Huculski redyk połoniński w skansenie lwowskim fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Huculski redyk połoniński w skansenie lwowskim

Z początkiem maja na obszarach regionu Karpackiego, w tym też na Huculszczyźnie pasterze ze stadami uroczyście wyruszają na redykowy wypas na górskich halach. Pasterskie tradycje nadal są tam żywe, pomimo trwającej wojny na Ukrainie. Huculskie święto połonińskie w lwowskim skansenie trwało dwa dni, 13–14 maja.

Redyk

Stanisław Vincenz w tetralogii „Na wysokiej połoninie” tak opisał dawny redyk: „Dopiero gdy święty Jurij (6 maja według kalendarza juliańskiego – red.) zazieleni ruń połonin, po której dotąd tylko niedźwiedź senny chodzi, a raczej wygłodniały słania się po ciężkim śnie zimowym – a lawiny jak wystrzały armatnie w ponurym uroczysku skalnym pod Szpyciami w Czarnohorze, dając pierwsze sygnały, hukają na cześć wiosny – odzywają się trembity. I pieśń mówi, że wtedy święty Jurij dmie w trąbę żubrową. A gdy po lasach rozejdą się odgłosy, wszystkie ptaszęta odniemieją. Już, już niedługo popłyną roje owiec, i kóz, i najróżniejsza chudoba: łagodne i flegmatyczne lub nieco rozkapryszone i grymaśne, wypiastowane przez gazdów, nieraz od cielątka w izbie za piecem chowane krówki – i ciężkie, ponure, spode łba patrzące, nieraz groźne buhaje. I konie przeróżne, cale ich stada; huculskie konie, łyskające dzikim i gniewnym spojrzeniem, z cienkimi nogami, z potężną piersią, z szeroką szyją, bujną grzywą. Myszate, kare, bułane, węgorzowe, śmietankowe. Popłyną od wsi ku połoninom i wyroi się wiosenny ruch, co od wieków porósł wzorzystym kwieciem zwyczaju – chód połoniński”.

Po raz pierwszy huculski redyk połoniński odbył się w skansenie. lwowskim Jest to wydarzenie poświęcone wyjściu pasterzy na pastwiska (połoniny). Głównym celem tego święta w miejskiej przestrzeni jest popularyzacja kultury i tradycji pasterskich w Karpatach oraz zwrócenie uwagi na walory ekologiczne i kulturowe regionu.

fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Sektor „Huculszczyzna” w Muzeum architektury ludowej i życia codziennego jest położony na porośniętym lasem wzgórzach, które przypominają Karpaty. Są tam huculskie domy drewniane przywiezione z górnych wiosek w Czarnohorze.

– Wyposażyliśmy tam też połoninkę oraz specjalnie przyuczyliśmy owce i kozy do redyku, do chodzenia z dzwoneczkami, ponieważ nie były przyzwyczajone w zagrodzie – wyjaśniła dla Kuriera Witalia Pastuch, pracowniczka skansenu. – Cieszmy się, że ludziom to się podoba.

fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

O rozpoczęciu redyku połonińskiego uroczyście ogłosili dźwięki trembity i rogu pasterskiego. Owcy, kozy, pasterzy oraz muzycy i wielu przybyłych gości emocjonalnie ruszyli uliczkami skansenu na górne pastwisko.

– To niesamowita okazja, aby przyjść tu po covidzie, po roku alarmów powietrznych, aby pokazać dzieciom tradycje huculskie – powiedziała Tetiana Sikaczowska, mieszkanka Lwowa. – Tak naprawdę chcieliśmy pojechać w Karpaty na redyk, ale nie mieliśmy takiej możliwości.

Było też sporo uchodźców wewnętrznych oraz osób z Kijowa oraz miast na wchodzie Ukrainy.

