W 80. rocznicę zwycięstwa Challenge’u Jerzy Bajan za sterami RWD-9 (Fot. ze zbiorów autora)

W 80. rocznicę zwycięstwa Challenge’u

Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic.

Wrzesień 1934 roku przyniósł Polsce wyjątkowo radosną wiadomość – IV Międzynarodowe Zawody Samolotów Turystycznych Challenge zakończyły się zwycięstwem ekipy polskiej, reprezentowanej przez Jerzego Bajana i Gustawa Pokrzywkę. Zawody Challenge (Challenge International de Tourisme) powołane zostały przez Międzynarodową Federację Lotniczą (Fédération Aéronautique Internationale) i do wybuchu II wojny światowej odbyły się czterokrotnie (1929, 1930, 1932, 1934). Do stałego punktu zawodów należał m.in. lot dookoła Europy. W pozostałych etapach próbom poddawano sprawność lotników, a także samych samolotów. W 1934 r. zorganizowane zostały w Warszawie, odbywając się w dniach 28 lipca – 16 września. Obchodzimy więc aktualnie okrągłą, 80. rocznicę polskiego zwycięstwa.

W 1934 r. nazwisko kolejnego lwowianina znane się stało na całym świecie. Jerzy Bajan urodził się we Lwowie w 1901 r. Pochodził z polskiej, od pokoleń zasymilowanej, rodziny o korzeniach tatarskich. Jego ojciec Felicjan Bajan (1865-1914) był architektem, autorem m.in. dawnego kościoła św. Józefa w Stanisławowie. Tam też Jerzy Bajan rozpoczął edukacje szkolną. W Stanisławowie wychowywał się wraz z dwojgiem rodzeństwa – Marianem i Małgorzatą. Po przedwczesnej śmierci ojca w 1914 r. trzynastoletni Jerzy Bajan wraz z matką Zofią zamieszkał w Przemyślu w domu Marii z Bajanów (siostry Felicjana) i Józefa Kędzierskich. Nad Sanem wzrastał wśród licznego rodzeństwa (Maria i Józef Kędzierscy posiadali 10 własnych dzieci), wychowywanego w patriotycznej atmosferze.

Podczas I wojny światowej jako uczeń gimnazjum Jerzy Bajan wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej. Cała zresztą rodzina Kędzierskich mocno była zaangażowana w działalność na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości. W 1918 r. Jerzy Bajan brał udział w wojnie o polskość Galicji Wschodniej. Zginęli wówczas w obronie Przemyśla przed oddziałami Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej jego dwaj cioteczni bracia (i niemal rówieśnicy) – Józef i Tadeusz Kędzierscy. Dla Jerzego Bajana trwające od czasów I wojny światowej związki z wojskiem okażą się trwałe. Od 20 stycznia 1919 r. służył w regularnej armii w 2 pułku szwoleżerów.

Jerzy Bajan po zwycięstwie w Challenge’u w 1934 r. (Fot. ze zbiorów autora)

Ze śmierci drwi i w twarz się życiu głośno śmieje
W 1920 r. po zdaniu matury w gimnazjum we Lwowie powrócił do wojska, rozpoczynając kurs w Szkole Podchorążych Piechoty. Wkrótce jako podchorąży w 1921 r. rozpoczął naukę w zorganizowanej w tym samym roku Wyższej Szkole Pilotów w Grudziądzu, stając się początkowo pilotem obserwatorem, a następnie pilotem myśliwskim. W kolejnych latach otrzymywał skierowania do różnych miast w Polsce – 1. Pułku Lotniczego w Warszawie, od 1926 r. przeniesiony do 11. Pułku Myśliwskiego w Lidzie. W 1928 r. 122 eskadra porucznika pilota Bajana weszła w skład krakowskiego 2. Pułku Lotniczego.

Od czasu przeniesienia do Krakowa datuje się zainteresowanie Bajana akrobacją lotniczą. Jak pisał Zygmunt Prószyński (mąż Małgorzaty z Bajanów) – w trudnych warunkach początków lotnictwa (samolotom nieraz wówczas odpadały skrzydła) Bajan nie tylko wytrwał, ale został mistrzem lotniczej akrobacji. Wykonywane przez niego tzw. „beczki” były z niedościgłą precyzją, a tzw. „padanie liściem” budziło powszechny podziw. O wielkich zwycięstwach Bajana zadecydowało nie tylko doskonałe opanowanie prowadzenia samolotu, ale także wytrzymałość psychiczna i fizyczna oraz przede wszystkim niebywała brawura.

