Dlaczego nienawiść zajęła tak ważne miejsce?

W otaczających nas bezsprzecznie dzisiaj zwariowaniu, agresji i harmidrze mało kto z nas potrafi znaleźć azyl, gdzie można zachować pogodę i spokój duszy.

Trudno jest znaleźć takie miejsce i takich ludzi, gdzie nie trzeba odbijać spadających na nasze głowy ciosów, ukrywać swoich uczuć, szczerze wypowiadać opinii. Żyjemy. Tyle tylko, że żyjemy w świecie w większości nieprawdziwym, otoczeni fałszywymi gestami politycznej poprawności, słowami ukrywającymi prawdziwy sens rzeczy, twarzami na których uczucia rzadko goszczą. Jasne, zdarzają się sytuacje wyjątkowe, niezwyczajni ludzie, odruchy serca – tyle, że nieczęsto tak bywa. Dzień powszedni jest walką o przetrwanie, lawirowaniem między rafami agresywnej realności. Nie wiem jak Wam, ale mi się nie podoba takie życie i niebywale już znużony nim jestem.

Tak, tak – wiem. Każde kolejne pokolenie oddaje się przyjemności narzekania na nowe czasy – to nic nowego (!). Także wiem – oczekiwanie od świata stuprocentowej uczciwości i przyzwoitości jest naiwnością i utopią. Dlatego też, przy całym mym naiwnym (jednak) idealizmie o czymś innym, a nie o utopii marzę. Wyjaśniam. To dla mnie jest jasne, że przy naszej ułomnej ludzkiej naturze nie sposób się pozbyć wszystkich przywar i uczynić świat podobnym do raju. Doskonale to rozumiem. Negatywne zjawiska, mechanizmy, zachowania, istniały i będą istniały zawsze. Fałsz, kunktatorstwo, złość, agresja, kłamstwo, chamstwo, strach. Pytanie brzmi – jaką część otaczającej nas (a i też tworzonej przez nas) rzeczywistości będzie stanowił ten negatyw. I dzisiaj problem widzę nie tyle w tym, że wszystko powyższe istnieje, a w tym, że coraz mniej istnieje czegoś, poza tym. Ot, taki to ja problem widzę.

Konkrety? Proszę! Gdy dzisiaj spotka ktoś człowieka szczerze dzielącego się z nim własnymi opiniami, odczuciami, ideami (a dzieje się tak coraz rzadziej), najpierw jest zdumiony, że ktoś taki istnieje na tym świecie. Potem zaczyna podejrzewać wyrafinowaną grę i fałsz z jego strony. Na koniec, gdy przekona się, że rzeczony jest szczery i duszę swoją otwiera – dochodzi do wniosku, że to głupek i naiwniak straszny, bo spoza tarczy politycznej poprawności, modnych teorii, uznanych ocen się wychyla. Czasami jest ciąg dalszy – jeśli już się naiwnego spotkało, to niby czemu tego by nie wykorzystać? Jeśli zaś tak się stanie, jeśli ten „naiwny” zostanie tak czy inaczej, „wykorzystany”, to ciekawe czy kiedyś jeszcze sobie na szczerość pozwoli? Poruszanie się w obszarze prawdy, szczerość, autentyczność, wierność zasadom, otwartość, przyjazne nastawienie, kulturalne zachowanie, uprzejmość nawet – zazwyczaj są w odbiorze traktowane jako oznaki słabości i nawet stają się zaproszeniem do agresji. Prowokują. Relatywizm wartości króluje. Przysłowiowa „filozofia Kalego” święci triumfy. Kłamstwo w cudzych ustach jest godne potępienia, w naszych – jest usprawiedliwione, bo służy jakiejś „wyższej sprawie”. Oczekujemy tolerancji, cierpliwości i zrozumienia – ale dla nas tylko. Niech no tylko ktoś od nas podobnego oczekiwać się ośmieli! Okrutny i niesprawiedliwy, nieuczciwy jest ten nasz świat dzisiejszy! Każdy, kto w codziennym pędzie i nieustającej o przeżycie walce chociaż na chwilę się zatrzyma i przerwę sobie zrobi, porozgląda się, pomyśli, dziesiątki, setki przykładów podobnego znaleźć będzie w stanie.

