Jubileusz 90-lecia księdza kardynała Mariana Jaworskiego

90 lat księdza kardynała są dogodną okazją do podjęcia próby opisania w skrócie przebytej dotąd drogi, wielkości dokonań, przeżytych cierpień oraz przekazanego innym szeroko rozumianego dobra.

Zadanie to jest tym trudniejsze, że tej próby podejmuje się osoba z zewnątrz, mająca jedynie możliwość przez kilkanaście lat okresowego współdziałania w odtwarzaniu struktur lwowskiej metropolii w nowo formowanym państwie Ukrainy. Ta moja wyjątkowa okazja bycia pomocnym, zrządzona również opatrznościowo, pozwalała na głębsze wniknięcie w obszar warunków i ogromu zadań stojących przed działającymi tam kapłanami.

W 1991 r. na teren nowo formowanej niezależnej Ukrainy został skierowany przez Jana Pawła II ks. bp Marian Jaworski, z zadaniem odtworzenia historycznej struktury metropolii lwowskiej. Był to okres, kiedy dominowały tam zgliszcza budownictwa sakralnego obrządku łacińskiego, będące efektem ponad półwiecznej dominacji sowieckiego barbarzyństwa. Bp Marian Jaworski został „posłany” przez Jana Pawła II, by tam z garstką bohaterskich kapłanów podjąć trud przywracania ludziom wiary w Boga i nadziei na lepsze jutro. Jakże przykre były dla ks. bpa Mariana Jaworskiego chwile odmowy mu przez miejscowe władze Lwowa godnego przejęcia rządów w odtwarzanej metropolii i uroczystego ingresu do metropolitalnej świątyni. Powrócił w swoje strony, a nie został przyjęty, był właścicielem, a nie przyjęto go w domu. Spodziewał się wielu współpracowników, a zastał zaledwie kilku kapłanów. On jednak wierny powołaniu nie zniechęcił się, ale powrócił na wskazaną mu drogę tej trudnej orki na ukraińskim ugorze.

Marian Jaworski dość wcześnie odczytał działania Ducha Świętego i już w czerwcu 1939 r. po ukończeniu 6 klas szkoły powszechnej podjął starania o kontynuowanie nauki w lwowskim gimnazjum. Po zdaniu egzaminu wstępnego został przyjęty i z niecierpliwością oczekiwał na rozpoczęcie nauki. Niestety nastał wrzesień 1939 – początek II wojny światowej, a później zmiana frontu i okupanta, którego celem było nie tylko zawładnięcie tych obszarów, ale i zniewolenie zamieszkałej tam ludności.

Poznał w okresie swojej wczesnej młodości co znaczy żyć w mroku okupacji, najpierw niemieckiej, a później sowieckiej. Odczuł strach i głód, lecz na tajnych kompletach pogłębiał swoje zasoby wiedzy podstawowej. Był świadkiem barbarzyńskich działań okupantów nieliczących się z życiem ludzkim, którzy swoje ideologie wprowadzali siłą i bezwzględnością. Jedyną przystanią i oazą było zacisze domowe, w którym sumiennie zachowywano i wdrażano wartości chrześcijańskie.

W tych warunkach dojrzewała z pewnością myśl i pragnienie młodego Mariana by żyć inaczej, bo dobro przekazywane mu przez środowisko, w którym chętnie przebywał i przyswajane nauki muszą w końcu zwyciężyć. W miarę zbliżania się nieuchronnego zakończenia zmagań wojennych, poszerzone kontakty z Kościołem, szczególnie po otrzymaniu w 1942 r. sakramentu Bierzmowania z rąk ks. abpa Bolesława Twardowskiego i gorliwa służba do mszy św. w kościele sióstr franciszkanek od Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu, a później w kościele św. Antoniego ugruntowywały w nim myśl poświęcenia się służbie Bogu i ludziom.