Jerzy Bajan cenił także akrobacje zespołowe. Z jego inicjatywy powstała tzw. „Krakowska Trójka Akrobacyjna” – zespół pilotów na trzech samolotach powiązanych wstążkami (łatwymi przecież do zerwania). Bajan oprócz brawury posiadał bowiem także zmysł estetyczny, któremu szczególny wyraz dawał zasiadając w kabinie pilota.

Wielokrotnie brał udział w pokazach i zawodach lotniczych. W 1929 r. uczestniczył w III Locie Małej Ententy i Polski (nagroda za najlepsze przygotowanie wojskowe), w 1931 r. na zawodach w Zagrzebiu zajął pierwsze miejsce w akrobacji lotniczej, w 1932 r. – drugą lokatę w wyścigu alpejskim w Zurychu. W 1933 r. Bajan wsławił się przelotem na wyjątkowo długiej trasie: Warszawa – Charków – Leningrad – Lwów – Wiedeń.

W zawodach Challenge’u startował już w latach 1930 i 1932 (wygrała je wtedy polska ekipa Franciszka Żwirki i Stanisława Wigury). Już od tego czasu datuje się współpraca Bajana z sierżantem Gustawem Pokrzywką, szefem mechaników 122 eskadry, z którym po 4 latach osiągnął zwycięstwo. Leciał wówczas na samolocie polskiej konstrukcji RWD-9 noszącym imię Jana Śniadeckiego, ufundowanym przez miasto Kraków.

W 1934 r. w zawodach wzięło udział ok. 100 samolotów, pilotowanych przez załogi z kilkunastu krajów. Jak relacjonowano w prasie: „Ciepłego, słonecznego dnia 16 września 1934 roku, dnia rozstrzygającego wyścigu challenge’owskiego lotnisko mokotowskie przedstawia widok niezwykły, bogato udekorowane i otoczone obręczą falujących tłumów o niewidzianej tu jeszcze mnogości… Opodal trybun grupa samolotów, wśród których biało-czerwony samolot RWD-9 z napisem na kadłubie «Jan Śniadecki». To samolot kapitana Bajana, najlepszego w punktacji spośród wszystkich zawodników”.

Jerzy Bajan wraz z Gustawem Pokrzywką wygrali wówczas – pokonując ekipę niemiecką – w konkurencjach takich jak: minimalna prędkość (54 km/h), start na bramkę oraz złożenie i rozłożenie skrzydeł, najmniejsze zużycie paliwa i najlepsza prędkość w przelocie zwyciężyli w generalnej klasyfikacji zawodów.

Do wyjątków trudnej kategorii należał lot na minimalną prędkość. W 1934 r. pisano: „Zna maszynę i jej możliwości, jak nikt inny, czuje i wie doskonale, kiedy jej dodać gazu, a kiedy go zmniejszyć. Ręką tą kieruje mózg i wola, trzymając nerwy na wodzy”.

Zwycięstwo Bajana stało się głośne w całej Polsce i poza jej granicami. Za swój wyczyn otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski i awans na stopień majora. W związku z zawodami Challenge’u odbyło się także pierwsze nagranie hymnu „Marsz lotników” (rozpoczynającego się od słów „Lotnik skrzydlaty”), publicznie wówczas odegranego przez Polskie Radio. W następnych latach Bajan odbywał staż w Wielkiej Brytanii, a w latach 1936-1937 kształcił się w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie.

Niedługo przed wybuchem wojny w 1939 r. Jerzy Bajan jako podpułkownik objął dowództwo Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie (szkołę tę utworzono w 1927 r. po przeniesieniu jej z Grudziądza). Wielu polskich lotników walczących kilka lat później w wojnie o Wielką Brytanię należało do jego uczniów.

Drogę do nieba skraca, przestrzeń ma za nic
Smutki mu z czoła pęd zwieje

Mieszkając w Warszawie Jerzy Bajan miał okazję często odwiedzać swoją liczną rodzinę. W okresie międzywojennym przeprowadziły się tam z Galicji jego dwie cioteczne siostry – Janina z Kędzierskich Dobrucka oraz Maria z Kędzierskich Wowkonowiczowa. Często odwiedzał także pozostałe siostry – mieszkającą w Piotrkowie Jadwigę Kędzierską oraz zamieszkałą w Lesku Wandę Dworzaczkową. Nieraz wyprawiał się także na narty do Krynicy.