Jako, że podobny stan „mojego” (jednak) świata mnie męczy, jako że trochę filozofią się param, jako że nieuleczalnym idealistą jestem – szukam przyczyn, badam mechanizmy naszymi czasami rządzące i mymi przemyśleniami z przyjaciółmi się dzielę, w nadziei, że wspólnie potrafimy coś złego – na dobre zmienić. Szczególnie te przyczyny, te mechanizmy badam, które coraz więcej autentyczności, coraz więcej prawdy, coraz więcej przyzwoitości z naszego życia eliminują. Kiedyś może (jeśli to zrobić zdążę) napiszę o tym książkę, bo temat wart jest tego bezsprzecznie. Przyczyn wiele i mechanizmów bezlik. Teraz jednak ze skromniejszej, acz jakże zręcznej formy felietonu korzystając, chcę zwrócić uwagę czytających na jedną z przyczyn głównych – na nienawiść.

Zapewne część z Was zna fragment biblijnego 1 Listu do Koryntian apostoła Pawła z Tarsu (1 Kor 13,1−13) – cytować więc nie będę. To „Hymn o Miłości”. Teraz, bez zbędnego zagłębiania się w filozoficzne rozważania (oj, a można by było…), pozwolę sobie skorzystać z potocznego rozumienia tego czym jest nienawiść – a jest ona antypodą miłości. Proponuję przeprowadzenie pewnego eksperymentu. Proszę przeczytać „Hymn” zamieniając słowo „miłość” słowem „nienawiść” i wszystkie przypisywane miłości pozytywy ich antonimami (dla potrzeb tego eksperymentu wystarczy ograniczyć się do 1 Kor 13,1−7). Ciekawe, prawda? Zasadniczo na tym mógłbym poprzestać – lepiej tego co czyni z naszym życiem nienawiść opisać się nie da. Przynajmniej ja nie potrafię.

Dlaczego jednak tak? Dlaczego nienawiść zajęła tak ważne w naszym świecie miejsce? Znowu – wiele tego widzę przyczyn. Będąc chrześcijaninem nie mogę pominąć tego w co wierzę – „kariera” nienawiści jest w dużej mierze efektem zapomnienia, odrzucenia istoty chrześcijaństwa – miłości. O miłości się mówi, o miłości się pisze (zapewne setki, jeśli już nie tysiące uczonych rozpraw o miłości powstało), jednak to wszystko teoria tylko. W relacjach między ludźmi, organizacjami, politykami, partiami, państwami – o miłości się nie pamięta, bo liczy się skuteczność tylko. No cóż, prawda obiecałem w filozoficzne rozważania się nie wdawać, więc napomknę tylko iż jedna z teorii głosi, że nienawiść to brak miłości właśnie. Cóż, całkiem to możliwe.

Nienawiść jest tańsza. O ile w imię miłości przychodzi niekiedy nieść ofiary, cierpieć, wyrzekać się korzyści – to nienawiść praktycznie tego nie potrzebuje. Nienawiść upaja – podobnie jak miłość, tyle że ze znakiem „minus”. Nienawiść pozwala leczyć wszelakie kompleksy. Nienawidzeni w oczach nienawidzących w sposób oczywisty są od nienawidzących gorsi, a więc nienawidzący są lepsi od nienawidzonych (uff!). Nie chcę powtarzać eksperymentu z Listem do Koryntian i wyliczać czym jest nienawiść, więc ograniczę się do jeszcze jednego mechanizmu z nią związanego.