1944 rok przyniósł zasadnicze zmiany na wschodnim froncie. Zapowiedź zbliżającego się końca wojny, nieuregulowany jeszcze w pełni formalnie status powojennych stref wpływów, jak również lokalne reaktywowanie niektórych dziedzin życia społecznego i rysująca się rychła normalizacja, a nawet nadzieja powrotu do stanu przedwojennego zapowiadały możliwość, a nawet pewność powrotu do wcześniej dokonanego wyboru. Inne były plany „zwycięzcy” polegające na przyspieszonym werbunku do armii dla uzupełnienia ubytków w poszczególnych jednostkach, by zakończyć zwycięski marsz na Berlin. Marian Jaworski stanął, jak wielu innych w podobnym wieku, na wezwanie Wojskowej Komisji Uzupełnień. Otrzymał pozytywną ocenę zdolności wojskowej i przygotowywano dla niego już przydział do określonej jednostki.

W tym miejscu warto wstrzymać ten szaleńczy bieg zdarzeń i zwrócić uwagę na zaistniały szczęśliwy zbieg okoliczności. Można go nazwać szczęśliwym, albo jeszcze inaczej: to wyraźne działanie Opatrzności Bożej w odniesieniu do tego już prawie szeregowego żołnierza zwycięskiej Armii Czerwonej miało zgoła inne plany. Przedłożone przez siostry józefitki w sierpniu 1944 r. poświadczenie o pełnionej przez Mariana Jaworskiego funkcji „służytiela kultu” przy kościele zakonnym sióstr józefitek i jego niezbędności poskutkowało o uznanie go jako „niezdolnego” i przekwalifikowano go do rezerwy. Ten ważny zwrot zaważył na dalszych losach Mariana, który miesiąc po złożeniu matury w czerwcu 1945 r. zostaje przyjęty do Seminarium Duchownego we Lwowie. Krótka to była radość chłonąć prawdy wiary w gronie podobnie złaknionych młodzieńców, gdyż już po kilku zaledwie miesiącach umocniony formalnymi uchwałami okupant uruchomił swoją machinę totalnego ucisku i gruntownego oczyszczenia przedpola do wprowadzenia swojego komunistycznego ładu. Kościół obrządku łacińskiego wraz z jego zapleczem, dla którego nie było miejsca, został w pierwszej kolejności skazany na unicestwienie, a tym samym i likwidacja Seminarium Duchownego została przesądzona. W październiku 1945 r. częściowy dobytek materialny wraz ze stanem osobowym został załadowany w bydlęce wagony i deportowany na „Zachód” tj. do formowanej w nowym układzie granicy Polski Rzeczpospolitej Ludowej.

Tak zaczyna się nowy etap w życiu kleryka Mariana Jaworskiego. Jakże szczęśliwą okazała się ta droga lwowskiego wygnańca doprowadzająca go Kalwarii Zebrzydowskiej. Nie był to łatwy etap, ale początkowe trudy rekompensowała zakonna gościnność i odczuwalny opiekuńczy płaszcz Matki Bożej Kalwaryjskiej. Tu przez pięć lat, w warunkach częściowo wspartych regułami klasztornymi, kleryk Marian Jaworski powierzył swój los Tej, do której tłumnie garnęli się pątnicy, u której znajdowali pocieszenie i moc do dalszego działania. Poznał też trudne losy ludzi biednych, bezdomnych i moc modlitwy oraz liczne nawrócenia. W chwilach tęsknoty za wielonarodowym gwarem lwowskiej ulicy znajdował w zasięgu swojego wzroku dzieła Stwórcy, nieskażone jeszcze ludzkim działaniem, potężne górskie masywy oraz wspaniałych ludzi, którzy w swej prostocie i postępowaniu wydawali się być bliżej Boga. Tę tęsknotę za Lwowem łagodzili w części koledzy, wykładowcy oraz odwiedzający ich metropolita lwowski ks. abp Eugeniusz Baziak, który również dzielił los wygnańca. Ks. Marian tak wspomina po latach ten okres kalwaryjski: „był to okres nie tylko zapoznawania się z filozofią religii, dzięki której zainteresowałem się metafizyką, która pomogła mi lepiej poznać tę jedyną miłość jaką jest Chrystus”. 25 czerwca 1950 r. w bazylice kalwaryjskiej Marian Jaworski otrzymał święcenia kapłańskie z rąk ks. abpa Eugeniusza Baziaka. Koniec studiów ks. Mariana w Kalwarii Zebrzydowskiej, pod bokiem Pani Kalwaryjskiej, zakończył zaledwie początkowy wieloletni okres jego związków z tym cudownym miejscem.

