Kazimierz Bogdanowicz

Kazimierz Bogdanowicz

Już ojczyzna wolność traci,/Prawdziwego bohatera./Może który z naszych braci/Nie wie jak Polak umiera.

Czym zasłużył się Bogdanowicz, że przed egzekucją miejscowa ludność ułożyła o nim pieśń?

Wywodził się z osiadłej we Lwowie szlacheckiej rodziny ormiańskiej, pieczętującej się herbem „Łada”. Wojował niedługo, nie odniósł znaczących zwycięstw, ale jego męstwo i nieugięta postawa w obliczu śmierci, wywarły ogromne wrażenie na społeczeństwie. Pieśń ma kilkanaście zwrotek i kilka wersji. 

Już ojczyzna wolność traci,
Prawdziwego bohatera.
Może który z naszych braci
Nie wie jak Polak umiera.
Bogdanowicz się nazywał,
Liczył lat dwadzieścia parę.
W młodym wieku okazywał
Jak ojczyznę czcić i wiarę.
Tam w Lubelskiem przebywał,
Na młodzieży licznym czele.
Tam Moskali on zdobywał,
Bijąc mężnie, siekając śmiele.
A gdy został już pojmany,
Smutna wieś wszędzie rozbrzmiewa.
Bogdanowicz nasz schwytany
I stawiony przed Chruszczewa.
Gdy Chruszczew wyrok przeczytał
– Wiesz jaka cię czeka kara?
A potem go się zapytał:
– Czy się zdasz na łaskę cara?
Polak się do walki rodzi,
Wroga o życie nie prosi.
Wtedy, gdy na świat przychodzi,
Ojczyźnie sławę przynosi.

W 2013 roku obchodzimy 150. rocznicę powstania styczniowego. Był to kolejny zryw niepodległościowy Polaków skierowany głównie przeciwko rosyjskiemu zaborcy. Obszar Rzeczypospolitej Obojga Narodów mieliśmy rozdarty między trzy sąsiednie państwa: Rosję, Prusy i Austrię. Sawin i jego okolice znalazły się na długo pod zaborem rosyjskim, chociaż zanim odzyskał niepodległość, był krótko również pod zaborem austriackim. Większość Polaków nigdy nie pogodziła się z utratą niepodległości – myśleli ciągle o jej odzyskaniu, a także o tym, co zrobić, aby nie zatracić polskiej mowy, tradycji, historii, religii rytu łacińskiego czy też unickiego – jednym słowem, aby nie poddać się rusyfikacji, aby nie utracić ducha narodowego. Warto tutaj dodać, że unici raczej nie czuli sympatii ani do Rosjan [nie mylić Rosjan z Rusinami, gdyż to dwie oddzielne nacje], ani też do prawosławia, zwłaszcza tej odmiany będącej pod wpływem Moskwy.

 

Położenie Polski, a w szczególności dawnych grodów czerwieńskich, później ziemi chełmskiej było takie, że jakakolwiek zawierucha wojenna między wschodem a zachodem, zawsze dotykała naszego kraju. Polacy sami nie pchali się siłą do europejskiego teatru wojennego, często to wojna porywała ich w swoje tryby. Różnie na tym Polacy wychodzili, raz dobrze, innym razem gorzej, jednak jeśli chodzi o walkę „o wolność waszą i naszą”, nigdy nie żałowali swojej krwi. Tak było i tak jest do dzisiejszego dnia.

Górka Powstańców Styczniowych na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie (Fot. Maria Basza)