Nienawiść zarówno zwalnia z obowiązku myślenia, jak i z wyrzutów sumienia. Możliwe, że to jeden z najważniejszych mechanizmów nienawiści – zwolnienie. Logika i myślenie są dzisiaj nie w modzie. Serio! Wielokrotnie sprawdziłem – także w kontekście nienawiści. Przykład? Proszę! Jesteśmy (w większości) Polakami, mieszkamy (także w większości) na Ukrainie. Spotykamy takich, którzy nienawidzą Polskę i Polaków, spotykamy takich co nienawidzą Ukrainę i Ukraińców. Ci „nienawistnicy” wiedzą, że nienawidzą. Gorzej, jeśli się ich zapyta – dlaczego. Wtedy albo zaczynają mruczeć coś niezrozumiale, dłubać w nosie, patrzeć w sufit, kręcić się nerwowo, albo zasypują pytającego lawiną komunałów, mniemań i haseł tej czy innej polityki historycznej (zazwyczaj w wydaniu „z pod budki z piwem”). Zastrzegam – warto umieć rozróżnić nienawiść od poczucia krzywdy i od żalu (to tradycyjna już uwaga dla „czytających inaczej). Wyrzuty sumienia? A o czym może być mowa, jeśli nienawidzony jest (w oczach nienawidzącego) najgorszego godzien?! Nienawidzonego można oszukiwać, znieważać, szkalować, grabić, gwałcić, bić, zabijać nawet! Wszystko to przecież „w szczytnym celu” będzie czynione, więc jest usprawiedliwione „a priori”. Więcej! Wszystko to powodem do dumy być powinno!

Nienawiść się panoszy jeszcze z jednego powodu – korzysta z wygodnych jej instrumentów. Tak, pogoń za sukcesem, za zyskiem, za karierą za wszelką cenę – ale nie to jest najważniejsze. Internet i sieci społecznościowe. Tam nienawiść jest jak przysłowiowa „ryba w wodzie”. Ma możliwość zaistnieć i się multiplikować bez końca. Znowu konkrety? Proszę! Odpowiedzcie sobie proszę na pytanie, czy przed „erą Internetu” jakakolwiek szanująca się gazeta udostępniłaby swoje łamy dla szerzenia nienawiści? Uwaga! Ja pytam bardzo konkretnie – „przed erą Internetu”! Precyzuję czas, o który pytam, bo teraz zapewne by udostępniła. To samo pytanie stawiam odnośnie szanującej się stacji telewizyjnej z czasów „przed erą Internetu”. Otóż moja odpowiedź brzmi – nawet słowa by nie wydrukowali, nawet na próg studia by nie puścili. Dzisiaj wszystko się zmieniło. Nienawistnik, który kiedyś byłby nikomu nie znany pisze parę słów, „produkuje” filmik, rysuje obrazek i… zamieszcza to w Internecie. Nie ma znaczenia gdzie, ale dla wygody przyjmijmy, że zmieszczą to w FB. I w tym samym momencie nienawiść jednego, przepraszam, frustrata rozlewa się szeroko. Jedynym ograniczeniem jest w tym przypadku język – ale tylko on, nic więcej. Mało tego – ta nienawiść może być i bardzo często jest anonimowa. To daje frustratowi, przepraszam, poczucie bezpieczeństwa i zwalnia wszelkie hamulce. A jeszcze – komentarze! Czasami jest w nich jeszcze więcej nienawiści jak w tym co niby komentują.

Jak zwykle – to jest tylko materiał do przemyśleń. Nic więcej. To taki monolog wypowiedziany przed Przyjaciółmi przy filiżance kawy – prawda, za pośrednictwem Kuriera Galicyjskiego. Wniosków nie wyciągam, rozwiązań nie proponuję. Uważam, że nienawiść się szerzy i coraz więcej zabiera nam swobody, autentyczności, prawdy, otwartości. Ze strachu przed nienawiścią chowamy się, udajemy, kłamiemy. Z obawy przed jej agresją chodzimy po ulicach najeżeni, nastroszeni, nieufni. Wypowiadamy słowa, w które nie wierzymy, uśmiechamy się, gdy chcemy płakać i płaczemy, gdy chcemy się śmiać. Ukrywamy uczucia, gasimy porywy serca, chowamy w kieszenie ręce. Kłamiemy, niszczymy, zadajemy ból, wywołujemy wojny, zabijamy – wszystko niby w szczytnym celu. Tylko, że to nie jest świat, w którym chcę żyć. Dlatego właśnie z Wami swoimi myślami się dzielę, prosząc Was byście się rozejrzeli dookoła i zauważyli jaką niszczycielską siłą jest nienawiść i jak bardzo ona nas niewoli. Nienawiść w innych i naszym wydaniu. Co z tym czynić dalej – decydujcie sami.

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 10 (302) 30 maja – 14 czerwca 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X