Dalszym etapem na życiowej drodze Księdza Mariana Jaworskiego była bezpośrednia z pełnym oddaniem służba Bogu i ludziom. Basznia Dolna to pierwszy przystanek, do którego został posłany na swoją duszpasterską misję do parafii pw. św. Andrzeja Boboli. Oceniając dalsze misyjne kroki ks. Mariana odnajduje się z łatwością Boże plany kierowania go do diecezji lubaczowskiej zwanej również diecezją „lwowsko-lubaczowską”. Ta niewielka część b. archidiecezji lwowskiej znalazła się, chyba dość przypadkowo, w strukturach administracyjnych Kościoła w Polsce. Ks. Marian Jaworski ze swoim młodzieńczym zapałem i głęboką wiarą wyniesioną z kalwaryjskiego sanktuarium już w pierwszych dniach swojego duszpasterstwa natrafił na codzienne trudności stawiane instytucjom i organizacjom kościelnym w ich swobodnym działaniu na rzecz wiernych (zwłaszcza młodzieży) w spełnianiu praktyk religijnych. A były to jeszcze lata niespokojne, szczególnie na przygranicznych obszarach, gdzie lata wojny i walk bratobójczych sprzyjały do utrzymywania się stanu tymczasowości i zagrożenia. Parafia w Baszni Dolnej posiadała zaledwie 12 lat swojej działalności. Poza wyraźnymi skutkami przewalającego się kilka razy frontu, nakładała się również bieda, utrwalana brakiem jakiejkolwiek infrastruktury komunalnej. Żadnej drogi bitej, wszędzie błoto i bezdroża, a jedynym łącznikiem ze światem była stacja kolejowa oddalona ok. 2 km od kościoła. Jak można wyczytać w opisach: „nie zawsze można kupić świece, a miejscowe parafianki nalewały do szklanek roztopione masło lub smalec i tak był oświetlany kościół”. Młody ks. wikariusz nie zrażając się tymi warunkami podjął z zapałem i poświęceniem swoją duszpasterską posługę. Dane mu było poznać trud mieszkańców, warunki wzrastania dzieci i młodzieży, rosnące zagrożenia wobec złudnych komunistycznych miraży. Ks. Marian będący już kardynałem pierwsze lata swego kapłaństwa wspomina z rozrzewnieniem, dziękując Opatrzności za trudy swojego duszpasterskiego startu.

Ks. Marian Jaworski, by poddać się nowym opatrznościowym wyzwaniom, za wyraźną sugestią i zgodą ks. abpa Eugeniusza Baziaka podjął studia doktoranckie na Wydziale Teologicznym UJ w Krakowie. Zamieszkał wówczas przy parafii św. Floriana w Krakowie. Tak zaczął się kolejny rozdział w życiu ks. Mariana, który otworzył 54-letnią, o niezwykłej doniosłości znajomość, serdeczną przyjaźń i okres twórczego współdziałania z ks. dr. Karolem Wojtyłą, późniejszym Papieżem Janem Pawłem II. W tym okresie, poza intensywnym zgłębianiem wiedzy z zakresu filozofii, ks. Marian włączył się w nurt społecznego życia dobranej grupy akademickiej młodzieży zwanej „rodziną”, działającej przy „św. Florianie”, której duchowym opiekunem był ks. dr Karol Wojtyła. Organizowane wówczas okazjonalne „rodzinne” wycieczki w góry, nazywane „duszpasterstwem turystycznym”, miały nie tylko na celu regenerację sił fizycznych, ale by z dala od zasięgu działania zewnętrznych „UBezpieczycieli” mieć możliwość oddziaływania na duchową formację tej młodzieży, o którą toczyła się walka i która była szczególnie narażana na złudną wzmożoną aktywność ateistyczno-marksistowskiej propagandy. Ks. Marian po doktorskiej nominacji z dziedziny filozofii w 1952 r. został przez metropolitę krakowskiego abpa Eugeniusza Baziaka ponownie skierowany do pracy duszpasterskiej w charakterze wikariusza, do parafii św. Magdaleny w Poroninie. Było to kolejne ważne i bardzo odpowiedzialne wyzwanie dla młodego kapłana, by w rejonie kultu „wiecznie żywego Lenina”, spełniać swoją kapłańską posługę. Ks. dr Marian pełen nadziei, w trosce o dobre wypełnienie powierzonej misji, oddaje się Matce Kalwaryjskiej.

