Cui bono?… pro publico bono! – Msza trydencka we Lwowie

Cui bono?… pro publico bono! – Msza trydencka we Lwowie

Wszyscy boimy się rekinów, pająków czy lwów. Stworzenia te nie cieszą się dobrą sławą, szczególnie z powodu swej drapieżnej natury, którą skutecznie demonizują filmowe konfabulacje.

Nieliczni znawcy tematu, przede wszystkim biolodzy, przekonują ogół społeczeństwa, że „nie taki diabeł straszny, jak go malują”. Życie tych zwierząt jest bardzo interesujące i ciekawe. Jednak ich „czarna legenda” wygrywa z rzetelną argumentacją obrońców. Zasada jest prosta: to czego nie znamy – wywołuje w nas lęk. Lęk natomiast generuje reakcję obronną, prowadzącą do likwidacji jego przyczyn. Dlaczego w artykule dotyczącym liturgii zaczynam od tak zoologicznego przykładu? Bo doskonale przystaje on do sytuacji w jakiej znalazła się „Msza św. trydencka” po Soborze Watykańskim II. Liturgiczny establishment doprowadził do sytuacji, że księża i ludzie słysząc o niej reagują alergicznie lub wręcz są wrogo nastawieni. Dlaczego? Czego nie znamy, to wywołuje w nas lęk…

Liturgia i jej reforma po Soborze Watykańskim II
Odnowa liturgiczna zamierzona i postulowana przez ojców soborowych przerodziła się w reformę, polegającą na zmianie kształtu obrzędów dotychczas celebrowanych. Zreformowano więc kalendarz liturgiczny, obrzędy sakramentów, w tym porządek Mszy św., usuwając z niej „elementy zbędne, wtórne”, które według ekspertów były „późniejszymi naleciałościami”, zaciemniającymi istotę Eucharystii. Zrezygnowano z języka łacińskiego, powołując się na historyczne przesłanki, że w liturgii pierwszych wieków posługiwano się mową potoczną, zrozumiałą dla uczestników. Uczyniono to wbrew intencjom Soboru Watykańskiego II, który zachował łacinę w obrzędach (Konstytucja o Liturgii, nr 36), dając językom narodowym miejsce tam, gdzie zachodzi swoista akcja celebransa z wiernymi (dialogi, liturgia Słowa itp.). Wraz z eliminacją łaciny usunięto praktycznie chorał gregoriański, nad czym ubolewał sam papież Paweł VI w jednym z dokumentów wprowadzających zmiany.

Trzeba jednak powiedzieć, że obecna liturgia nie jest martwym produktem grupy ekspertów. Jest ona również rzeczywistością świętą, przez którą uświęcają się nowe pokolenia wiernych. Uświęcają się, gdy kapłan sprawuje ją godnie, ukazując przede wszystkim Chrystusa, a nie siebie. Tak mocno walczył o to papież Jan Paweł II, wydając dokumenty piętnujące nadużycia w tej materii (list Dominicae cenae, encyklika Ecclesia de Eucharistia, instrukcja Redemtionis sacramentum). Sam dawał przykład celebrując Mszę św. „zreformowaną” pobożnie i z należytym zaangażowaniem.

Antyreformatorskie podziemie
Historia Kościoła po Soborze Watykańskim II pokazuje jednak, że nowości nie do końca przyjmowane były entuzjastycznie. Wschodnia Europa, będąc pod jarzmem komunistycznym implementowała zmiany powoli, ale konsekwentnie. Prawdopodobnie sprzeciw wobec nowości władze komunistyczne wykorzystałyby do rozbijania wewnętrznie Kościoła. Zachód natomiast „wrzał” od dyskusji. Prowadzono nieustanne polemiki z reformatorami, które skrzętnie zamiatano pod dywan, zwalczając wszelkie przejawy niesubordynacji dla podejmowanych reform. Obrońców Tradycji ukazywano jako wrogów Kościoła, schizmatyków, „odszczepieńców”. Ditrich von Hildebrandt, którego Pius XII nazwał świeckim „Doktorem Kościoła XX w.”, autor książek Spustoszona winnica czy Koń trojański w Mieście Boga, za swoją krytykę zmian został wyrzucony na śmietnik historii. Podobnie włoskiego filozofa Romano Amerio za krytyczną analizę zmian posoborowych w obszernej publikacji Iota Unum skazano na niepamięć.

