Bombowcem do wolności W artykule wykorzystano zdjęcia z książki Markusa Reissnera „Bomben nach Wiener Neustadt” (2014) oraz Petera Taghona „Die Geschichte des Lehrgeschwaders 1” (2004).

Bombowcem do wolności

„Martwy jest tylko ten, kto został zapomniany!”

Sierpień 1943. Austria.

Miasto Wiener Neustadt, 50 km na południe od Wiednia. Na zachód od centrum miasta znajduje się lotnisko, na którym stacjonuje 1 Eskadra Szkolna niemieckiej Luftwaffe – Lehrgeschwader 1. Na lotnisku stacjonują przeważnie bombowce typu Junkers Ju 88A, dwusilnikowe samoloty z silnikami tłokowymi Junkers Flugzeug – und Motorenwerke (JFM).

Ju 88A zaprojektowany jako szybki bombowiec był bezkonkurencyjny w atakach z niewielkiej wysokości i płytkiego lotu nurkowego. Mógł też pełnić rolę nocnego myśliwca, bombowca torpedowego i samolotu rozpoznawczego.

Od pierwszych nalotów bombowych, które alianci rozpoczęli 13 sierpnia 1943 roku, dowództwo eskadry zarządziło rozśrodkowanie samolotów na większym obszarze, co miało je chronić przed trafieniami na ziemi. Ruch na lotnisku jest jednak bardzo spory. Ciągle odbywają się loty dydaktyczno-ćwiczebne.

Teraz, albo nigdy!
21 sierpnia 1943. Godziny południowe.

Kolejny Ju 88A-4 z numerem bocznym 142547, oznaczony L1, jako grupa pierwsza, po relatywnie krótkim rozbiegu lekko odrywa się od ziemi w kierunku południowym. Nic dziwnego. Jego zbiorniki paliwa są wprawdzie pełne, ale jest nieuzbrojony. Jest to więc kolejny lot szkoleniowy.

Jednak za sterami Ju 88A nie siedzą piloci Luftwaffe. Za sterami tego bombowca siedzą piloci Polskiego Lotnictwa Wojskowego. Byli oni jeńcami wojennymi, zatrudnionymi na tym lotnisku w technicznej obsłudze naziemnej.

Wykorzystując duży ruch samolotów na lotnisku i rozproszoną uwagę kontroli ruchu lotniczego, przejęli kontrolę nad jednym z bombowców Grupy L1 i wystartowali, aby uciec na południe. Ich celem była prawdopodobnie Sycylia. Było ich trzech. Trzech młodych pilotów o niebywałej odwadze i determinacji, ale również świetnego przygotowania i rozeznania w sytuacji.

Jak wielki chaos panował wtedy na lotnisku, prawdopodobnie spowodowany zagrożeniem kolejnymi bombardowaniami, świadczy to, że dopiero po dwóch dniach zorientowano się, że brakuje jednego bombowca. Niestety. Zostało również zlokalizowane miejsce, gdzie ten samolot się znajduje.

A było ono oddalone około 50 km na południe od lotniska, gdzie po płaskim terenie rozpoczynają się pierwsze wzgórza. Tam, tuż przy stacji kolejowej Ausschlag Zöbern utkwił wbity w ziemię, spalony doszczętnie samolot wraz z załogą.

Na tropie
Wiedeń, 23 czerwca 2020.

Spotykamy się w 10 dzielnicy Wiednia, aby udać się na umówione spotkanie na lotnisku w Wiener Neustadt. Również dzisiaj jest ono wykorzystywane jako lotnisko wojskowe.

Znajduje się przy nim ponad 20 klubów lotniczych oraz szkół szybownictwa i skoków spadochronowych. Na lotnisku jest sześć pasów startowych z trawą, najdłuższy ma 1620 m. Lotnisko to jest największym naturalnym lotniskiem w Europie bez utwardzonych pasów startowych.

Jedziemy w trójkę. Pułkownik Adam Stępień, Attaché Obrony, Wojskowy i Lotniczy Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Austrii, który już od dwóch lat jest na tropie tej historii. Marek Zieliński, założyciel i reporter MarekTV w jednej osobie, oraz Emil Dyrcz, prezes Polonijnego Klubu Aktywności Sportowych Strzelectwo Sportowe PAKA-s Wiedeń w Wiedniu.

