Do 1935 roku Polacy nie ukrywali swojej narodowości Babcia Maria z mężem i córkami, 1936 rok

Do 1935 roku Polacy nie ukrywali swojej narodowości

Wspomnienie o babci Marii Romanyszyn z domu Dereniowskiej

Stolarz Iwan Dereniowski i jego żona Antonina, gospodyni domowa, mieszkali w miejscowości Brahiłów w obwodzie winnickim. Mieli sześć córek, czwartą z kolei była moja babcia Maria, która urodziła się w 1915 roku. W Brahiłowie w większości mieszkali Polacy. Pracowali w cukrowni, na kolei, byli rzemieślnikami. Trzymali się razem. Polskie kobiety były świetnymi gospodyniami. Do dzisiaj jest tu kościół katolicki, cmentarz, na którym są pochowani polscy żołnierze polegli w bojach z bolszewikami.

Polacy między sobą rozmawiali raczej po polsku, z dziećmi po ukraińsku, a gdy chcieli, aby dzieci nie zrozumiały o czym mówią dorośli, przechodzili na polski.

Babcia ukończyła siedem klas szkoły społecznej, potem uczyła się w Winnickim Technikum Nauczycielskim, a po jego ukończeniu rozpoczęła pracę i zaoczne studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Winnicy. Lubiła śpiewać piosenki o miłości, a w rozmowach często wtrącała polskie powiedzenia, np. „strach ma wielkie oczy” czy „żywe srebro”.

Do 1935 roku Polacy nie ukrywali swojej narodowości. Potem bano się nawet mówić po polsku. W 1935 roku pradziadkowie odmówili wstąpienia do kołchozu i za to zostali zesłani na wschód do Dniepropietrowska razem z czterema córkami, w tym moją babcią Marią, która w tym czasie była już zamężna. Dopiero w 1942 roku udało się rodzinie, idąc po szlakach armii, powrócić w rodzinne strony. Mąż jednej z sióstr, Eugenii, Karol Sedlecki został w 1937 roku rozstrzelany jako wróg narodu, bo był Polakiem. Zrehabilitowano go w latach dziewięćdziesiątych.

Dziadek oraz mężowie starszych sióstr babci Marii brali udział zarówno w I, jak i w II wojnie światowej. Byli ranni i zostali odznaczeni, ale nie lubili o tym mówić, dlatego też szczegóły nie są nam znane.

W rodzinie nie zostały żadne pamiątki, ponieważ dziadek był synem prawosławnego duchownego, przez co był prześladowany i rodzina musiała często zmieniać miejsce zamieszkania. Jedyne, co udało nam się odzyskać, to kopie dokumentów archiwalnych.

Natalia Pruss
Tekst ukazał się w nr 3 (343), 14–27 lutego 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X