Ale najjaskrawszym przykładem walki z ogólną reformą Kościoła (w tym liturgiczną) po Soborze stał się abp Marcel Lefebvre i zgromadzona wokół niego wspólnota kapłanów (Bractwo Kapłańskie św. Piusa X) i wiernych. Sztandarowym znakiem rozpoznawczym dla tej grupy stała się Msza św., celebrowana „po staremu”. Konflikt między abpem Lefebvrem i Watykanem próbowano łagodzić już w 1984 roku, kiedy grupa 9 kardynałów zaproponowała, by rozszerzyć możliwość dostępu wiernych do „Mszy trydenckiej”. Niestety siły liberalne, obecne niestety również w Kościele, odradziły papieżowi pójścia na te ustępstwa, powołując się na rzekome rozbicie wewnętrzne, jakie za sobą pociągnie. Cała sprawa zakończyła się w 1988 r., gdy abp Lefebvre, bez zgody Stolicy Apostolskiej, wyświęcił czterech kapłanów na biskupów, wpadając tym samym w karę ekskomuniki. Można powiedzieć, że odtąd zaczęła się „czarna legenda” Mszy trydenckiej, kojarzonej z lefebrystami – „schizmatykami”. By załagodzić wrażenie, że „stara msza” jest własnością tylko tej grupy, papież Jan Paweł II bullą Ecclesia Dei, zezwolił na celebrowanie jej w diecezjach na świecie, za zgodą ordynariusza miejsca. Jednocześnie powołane zostało Bractwo Kapłańskie św. Piotra, dla księży przywiązanych do usus antiquior. Papież zachęcił biskupów, by hojnie korzystali z przyznanego im prawa i pozwalali na celebrację „Mszy trydenckiej”. Historia pokazała, że „czarna legenda” odniosła większy psychologiczny skutek, rodząc w nowych pokoleniach kapłanów niechęć, a nawet wrogość do wcześniejszej tradycji liturgicznej. Stąd każdy kto interesował się historią liturgii i życzliwie wypowiadał się na temat „Mszy trydenckiej”, był traktowany z nieufnością, a nawet wrogością.

Przypadek Ratzingera
Sytuację tę dostrzegał i ubolewał nad nią kard. Józef Ratzinger. W licznych publikacjach komentował on proces wdrażania zmian i efekty reformy, nie zawsze w entuzjastycznym tonie. Wyłamywał się on z szeregu klakierów, zachwyconych unowocześnioną liturgią. Jego przypadek tym bardziej wywoływał popłoch z racji piastowanego przez niego urzędu prefekta Kongregacji Nauki Wiary, która jest najważniejszą dykasterią Stolicy Apostolskiej. O reformie posoborowej w liturgii mówił on, że została przeprowadzona przez ekspertów przy biurkach, z pominięciem „konsultacji duszpasterskich”, w oderwaniu od rzeczywistości. Zwracał uwagę na elementy starej mszy, które nie kłóciły się z założeniami odnowy, a które zostały usunięte, bo ktoś z ekspertów uważał je za zbędne i potrafił do swojego zdania przekonać innych, w tym papieża. O dostosowywaniu obrzędów do lokalnych tradycji, z pominięciem elementów kultury wyższej, kard. Ratzinger wypowiadał się w ostrych słowach, używając dosadnych porównań („banalizacja kultury nie jest żadną inkulturacją, ale prostytucją z antykulturą”, Nowa pieśń dla Pana). Troskę o liturgię prefekta Kongregacji Nauki Wiary znajdujemy w książkach jej poświęconych: Święto wiary, Nowa pieśń dla Pana, Duch liturgii, czy też podejmujących częściowo tę problematykę: Raport o stanie wiary, Bóg i świat. W Duchu liturgii, komentując newralgiczny dziś temat kierunku modlitwy, zwrócił np. uwagę na miejsce krzyża w przestrzeni liturgicznej. Ubolewał nad odsunięciem go na bok ołtarza i potraktowaniem wyłącznie jak elementu dekoracyjnego. Zaapelował, by sytuację tę jak najszybciej zmienić… Po swoim wyborze na Stolicę Piotrową jednym z widocznych elementów „nowego” był powrót krzyża na środek ołtarza w czasie papieskich celebracji.

Summorum Pontificum (07.07.07)
Kwestię „starej Mszy” kard. Ratzinger jako papież Benedykt XVI rozwiązał „uwalniając” jej celebrowanie i pozwalając każdemu kapłanowi sprawować ją bez specjalnego pozwolenia ordynariusza miejsca. Decyzję tę zawarł w dokumencie Summorum Pontificum, wydanym w randze motu proprio data, czyli „z własnej inicjatywy”. Nie był to gest skierowany do lefebrystów, ale do całego Kościoła. Papież pragnął zakończyć „czarną legendę” ciągnącą się za „Mszą trydencką”. W liście skierowanym do biskupów w związku z publikacją motu proprio Benedykt XVI przypomniał, że „w historii liturgii jest wzrost i postęp, nie ma za to żadnych zerwań. To, co poprzednie pokolenia uważały za święte, świętym pozostaje i wielkim także dla nas, przez co nie może być nagle zabronione czy wręcz uważane za szkodliwe. Skłania nas to do tego, byśmy zachowali i chronili bogactwa będące owocem wiary i modlitwy Kościoła i byśmy dali im odpowiednie dla nich miejsce”.

