Izba i komora pod jednym dachem Chata Hawryluka. Zbudowana z gliny na szkielecie drewnianym przed rokiem 1911 – prawdopodobnie w 1890 r. Zdjęcia z okresu międzywojennego. Rozebrana w 1975 roku (fot. Petro Hawryłyszyn)

Izba i komora pod jednym dachem

I Rzeczpospolita w okresie rozbiorów zamieszkana była głównie przez ludność wiejską. W rolnictwie i hodowli zajętych było prawie 90% jej mieszkańców. W tym czasie w Europie Zachodniej zakładano już podstawy nowoczesnego przemysłu i rolnictwa: przeważały płodozmiany, wykorzystanie nowych kultur. Na roli coraz częściej pracowały maszyny rolnicze.

Elity imperium Austro-Węgierskiego, szczególnie po przegranych wojnach, rozumiały, że hamulcem rozwoju społeczeństwa jest istniejący system pańszczyzny. Naśladując Wielką Brytanię i Holandię, bez wskazówek z góry, w Galicji pańszczyznę skasował jej namiestnik hrabia Franz Stadion jeszcze przed 1848 rokiem. Dwukrotnie prawo na przejęcie ziemi na mocy spadku potwierdzono w maju 1848, początkowo w parlamencie wiedeńskim, potem dokonał tego monarcha. Chłopi mogli wykupić ziemię od jej właścicieli częściowo na koszt państwa i dzięki kredytom. W ten sposób w Galicji założono podstawy nowoczesnej produkcji rolniczej nazywanej obecnie – fermerstwem. Na uzyskane przydziały gruntów ruszyła masa chłopów. Ziemia dzielona była pomiędzy przybywających. Stopniowo wieś się zmieniała – obrastała dokoła parcelami i musiała godzić się z powstającymi obok przysiółkami czy koloniami.

Skąd przybywali nowi rolnicy? Znaczna ich część opuściła czworaki przy pańskich dworach i budowała własne zagrody na wykupionych gruntach w granicach jednego osiedla. Inni przyjeżdżali z sąsiednich regionów, gdzie ziemie były mniej urodzajne. Wielkich potoków migracji nie zaobserwowano. Wyjątkiem byli tu chyba koloniści z Niemiec czy z Flandrii.

Tak na przykład kolonia Zygmuntówka powstała w okolicach Bodnarowa koło Kałusza. Mieszkali tu Polacy i Rusini (Ukraińcy), którzy przywędrowali tu z okolic dzisiejszego Starego Sambora. Polacy z wioski Wołosów koło Nadwórnej wykupili tereny w okolicy Buczacza i uważani byli za mieszkańców wioski Dobrepole. Część kolonii blisko wioski Żurów w rej. rohatyńskim – to dawni mieszkańcy Korotyna koło Żurawna. Do dziś ulica, przy której zamieszkali, nosi nazwę Korotyńskiej.

Chata Hawryluka. Zbudowana z gliny na szkielecie drewnianym przed rokiem 1911 – prawdopodobnie w 1890 r. Zdjęcia z okresu międzywojennego. Rozebrana w 1975 roku (fot. Petro Hawryłyszyn)

W pierwszych latach obserwowano intensywną wymianę i sprzedaż ziemi. Poza zdarzającymi się bankructwami rozpowszechniona była zasada, by „posiadać ziemię w jednym kawałku”. Kolonistami byli zarówno Rusini (Ukraińcy), jak Polacy. Tych ostatnich miejscowa ludność określała jako „Mazurów”, Polaków zaś, którzy zamieszkiwali tereny Galicji od czasów Kazimierza Wielkiego, nazywano „Lachami”. Dość często zawierano śluby mieszane między przedstawicielami różnych narodowości. Władze austriackie nie dopuszczały wrogości między narodowościami. Różnice narodowościowe czy religijne nie były na ogół eksponowane. Wyjątkiem byli Żydzi, rzadziej – Niemcy.