Lubelski historyk Wiesław Śladkowski pisze, że pod koniec 1860 roku Kazimierz Bogdanowicz, dzierżawca Łowczy na Podlasiu, będąc członkiem Towarzystwa Rolniczego, wszedł w skład ściślejszego tajnego kółka dyskutującego o sposobach odzyskania niepodległości. Kółko to wraz z Bronisławem Deskurem i Teodorem Jasieńskim, grupowało młodszych i bardziej światłych przedstawicieli podlaskiej szlachty, którym, jak pisze Deskur gorąco na sercu leżała sprawa narodowa. W ramach Towarzystwa, przystąpili do gromadzenia tajnego pieniężnego żelaznego kapitału na cele przyszłego powstania. Pewnego razu spotykali się w większym gronie młodzieży ziemiańskiej w należącej do Deskura Horostycie, leżącej w ówczesnym powiecie radzyńskim [był okres, że Horostyta należała do województwa chełmskiego] lub u Jasieńskiego w Rozwadówce w powiecie włodawskim. W dzień ćwiczyli się w jeździe konnej, strzelaniu, szermierce, wieczorem zaś, jak pisze Deskur, dyskutowano nad środkami, które miały zapewnić dobrą organizację i powodzenie w przyszłym powstaniu. Młodzi ziemianie byli przekonani, że aby pozyskać chłopów dla powstania konieczna jest reforma uwłaszczeniowa. Działalność ich i poglądy nie były do końca akceptowane przez ogół ziemiański, dochodziło więc niekiedy do ostrych sporów. W jednej z takich dyskusji Kazimierz Bogdanowicz, dowodząc konieczności przygotowania się do powstania, które uważano za nieuniknione, otrzymał od jednego z półpanków odpowiedź mniej więcej tej treści: „Pan nie masz prawa, jako jakiś lichy dzierżawca [tutaj dodam, że Bogdanowicz dzierżawił wówczas Łowczę], decydować o losie całego narodu, bardzo łatwo poświęcać to, czego nie ma, ale wara rozporządzać tym, co zasługą w tym kraju i wiekami zdobyły sobie rodziny, rujnować je materialnie przez zaburzenia, które w mętnej wodzie niektórym, łapać ryby pozwolą”. Część uczestników zebrania, dotkniętych do żywego tą wypowiedzią, opuściła je manifestacyjnie, Bogdanowicz natomiast, ze spokojem odpowiedział: „Mam życie, to do mnie należy i to złożę na ołtarzu ojczyzny. Mówisz Pan, że będę łapał ryby w mętnej wodzie, uprzedzili mnie już twoi przodkowie, Panie, obdzierając Polskę przy każdej sposobności i sprzedając ją”.

Artur Grottger, Polonia 1863 – Branka (Fot. wawel.net)

Powstanie, zwane później styczniowym, wybuchło w Warszawie w nocy z 22 na 23 stycznia 1863 roku, na wieść o brance, czyli poborze młodych Polaków do carskiego wojska, zarządzonym przez Polaka w służbie carskiej – Wielopolskiego. Ciężka wówczas była służba wojskowa, trwająca nieraz 25 lat, do tego przecież w wojsku zaborcy. Często zdarzało się, że taki żołnierz opuszczał rodzinę, wieś i już nigdy tutaj nie wracał. Niechętnie więc szli Polacy do tego wojska. Organizatorzy powstania postanowili więc przyśpieszyć powstanie, nie patrząc na to, że ciężka, mroźna i śnieżna zima, nie sprzyja powstańczym walkom. Powstańcy nie byli do końca przygotowani do walki – brakowało przede wszystkim broni. Hasło: kijami zdobędziemy karabiny, a karabinami armaty, dobre było tylko w momencie zaskoczenia. Chociaż trzeba stwierdzić, że właśnie pod Malinówką [tą pod Sawinem] powstańcy właśnie kosami oprawionymi na sztorc, na przekór wszystkiemu, zdobyli rosyjskie armaty. Nie mogli ich jednak zabrać ze sobą, więc zagwoździli je czyniąc armaty bezużytecznymi i pozostawiając na miejscu. Na dłuższą metę hasło zdobywania kosami karabinów nie miało szans powodzenia. Samo męstwo, odwaga, nawet największe poświęcenie, aby odnieść sukces, do walki nie wystarczy. Z militarnego punktu widzenia z wybuchem powstania należało jeszcze poczekać. Jednak powstańcom chodziło także o to, aby branka nie zdezorganizowała przygotowanego powstania, aby nie zabrano najlepszych przywódców, spiskowców, żołnierzy do wojska, nie zniszczono całej powstańczej sieci.