W 1939 r. Jerzy Bajan widział się ze swoją liczną rodziną po raz ostatni. Już w dniu 2 września podczas bombardowania Dęblina przez oddziały niemieckie został ranny w lewą rękę. Przetransportowany do Warszawy, następnie znalazł się we Lwowie, gdzie Maria Wowkonowiczowa szukała dla niego ratunku u przebywającego wówczas w mieście doktora Felicjana Lotha. Jeszcze w tym samym roku ze Lwowa Bajan przedostał się przez Rumunię na Zachód.

Mimo trwałego kalectwa Jerzy Bajan nie poddał się załamaniu. W latach 1940-1945 służył w Polskich Siłach Powietrznych Wielkiej Brytanii, jednak przestrzelona ręka nie pozwalała na swobodne prowadzenie samolotu. W związku z tym w 1942 r. skonstruowano urządzenie. Był to stalowy hak, który przytwierdzony do przegubu lewej ręki zastąpił bezwładną dłoń. Dzięki temu podczas II wojny światowej Jerzy Bajan dokonał szeregu lotów bojowych. W 1943 r. już jako pułkownik objął funkcję oficera łącznikowego w dowództwie lotnictwa myśliwskiego RAF-u (Royal Air Force – Królewskie Siły Lotnicze), co de facto było równoznaczne ze stanowiskiem dowódcy polskiego lotnictwa myśliwskiego na Zachodzie.

W 1943 r. W związku z tragiczną śmiercią gen. Władysława Sikorskiego, Jerzy Bajan wszedł w skład polskiej komisji badającej przyczyny tej katastrofy. Po wojnie przewodniczył komisji w sprawie ustalania zwycięstw polskich pilotów, tworząc tzw. „Listę Bajana”.

Po zakończeniu wojny Jerzy Bajan pozostał na emigracji w Londynie. Od rządu brytyjskiego otrzymał jednak bardzo niską rentę inwalidzką (najniższą z możliwych), z której ledwo udawało się mu się wraz z żoną Marią utrzymać. Działał jako prezes Stowarzyszenia Lotników Polskich w Londynie. Zmarł w 1967 r. Pochowany został w Northwood Cemetery. Na jego nagrobku widnieje dumnie dla kolejnych pokoleń nazwa miasta jego urodzenia z adnotacją: „Lwów Poland”.

Nagrobek na mogile Jerzego Felicjana Bajana (Fot. ze zbiorów autora)

W 1967 r. w związku ze śmiercią Jerzego Bajana pisano: „Nazwisko tego znakomitego lotnika znane jest doskonale ludziom jego pokolenia, znajduje też trwałe miejsce w historii polskiego lotnictwa”. Dodawano też: „Z nazwiskiem tym wiążą się osiągnięcia, które stały się niemal legendą lotniczą. Bajan był prawdziwym arcymistrzem sztuki latania, a jego powietrzne sukcesy emocjonowały w okresie międzywojennym ludzi tak, jak dzisiejsze olimpiady. Może nawet i bardziej”.

Jak równo silnik gra,
Jak śmiało śmigło tnie,
Już ginie pośród chmur najśmielszych orłów niebotyczny ślad.

Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci Jerzego Bajana upamiętnieniono nazwami ulic w największych polskich miastach – w Warszawie, Krakowie (równoległa do ul. Żwirki i Wigury), Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku i Szczecinie.

W 2004 r., w związku z 70. rocznicą wygranej w Challenge’u, wspomnienie o Jerzym Bajanie zatytułowane „Pilot i artysta” zamieściła Janina z Wowkonowiczów Piekarska, w którym jak się wydaje najtrafniej określiła jego najważniejszą cechę: „Bajan był jednym z niewielu pilotów, dla których latanie było sztuką, wymagającą nie tylko silnej ręki i precyzji, ale również poczucia piękna. Mój wuj był artystą, po prostu”.

Nie straszny mrok i mgła,
Nie straszny wiatr, co dmie,
Jesteśmy od Ikara mędrsi o tysiące lat.

Michał Piekarski
Tekst ukazał się w nr 16 (213) 16-29 września 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X