Kolędy Pośpieszalskich na Ukrainie

Kolędy Pośpieszalskich na Ukrainie

Pospieszalscy to jedna z najbardziej znanych muzycznych rodzin w Polsce.

7 stycznia rozpoczęli tourne po Ukrainie. Czternastoosobowy zespół o tym samym nazwisku zaśpiewał i zagrał w katedrze lwowskiej, następnie odwiedził Sambor, Żytomierz i Kijów. Nie zważając na blisko dwudziestostopniowy mróz, koncerty na Ukrainie odbywały się w rodzinnej, świątecznej atmosferze, i przybywały na nie tłumy ludzi.

Tradycyjne polskie kolędy zabrzmiały w oryginalnych aranżacjach, przygotowanych przez rodzinę Pospieszalskich. Rodzina Pospieszalskich znana jest z telewizji, ze scen muzycznych, wykonuje też muzykę chrześcijańską. Komponują i opracowują pieśni liturgiczne i utwory estradowe, grając w zespołach: Arka Noego, Deus Meus, Tymoteusz, New Life M czy też prowadząc wielkie koncerty uwielbienia w Rzeszowie: Jednego Serca Jednego Ducha. Dwa pokolenia artystów służą jako wzór katolickiej rodziny. Pospieszalscy których łączy wiara, muzyczna pasja i miłość polskiej kultury, dają przykład patriotyzmu i wierności chrześcijańskim wartościom. Pokazują, że wielodzietność to wielki dar.

O tym, jak się grało i śpiewało we Lwowie opowiedzieli Barbara i Łukasz Pospieszalscy z „drugiego” pokolenia Pospieszalskich, a Jan Pospieszalski opowiedział o zespole i jak to się zaczęło.

Barbara i Łukasz Pospieszalscy (fot. Aleksander Kuśnierz)

– Mimo tego, że warunki pozornie były bardzo trudne, ponieważ praktycznie nie mieliśmy tu żadnej próby i temperatura była niezbyt sprzyjająca, to ogólnie, dzięki klimatowi miejsca i ludziom, którzy przyszli, pracowało nam się bardzo fajnie. Również dla mnie jest to wielkie przeżycie, przyjechałem do Lwowa po raz pierwszy i nie ukrywam, że historia tego miasta wzbudza we mnie szacunek, szacunek do ludzi, którzy tutaj mieszkają, i do polskiej historii, która się tutaj toczyła – powiedział Łukasz Pospieszalski.

– Bardzo dobrze nam się grało, był to dla nas wielki zaszczyt – zagrać w tej przepięknej lwowskiej katedrze – powiedziała Barbara Pospieszalska, a na pytanie czym się zajmuje na co dzień, odpowiedziała – tym samym, to znaczy muzyką, nie zaczęłam jeszcze studiów muzycznych, ale jestem w szkole muzycznej i z tym wiążę swoją przyszłość. Nieważne czy będę studiować, będę po prostu muzykiem.

Łukasz również dodał – Właściwie każdy z nas, począwszy od pierwszego pokolenia, jest jakoś związany z różnymi muzycznymi zespołami i projektami, drugie nasze pokolenie, można powiedzieć, przejmuje częściowo pałeczkę, niektórzy kończą studia, a inni jeszcze nie zaczęli studiów muzycznych, w drodze zaś jest kolejne pokolenie, które też już łapie za instrumenty.

Jan Pospieszalski (fot. Aleksander Kuśnierz)

– Nasi rodzice powołali zespół, bo mieli odwagę powołać wielką rodzinę – powiedział na wstępie Jan Pospieszalski, muzyk, aranżer i kompozytor, dziennikarz i publicysta – mieli oni odwagę otworzyć się na życie w świecie pełnym egoizmu, konfliktów, dorobkiewiczostwa, bez względu na sytuację materialną przyjmowali każde nowe poczęte życie z wielką radością i z wielkim błogosławieństwem, bo to jest błogosławieństwo.

{gallery}gallery/2017/kusnierz_pospieszalscy{/gallery}

Proszę spojrzeć na nasza rodzinę: dopiero od szóstego dziecka zaczynają się wielkie talenty – mój brat, szósty z kolei Karol, gra na tubie, flecie, altówce i gitarze. Następnie, późniejszy już Marcin, jak widzieliście, grał na wszystkim, czego się dotknął – grał wspaniale na fortepianie, gitarze basowej, skrzypcach, kontrabasie, fortepianie. Te aranżacje to przede wszystkim jego opracowania, najczęściej bardzo skomplikowane chóralnie. Ostatni mój brat Mateusz też gra na wszystkim – od fujarki do wszystkich instrumentów dętych, również na melodyce. Przepięknie komponuje, jest autorem największych przebojów zespołu Zakopower, to są jego kompozycje, te rzeczy nagrywał z nimi, jest producentem artystycznym, takim jakby ich duchem-przewodnikiem, który pisze dla nich i nagrywa w swoim domowym studiu.