Kazimierz Bogdanowicz (Fot. pl.wikipedia.org)

Kazimierz Bogdanowicz wywodzący się z Nadrybia, dzierżawca Łowczy, do powstania przygotowywał się już w 1861 roku, zaś w momencie wybuchu, był już dobrze przygotowany. Miał swoją kawalerię jednolicie umundurowaną, przeszkoloną i jako tako uzbrojoną. Ruszył więc Bogdanowicz ku Bukowie, gdzie w dworze Ciemniewskiego wyznaczona była koncentracja oddziałów powstańczych, by stąd ruszyć na Chełm. Jednak, czy to zdrada, czy też przypadek, że zanim powstańcy się zebrali, wcześniej do Bukowy wkroczył oddział rosyjski, aresztując tych, którzy przybywali na miejsce zbiórki. Aresztowany został również sam Bogdanowicz i to z bronią w ręku. Dowódca rosyjski, mający w swojej dyspozycji zbyt mało żołnierzy, bał się wyruszyć z aresztowanymi do Chełma, tym bardziej, że część drogi wiodła przez lasy. Chciał poczekać na większe posiłki, które miał sprowadzić umyślny goniec. I tutaj, doświadczony carski zawodowy oficer, przeliczył się w swoich planach, gdyż mieszkańcy Sawina, według legendy, na czele z Józefem Grzywaczewskim, ruszyli aresztowanym na odsiecz i ich odbili. Atak na Chełm nie udał się, powstańcy najpierw się rozproszyli po okolicznych lasach, potem zaczęli się koncentrować i skupiać ponownie wokół Bogdanowicza. Pod koniec lutego 1863 roku w starciu z nieprzyjacielem pod Zezulinem [a nie w Łowczy, jak twierdzą niektórzy] dnia 26 lutego Bogdanowicz został po raz wtóry pojmany do niewoli. Tym razem nie wywinął się z rąk oprawców. Najpierw szybkie śledztwo, potem wyrok – kara śmierci przez rozstrzelanie naznaczone na dzień 5 marca tegoż samego roku. Budziła się wiosna, a Bogdanowicz kończył młode burzliwe życie. Przed wykonaniem wyroku, w obecności księdza Stanisława Felińskiego i nadzorującego egzekucję podporucznika Czernirowskiego, skazaniec sporządził testament, który po latach przytoczyli Aleksander Kraushar oraz W. Śladkowski. W swojej ostatniej woli, spisanej w Lublinie dnia 5 marca 1863 roku, o godzinie 6 nad ranem, czyli na krótko przed straceniem, Bogdanowicz pożegnał się pisemnie z matką, a włościanom ze swojej wioski pozostawił znaczne kwoty pieniężne. Pisał wówczas:

 

Najdrożsi moi! Ty najdroższa Matko, daruj, jeżelim kiedykolwiek obraził cześć Ci należną. Módl się do Pana Naszego, aby nie raczył pamiętać na grzechy moje. Żegnam was wszystkich i proszę w tej chwili, by Bóg raczył dopuścić, byśmy się jeszcze kiedyś mogli razem znajdować. Z pieniędzy moich 21500 złp, które są kaucją dzierżawną, wynagrodzić krzywdy, jakie kiedykolwiek wyrządziłem, jako to: złotych dwa tysiące dać Olesi, która u Mamy pierwej służyła, Jaśkowi Borysowi z Majdanu Nadrybskiego złotych tysiąc, Borowiczce złotych pięćset, żonie Powagi złotych tysiąc. Długi zapłacić, jako to: Iniarskiemu krawcowi, Henrykowi Gerliczowi złotych pięćset, Józiowi Gołuchowskiemu około siedem tysięcy złotych. Z reszty przeznaczyć na ogrodzenie cmentarza w Łowczy i postawienie statui Matki Boskiej. Złotych dwa tysiące dołączyć do funduszu gromadzkiego w Łowczy, resztę zaś pieniędzy niech Mama obróci, jak się jej podobać będzie. Żegnam Was jeszcze raz, żegnam. Żegnam wszystkich, którzy mi zaufali. Niech mi darują, jeżeli ich zaprowadziłem w drogę, która sprzeciwiała się ich myślom. Żegnam Was, kochajcie milion razy mocniej naszą (w tym miejscu jeden wyraz „nieszczęśliwą” grubo zamazany) Ojczyznę Polskę, niżeli ja ją kochałem… Żegnam Was. Wasz syn, brat, sługa „Kazimierz”. Dnia 5 marca rano o 6 godzinie roku 1863. Byłem przytomny (podp.) Ks. Stanisław Feliński, Podporucznik Czerniowski. Za zgodność sekretarz powiatu A. Wołłowicz”.

