Do Kosowa na Huculszczyźnie fot. Konstanty Czawaga

Do Kosowa na Huculszczyźnie

Miasteczko Kosów na Huculszczyźnie cały rok przyciąga do siebie turystów z całego świata. Najwięcej ludzi gromadzi się tam podczas odpustu w uroczystość św. Jana Chrzciciela – 7 lipca według kalendarza juliańskiego.

Po nabożeństwie w cerkwi prawosławnej aż do późnego wieczora na placach, w muzeach oraz na stadionie położonym na brzegu bystrej rzeki Rybnica odbywały się rozmaite imprezy z okazji Dnia Miasta z udziałem artystów ludowych, muzyków, sportowców. Każdy z dorosłych i dzieci mógł uczestniczyć w warsztatach rzemiosł czy przedstawić swoje barwne stroje rodzinne z babcinej skrzyni. Na ulicach zorganizowano kiermasz, a na stadionie prawie bez przerwy trwał koncert zespołów z Kosowa, Lwowa, Tarnopola.

Wzgórza dookoła miasteczka zostały opanowane przez motocyklistów ekstremalnych. Witalij Atamaniuk powiedział, że przyjechało tam sporo miłośników tego sportu z Ukrainy Zachodniej. Trasa przez góry, bagna, potoki wynosi 25 km.

W celu przedłużenia świętowania w dniu następnym, to znaczy w sobotę 8 lipca, powołano doroczny Festiwal „Łudynie”.

„Łudynie” to po huculsku odzież świąteczna – wyjaśnił nam przewodniczący Rady Miasta Kosowa Roman Peczyżak. – Festiwal powstał z inicjatywy wykładowców naszego Instytutu Sztuki Stosowanej i Dekoracyjnej w celu zachowania autentycznej sztuki ludowej. Jest ona też źródłem dla młodych projektantów mody. Niestety w tym roku nie wszystko nam się udało.

Z niewyjaśnionych powodów nie odbyła się prezentacja kuchni huculskiej i kuchni jarskiej doktora Apolinarego Tarnawskiego, na którą Kurier Galicyjski zaprosiła badaczka jego działalności Natalia Tarkowska z Krakowa. Wobec braku czasu nie zdążyliśmy też na prezentację na łonie natury karpackiej strojów huculskich ze zbiorów Bogdana Petryczuka, która była zaplanowana na wieczór. Wszystko to jednak zrekompensowaliśmy w sąsiadującej z miasteczkiem wsi Smodna. Właśnie tam znajduje się słynny targ i sanatorium założone przez doktora Apolinarego Tarnawskiego.

Jarmarkowanie z Hucułami
Być w Kosowie i nie zwiedzić słynnego targu huculskiego to tyle co pojechać do Rzymu i nie zobaczyć papieża. Każdego tygodnia, już w piątek wieczorem i przez całą noc zjeżdżają na bazar smodniański Huculi ze swoimi kramami: barwistymi kocami – liżnykami, dywanami, haftami, rzeźbami artystycznymi i drewnianymi beczkami. Na sprzedaż przeznaczone są też krowy, konie, owce i kozy. W sobotę od samego poranku tysiące ludzi ciągnęło na targ, by znaleźć swój ekskluzywny towar i taniej go nabyć czy chociażby popatrzeć na ten bajeczny świat.

– Z każdym rokiem jest coraz mniej oryginalnych huculskich wyrobów ludowych, prawdziwych dzieł sztuki – ze smutkiem mówi rzeźbiarz i handlarz starzyzną Iwan Wyszywaniuk. – Kiedyś każdą miejscowość wyróżniała swoja odzież ludowa i hafty. Próbuję tworzyć replikę sakralnych świeczników huculskich nazywanych trójcami. Przeważnie takie rzeczy kupują turyści z kraju i z zagranicy. Przyjeżdżają też Polacy.

Spotkaliśmy tam znaną huculską pieśniarkę z Bukowiny Rumuńskiej Angelicę Flutur z mężem Catalinem i znanego rumuńskiego artystę fotografa Mariusa Vasiliu. Zachwycony barwami huculskich wyrobów ludowych, Marius polował swym obiektywem na ujęcia dzieł i ich twórców oraz sprzedawców. Tymczasem Angelica i Catalin zachwycili się huculską starzyzną.

– Tutaj, w Kosowie można znaleźć wyroby huculskich artystów ludowych, których na naszych terenach już nie ma – powiedziała Angelica Flutur. – Jestem Hucułką. Mam występy w telewizji, na różnych festiwalach i koncertach w Rumunii i innych krajach. Bardzo chciałabym wystąpić też na Ukrainie i w Polsce. Niedaleko mojej rodzinnej wsi Czumurna leży polska wieś Pojana Mikuli – powiedziała piosenkarka.

Uzdrowiskowa Atlantyda doktora Apolinarego Tarnawskiego
Niedaleko huculskiego targu w podkosowskiej wsi Smodna znajduje się sanatorium „Kosiw” (Kosów) – dawna lecznica niesamowitego ekscentryka doktora Apolinarego Tarnawskiego.

