekcji Teatru Skarbkowskiego we Lwowie wzbudziła natychmiast falę protestów. W wypożyczaniu lornetek widziano zagrożenie dla zdrowia widzów. Na łamach „Kuriera Lwowskiego” opublikowano nawet list otwarty jednego z przeciwników tej idei:

(…) sprzeciwiam się stanowczo tej innowacji także ze względów zdrowotnych. Nie ulega to bowiem najmniejszej wątpliwości, że lornetki teatralne przyczynią się do rozszerzenia chorób zaraźliwych jak świerzbu, chorób ocznych itp. Czyż do teatru uczęszczają sami zdrowi ludzie i przyjaciele czystości? Kto więc dba o zdrowie własne i stan zdrowotny mieszkańców Lwowa, ten nie powinien używać lornetki teatralnej, jeno własnej – pisał oburzony Hipolit Feit, mieszkający przy ul. Kopernika 30 (jak skrzętnie odnotowała redakcja gazety). Nie omieszkał też napisać do gazety wzięty lwowski okulista dr Leon Rosenzweig:

Znaną jest rzeczą jak bardzo rozpowszechnioną jest u nas jedna z najbardziej niebezpiecznych chorób oczu tzw. zapalenie egipskie (trachoma). Wielkie rozpowszechnienie tej choroby pochodzi stąd, że używa się wspólnie przedmiotów, które mają styczność z okiem – jak ręczników, chustek do nosa, okularów i lornetek. Zdarzały się wypadki, że dzieci nabawiły się zapalenia egipskiego oczu w ten sposób, że wsadziły na nos okulary osób starszych, dotkniętych trachomą. Dziwić się tylko należy, że nasze władze sanitarne, które dobrze wiedzą, jak bardzo trachoma jest zaraźliwą, nie zabroniły od samego początku zaprowadzenia w teatrze lornetek, które rozszerzają tę chorobę. Spodziewać się należy, że po zbadaniu usunięte zostaną, gdyż stwierdzoną jest rzeczą, że są one uprzywilejowanemi roznosicielami tej zaraźliwej i niebezpiecznej choroby oczu.

Reklama Roberta Arnolda z 1929 r.

Nie wiadomo, kto był dostawcą lornetek dla Teatru Skarbkowskiego. Może cesarski nadworny optyk Adolf Silberstein, prowadzący sklep przy ul. Karola Ludwika 9 (róg ul. Sykstuskiej) już od lat 80. XIX w.? Silberstein miał ofertę rzeczywiście szeroką – bogatsza klientela mogła nabyć u niego lornetki teatralne w oprawie szylkretowej, z masy perłowej, kości słoniowej, obciągnięte skórką, a poza tym tzw. lornetki Stefanii, binokle, cwikiery, tudzież stereoskopy z obrazkami, pantoskopy, latarnie magiczne… Aluminiowa lornetka teatralna kosztowała 30 złotych reńskich. Taką wartość w każdym razie podano w notatce prasowej w „Kurierze Lwowskim” z czerwca 1895 r., przy okazji informacji o kradzieży, jakiej dopuścił się jakoby drążkarz (dorożkarz, Nazwa „drążkarz” wywodzi się od dawniejszego typu dorożek, tzw. kałamaszek, których pudła umieszczone były nie na resorach żelaznych, lecz na drążkach drewnianych. Stąd też dorożki te nazywano „drążkami”, a dorożkarzy „drążkarzami”) podczas przewożenia 300 lornetek należących do teatru z gmachu Skarbkowskiego do teatru letniego.

Oczywiście i w nieco później otwartym Teatrze Miejskim wypożyczano widzom lornetki – paryskie. I aby uspokoić zbyt ostrożnych bywalców tego szacownego przybytku, już na afiszach zapewniano, iż wszystkie są „pod kontrolą lekarza-okulisty antiseptycznie czyszczone” a dostać je można u bileterów – każdą w zapieczętowanej kopercie. A potem widzowie mogli z nadętą, dostojną miną, „dogmatyczną” – wedle słów Alfonsa Daudeta – wycelowywać je „niczym rewolwery” w aktorów, a i autorów sztuk podczas premier.

Etui na lornetkę f-my „B. Kopernicki i Syn”

W latach 20. XX w. lwowianom duży wybór lornetek „dla Pań, Panów i młodzieży”, w przystępnych cenach oferowała firma „Schall i Eichler” przy pl. Mariackim 7. Na ul. Jagiellońskiej 9 w sklepie Norberta Arnolda lornetki teatralne były już w cenie od 23 złotych. Natomiast bardziej ekskluzywnych, wykończonych masą perłową, z francuskich fabryk Le Mair, Colmont, Iris a także niemieckich Linströma, Voigtländera, Rodenstocka szukano w firmie „Leon Appel i Ska” przy ul. Legionów 1. Firma ta była miejscowym przedstawicielem słynnego producenta optycznych urządzeń Carla Zeissa z Jeny, tak więc i tych niezwykle cenionych, luksusowych lornetek nie mogło tam zabraknąć. Applowie, dbając o renomę firmy i starając się mieć zawsze dla swoich klientów w zanadrzu nowinki techniczne, wkrótce też wystarali się o przedstawicielstwo handlowe na Polskę (później tylko na Małopolskę i Górny Śląsk) wiedeńskiej firmy „Eumig” i zaczęli sprzedawać 4-lampowy aparat radiowy typu Harthley IV z głośnikiem Pathe.

Reklama f-my „Schall i Eichler” z 1923 r.

Podczas Targów Wschodnich nie jedna z lwowskich firm reklamowała się hasłem: „Najelegantszym prezentem z Targów Wschodnich jest lornetka teatralna damska lub męska zakupiona w…”. Przydawały się zresztą w najróżniejszych okolicznościach, nie zawsze w teatrze. Obserwowano z ich pomocą niecodzienne zjawiska na niebie, jak choćby całkowite zaćmienie Księżyca widoczne we Lwowie 27 września 1931 r. Zabierano je też na wyścigi i zawody jeździeckie – na tor na Persenkówce, na boisko „Sokoła” czy tor wyścigowy 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich za rogatką Łyczakowską. Przechodziły z rąk do rąk. „Patrz, Zosiu, to Romek jedzie” – „Zobacz, Biniu, Janek, Janek!” – „O, to Maniuś!” – gorączkowały się zapewne panie w eleganckich kapelusikach na głowie… A każda z takich wyciągniętych z lamusa lornetek teatralnych z pewnością mogłaby nam opowiedzieć nie jedną ciekawą historyjkę…

Anna Kozłowska-Ryś,

Sekrety kresowych kuferków, Poznań 2019

Tekst ukazał się w nr 9 (421), 16 – 29 maja 2022

X