Na umówionym miejscu, na zachodnim obrzeżu lotniska spotykamy się z oficerem Armii Austriackiej pułkownikiem, doktorem filozofii Markusem Reissnerem, weteranem misji wojskowych w Afryce, autorem książki „Bomby na Wiener Neustadt”.

To właśnie w czasie zbierania materiałów do tej książki natknął się on na dość niezwykły przypadek w historii Luftwaffe, którym była właśnie notatka o uprowadzeniu bombowca przez polskich pilotów. Historia ta tak go zafascynowała, że postanowił nadać jej bieg. Umieścił tę notatkę w swojej książce i skontaktował się w tej sprawie z Attaché Wojskowym RP w Austrii pułkownikiem Adamem Stępniem.

Wróćmy znowu do sierpnia 1943
Reorganizacja i rozbudowa oraz ćwiczenia 1 Eskadry Szkolnej (Lehrgeschwader 1) toczyły się na pełnych obrotach. Przy tym zdarzało się wiele awarii i katastrof samolotów, które skrupulatnie notowane były w księgach lotniska.

Oto wzmianka w książce Markusa Reisnera „Bomben auf Wiener Neustadt”:

„Neben den Abstürzen kam es aber auch zu einem außergewöhnlichen Vorfall. Am 21. August 1943 versuchten zwei polnische Kriegsgefangene, beide ehemalige Angehörige der Polnischen Luftwaffe und im Luftpark beschäftigt, mit einer Ju88A der 1 Gruppe des Lehrgeschwaders 1 vom Flugplatz in Wiener Neustadt zu starten und der Kriegsgefangeschaft zu entfliehen. Die beiden Kriegsgefangenen nutzten den Moment, bestiegen eine vollgetankte Ju88 und starteten sie erfolgreich. Der weiter Flug endete jedoch schon kurz nach dem geglückten Start im Raum Zöbern, als das Flugzeug ins Trudeln kam und um 12.45 Uhr beim Gehöft Doppelbauer in Neustift am Hartberg einschlug. Die beiden polnischen Piloten hatten zwar das Fliegen, jedoch nicht die Technik der Maschine beherrscht. Diese hatte sich in den Boden gebohrt, wobei beide ums Leben kamen. Untersuchungen der Gestapo ergaben, dass die beiden vorgehabt hatten, zu den Allierten nach Sizilien zu fliegen.“ (Str. 126).

W tłumaczeniu: „Oprócz różnych awarii miał miejsce także jeden niezwykły incydent. 21 sierpnia 1943 r. dwóch polskich jeńców wojennych, obaj byli pilotami Polskich Sił Powietrznych, zatrudnionych w obsłudze naziemnej lotniska w Wiener Neustadt, próbowało wystartować Ju 88A należącym do 1 grupy L1 Eskadry Treningowej i uciec z niewoli. Wykorzystali oni odpowiedni moment, wsiedli w pełni zatankowany Ju 88 i z powodzeniem wystartowali. Lot zakończył się jednak wkrótce po udanym starcie w rejonie Zöbern, gdzie samolot wpadł w wibracje i uderzył w ziemię, w pobliżu gospodarstwa Doppelbauer w miejscowości Neustift am Hartberg o godzinie 12.45. Dwóch polskich pilotów miało wprawdzie opanowane latanie, ale nie znali nowoczesnej techniki pilotażu maszyny, która przy upadku dosłownie wwierciła się w ziemię, przy czym oboje zostali zabici. Dochodzenia przeprowadzone przez Gestapo wykazały, że obaj zamierzali lecieć do aliantów na Sycylii”.

Jak więc wynika z księgi strat, były to samoloty bardzo skomplikowane w pilotowaniu i każdy błąd kończył się awarią lub upadkiem.

Tutaj musimy zauważyć, że wzmianka w książce Reisnera mówi tylko o dwóch pilotach. Skąd wziął się trzeci, wyjaśnię później.

Na miejscu akcji
Wiedeń, 23 czerwca 2020.

