Dyplomaci na rzecz chorych dzieci

Dyplomaci na rzecz chorych dzieci

Po raz drugi korpus dyplomatyczny we Lwowie przygotował przedświąteczny kiermasz, dochód z którego przekazany został na rzecz Fundacji „Dajmy nadzieję”. Fundacja zaopatruje nieuleczalnie chore dzieci w sprzęt medyczny i leki. W tym roku zebrane pieniądze zostały przeznaczone na zakup respiratora – urządzenia do wentylacji płuc.

14 grudnia w gmachu Teatru Dramatycznego im. Marii Zańkowieckiej od rana panował gwar. Rozstawiono stoły, drzewka, udekorowano stoiska. Przy wejściu, z samochodów z rejestracjami dyplomatycznymi, wypakowywano paczki i pudła. Widok taki w okresie przedświątecznym staje się powoli tradycyjny. W tym roku po raz drugi korpus dyplomatyczny ze Lwowa przygotował kiermasz na rzecz chorych dzieci. Pomysł akcji zrodził się przed rokiem z inicjatywy małżonki konsula generalnego RP we Lwowie Beaty Drozd. Do akcji włączyły się wszystkie placówki dyplomatyczne ze Lwowa – konsulaty generalne i konsulaty honorowe.

Każde stoisko starało się w sposób szczególny przedstawić specyfikę kraju, który reprezentuje. Można było tu obejrzeć wyroby regionalne od Meksyku i Brazylii po Polskę i Białoruś, upominki, kartki świąteczne wykonane ręcznie przez uczniów i artystów, dzieła sztuki, artykuły spożywcze. Przed godziną 12:00 w holu zebranych spotkała orkiestra dęta. Czekał w gotowości barek z kawą i słodyczami, a w holu głównym stały już tłumy zwiedzających gości.

Podczas aukcji do zlicytowania było wiele atrakcyjnych rzeczy: wycieczki za granicę, rękodzieło, wypieki i wyroby cukiernicze. Najhojniejszą chyba ofiarodawczynią była pewna osoba, która wylicytowała za dość sporą sumę tort od cukierni „Weronika” i wycieczkę dla dwóch osób na Karaiby. W późniejszym wywiadzie powiedziała, że na zeszłorocznym kiermaszu postanowiła w ciągu roku zebrać odpowiednią sumę pieniędzy, żeby wspomóc chore dzieci. Po całorocznej zbiórce pieniędzy osoba ta śmiało startowała w licytacjach i zdobyła bardzo atrakcyjne nagrody.

(Fot. Krzysztof Szymański)W holu grała muzyka, występowały zespoły regionalne prezentujące rodzimy folklor. Goście oblegali stoiska, wybierając dla siebie atrakcyjne przedmioty i nie skąpiąc pieniędzy, bowiem przyświecał im cel zaszczytny – pomoc dla chorych nieuleczalnie dzieci. Ponieważ rozpiętość cenowa była olbrzymia – od 10 do 1000 i więcej hrywien – każdy mógł znaleźć dla siebie coś ciekawego. Swoje stoiska miało też Polskie Towarzystwo Miłośników Sztuk Pięknych i studio „Wrzos”. Gdzie za symboliczne „co łaska” można było nabyć prace polskich artystów. Do spróbowania były też najróżniejsze potrawy: bigos i chleb swojski ze smalcem, piekielnie ostre meksykańskie minikanapeczki i koreczki z belgijskiego sera, węgierskie wina, gruzińskie koniaki, sękacze i pączki.

Przedstawiciel MSZ Ukrainy we Lwowie Wieczesław Wojnarowski jest wdzięczny Beacie Drozd za organizację imprezy. „Kwota zebrana na pierwszym kiermaszu przeszła nasze oczekiwania i myślę, że tegoroczny pokaże jeszcze lepszy wynik. Nastrój panujący na sali i uśmiechnięte twarze gości napawają optymizmem” – podkreślił dyplomata.

Tego samego zdania był goszczący we Lwowie minister Jan Stanisław Ciechanowski. „Bardzo ważne jest, że dochodzi do takich inicjatyw, bo są one potrzebne bardzo dla chorych dzieci. Widać tu solidarność zarówno dyplomatów, biznesmenów, firm z Polski, jak i społeczności lwowskiej. Jest to wspaniały przykład współpracy dla dobra potrzebujących”.

 Stoisko rodzinnych domów dziecka Caritas-Spes archidiecezji lwowskiej (Fot. Krzysztof Szymański)W rozmowie z dziennikarzami arcybiskup lwowski Mieczysław Mokrzycki wyraził radość i podziękował pani Beacie Drozd, małżonce konsula generalnego RP we Lwowie Jarosława Drozda za to, że już drugi raz organizuje kiermasz, który „otwiera serca i uwrażliwia na potrzeby ludzi biednych, ludzi potrzebujących”. Szczególnie cenne są lekarstwa oraz sprzęt medyczny dla dzieci, dzięki którym będą one mogły przeżywać radośnie święta w domu, razem ze swoimi rodzicami i rodzeństwem.