Lata 1952-1953 to czas najintensywniejszych prześladowań Kościoła katolickiego w Polsce. Represje doprowadzały do więzienia księży, a nawet hierarchów Kościoła. Ks. dr Marian Jaworski w tym tak trudnym okresie kontynuuje dalsze studia specjalistyczne pierwotnie planowane we Francji. Wobec uniemożliwienia mu wyjazdu za granicę podejmuje studia na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej na KUL w Lublinie. W latach 1956-1960 pełnił zaszczytną funkcję kapelana i osobistego sekretarza ks. bpa Eugeniusza Baziaka. Był to okres wielopłaszczyznowego zapoznawania się z działaniem i pracą w skali archidiecezji, jak również z ludzkimi problemami żyjącymi w tym środowisku, osadzonymi głęboko w ludowej tradycji. Możliwość działania u boku kapłana o wielkim sercu, olbrzymim doświadczeniu i głębokiej wierze było dla ks. Mariana nie tylko dużym wyróżnieniem, ale przede wszystkim wspaniałą szkołą. Ten dotychczasowy dorobek naukowy, doświadczenia zebrane z okresów parafialnego duszpasterzowania pozwoliły ks. Marianowi Jaworskiemu na podjęcie pracy dydaktyczno-wychowawczej w katolickich uczelniach, nie zaniedbywał jednocześnie dalszych działań na polu naukowym i publicystycznym w kraju i zagranicą. Zbieżność działalności naukowej oraz dydaktycznej zbliżyła jeszcze bardziej ks. prof. Karola Wojtyłę i ks. prof. Mariana Jaworskiego działających na terenie archidiecezji krakowskiej. Ta współpraca jeszcze bardziej się zacieśniła w okresie walki o przywrócenie należnego statusu uczelniom katolickim w Polsce. Te wieloletnie zabiegi ze strony Episkopatu Polski i Komisji ds. Nauki w uczelniach katolickich, w których wymienieni byli mocno zaangażowani, przyniosła oczekiwane skutki dla dobra Kościoła w Polsce. Temu wspólnemu na wielu płaszczyznach działaniu pomagało również sąsiedztwo zamieszkania na ul. Kanoniczej, a po nominacji ks. bpa Karola Wojtyły na metropolitę krakowskiego, na ul. Franciszkańskiej.

