„Indeks” Mariusza Kazany po raz czwarty Podczas uroczystości podpisania rozpoczęcia IV etapu „Indeksu im. Mariusza Kazany” (Fot. Krzysztof Szymański)

„Indeks” Mariusza Kazany po raz czwarty

6 czerwca br. na Akademii Sztuk Pięknych we Lwowie odbyła się uroczystość podpisania umowy pomiędzy uczelnią a Konsulatem Generalnym RP we Lwowie o rozpoczęciu czwartej edycji konkursu „Indeks imienia Mariusza Kazany”.

Celem konkursu jest wyłonienie utalentowanego grafika pośród adeptów szkoły. Zwycięzca otrzymuje nagrodę pieniężną i miesięczny staż w warszawskiej ASP, podczas którego doskonali swój warsztat, poznaje nowe techniki i przy okazji zapoznaje się z polską kulturą.

Podczas uroczystości podpisania rozpoczęcia IV etapu „Indeksu im. Mariusza Kazany” (Fot. Krzysztof Szymański)

Na uroczystości byli obecni: pełniąca obowiązki rektora Akademii prof. Roksolana Szafran, prorektor uczelni prof. Roman Jaciw i kierownik wydziału stosunków międzynarodowych Marian Besaga. Konsulat Generalny RP reprezentował konsul Marian Orlikowski.

– Miło mi, że współpraca polsko-ukraińska rozwija się też w dziedzinie sztuki – zaznaczyła na otwarciu uroczystości rektor Roksolana Szafran. – Jej elementem jest konkurs „Indeks imienia Mariusza Kazany”, który już po raz czwarty inaugurujemy wspólnie z Konsulatem Generalnym RP we Lwowie. Pozwala zacieśnić kontakty pomiędzy działaczami kultury naszych krajów.

Konsul Marian Orlikowski zaznaczył, że organizator konkursu Barbara Kazana i profesorowie warszawskiej ASP niejednokrotnie podkreślali, że doświadczenia studentów lwowskiej uczelni, ich poziom i wiedza są niezwykle interesujące dla studentów warszawskich. Ta wymiana doświadczeń jest wykorzystywana przez obie strony. Natomiast bogaty program kulturalny, który zapewniają organizatorzy w Warszawie, pozwala studentom ukraińskim lepiej poznać Polskę i jej kulturę.

– Poziom przedstawianych na konkurs prac jest tak wysoki, że obecnie zastanawiamy się nad tym, aby rozszerzyć grono laureatów – oprócz pierwszego miejsca byłoby drugie i trzecie oraz wyróżnienia. Cieszę się, że nasza współpraca się rozwija i mam nadzieję, że tak będzie nadal – zakończył konsul Orlikowski.

Prof. Roman Jaciw podkreślił, że kontakty z warszawską ASP sięgają odległych czasów, bo na tej uczelni studiowało wielu wybitnych artystów ukraińskich. – Działania obecne jedynie podkreślają te tradycje i wzbogacają wzajemnie nasze kultury – podsumował prorektor lwowskiej ASP.
Następnie prof. Roksolana Szafran i konsul Marian Orlikowski złożyli podpisy pod dokumentem inaugurującym IV edycję konkursu „Indeks im. Mariusza Kazany”.

Kateryna Sadowszczuk (Fot. Krzysztof Szymański)

Na uroczystość została zaproszona ubiegłoroczna laureatka nagrody „Indeks im. Mariusza Kazany”
Kateryna Sadowszczuk, która udzieliła wywiadu KG:

Proszę opowiedzieć o sobie.
Pochodzę z obwodu chmielnickiego. Przez rok w klasie maturalnej uczęszczałam do szkoły artystycznej, aby doskonalić swe umiejętności przed wstąpieniem do Liceum Plastycznego im. Grekowa w Odessie. Była to bardzo dobra szkoła i wspaniali profesorowie. Tradycje artystyczne w naszej rodzinie są trwałe. Malarzami są mój dziadek i mój ojciec, ale głównie zajmują się malarstwem klasycznym. Nie mają jednak wykształcenia artystycznego. Ja, po nauce w liceum, postanowiłam wybrać grafikę, bo ten rodzaj twórczości odpowiadał mi najbardziej.