– Przyjechaliśmy z miasta Dniepr na krótkie wypoczynek, aby nabrać się sił i trochę odpocząć od tego stanu w naszej części Ukrainy – powiedziała Eugenia Kowrosewa, mieszkanka Dniepra. – U nas alarmy powietrzne mogą pojawiać się prawie co godzinę i za każdym razem trwają przez kilka godzin. Mamy ataki rakietowe w mieście i regionie, ale jakoś się już przyzwyczailiśmy i żyjemy w tych realiach.

fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Jarmark na wzór kosowskiego

W ramach wydarzenia zwiedzający wzięli udział w jarmarku huculskim. Huculi z rejonu kosowskiego oraz innych terenów prezentowali wyroby ludowe, a każdy mógł spróbować miejscowe sery – bryndzę, bunc, hurdę, nauczyć się przygotowywać huculskie serowe koniki.

Julia i Wasyl Hryhorczukowie, fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Małżeństwo Hryhorczuków prosperowało we Włoszech. Teraz produkują wyroby z mleka połonińskiego i zajmują się wolontariatem.

– Mój mąż był prywatnym przedsiębiorcą, ogrodnikiem, a ja opiekowałam się osobami starszymi – wyjaśniła Julia Hryhorczuk. – Potem zdecydowaliśmy się wrócić na Ukrainę, ponieważ nie oddamy tak po prostu naszego domu. Nie oddamy naszej ziemi. O co walczą nasi żołnierze na Wschodzie? – Żebyśmy mieli swoją chatę, żebyśmy mogli pracować. Wróciliśmy i przywróciliśmy rodzinną tradycję robienia bryndzy.

Hanna Melnyczuk ze wsi Shepit w powiecie kosowskim od siedmiu lat robi koniki z sera. Nauczyła się robić pyszne figurki z sera od jednej z wiejskich rzemieślniczek. Dzieci uwielbiają je jeść i są one podawane na weselach na Huculszczyźnie. Często zabiera swoje konie na wystawy i festiwale. Mówi, że chętnie je kupują dzieci i dorośli.

– To bardzo stara nasza tradycja – stwierdza Hucułka. – Najpierw uformowanego konika z sera zanurzam do gorącej wody, potem do słonej. To czysty produkt, zrobiony z krowiego mleka, czysty ser, z którego robi się bryndzę. Taki konik może być przechowywany w lodówce przez siedem dni. A jeśli położysz go w ciepłym miejscu jako pamiątkę, wyschnie i przetrwa nawet 20–30 lat, stając się jak kość.

Młodzi artyści ze wsi Rożnów koło Kosowa zaprezentowali oryginalne reprinty drewnianych świeczników (tzw. trójcy) oraz zmniejszone reprinty ikon na szkle.

Anna i Wasyl Borukowie, fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Wasyl Boruk pochodzi z rodziny rzeźbiarzy.

– Wraz z bratem Mykolą i ojcem wykonujemy świeczniki i rzeźby. Wzorujemy się na dzieła dawnych mistrzów sztuki ludowej, które są w zbiorach muzealnych we Lwowie, Kołomyi,  Czerniowcach.

– Podobnie też z ikonami na szkle – dodaje Anna Boruk. – W huculskich i pokuckich wioskach już prawie nie pozostało takich obrazów, ponieważ zostały wywieziony stąd przez kolekcjonerów i muzealników. Był czas, kiedy ludziom wydawało się, że nikt już tego nie potrzebuje i sprzedawali je za grosze kolekcjonerom, którzy wiedzieli, czym one są. Mam dwa dyplomy. Studiowałam na wydziale malarstwa ludowego i wydziale projektowania graficznego. Technika jest jak najbardziej zbliżona do tej używanej przez starożytnych mistrzów. Jednak te moje ikony są mniejsze, ponieważ stare były dwa, a nawet cztery razy większe. Kupują je głównie mieszkańcy miast, którzy interesują się tradycjami ludowymi i chcą ozdobić swoje domy takimi ikonami. Mamy wiele zamówień od Ukraińców z diaspory w Kanadzie i USA. Ostatnio otrzymaliśmy zamówienia z Polski od Ukraińców, którzy uciekli przed wojną i chcą mieć małą ikonę i świecznik. Warszawski Teatr Lalek zamówił u nas ikonę świętego Jerzego. Bardzo chcielibyśmy spotkać się z innymi artystami z krajów regionu Karpat, w szczególności z Polski. Chętnie nawiążemy kontakt z polskimi artystami ludowymi.

fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

 

Chociaż szum Prutu, Czeremoszu Hucułom przygrywał gdzieś tam daleko na południe od Lwowa, tutaj, na zielonej łące skansenu wesoła kołomyjka również porywała do tańca. Przed starą dzwonnicą zespół Lwowskiej Muzycznej Akademii wykonywał huculskie melodie ludowe.

Grupa starszych pań i panów, niektórzy w strojach huculskich, próbuje zrobić sobie zdjęcie z małym stadem owiec i kóz, jak dzieci. Okazało się, że są to członkowie Towarzystwa Huculskiego we Lwowie.

– Bardzo nam się podoba i cieszymy się, że skansen zorganizował to wydarzenie i nas zaprosił – wyjaśniła Oksana Malyk, pierwsza wiceprezeska Towarzystwa.

Dariusz Cieśla, Iwona Romaniak, Roman Zilinko, fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Spotkaliśmy też gości z Polski, naszych znajomych z Fundacji Bratnia Dusza.

– Wspaniałe wydarzenie – zaznaczył Dariusz Cieśla z Krynicy Zdroju. – Jestem pod wielkim wrażeniem kultywowania tej tradycji. U nas w Polsce redyk jest bardzo znany i kultywowany na Podtatrzu, w Beskidach, w Bieszczadach.

– Takie spotkania, takie oderwanie się na chwilę ludzi od wojny, od bólu, od cierpienia są bardzo ważne, bo one daję nadzieję – podkreśliła Iwona Romaniak. – One pokazują, że też jest normalne życie. I uważam, że powinniśmy właśnie takie życie robić, żeby ludzie mogły na chwileczkę zapomnieć.

Przedstawiciele Fundacji „Bratnia Dusza” mieli również okazję spotkać się z organizatorami tego wydarzenia i zapytać, w jaki sposób mogą pomóc muzeum.

Kino w stodole

Na zakończenie święta połoninskiego przed dużą stodołą z górnej bojkowskiej wioski Lybochora zostały rozłożone tam na trawie kolorowe dywany i koce z kolekcji muzeum. Dla widzów, którzy oglądali film dokumentalny „Żywy ogień”, który przekazuje  atmosferę działalności pasterskiej na Huculszczyźnie.

Reżyser filmu Ostap Kostyuk ponad 10 lat badał kulturę huculską. „Żywy ogień” jest wynikiem tych badań. Film opowiada o trzech pokoleniach pasterzy. Podobnie jak w polskich Tatrach czy Beskidzie, zawód pasterza – bacy – watacha traci na wartości. Przez cztery lata ekipa filmowa spędzała czas z bohaterami filmu, którzy wbrew wszelkim przeciwnościom każdej wiosny wspinają się w góry i rozpalają „żywy ogień” swojego życia.

– Chcemy wesprzeć reżysera „Żywego ognia” Ostapa Kostiuka, który obecnie służy w Siłach Zbrojnych Ukrainy – powiedział Roman Zilinko, jeden z głównych organizatorów huculskiego lata połonińskiego w skansenie lwowskim.

W kolejny weekend można tam było zapoznać się z tradycyjnym huculskim haftem.

Konstanty Czawaga

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Przez całe życie pracuje jako reporter, jest podróżnikiem i poszukiwaczem ciekawych osobowości do reportaży i wywiadów. Skupiony głównie na tematach związanych z relacjami polsko-ukraińskimi i życiem religijnym. Zamiłowany w Huculszczyźnie i Bukowinie, gdzie ładuje swoje akumulatory.

X