„Mimo trudnej sytuacji, tego roku na Ukrainie widzimy, że nie zabrakło ludzi z otwartym sercem. Na tegoroczny kiermasz przyszło bardzo wielu ludzi i znalazło się wielu sponsorów, którzy ufundowali swoje dary, za którymi kryją się ich serca. Jesteśmy im za to wdzięczni, gdyż to nas buduje i kształtuje każdego człowieka. Przez takie inicjatywy stajemy się lepsi. Myślę, że takie inicjatywy będą przyczyniały się do zmiany myślenia, nastawienia do osób chorych, a także nas uwrażliwiały na potrzeby bliźniego” – powiedział metropolita lwowski Mieczysław Mokrzycki.

W chwili oddania gazety do druku podliczono zebraną kwotę. Na tegorocznym kiermaszu udało się zgromadzić około 170 tys. hrywni. Oczekiwania organizatorów spełniły się i można będzie zakupić niezbędny sprzęt. A dla chętnych dołożyć się do tej sumy, przedmioty, które były wystawione na sprzedaż na można będzie jeszcze przez pewien czas nabyć w katedrze lwowskiej i wspomóc w taki sposób Fundację „Dajmy nadzieję”.

O szlachetnej inicjatywie i organizacji kiermaszu Krzysztofowi Szymańskiemu opowiada Beata Drozd:

Jak doszło do organizacji tego kiermaszu?
Jak wiemy choroba nie wybiera, człowiek nie może żyć tylko dla siebie i jeżeli ma możliwość powinien wspomagać osoby potrzebujące, osoby chore. Przed trzema laty nasza lekarka zapytała mnie, czy możemy zrobić 20 paczek dla chorych dzieci na święta. Poczułam się zakłopotana – jak to 20 paczek, a reszta? Musimy zrobić coś więcej. Te dzieci i ich rodziny potrzebują stałego wsparcia, a nie tylko paczki na święta. Musimy zadbać o normalny rozwój rodzeństwa dzieci chorych, żeby te rodziny nie musiały troszczyć się o sprawy dnia codziennego. Nie możemy dopuścić do tego, żeby osoba potrzebująca pomocy, bez niej pozostała.

Jak pani pomysł został przyjęty przez korpus dyplomatyczny?
Ta idea została przyjęta bezproblemowo. A w tym roku mamy więcej sponsorów. Doszło do tego, że ludzie i firmy dzwonią i pytają, co mogą jeszcze zrobić? Sytuacja jest jak ze słów Jurka Owsiaka: „Czekam na moment, że nie ja będę prosił, a mnie będą prosili”. Po prostu ludzie zrozumieli, że trzeba coś zrobić od siebie.

Jakie są pani oczekiwania po dzisiejszym kiermaszu?
Mam nadzieję, że zbierzemy większą kwotę niż na poprzednim kiermaszu. Stało się tak, że obecnie Fundacja „Dajmy nadzieję” ma na koncie pieniądze i może nimi dysponować w każdej chwili, bo choroba onkologiczna nie może czekać. Póki jestem tutaj, to się nie zatrzymam i będę działać w tym kierunku.

(Fot. Krzysztof Szymański)Prezes Fundacji „Dajmy nadzieję” Irena Hałamaj:

Czy tego rodzaju imprezy są potrzebne?
Kiermasz ten jest potrzebny przede wszystkim chorym dzieciom, ale też osobom, które go odwiedzają. Dziś ludzie mogą przekazać swoje pieniądze, za które zostanie zakupiony sprzęt medyczny czy leki. Obecni tu ludzie mają możliwość otworzyć swe serca na potrzeby innych.

Czy spodziewa się pani zebrania odpowiedniej sumy potrzebnej na sprzęt?
Mam nadzieję, że dziś uda się zdobyć jeszcze większa kwotę, niż w zeszłym roku.

Gdzie trafi ten sprzęt?
Nasza Fundacja opiekuje się chorymi dziećmi, które przebywają w domu. Po tym kiermaszu chcemy zakupić specjalistyczny sprzęt do oddychania – respiratory i koncentratory tlenu. Ten sprzęt trafi do dzieci w województwie lwowskim.

Ilu osobom udało się pomóc po pierwszym kiermaszu?
Zakupiliśmy wózek inwalidzki, koncentrator tlenu oraz potrzebne leki dla ośmiorga dzieci. W tej chwili nasza fundacja opiekuje się osiemnastoma dziećmi. Na dziś potrzebne są dwa respiratory, a cena jednego to prawie 70 tys. hrywien. Mam nadzieję, że uda się je kupić z zebranych kosztów.

Krzysztof Szymański,
Konstanty Czawaga
Tekst ukazał się w nr 23–24 (195–196) za 20 grudnia 2013–16 stycznia 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X