Dlaczego przyjechała pani do Lwowa?
Na drugim roku w liceum postanowiliśmy z kolegami na wakacjach obejrzeć te miasta, gdzie są akademie sztuk pięknych. Część moich kolegów na studia wybrała Kijów, bo zawsze to stolica. Ci, którzy chcieli dalej kształcić się w dziedzinie sztuki użytkowej, wybrała Charków. Ja chciałam lepiej poznać kulturę i ukraińskie tradycje artystyczne, wybrałam Lwów. Urzekło mnie to miasto, jego architektura i klimat. Wiedziałam od razu – tylko tu. Obecnie, analizując poziom moich wiadomości i doświadczenie, porównując się z moimi kolegami, jestem pewna, że dokonałam trafnego wyboru. Jest tu specyficzny typ myślenia i właśnie dlatego w grafice mogłam się wypowiedzieć. Obecnie, już jako absolwentka akademii, wybieram swój kierunek i chcę go doskonalić.

Czy od razu wybrała pani grafikę?
Myślałam o grafice ilustracyjnej. Ale w Akademii istnieje szerokie spektrum grafik i próbowałam wszystkich rodzajów. Każdy ma możliwość wybrania tego, co pasuje mu najbardziej.

Kto zaproponował pani udział w konkursie?
Mój profesor Bogdan Pikulicki powiedział, że dobrze byłoby wziąć udział w konkursie.

Praca autorska ze szkoleń (archiwum K. Sadowszczuk)

Jaką grafikę pani uprawia?
Studiowałam różne techniki grafiki warsztatowej, ale wybrałam monotypię (artystyczna technika graficzna wyróżniająca się tym, że pozwala na uzyskanie tylko jednej odbitki – red.). W tej technice wykonałam prace i przedstawiłam je na konkurs. Uznałam, że są najbardziej udane. Nie oczekiwałam, że zdobędą uznanie jury. Gdy wymieniono mnie jako zwyciężczynię, był to szok. W galerii „Prymus” było dużo ludzi, przedstawiciele Konsulatu. Byłam zakłopotana, gdy usłyszałam swoje nazwisko.

Co dał pani wyjazd do Warszawy?
Tego rodzaju wyjazdy i przebywanie ze studentami z innych państw dodają natchnienia, widzisz ich twórczość, ich prace. Podpatrujesz ich warsztat. Wiele dało mi to, że miałam dostęp do wszystkich technik i mogłam spróbować tych, które nie są znane we Lwowie. Jest tam odmienny typ szkolenia. Od pierwszego roku studenci przechodzą przez kolejne typy grafiki. We Lwowie jedynie zapoznawaliśmy się z tymi technikami. W Akademii mają do dyspozycji wszystkie urządzenia. W ciągu miesiąca mogłam spróbować wszystkiego. W warszawskiej ASP podobał mi się styl nauki. Profesor jest jedynie konsultantem, a wiadomości praktyczne przekazuje studentowi asystent-laborant. Są bardzo doświadczeni i chętnie współpracują ze studentami. Opowiadają o tajnikach techniki, pokazują jak można osiągnąć wymagane efekty, głębię koloru itd. Po takich konsultacjach mogłam już samodzielnie eksperymentować w tej technice. Pozwalano mi na to, bo uważano mnie za wykształconego artystę.

Dla mnie było to bardzo interesujące, mogłam przyglądać się pracy studentów na różnych kursach, mogłam zobaczyć jak wykonują poszczególne etapy prac i jakie wyniki osiągają, co ich interesuje, jakie pytania zadają asystentowi.

Bardzo podobały mi się specyficzne szkolenia z indywidualnego podejścia do twórczości innych. Chodzi tu o plagiat. We Lwowie tego nie uczą, a w Warszawie opowiadano do jakiego stopnia można posunąć się w sztuce, aby praca nie była plagiatem. Gdy te działania prowadzone są pod okiem profesora, to jest to niezwykle interesujące – inne prace wykorzystane jako natchnienie do własnej. Taka wiedza jest bardzo cenna.

Jak porozumiewała się pani w Warszawie nie znając polskiego?
Język polski jest bardzo podobny do ukraińskiego. Początkowo próbowałam po angielsku, ale z czasem przeszłam na polski, na ile mi się to udawało. Moich rówieśników w Warszawie interesowały wszystkie tematy i rozmawialiśmy o wszystkim, nie tylko o sztuce.

