Od kilku lat pracę Letniej Szkoły na Ukrainie wspiera Instytut Nauczania Języka Polskiego jako obcego Uniwersytetu Śląskiego, przysyłając studentki, które mogą wykorzystać w praktyce metodyczne nowości. Letnia Szkoła – to trud wielu osób i instytucji, których celem jest, aby na Ukrainie Europa zaczynała się po polsku.
Przejście graniczne w Medyce przywitało nas spokojem i powagą. Podjechaliśmy. Samochód sprawdzono bez wielkiego zainteresowania. Podeszliśmy do okienka odprawy paszportowej, potem otrzymaliśmy „bilet” od celników i w 10 minut byliśmy gotowi do wjazdu na Ukrainę. Żadnych kolejek, żadnego czekania, żadnej przepychanki czy nerwów. Pisma pomocnicze i telefony kontaktowe okazały się zupełnie niepotrzebne.
Zupełna Europa: podjechaliśmy, popatrzyli w paszport, celnicy dali swoje błogosławieństwo, no i w drogę. Zupełnie tak, jak to było niedawno na polsko-niemieckiej granicy. Droga, która prowadzi z granicy do Lwowa szeroka, równo wyasfaltowana, wymalowane białe, lśniące w świetle reflektorów pasy, a na zakrętach biało-czerwone odblaskowe oznakowanie. Zupełna Europa. I tak do samego Lwowa, ba nawet dalej, bo trasa prowadzi via Kijów.
Jedziemy całkiem szybko. To dobrze, bo jutro ma być zakończenie Letniej Szkoły Kultury i Języka Polskiego w Drohobyczu. Trzeba przecież jakoś wyglądać. Goście z Bytomia i ja z dalekiego Berlina. W samochodzie jedzie z nami nauczycielka języka polskiego, pani Jola Brzoza, która ma zacząć pracę w ramach Letniej Szkoły Kultury i Języka Polskiego z dziećmi w Samborze. Zatem po kilku kilometrach zbaczamy z trasy lwowskiej, ale Sambor jest oddalony o 40 km od Drohobycza, wiec właściwie nie oddalamy się wiele od celu.
W jednej chwili zmienia się jednak wszystko. Choć droga szeroka i wyasfaltowana, to musimy radykalnie zwolnić, bo w asfalcie są liczne dziury, wypełnione wodą po wieczornej ulewie. Są też zupełnie niewidoczne w nocy wybrzuszenia w asfalcie spowodowane przez korzenie drzew. Kierowca jedzie raz po lewej stronie, raz po prawej, chwilami mam podejrzenie, że może tu jak w Anglii, ruch jest prawostronny. Nie, jednak jedziemy jak po niewidocznym labiryncie albo po polu minowym, choć z boku mijają nas samochody z miejscową rejestracją. Po kwadratowej sylwetce sądząc, są to Łady, które jakby dzielniej pokonują czarną asfaltową otchłań podziurawioną jak ser, mniej przejmując się ubytkami w asfalcie. My jednak poważnie zwolniliśmy tak, że na pokonanie 40 km potrzebujemy ponad godzinę.
Dojechaliśmy do sióstr, gdzie będzie baza letniej szkoły w Samborze. Dom niezbyt wielki, ale zadbany. Przed domem piękne klomby i kwiaty, za domem mały ogródek i trawa. Czysto, schludnie, cicho. Bardzo pracowicie biegnie tu czas, choć na innych posesjach panuje budowlany nieład i jakiś marazm. Może jednak świat o 3 nad ranem wygląda jakoś inaczej. Do gościnnego domu u oo. bonifratrów w Drohobyczu dotarliśmy o świcie. Tu będzie nasza baza, by doglądać letnie projekty realizowane przez Górnośląski Oddział Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” w Katowicach.