– Doktor Tarnawski przybył do Kosowa w 1878 roku – mówi Natalia Tarkowska, autorka książki o nim. – Został tu zatrudniony jako lekarz powiatowy i chyba sam nie przypuszczał, że zwiąże się z tym miejscem do końca swego życia. Stało się to prawdopodobnie za sprawą ks. Antoniego Łukaszkiewicza, który był proboszczem w tutejszym kościele. Ks. Antoni tłumaczył na język polski publikacje wodolecznicze ks. Sebastiana Kneippa z Bawarii. Stąd wiadomo, że Tarnawski od ks. Łukaszkiewicza zaczerpnął wiedzę na temat wodolecznictwa. Ks. Łukaszkiewicz podarował Tarnawskiemu pierwszy budynek, w którym powstała lecznica.

– O doktorze Tarnawskim słyszałam od mojej babci – powiedziała artysta ceramik Chrystyna Troć. – Pozostał w jej pamięci jako człowiek surowy, pedantyczny, uprzejmy i grzeczny wobec sąsiadów i robotników. Mój pradziadek był furmanem, doktor Tarnawski go wynajmował. Opowieści mojej babci były dla mnie w dzieciństwie jak bajki na dobranoc. Po przeczytaniu książki Natalii Tarkowskiej o doktorze Tarnawskim zrozumiałam, że to nie była jakaś bajka, lecz tak rzeczywiście było. Poglądy doktora Tarnawskiego, jego kuchnia jarska są mi bliskie – mówiła pani Chrystyna.

Państwo Troć poczęstowali nas daniami przygotowanymi według wskazówek doktora Tarnawskiego. Smakowało.

– Bardzo przykry to widok, że niegdyś słynna lecznica, prawie centrum kulturalno-oświatowe, znajduje się teraz w ruinie – wyznała ze smutkiem Chrystyna Troć. – Potrzebne jest odrodzenie tej lecznicy, gdyż ludzie potrzebują kultury życia, kultury jedzenia, kultury zachowania w społeczeństwie. Doktor Tarnawski nie tylko przywracał ludziom zdrowie, ale właśnie krzewił wśród nich kulturę.

W towarzystwie Natalii Tarkowskiej wchodzimy do współczesnego sanatorium państwowego „Kosiw”.

– Na tym terenie znajdował się przepiękny park dendrologiczny, ponieważ doktor Tarnawski sprowadzał rośliny z różnych stron świata – wyjaśnia Natalia. – Kosowska lecznica to także wspaniałe sady. M.in. rosła tutaj słynna płaskaczka kosowska, która mogła by być świetnym produktem regionalnym z Kosowa. Na terenie lecznicy było 14 willi, w których znajdowały się pomieszczenia użytkowe, przede wszystkim pomieszczenia mieszkalne dla kuracjuszy. To miejsce przyciągało przede wszystkim inteligencję polską, ponieważ do niej była skierowana działalność lecznicy. Tarnawskiemu chodziło o uzdrowienie narodu. Była to jego idea przewodnia – wiedział, że naród można uzdrowić poprzez elitę, którą nauczy odpowiedniego życia w zgodzie z naturą, odpowiedniego odżywiania. Metoda składała się z różnych elementów. Przede wszystkim była to kuchnia jarska, którą staramy się w Kosowie promować. Oprócz tego gimnastyka, świeże powietrze, zabiegi wodolecznicze w łaźni, ale także zabiegi wodne z wykorzystaniem rzeki Rybnicy i wodospadu Huk. Poza tym słynna kosowska głodówka, dla której w dużej mierze przyjeżdżali tutaj pacjenci Tarnawskiego. W lecznicy było kilka sposobów głodowania. Był całkowity post, ale także post częściowy. Pacjent sam decydował o tym czy przejdzie na ścisłą głodówkę, czy zdecyduje się na nią, lub też wybierze półgłodówkę. Nie było przymusu, jak twierdzili przeciwnicy Tarnawskiego.

Łaźnia obecnie jest w całkowitej ruinie. Hala gimnastyczna jest mocno przebudowana.

