Helenka – artystka „ze Lwowa” – szkic z pamięci Helenka maluje na Górze Bony w Krzemieńcu, sierpień 2006, ze zbiorów autorki

Helenka – artystka „ze Lwowa” – szkic z pamięci

Helena Jacyno-Piaskowska (Lwów 1964 – Przemyśl 2024)

Moje wspomnienie nie jest nekrologiem. Nie będę analizować twórczości Helenki, chociaż była osobowością i malarką niebanalną. Myślę, że podobnie jak w przypadku wielu innych twórców – zostanie ona po swoim odejściu z tego świata bardziej doceniona. Nie podejmę także próby opisania Jej życia, podzielę się jednak okruchami wspomnień o Osobie, której obecność trwa nadal w moim sercu i świadomości.

Helenę poznałam ćwierć wieku temu we Lwowie, na wernisażu wystawy rysunków Krzysi Grzegockiej. W swoim wystąpieniu na temat prac autorki wyraziłam żal, że jest to jedyna polska profesjonalna malarka w tym mieście. Wtedy usłyszałam pytanie: „A ja to co?”. I tak się zaczęła nasza bliskość, bo z  Heleną nie mogło być inaczej – ona nie znała pojęcia „dystans”. Bo nie było jej potrzebne.

Wkrótce Helena zamieszkała w Przemyślu. Miała już wówczas w swym dorobku wiele wystaw, zarówno indywidualnych jak i zbiorowych, we Lwowie i w Polsce. Uprawiała ceramikę, malarstwo sztalugowe, batik i grafikę. Szczególnie zainteresowała ją wówczas wycinanka artystyczna i malarstwo na szkle. Jej wycinanki zachwyciły w 2004 roku publiczność w Gersheim w Saarlandzie w 2004 roku, gdzie Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej zorganizowało Jej wystawę w ramach Festiwalu „An der Grenze/Na granicy”. Natomiast malarstwo na szkle stało się przedmiotem Jej pracy doktorskiej, którą obroniła w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

W 2006 roku pojechała na plener malarski do Krzemieńca, który towarzyszył „Dialogowi Dwóch Kultur”. Przed napisaniem niniejszego tekstu przeglądałam zdjęcia z tego pobytu – na zaledwie kilku odnalazłam Jej wizerunek. Nie dlatego, że nie lubiła się fotografować, tylko bardzo ceniła sobie czas: wstawała skoro świt i wykorzystywała każdą chwilę do zmroku na malowanie. Jednym z Jej ulubionych miejsc była Góra Bony, skąd roztacza się rozległa panorama miasta. Lubiła kontemplować przyrodę w samotności i przenosić swoje wrażenia na płótno, ale nie zawsze było Jej to dane: jako do dobrego człowieka garnęły się do Niej wszystkie zwierzęta. Na jej obrazach znalazły się więc wśród ruin królewskiego zamku zwykłe kundelki i figlarne kózki. Szczególnie jednak zachwyciły nas odważne w kolorystyce obrazy Heleny, przedstawiające architekturę. Podczas sesji malarskiej w Ławrze Poczajowskiej nasi plenerowicze wzbudzali zainteresowanie licznych pielgrzymów. Jednak to przy Helenie wkrótce zgromadziły się tłumy gapiów: dzieci, dorosłych, duchownych. Jej to nie przeszkadzało, malowała i malowała, jakby ich nie było…

Helena kochała plenery, na które z trudem znajdowała czas o różnych porach roku, wśród obowiązków zawodowych i rodzinnych. Z tych pobytów organizowano jej wystawy w wielu ośrodkach w Polsce i zagranicą. Fascynacje przyrodą przekazywała także swoim podopiecznym z miejsca pracy – Przemyskiego Centrum Kulturalnego.

Mieszkając w Przemyślu podtrzymywała swe lwowskie przyjaźnie. Współpracowała z Polskim Teatrem Ludowym we Lwowie, dla którego wykonywała scenografie. Dla Wydawnictwa Kuriera Galicyjskiego wykonała projekty okładek do I i II części „Kresowej bałagułki”.

Była osobą nietuzinkową. Będzie nam brakowało Jej barwnej, oryginalnej mowy, pełnej indywidualnych form językowych, trochę zaskakujących, trochę humorystycznych – rodem ze Lwowa. Posługiwała się nią na co dzień. Dzięki niej, a przede wszystkim swoistemu podejściu do spraw życiowych, potrafiła podtrzymać na duchu, nie użalając się, a dodając otuchy. Nigdy nie mówiła źle o ludziach, w każdym znajdowała dobre cechy i z nich budowała obraz drugiego człowieka. Osoby szczególnie według Niej godne uznania potrafiła obdarować przyjaźnią i częstokroć wspomagać w sposób szczególnie dyskretny i godny.

Była artystką w każdym calu – przejawiało się to zarówno w Jej stylu życia jak też codziennym zachowaniu. Piękna Helena, z burzą czarnych wijących się włosów okalających twarz i brązowymi jak kasztany oczami, swym przejściem przez ulicę w długich powiewnych szatach – niekoniecznie najmodniejszych – zapierała dech.

Miała też swoje marzenia związane z uznaniem Jej dorobku artystycznego. Niestety, nie zawsze się one ziszczały, mimo że na ich realizację poświęcała tyle energii. W środowisku polskich malarzy osoby z akademickim wykształceniem ukraińskim – a Helena ukończyła Lwowską Akademię Sztuk Pięknych – były traktowane inaczej. Próbowała zmienić tę sytuację, dlatego też zrobiła w Polsce doktorat, mając nadzieję na zmianę swego statusu artystycznego. Jednak ani wykształcenie, ani wielość Jej dokonań twórczych nie przyniosły znaczących zmian w Jej życiu zawodowym i sytuacji życiowej. A tak bardzo tego oczekiwała…

Odeszła w pełni sił twórczych, pełna pomysłów i planów artystycznych na przyszłość. Przygotowała między innymi cykl ilustracji do bajek dla dzieci, wykonała część polichromii ściennej (portrety osób związanych z Przemyślem) na zewnętrznej ścianie budynku Przemyskiego Centrum Kulturalnego od strony ul. Dworskiego.

Helena zapadła w sen w Wielki Piątek i odeszła do nowego życia w Niedzielę Miłosierdzia Bożego. W pełnym rozkwicie wiosennej przyrody…

Nie znam Osoby, która bardziej niż Helena uosabiałaby sobą Malarstwo. W ciągłym biegu, chwytaniu każdej chwili, by ją przeżyć, artystycznie przetworzyć i utrwalić. Stąd w Jej obrazach znajduję wszystkie odcienie życia, tego rzeczywistego i tego, którego oczekujemy… Do którego uniosły Cię, Helenko, skrzydła malowanych przez Ciebie i tak hojnie podarowanych przyjaciołom aniołów…

Urszula Olbromska

X