Czyli zobaczcie, że dopiero od szóstego dziecka zaczynają się prawdziwe talenty, dlatego nie bójmy się wielkich rodzin. Świat przeżywa dzisiaj depresję demograficzną, jest nas coraz mniej, nasza cywilizacja wygląda tak, jak by nie chciało się jej żyć, egoizm odbiera nam radość wielkich rodzin. A właśnie otworzenie się na wielką rodzinę dało nam szanse, dało nam możliwości. To w grupie, we wspólnocie powstawała ta muzyka, sam nie mógłbym ze sobą grać, a mając wielu braci, w sposób naturalny stworzyliśmy zespół – jeden złapał gitarę, drugi bębenek, trzeci coś tam pukał i tak to się zaczęło.

Rodzice posłali nas do szkoły muzycznej, abyśmy te talenty rozwijali. Mieli też odwagę, żeby pomimo licznych zajęć, i kłopotów materialnych, znaleźć pieniądze na instrumenty i struny, oraz czas, by nas dowozić do szkół. Wciąż przypominam, że trzeba umieć oderwać się od telefonu, od ekranu telewizora czy komputera, by mieć czas dla siebie. Jeśli się ten czas znajdzie, to zawsze wyjdą z tego dobre rzeczy.

Trudno jest odpowiedzieć na pytanie, ilu członków liczy zespół. Na przykład Natalka, która, jest jasnym punktem, bo śpiewa i gra na flecie, musiała zostać: wysadziliśmy ją w Zamościu, tam mieszkają jej rodzice, ona zaś ma czteromiesięczną Stefkę, więc nie mogła przyjechać. Dziecko jest na etapie karmienia piersią i źle znosi takie podróże, więc postanowiliśmy że jednak zostanie, mimo że bardzo chciała przyjechać. A jeszcze spodziewam się wnuka. Dziś na scenie było nas trzynastu, ale bywa i piętnaścioro, te aranżacje są tak napisane, że można je rozszerzać i rozwijać, ubogacać. Mam pięciu braci, trzy siostry, mam kilkunastu bratanków, dokładnie nawet nie liczyliśmy, bo to przecież dynamicznie się rozwija. Na świecie jest już kolejne, trzecie pokolenie, które dobija do zespołu, i pewnie będzie nas więcej, bo nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa.

Orkiestra ma swoją ciągłość, my powoli musimy się wycofywać, młodsi to przejmują. Najważniejsze jest to, że ten zachwyt polską tradycją, polską kulturą narodową jest w nich obecny. Przecież młodzi ludzie najchętniej interesują się muzyką nowoczesną, a w naszym przypadku tym naszym młodym dwudziesto-trzydziestoletnim ludziom nie przeszkadza przecież z wielkim szacunkiem podchodzić do dziedzictwa narodowego. W naszym wykonaniu zabrzmiała archaiczna kolęda Anioł pasterzom mówił, która powstała pewnie w XIV czy XV wieku, można było również usłyszeć w niej motywy muzyki Chopina. W kolędzie Dzisiaj w Betlejem było słychać mazurki, oberki, grane bardzo stylowo i tańczone. W naszej rodzinie jest pasja rekonstrukcji muzyki źródłowej – jeździmy na wieś, oglądamy, słuchamy, jak u najstarszych dziadków przechowała się muzyka, uczymy się od nich, pracujemy z nimi na warsztatach, potem przejmujemy od nich styl wykonania, sposób artykulacji, pewien idiom muzyki źródłowej, polskiej tradycyjnej muzyki, która, mam nadzieje, dzięki temu nie zaginie. Ta prawdziwa muzyka była żywotna również tutaj, dlatego pozwoliliśmy sobie dzisiaj zatańczyć na posadce katedry oberka czy mazurka – mam nadzieję że Dzieciątko nam to wybaczy, a św. Józef nie będzie kiwał na nas palcem. Podczas koncertu można było usłyszeć również Mozarta i Szymanowskiego. W naszej kulturze, w naszym świecie powinno być miejsce dla muzyki wysokiej, kultury wysokiej, które potrafią zachwycić pięknem tego, co jest naszym dziedzictwem. To wszystko jest możliwe dzięki uniwersalnemu przesłaniu, które towarzyszy nam cały czas – radości, że Jezus Chrystus przychodzi, podnosi nas z naszej słabości, że nas odkupił i wydobywa nas z naszych lęków, naszych egoizmów, grzechów, nałogów, że nas pociąga do góry i mówi, że jeszcze wszystko jest możliwe. A my przychodzimy jak ci mędrcy, kłaniamy się nisko i mówimy – Jezu prowadź!

Aleksander Kuśnierz,
Anna Gordijewska
Tekst ukazał się w nr 1 (269) 17–30 stycznia 2017

{youtube}qmaEIHcRkLc{/youtube}

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X