Kateryna Sadowszczuk w pracowni litografii w Warszawie (archiwum K. Sadowszczuk)

Co udało się pani zobaczyć w Warszawie oprócz ASP?
Z panią Barbarą Kazaną spacerowałyśmy po mieście. Pokazywała mi zabytki. Uderzyło mnie to, że miasto po wojnie zostało całkowicie odbudowane z gruzów. Nie wiedziałam o tym, a teraz jest takie piękne. Świadczy to o tym, jak ludzie podchodzili do swej kultury, jak ważne było zachowanie serca swego kraju. Bardzo podobały mi się muzea. Np. byłam urzeczona muzeum Chopina. Ekspozycja pomyślana jest wspaniale. Nawet małe dzieci mogą wszystkiego dotykać, słuchać muzyki, grać na wirtualnym instrumencie artysty. A już Centrum Nauki Kopernik poraża zwiedzającego całkowicie. Wiele dowiedziałam się o Powstaniu Warszawskim.

Która z technik przypadła pani do gustu na tyle, że chciałaby pani w niej pracować?
Chciałabym spróbować litografii. Według mnie jest to bardzo ciekawa technika, która daje artyście duże możliwości. W Warszawie litografię robiłam w warsztacie rektora Akademii. udostępnia go studentom. Wyremontował kilka starych pras litograficznych i na nich pracuje. Wykonałam tam jedną niewielką pracę. Litografia jest bardzo interesującą sztuką. Można malować kredką, również szmatką. Jest to wprawdzie długotrwały proces technologiczny, ale daje wspaniałe efekty, które chciałabym przećwiczyć dla siebie.

Ile prac pani stworzyła i jak zostały one przyjęte na wystawie po szkoleniach?
Wykonałam 9 prac w różnych technikach. Do Warszawy przywiozłam też swoje prace ze Lwowa i wszystkie były na mojej wystawie. Prace były przyjęte bardzo dobrze zarówno przez profesorów, jak i przez studentów. Ponieważ tworzę plamę na współgrającej białej przestrzeni i na niej jakieś drobne detale, to uznano moje prace za bardziej plakatowe. Oceniono mój styl i techniki w których wykonywałam prace.

Jak pani prace przyjmowane są przez rodzinę?
(Z uśmiechem) Różnie. Są przyzwyczajeni do klasycznego malarstwa. Przyjmują moje prace przez pryzmat Ermitażu i innych muzeów. Dlatego wydają im się trochę dziwne. Ojcu moje prace podobają się bardzo i chwali mnie, że już go przerosłam w sztuce. Mama nie wszystko rozumie, ale powoli się przyzwyczaja. Jednak czasami prosi mnie o namalowanie czegoś bardziej „zrozumiałego”. Przywiozłam do domu dużo katalogów z wystaw, czasopism artystycznych i zaczynają powoli oswajać się z moją twórczością. Ludziom podobają się dzieła, w których poznają siebie i swój punkt widzenia.

W jakiej technice chciałaby pani tworzyć w przyszłości?
Na razie pracuję jako ilustrator książek. Muszę dostosować się do tekstu, wymogów autora i wydawcy. Jest to niezwykle interesująca i absorbująca praca, bo zależy co i dla kogo się ilustruje. Inaczej książki dla dzieci, inaczej dla dorosłych. Podoba mi się, że ilustracja może towarzyszyć tekstowi i go uzupełniać. Podoba mi się też abstrakcja, żywe kompozycje. Widziałam to w Polsce i z tego też czerpię natchnienie. Ale bardzo bym chciała spróbować litografii. W tej technice chciałabym tworzyć prace artystyczne dla siebie i na wystawy. W obu dziedzinach chciałabym maksymalnie się rozwijać. Po pewnym czasie zobaczę jakie mam wyniki i czy warto szukać czegoś innego. Chciałabym też podróżować i kontaktować się z ludźmi, bo to daje dodatkowe impulsy w twórczości, pozwala się rozwijać. Obecnie staram się śledzić najnowsze trendy w grafice i podpatrywać prace kolegów i porównywać ich poziom ze swoim.

Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 11 (231) 16-29 czerwca 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X