Rok 1967 dla ks. prof. Mariana Jaworskiego był szczególne trudny, bo wypełniony cierpieniem i trwałą częściową niesprawnością. Spełniając prośbę ks. abpa Karola Wojtyły odbywał w jego zastępstwie podróż koleją do Olsztyna, podczas której w rejonie Działdowa miała miejsce katastrofa, w wyniku której ks. prof. Marian Jaworski został ciężko ranny. Oceniając to zdarzenie odczytać można tu wyraźne działanie Opatrzności Bożej. W wyniku tej katastrofy mógł poszkodowanym być ks. abp Karol Wojtyła, bo to on planował ten wyjazd, ale ze względu na inne nieprzewidziane okoliczności w zastępstwie w tym zdarzeniu uczestniczył ks. prof. Marian Jaworski. Warto dodać, że w tym czasie ks. abp Karol Wojtyła otrzymał zawiadomienie o koniecznym wyjeździe do Rzymu, który był związany z nominacją kardynalską. W przyszłości okazało się, że ta częściowa niesprawność ruchowa (amputacja prawej dłoni) nie przeszkodziła ks. prof. Marianowi Jaworskiemu w posłudze duszpasterskiej, kontynuowaniu działalności naukowej i dydaktycznej oraz pełnieniu odpowiedzialnych funkcji w uczelniach katolickich, a później również w Kościele. W 1967 otrzymuje tytuł profesora nadzwyczajnego, w 1976 profesora zwyczajnego. Ks. prof. Marian Jaworski cieszył się w środowisku naukowym szczególnym autorytetem i szacunkiem, czego dowodem było powierzenie mu w 1981 r. funkcji I rektora Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie.

Rok 1984 to otwarcie nowego odcinka na życiowej drodze ks. prof. Mariana Jaworskiego, a tym samym i Kościoła świętego. 24 maja 1984 r. Ojciec Święty Jan Paweł II mianuje go biskupem tytularnym Lambesi i Administratorem Apostolskim w Lubaczowie.

Ks. bp Marian Jaworski wraca z woli Bożej Opatrzności do znanej mu już diecezji lwowsko-lubaczowskiej w Baszni Dolnej, by kontynuować swoją misję rozpoczętą 34 lata temu. Papieska decyzja skierowania swojego przyjaciela na ten wschodni kierunek nie była przypadkowa, ale stanowiła realizację szerszego planu nieśmiało zarysowywanego w latach 60. i 70. w krakowskim zaciszu ul. Kanoniczej i Franciszkańskiej. Powiew wolności, wyraźnie już odczuwalny w Polsce, zaczął przenikać poza graniczne kordony, przenikając również do naszych wschodnich sąsiadów. Siła haseł „Solidarność” i „Wolność” wyraźnie wzrosły od 1978 r., kiedy na Stolicę Apostolską został wyniesiony kardynał Wojtyła, którego niebezpieczny potencjał duchowy już wcześnie dostrzegli mocodawcy z Kremla. Historyczny lwowski obraz Matki Boskiej Łaskawej, wystawiony w głównym ołtarzu podczas ingresu bpa Mariana Jaworskiego, napawał modlących się nadzieją i ufnością rychłego powrotu do Lwowa. Krótki okres rządów bpa Mariana w diecezji lubaczowsko-lwowskiej był wypełniony licznymi obowiązkami pasterskimi, poprzez które starano się przywrócić „normalność”, doprowadzając do pełnej parafialnej funkcjonalności, m.in. w zakresie budownictwa sakralnego, opieki społecznej i życia kulturalnego. Przeprowadzenie w 1987 r Kongresu Eucharystycznego, zorganizowanie w latach 1987-1990 Synodu Archidiecezjalnego, uruchomienie Lubaczowskiego Seminarium Duchownego z siedzibą w Lublinie – to tylko wyrywkowy zestaw dorobku ks. bpa Mariana Jaworskiego na tym wschodnim przyczółku.

16 stycznia 1991 r. Jan Paweł II mianuje ks. bpa Mariana Jaworskiego metropolitą lwowskim z tytułem arcybiskupa. Dalszym ważnym wydarzeniem dla planowanej misji otwarcia na Wschodzie Drzwi Chrystusowi, była wizyta apostolska Jana Pawła II w Lubaczowie w dniach 2-3 czerwca 1991 r. Dowodem ważności i znaczenia dla Jana Pawła II tej apostolskiej wizytacji w najmniejszej polskiej archidiecezji niech świadczy fakt pobytu aż przez dwa dni. Wiązało się to nie tylko z odwiedzinami serdecznego przyjaciela, ale również z koniecznością torowania sobie wspólnie drogi na wschód. Aktualną stała się wcześniej wypowiedź Jana Pawła II: „Posyłam Cię do tego miasta, które otworzyło swoje podwoje wygnańcom ze Lwowa i ocaliło depozyt wiary i nadziei”.