Papież nawiązał w tymże liście do „lęków”, związanych z dopuszczeniem celebracji „starej Mszy”. „Po pierwsze – pisze papież – lękano się, że dokument ten godzi w autorytet Soboru Watykańskiego II, którego jakoby jedna z ważniejszych decyzji, „reforma liturgiczna”, zostałaby poddana w wątpliwość. Lęk ten jest całkowicie nieuzasadniony. Powinno być w związku z tym wyraźnie powiedziane, że Mszał opublikowany przez Pawła VI, a ponowiony w dwóch wydaniach przez Jana Pawła II w najoczywistszy sposób jest zwyczajną formą (forma ordinaria) liturgii eucharystycznej i nim pozostanie. Ostatnia wersja Missale Romanum wydana przed Soborem autorytetem papieża Jana XXIII w 1962 roku, używana zresztą w trakcie trwania Soboru, będzie teraz możliwa do celebracji jako forma extraordinaria liturgii. Nie jest czymś właściwym odnoszenie się do tych dwóch wersji Mszału Rzymskiego jako do „dwóch rytów”. To raczej podwójne użycie jednego i tego samego rytu”. Benedykt XVI demitologizował jednocześnie „przekonanie”, że Mszał z 1962 r. został kiedykolwiek zakazany: „Jeśli zaś chodzi o używanie Mszału z roku 1962 jako forma extraordinaria liturgii Mszy, chciałbym zwrócić uwagę na to, że ten Mszał nie został nigdy prawnie zniesiony i w konsekwencji, co do zasady, był zawsze dozwolony”.

Wzniosłe słowa i autorytet Benedykta XVI nie były jednak zbyt silne i wielu purpuratów zbyło milczeniem papieski dokument, część wręcz z niechęcią odnosiło się do jego lektury. Zgłaszających swoją gotowość do celebracji tej mszy kapłanów „pacyfikowano”. Ówczesny sekretarz Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów abp Malcolm Ranjith odbył wiele podróży po świecie przekonując prałatów do papieskiej racji, a czasem i upominając opornych. Lęk przed „Mszą trydencką” osłabł ostatnio, ale nie do końca, czego przykładem jest opublikowany niedawno artykuł we francuskim czasopiśmie „La Croix”. Jego autor (profesor liturgiki na rzymskim Anselmianum, otwarcie krytykujący „starą Mszę”), zapowiadając utworzenie przez papieża Franciszka prałatury personalnej dla „lefebrystów”, zasugerował, że oni, i tylko oni, będą mogli wówczas odprawiać „nadzwyczajną formę rytu rzymskiego”, a zawarte w Summorum Pontificum zezwolenie na powszechne jej używanie, zostanie decyzją papieża anulowane. Jak się jednak okazuje, rewelacje te są tylko osobistym „pragnieniem”, „niepobożnym” życzeniem autora.

Msza trydencka we Lwowie
W tym roku mija 10 lat od wydania i wejścia w życie postanowień zawartych w Summorum Pontificum. Okazją do świętowania w naszym lwowskim Kościele była Msza św. w „nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego” (forma extraordinaria), którą 11 lipca w Bazylice Metropolitalnej celebrował, przybyły z Polski, ks. Grzegorz Śniadoch. Jest to kapłan znany z licznych publikacji dotyczących „starej Mszy”, dlatego tym bardziej jego obecność nabrała wymiaru symbolicznego. We Mszy we Lwowie uczestniczyła spora grupa wiernych, którzy zapełnili ławki Kaplicy Najświętszego Sakramentu w naszej katedrze. Świadczy to o szerokim zainteresowaniu tą formą modlitwy. Bo jest to MODLITWA i tak trzeba ją traktować. Nie jako wyraz buntu i sprzeciwu wobec reformy liturgii czy niesubordynacji dla biskupa. W Kościele katolickim, w jego przestrzeni liturgicznej powinno być zawsze miejsce zarówno dla członków Odnowy w Duchu Świętym czy Neokatechumenatu, jak i dla wiernych o bardziej introwertycznej duchowości, którzy odnajdują się w ciszy i milczeniu Mszy trydenckiej. I ich uczestnictwa nie powinno się traktować tylko jako wyraz (przemijającej) ciekawości, ale jako realizację osobistego powołania do świętości.

Na portalach społecznościowych wiele osób pyta, kiedy będzie we Lwowie kolejna Msza trydencka… Miejmy nadzieję, że niedługo i już jako regularna celebracja, bo potrafiący ją celebrować kapłani we lwowskim prezbiterium są. Czy tak będzie – czas pokaże.

Ks. Krzysztof Szebla
Tekst ukazał się w nr 14 (282) 28 lipca – 14 sierpnia 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X