Jadwiga Zappe Jadwiga z siostrą Aleksandrą na zdjęciu po Pierwszej Komunii (fot. archiwum rodzinne Jadwigi Zappe)

Jadwiga Zappe

Duchem zawsze młoda

Drobna postać tej osoby znana jest dobrze wielu pokoleniom powojennych Polaków we Lwowie. Razem z siostrą pozostały w swoim ukochanym mieście po to, aby uczyć religii, uczyć historii – po prostu uczyć Polski. Przez to przytulne mieszkanko przy dawnej ul. Potockiego przewinęło się wiele osób. Tu dzieci przygotowywały się do Pierwszej Komunii, tu według scenariuszy przez Nią napisanych rozgrywano dziecięce przedstawienia, młodzież po szkole tu odrabiała lekcje i zawsze znajdywała azyl. Każdy już chyba zgadł, że chodzi o panią Jadwigę Zappe – znaną wszystkim jako pani Wisia.

Jej życiorys podobny jest do wielu życiorysów Lwowiaków, urodzonych w latach 20.: szczęśliwe dzieciństwo, okropieństwa wojny, dylemat wyjechać czy zostać i trwanie w swoim rodzinnym mieście.

Pani Wisia urodziła się 8 kwietnia 1926 roku w dalekim Korościatynie (ob. Krynica) w pow. Buczackim na Podolu, gdzie jej ojciec był zawiadowcą stacji kolejowej, a matka – nauczycielką w miejscowej szkole. W rodzinie zawsze były szanowane polskie tradycje i często dzieci słyszały opowieść o pradziadku – powstańcu styczniowym, któremu cudem udało się zbiec z „etapu” i dzięki życzliwym osobom osiedlić się na Ziemi Podolskiej, w Leżanówce. Oboje rodzice pochodzili z Zaleszczyk. Tam mieszkali, lecz kończyli szkoły i robili matury po niemiecku w Czerniowcach. Jadąc pociągiem na naukę często się widywali. Ojcu matka bardzo się podobała, i upatrzył ją sobie na żonę. Jego pierwsza posada była właśnie w Korościatynie. Tam rodzi się pięcioro dzieci. Z czasem ojca przenoszą służbowo do Stanisławowa, a w 1935 roku – do dyrekcji Kolei Państwowych we Lwowie. Ten okres pani Wisia wspomina najprzyjemniej: wygodne mieszkanie służbowe, szkolne beztroskie lata, wspólne zabawy z rodzeństwem i rodzicami, wypady na lody i ciasta z cukierni pana Skruty. Było ich siedmioro rodzeństwa: najstarsza Maria, potem Jasiek i Staszek, Irena, Basia, Wisia i Oleńka.

Niestety tę idyllę przerywa wybuch wojny. Służbowe mieszkanie trzeba zwolnić w ciągu 24 godzin. Gdzie iść – nikogo to nie obchodzi. I tu na drodze rodziny staje emerytowany profesor gimnazjalny, lubiany przez młodzież „Dziadek”. On zaproponował zamieszkanie u niego, właśnie w tym mieszkaniu przy ul. Potockiego. Ciężkie lata wojenne udaje się przeżyć, dzięki pomocy rodziny ze wsi i wyprzedaży własnego dobytku i pracy ojca jako nocny stróż. Na święta październikowe zaopatrzenie trochę się poprawiło i Pani Wisia ujęła to w formie wierszowanej:

Czerwone sztandary na balkonach wiszą,
Basia, Wisia, Ola piękne wiersze piszą.
Dzisiaj wielkie święto, każdy jest wesoły,
Bo żarcie jest w domu, nie trzeba iść do szkoły.

Na początku października na rodzinę spadł pierwszy cios – aresztowano najstarszą siostrę, Marysię. Szukano ją po różnych więzieniach we Lwowie. Ale okazało się, że Marysię wywieźli do Charkowa.

Rodzina była też na liście na wywózkę, ale wojna niemiecko-sowiecka uratowała ją przed tym. O tym, że byli na liście wywózki, uprzedziła ich znajoma, która pracowała u sowietów jako sprzątaczka i widziała te listy. Uratowało ich też to, że zmienili miejsce zamieszkania i nie zawiadomili o nowym adresie. Wywieźli jednak ich byłych sąsiadów – matkę z dwiema dziewczynkami.