W marcu 1998 r. ks. abp zostaje obdarzony godnością kardynalska in pectore, a dnia 28 stycznia 2001 r. ta nominacja zostaje oficjalnie ogłoszona.

Ten lwowski odcinek duszpasterskiej drogi, może jeden z najtrudniejszych, stał się niezwykle ważny nie tylko dla osoby ks. kardynała, ale Kościoła w ogóle, a Kościoła łacińskiego na Ukrainie w szczególności. Przejęte w styczniu 1991 r. szczątki historycznej Lwowskiej Archidiecezji nosiły wyraźne ślady ponad półwiecznej niszczycielsko-barbarzyńskiej dewastacji wszystkiego co wiązało się z wiarą oraz nosiło oznaki kultu religijnego. Z liczących w 1939 r. ok. 400 parafii pozostało zaledwie 7, a z wówczas zatrudnionych ok. 805 kapłanów po 1945 r. zostało dzięki niezłomnej wierze, sile charakteru oraz nadziei zaledwie 22. Kapłani greckokatoliccy zostali przymusowo „przypisani” do prawosławia, a „nieposłuszni” byli fizycznie unicestwieni. Dla kapłanów obrządku rzymskiego, którzy zdecydowali się pozostać, przypisywane było z reguły 5 lat łagru celem resocjalizacji. Spuścizną tego bezbożnego okresu była nieufność i wrogość do Kościoła obrządku rzymskiego, nazywanego z reguły „polskim”, co wiązało się z dodatkową dozą narodowościowego uprzedzenia. Przed ks. abp Marianem Jaworskim zostało postawione niezwykle trudne, a nawet w ludzkiej ocenie niewykonalne zadanie. Historyczne przedwojenne zaplecze materialne, m.in. „Dom biskupów”, Wyższe Seminarium Duchowne, domy zakonne, klasztory i inne, po półwiecznej intensywnej oraz bezinwestycyjnej eksploatacji pozostały w dalszym ciągu w obcym użytkowaniu. Kościoły, kaplice i inne obiekty kultu religijnego zostały w euforii zwycięskiego pochodu burzone, zamykane, albo po tzw. „oczyszczeniu” dostosowywane do zupełnie innych funkcji. Nie mając własnego mieszkania, zaplecza finansowego oraz pomocników ks. kardynał rozpoczął „pracę na tym trudnym ukraińskim ugorze”. Okresowo dopuszczany limitowany „import” kapłanów z zewnątrz, głównie z Polski, mógł tylko doraźnie rozwiązać palące potrzeby. Zaległości w obsłudze duszpasterskiej obejmowały już kilka pokoleń wychowywanych w warunkach systemowego ateizowania. Przed tym ogromem zadań stanął ks. abp Marian mający w sobie głęboką wiarę, bezgraniczne poświęcenie, mądrość życiową, ofiarną miłość oraz zawierzenie Opatrzności Bożej. Pewność, że „Ten który go posłał na ukraiński przyczółek” mu pomaga, dodawała sił ks. kardynałowi w działaniu, by to co było skazane na niebyt ożyło, służyło Bogu i ludziom. Nie bez znaczenia miała również, jako rodowitego lwowianina, znajomość lokalnych zwyczajów i uwarunkowań.

Ks. kardynał Marian Jaworski obrał skuteczną drogę ekumenizmu i cierpliwości, zgody i zaufania Bogu w swej pracy dla dobra Kościoła lokalnego. Taka postawa odbijała się często na jego zdrowiu. Nigdy nie dopuścił do jawnej konfrontacji z przeciwnikami Kościoła, a dzięki cechom osobistym zyskiwał dla niego dobro. To dzięki jego postawie Kościół łaciński na Ukrainie zyskał wielki autorytet moralny.