Koloniści osiedlali się na wykupionej ziemi w krótkim terminie – tego wymagało prawo. Dom i zabudowania gospodarcze prawie zawsze lokowano w centrum działki, chyba, że nie pozwalało na to ukształtowanie terenu, lub nie dało się tam wykopać studni.

Chata Hawryluka. Zbudowana z gliny na szkielecie drewnianym przed rokiem 1911 – prawdopodobnie w 1890 r. Zdjęcia z okresu międzywojennego. Rozebrana w 1975 roku (fot. Petro Hawryłyszyn)

Pierwsze powstające zabudowania były tymczasowe i nie dotrwały do naszych czasów. Były to przeważnie ziemianki – tak zwane „burdeje”. Zagłębione były w ziemi na głębokość jednego metra, szerokość nie przekraczała dwóch metrów. Burdeje nie były opalane, pożywienie przygotowywano na dworze w zacisznym miejscu. Nakrycie takiej chaty było też ziemne lub ze słomy.

Po wielu latach poszczególnym Polakom i Ukraińcom wypadło uczyć się od nowa sztuki mieszkania w burdejach. Władze sowieckie uznały ich za „wrogów klasowych” i od lutego 1940 roku byli wywożeni do Kazachstanu, na Syberię czy Daleką Północ ZSRR. Ziemianki charakterystyczne były dla terenów stepowych Kazachstanu, gdzie nie było drewna.

Wreszcie koloniści mogli przystąpić do budowy domu. Za budulec służyło głownie drewno i glina, również wapień. Takie chaty o glinianych ścianach mogły przetrwać 85-100 lat, więc odnaleźć je na terenach obecnej Galicji jest dość trudno. Większość obecnych chat wiejskich jest murowana i pochodzi z lat 60-70. XX wieku. Zabudowania, które nas interesują, zostały w tych latach rozebrane, gdyż przeszkadzały nowej zabudowie. Przed ostateczną „śmiercią” służyły jeszcze za stajnie, kurniki, chlewy i miejsca, gdzie gromadzono wszelki chłam. Jedynym ratunkiem dla takich chat był ktoś, kogo nazywano „starą babą”. I nikt już się nie dowie, co było powodem jej pozostawania w chatce do śmierci: czy kategoryczny brak zgody na przeniesienie się do „nowej chaty”, by mieć „własny kąt”, czy też niemniej kategoryczna niechęć „młodych”, by mieć ją przy sobie.

Rzadkością w nowych domach kolonistów były fundamenty kamienne. Pierwszy zrąb kładziono przeważnie na kilka głazów, a przestrzeń między nimi wypełniano gliną. Od strony południowej, gdzie zazwyczaj znajdowało się wejście, umieszczano podest, zwany przyzbą. Było to miejsce, które zapadało w pamięci dzieciom i ludziom starszym, bo tam spędzali większość czasu.

Rozmieszana do odpowiedniej konsystencji glina ze słomą, ukształtowana w podłużny „wałek”, służyła do wypełnienia przestrzeni między belkami. Była jeszcze inna technika: między słupami drewnianego szkieletu wkładano rozszczepioną belkę i wypełniano gliną. W ten sposób chaty mogły być lepione z gliny lub mazane gliną. W obu przypadkach ściany nie mogły być grubsze niż 15-20 cm, co było niewystarczające dla utrzymania ciepła. Dlatego późną jesienią powiększano grubość ścian okładając je suchym listowiem czyli robiąc tzw. „zagatę”. Istniały też cieplejsze konstrukcje gliniane, przy czym bez dodawania drewna. Mieszankę słomy z gliną kładziono do wnętrza szalowania z desek, osiągając grubość ściany nawet 80-100 cm. Taka chata była bardzo mocna i ciepła, ale ściany do 2,5 m wysokości musiano stawiać w czterech etapach. Bardzo rzadko na Przykarpaciu można spotkać chaty z samanu, czyli mieszanki gliny ze słomą, formowanej w bloki o wymiarach większych niż cegła i przeznaczonych do wypalania.