W 1916 r. prochy Kazimierza Bogdanowicza i innych powstańców przeniesiono na cmentarz przy ul. Lipowej w Lublinie (Fot. nieobecni.com.pl)

Podobno Chruszczow zwlekał z egzekucją, chcąc, aby Bogdanowicz prosił cara o łaskę, a na pewno życie będzie mu darowane. Gdyby Bogdanowicz napisał prośbę o łaskę, wówczas egzekucja byłaby odroczona do momentu odpowiedzi. Ale on, wiedząc o tym, nie skorzystał z propozycji. Do stojącego w obliczu plutonu egzekucyjnego Kazimierza Bogdanowicza, na chwilę przed wydaniem rozkazów, dowódca roty – Chruszczow rzekł:
– Proś o łaskę, jesteś młody.
– To prawda – odrzekł Bogdanowicz – ale nasza sprawa jest stara.
– Masz matkę – kusił generał.
– Wstydziłaby się gdybym prosił o łaskę. Zresztą bawimy się w komedię? Miałem być rozstrzelany o 6-tej, teraz jest już po 10 godzinie, jesteście panowie spóźnieni. 

W parę chwil potem rozkaz został wydany, padły strzały, padł przeszyty kulami Kazimierz Bogdanowicz. Tak zakończył życie jeden z powstańców styczniowych. I jak zapowiadał w dyskusji z młodzieżą ziemiańską Podlasia, że gotów jest złożyć swoje życie na ołtarzu Ojczyzny, tak je faktycznie złożył. Nie chciał prosić cara o łaskę, nie chciał się poniżać, ważniejszy dla niego był honor Polaka. Zgasła świeczka powstańczego bohatera, lecz niech mu świeci światłość wiekuista po wieczne czasy!!! Wojował niezbyt długo, nie odniósł też znaczących zwycięstw, ale jego męstwo i nieugięta w śledztwie i w obliczu śmierci postawa, wywarły ogromne wrażenie na społeczeństwie. Niemal natychmiast po aresztowaniu już śpiewano o nim pieśni. Współcześnie wykonuje je ludowa pieśniarka Marianna Majówkowa z Bukowy.

Natychmiast po wykonaniu wyroku z listem kondolencyjnym do zbolałej z powodu śmierci syna, który przecież mógł uratować swoje życie prosząc o łaskę cara, matki Kazimierza Bogdanowicza, napisanym przez powstańczego naczelnika cywilnego powiatu lubelskiego księdza Marcelego Bielińskiego, wystąpiły lubelskie władze powstańcze. Nie było w nim zdawkowych zwrotów, nie było pocieszania matki, lecz mocne słowa odwołujące się do postawy matki Polski, wielkiej matki Polski: Matka, która takiego syna urodziła, nie potrzebuje pocieszenia, skoro syn ginie w obronie sprawy ojczystej, a odrzucając łaskę najazdu, daje świadectwo prawdziwe i staje się świętym męczennikiem.

Czy dzisiaj, ktokolwiek ze Sawiniaków, przejeżdżając obok dawnych dworów w Łowczy, Bukowie Małej, Nadrybiu, pamięta o tak zacnej postaci? O rozgrywających się tutaj wydarzeniach? Czy ktokolwiek wie, gdzie w Łowczy jest wspomniany w testamencie Kazimierza cmentarz lub figura Matki Boskiej? Czy słysząc pieśń o Bogdanowiczu śpiewaną przez naszą pieśniarkę zdajemy sobie sprawę, kim był ten człowiek? Czy Bogdanowicz ma swoich naśladowców we współczesnej Polsce, którzy dobro ogółu przedkładają nad dobra osobiste? Takich nam bohaterów czasu nie tylko wojny, ale i pokoju, dzisiaj trzeba. I jak tu nie mówić, że historia nie jest nauczycielką życia? Kazimierz Bogdanowicz jest wzorem do naśladowania po wsze czasy, również dzisiaj, również w czasie pokoju.

Mirosław M. Dederko
Tekst ukazał się w nr 13–14 (185–186) 16 lipca – 15 sierpnia 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X