Po 10 latach włodarzenia, kiedy Jan Paweł II w 2001 r. odbywał swoją apostolska wizytę, ten opisany w dużym skrócie „pustostan” tętnił już życiem, a dokonany zasiew rokował na dobre zbiory. Z tych żarzących się przez pół wieku ogników wiary powoli rozniecał się żywy płomień, szczególnie że w tym procesie szeroko rozumianej odnowy brali już udział kapłani wyedukowani oraz wyświęceni we lwowskim seminarium w Brzuchowicach. Znów w krajobrazie miast i wsi powoli pojawiały się wieże i sygnaturki na odbudowywanych i budowanych kościołach oraz kaplicach, obok wpisanych już w panoramy miast i wsi akcentów cerkwi prawosławnych.

Wymownym znakiem bliskości i niezwykłej głębokiej przyjaźni ks. kard. Mariana z Janem Pawłem II była obecność w jego ostatnich godzinach i udzielenie mu Sakramentu Namaszczenia w drodze do Pana. Te lata wyjątkowego poświęcenia, trudu i bogatego zbioru tak ujął ks. Jan Bednarczyk w dziele pt. Scire Dedeum (Wyd. PAT Kraków 2006): „Nie sposób wyrazić wszystkiego, co było i jest tak znamienne, szlachetne i głębokie w życiu i służbie pasterskiej Ks. Kardynała. Na tej drodze wiodącej do świętości pojawiały się wydarzenia uroczyste, znane całemu światu, jednak swój blask mają też te powszednie, o których nie wie nikt, albo wiedzą tylko nieliczni. Dobry Bóg jeden to wie. Trzeba podkreślić, że nie byłoby możliwe dokonanie tych przedsięwzięć, wypełnienie często przerastających człowieka zadań, bez łaski Bożej, ogromnego heroizmu, wytrwałości, odwagi i ujmującej osobowości Ks. Kardynała, która zbliża i jednoczy ludzkie serca…”

Ten pasterz pełen ofiarności, cierpliwości, miłości i zgody po 17 latach ciężkiej pracy oraz dobrze zapowiadających się zbiorów w działającej już na wszystkich odcinkach archidiecezji lwowskiej postanowił to dziedzictwo przekazać swojemu następcy.

21 października 2008 r. papież Benedykt XVI przyjmuje rezygnację z urzędu metropolity ze względu na wiek emerytalny. 22 listopada 2008 r. podczas uroczystej mszy św. w katedrze lwowskiej nastąpiło przekazanie metropolii arcybiskupowi Mieczysławowi Mokrzyckiemu. Wiele było dziękczynnych wypowiedzi kierowanych do odchodzącego już z funkcji metropolity. Jedna z nich wyraziła głębię i wyjątkowe wartości ekumeniczne wniesionych wielorakich posług przez kardynała Mariana Jaworskiego: „szkoda, że w wieku XI nie było takich, jak obecny tu biskup Marian, bo nie doszłoby do podziału na Kościół Wschodni i Zachodni-Rzymski”. Ta ocena ma tym większą dozę obiektywizmu, że została wypowiedziana przez przedstawiciela reprezentującego moskiewską Cerkiew Prawosławną. Ksiądz kardynał Marian Jaworski po 58 latach kapłaństwa, 24 latach biskupstwa, w wieku 82 lat z całym dorobkiem duchowym przenosi się do bliskiego mu, drugiego po Lwowie, Krakowa, by tu w skromnym zaciszu ulicy Kanoniczej, przed obrazem Pani Kalwaryjskiej kontemplować, a w oparciu o przeogromne doświadczenia życiowe oraz ugruntowaną wiedzę filozoficzną wielbić Boga.

Rocznica 90-lecia urodzin jest dodatkową okazją do podziękowania za łaskę przebytej dotąd drogi życia. Do tej dziękczynnej modlitwy dołącza się bardzo liczna rzesza tych, którzy z rąk księdza kardynała odebrali wiele różnorodnego dobra, oznak serdeczności, pomocy i wskazań jak odnaleźć Boga oraz umieć dzielić się z innymi.

Zenon Błądek
Tekst ukazał się w nr 17 (261) 16-29 września 2016

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X