Do Lwowa przyjechali krewni z Leżanówki i zaproponowali, żeby przynajmniej najmłodsze dziewczynki – Basia, Wisia i Oleńka pojechały na wieś, bo tam warunki są o wiele lepsze. Jest mleko, pieką chleb, są świeże jajka. W taki sposób trochę się poprawią. Pojechały i po jakimś czasie faktycznie krewni ich odkarmili. Mama przyjechała do nich w odwiedziny. Wtedy Wisia kategorycznie zażądała powrotu do Lwowa. Na tłumaczenia mamy, że we Lwowie nie ma co jeść, Wisia odpowiadała, że nie chce jeść, chce do domu, bo się tu boi. W nocy wydaje jej się, że ktoś chodzi dokoła chaty. Mama zabrała ją do Lwowa, a siostry Basia i Oleńka zostały. W lipcu 1941 roku Ukraińcy pomordowali Polaków w tej wsi i jej siostry też zginęły. Dowodził tą bandą sąsiad cioci, z którym ciocia wyrosła i który odwiedzał ich prawie codziennie. To jego bała się Wisia najbardziej. Był podobny do Szewczenki na portretach.

W czasie okupacji niemieckiej starsza siostra Irena i bracia Janek i Staszek działali w konspiracji. Jadwiga, gdy skończyła 16 lat, to też została zaprzysiężona. W ich domu był punkt kontaktowy. Wykonywali różne rozkazy, kolportowali pisma konspiracyjne, gromadzili broń. Gdy ponownie weszli sowieci, bracia nadal działali w podziemiu roznosząc broń i amunicję. Zostali aresztowani. Na śledztwie zaproponowano im współpracę z NKWD w zamian za zwolnienie. Zgodzili się, aby tylko wyjść z więzienia.

Ale teraz musieli uciekać ze Lwowa. Jasiek miał dziewczynę, Izę, która była farmaceutką i pracowała w aptece. Pochodziła z Lublina i tam mieszkała jej rodzina. Żeni się z nią i we trójkę ze Staszkiem uciekają do Lublina. W zamęcie powojennym udało im się ukryć. NKWD jeszcze długo nachodziło i nękało rodzinę.

Pani Wisia została we Lwowie z rodzicami i siostrą Ireną. W 1945 roku zdaje na Politechnikę Lwowską, której przez tragiczny wypadek jednak nie kończy. Po przerwaniu studiów Pani Wisia podejmuje pracę w bibliotekach lwowskich uczelni – politechniki, uniwersytetu, a następnie Biblioteki Akademii Nauk (dawnego Ossolineum). Postanawiają wraz z siostrą przekazywać polskie tradycje kolejnym pokoleniom Polaków, których rodzice pozostali we Lwowie. Uczą religii, historii Polski, przekazują prawdziwą historię Lwowa i Kresów, przekazują zasady dobrego wychowania. W 1976 roku władze oskarżają je o działalność antypaństwową. Jest śledztwo, które jednak nie wykazuje „działalności zorganizowanej finansowanej z zagranicy”.

Jej wychowankowie zawsze chętnie ją odwiedzają. Przynoszą wiadomości z miasta, z kościoła, ze środowiska polskiego. Pani Wisia wspaniale pamięta wszystkich, którzy przewinęli się przez jej mieszkanie. Trzeba tu podkreślić, że nieraz jest to już drugie i nawet trzecie pokolenie „wychowanków”. Dla wszystkich ma zawsze ciepłe słowo, serdeczny uśmiech i… coś słodkiego.

Za swą działalność na rzecz krzewienia polskości we Lwowie została nagrodzona odznaczeniami rządu polskiego: honorowym tytułem Weterana Walk o Wolność i Niepodległość, tytułem Kustosza Pamięci Narodowej, a prezydent Lech Kaczyński udekorował panią Jadwigę Zappe Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Z okazji pięknego jubileuszu prezydent Rzeczypospolitej Andrzej Duda odznaczył panią Jadwigę Zappe Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Wysokie odznaczenie jubilatce wręczyli Sekretarz Stanu minister Adam Kwiatkowski i marszałek Senatu Stanisław Karczewski. Tym samym odznaczeniem pośmiertnie została odznaczona również siostra pani Jadwigi, Irena.

W imieniu wszystkich, którzy mieli szczęście spotkać na swej drodze życia Panią Wisię i dzięki której nie zboczyli z tej drogi, z wyrazami głębokiej wdzięczności z okazji pięknego jubileuszu 90-lecia składamy Jej najserdeczniejsze życzenia długich lat, przepełnionych zdrowiem i szczęściem, pogody ducha, pomyślności i ludzkiej życzliwości, dni pełnych słońca i radości oraz wszystkiego, co najpiękniejsze i najmilsze w życiu.
Redakcja Kuriera Galicyjskiego

Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 7 (251) 15–28 kwietnia 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X