Szerokość chat wynosiła około 4 m, co określała jakość drewna na stropy. Wnętrze chaty podzielone było na izbę mieszkalną i sień z komorą. Ogrzewana była przeważnie izba mieszkalna, której czwartą część powierzchni zajmował piec. Taki piec miał wiele funkcji: oprócz ogrzewania izby służył do gotowania pożywienia i pieczenia chleba. Wewnętrzne kanały pieca przebiegały w konstrukcji o wymiarach 2 x 1,8 m na wysokość 1,5 m, gdzie na wierzchu było miejsce sypialne dla kilku osób – leżanka. Gdy palono w piecu, ciepłe powietrze w kanałach ogrzewało leżankę. Tam, z uwagi na brak ciepłej odzieży i obuwia, większość czasu w zimie spędzały dzieci, tam również miał swoje miejsce szpital dla osób starszych. Ten wspaniały agregat określano mianem „ruski piec”.

Gmina Żurów w pow. rohatyńskim. Chata Jaworskiego z parcelacji „za Mogiłkami” w ziemiach hrabiego Tustanowskiego. Rok budowy – przed 1900. Obecnie Olchowa Murowana z ciosanego wapienia na zaprawie glinianej. Używana jest przez cały czas – zdjęcie z roku 2013. Obecnie przerabiana na garaż (fot. Petro Hawryłyszyn)

Gdy koloniści osiągali średni poziom zamożności, zaczynali izbę obstawiać meblami: umieszczano tu skrzynię, zwaną „kufrem”, gdzie przechowywano świąteczną odzież, sypiano na ławach, ustawionych pod ścianami izby. Łóżka pojawiły się później. Wraz z poszerzeniem domu, czyli dobudową kolejnej izby, odzież przenoszono do szafy. Mężczyźni często spali na sianie lub w słomie w stodole. Autor poznał rodzinę przesiedleńców z 1912 roku, w której synowa z niemowlęciem przez pierwszą zimę spała w słomie w oborze – ale na własnej ziemi.

Wielkość komory przeważnie dorównywała rozmiarom izby mieszkalnej. Czasem zmniejszona była o sień. Teraz taką niewielką sień nazywają „wiatrołapem”. Jej funkcją jest zapobieganie trafianiu chłodnego powietrza do izby mieszkalnej wprost ze dworu. W sieniach przechowywano sprzęty domowe, zapasy na zimę, a w komorze – ziarno. Kolonista był spokojny, gdy zapas ziarna mógł starczyć na półtora roku.

Z biegiem lat chata „rozrastała” się, czyli dobudowywano kolejne izby. Nie liczyły się kurniki i szopy – pomieszczenia bez fundamentów, z zadaszeniem na słupach, gdzie przechowywano materiały wymagające przewiewu powietrza, np. drewno. Po rozbudowie długość chaty mogła sięgać 10-12 i więcej metrów.

W miejscowościach, gdzie pod ręką był kamień łupany, „izbę i komorę pod jednym dachem” stawiano na glinianej zaprawie. Z czasem sposoby zabudowy były doskonalone. Wprawdzie jeszcze dziś w Iwano-Frankiwsku na osiedlu Mykytyńce można zobaczyć na kilku działkach tego rodzaju domostwa. Bezlitosny czas i duch postępu, naturalnie, ich nie oszczędzi. Wątpię czy znajdzie się wielu ludzi, wobec których te godne politowania chałupy można byłoby określić jako „zabytki architektury”. Obecnie pragnie się czegoś pięknego, różnobarwnego i dużego. Ale jest prawdą, że naród nasz wyrósł i stanął się na własnych nogach właśnie w takich chatach, na klepiskach i pod słomianą strzechą z wróblami.

I na koniec o instytucji, która zasadniczo zmieniła charakter zabudowy wiejskiej. W latach autonomii Galicji powstała i pomyślnie działała sieć Kas Stefczyka – instytucji bankowej, która nadawała nisko oprocentowane kredyty tej grupie ludności wiejskiej, którą nazywamy przesiedleńcami.

Leon Orzeł
Tekst ukazał się w nr 14 (330) 30 lipca – 15 sierpnia 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X