– Niegdyś ta hala posiadała tylko trzy ściany – wyjaśnia dalej Natalia Tarkowska. – Natomiast południowa ściana była specjalnie odsłonięta, tak że wpadało do niej wschodzące słońce, ponieważ gimnastyka odbywała się o poranku. Przed halą gimnastyczną pacjenci zazwyczaj dwa razy w tygodniu gimnastykowali się w takt muzyki. Była to muzyka grana przez orkiestrę rusińską bądź żydowską z pobliskiego Kosowa. Lecznica funkcjonowała od 1891 roku. Oficjalne otwarcie nastąpiło w 1893 roku, i funkcjonowała do roku 1939. Ale była w tym czasie kilkuletnia przerwa, ponieważ w 1914 roku doktor Tarnawski został skazany w Wyżnicy na karę śmierci i nie mógł kontynuować swojej pracy. Po powrocie do Kosowa jeszcze długo wahał się czy rozpocząć swoją działalność na nowo, i lecznica ponownie została otwarta dopiero w 1922 roku. Wiemy ze sprawozdań, które się zachowały, że rocznie bywało tutaj nawet do 500 osób, czyli bardzo duża liczba pacjentów. Wszyscy pacjenci doktora Tarnawskiego to byli wybitni ludzie. Przybywali tu zarówno politycy, artyści, ale także społecznicy. Bywali tu Ferdynand Ossendowski, Maria Dąbrowska, Gabriela Zapolska czy Lucjan Rydel. Jeżeli chodzi o polityków, to kilkakrotnie bywał tu Roman Dmowski. Ze wspomnień wynika, że była to jego ulubiona lecznica, bo był chorowity i korzystał z różnych ofert kuracyjnych nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Do Kosowa wracał bardzo chętnie. Bywali tutaj też socjaliści, na przykład Ignacy Daszyński, m.in. dzięki temu, że Tarnawski zatrudniał socjalistów. Lecznica – to było środowisko wzajemnej tolerancji, tu przed I wojną światową marzono o niepodległości, prowadzono rozmowy o przyszłej Polsce. Spotykali się tutaj endecy, socjaliści i różne inne opcje polityczne. Przybywali też Ukraińcy, goście z Rumunii, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych.

Jedni chcieli poprawić w Kosowie swoje zdrowie. Niektóre panie chciały poprawić swoją urodę. Ale bardzo duża grupa przyjeżdżała ze względu na atmosferę intelektualną, która tutaj panowała, leczenie było dla nich sprawą drugorzędną – stwierdza Natalia Tarkowska.

– Prowadzono tu salon intelektualny pod otwartym niebem – mówiła dalej badaczka działalności doktora Tarnawskiego. – Niestety, teraz na pewno nikt nie wykorzystuje w całości metody Tarnawskiego. Być może jakieś elementy. Doktor Tarnawski sam czerpał elementy swej metody z różnych ówczesnych źródeł. Zainteresowanie tłumaczeniem na język ukraiński „Kuchni jarskiej” doktora Tarnawskiego świadczy o poszukiwaniu inspiracji jego metodą. Autor w swej książce wiele zaczerpnął z kuchni polskiej, ukraińskiej, huculskiej a nawet francuskiej. Doktor Tarnawski odcisnął także na tych przepisach piętno, ponieważ dostosował je do swej metody i do potrzeb pacjentów. I tu najlepszym przykładem jest huculska mamałyga czyli tak zwany banosz, do którego doktor Tarnawski postanowił dodać ziemniaki, żeby jakoś poprawić smak tej potrawy. Kuchnia ta jest naprawdę oryginalnym dziedzictwem kulinarnym, ponieważ są to receptury opracowane przez jego żonę, Romualdę Tarnawską, na podstawie 30-letniego doświadczenia. W 1901 roku Romualda Tarnawska wydała książkę pt. „Kosowska kuchnia jarska”. Wydana w 1929 roku książka ta zawierała już ponad 400 przepisów, a ponadto doktor Tarnawski napisał do niej część merytoryczną i objaśnił jak według niego powinna wyglądać higiena i kultura jedzenia.

Doktor Apolinary Tarnawski jednoczy Polaków i Ukraińców
W centrum sanatorium „Kosiw” znajduje się wzniesione przez miejscową ludność popiersie doktora Apolinarego Tarnawskiego. Również na budynku dyrekcji tej lecznicy można zobaczył tablicę z jego płaskorzeźbą i tekstem w języku ukraińskim, mówiącą, że w latach 1851–1943 mieszkał tu jej założyciel.

– Na tle przykrych ostatnio momentów w relacjach polsko-ukraińskich i ukraińsko-polskich, gdy trzecia strona pragnie skłócić Polaków i Ukraińców, doktor Apolinary Tarnawski jest postacią, która jednoczy dwa nasze narody – powiedział Oleg Żowtanećkyj, docent Lwowskiego Narodowego Uniwersytetu im. Iwana Franki, który razem z małżonką Nadią Czubą tłumaczy wydaną w 1929 roku książkę „Kosowska kuchnia jarska”. – Chcemy udostępnić tę książkę czytelnikowi ukraińskiemu. Jest to przecież nasze wspólne dziedzictwo.

Konstanty Czawaga
Tekst ukazał się w nr 13 (281) 14–27 lipca 2017

Przez całe życie pracuje jako reporter, jest podróżnikiem i poszukiwaczem ciekawych osobowości do reportaży i wywiadów. Skupiony głównie na tematach związanych z relacjami polsko-ukraińskimi i życiem religijnym. Zamiłowany w Huculszczyźnie i Bukowinie, gdzie ładuje swoje akumulatory.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X