Wchodzimy na teren lotniska. Markus Reisner pokazuje nam zdjęcia z tamtego okresu i wskazuje na wiele budynków wkoło, które do tej pory tam stoją. Zapoznajemy się krótko z historią tego miejsca, jego rolą w czasie II WŚ i wydarzeniach, jakie temu towarzyszyły.

Tutaj trzeba wspomnieć, że pierwszy atak bombowy na lotnisko i fabrykę samolotów Wiener Neustädter Flugzeugwerke oraz na samo miasto Wiener Neustadt miał miejsce w dniu 13 sierpnia 1943 r. Nalotu dokonały samoloty aliantów startujące z lotniska w Tunezji.

Naloty na Wiener Neustadt w latach 1943–1945 spowodowały tak poważne szkody w mieście, że wraz z Tokio, Hiroszimą, Nagasaki, Dreznem, Düren, Paderborn i Coventry było to jedno z miast, które doznały największych zniszczeń w czasie II wojny światowej. Po dwóch latach bombardowania tylko 18 z 4178 obiektów nie wykazało uszkodzeń pod koniec wojny. W wyniku bombardowań zginęło około 900 osób. Około 400 amerykańskich pilotów (Źródło: Peter Taghon „Die Geschichte des Lehrgeschwaders 1”) i członków załogi i ponad 80 niemieckich pilotów zginęło w walce powietrznej.

Znajdujemy się dokładnie w tym miejscu, z którego 21 sierpnia 1943 roku polscy piloci uprowadzonym bombowcem Ju 88A podjęli próbę ucieczki do wolności. Markus Reissner wskazuje kierunek lotu i pobliskie wzgórza, gdzie rozbił się samolot.

Przy pasie startowym wpuszczony głęboko w ziemię stoi ciągle ten sam betonowy, mały bunkier dla strażnika. Dlaczego nie zauważył on porwania samolotu, pozostanie na zawsze tajemnicą.

– Ta wąska dróżka dojazdowa jest nienaruszona, ta sama co wtedy – wyjaśnia nasz przewodnik. Ogrodzenie i brama wjazdowa również wyglądają jak wtedy.

„Martwy jest tylko ten, kto został zapomniany!”
Udajemy się do miejscowości Aspang, niedaleko od miejsca upadku samolotu.

Zanim tam dotrzemy, w sympatycznej kawiarence na rynku spotykamy się jeszcze z kilkoma zapowiedzianymi osobami. Są to osoby, które mocno zaangażowały się w uzyskanie jak najwięcej informacji i materiałów o tym wydarzeniu, jak również w poszukiwaniu świadków.

Na miejscu oczekuje nas Robert Pompe – przedsiębiorca i fotograf, major Gerhard Seidl – aktywny pilot śmigłowców S70 Black Hawk oraz proboszcz miejscowej parafii ksiądz Jan Schaffarzyk.

Na tutejszym cmentarzu w Unteraspang znajduje się grób, w którym pochowani zostali polegli piloci. W kronice parafialnej oraz księdze zmarłych zostało wpisane to wydarzenie i nazwiska pochowanych. Wyciągi z ksiąg przygotowała pani Helene Höller.

I tutaj właśnie pojawia się wspomniane już nazwisko trzeciego pilota. (Żródło: Księga zmarłych parafii Unteraspang):

„Aufzeichnungen in der Pfarrchronik: Seite 302
„Flugzeugabsturz“ Am 21. 8. 1943 stürzt ein Flugzeug in Ausschlagzöbern ab.
Drei verkohlte Leichen werden in unsere Totenkammer gebracht”.

W tłumaczeniu: „Zapisy w kronice parafialnej: strona 302
„Katastrofa samolotu” 21 sierpnia 1943 r. w Ausschlagzöbern rozbił się samolot.
Trzy zwęglone ciała przyniesione zostały do naszej kostnicy”.

A wiec były jednak trzy ofiary, trzech pilotów, którzy zginęli podczas rozbicia samolotu.

Vermerk im Sterbebuch: Nr. 12 / Seite 138 / RZ 68b 22.8. 1943; Michalski Ludwig; geb. 12.1.1915 in Krynica; Kreis Krakau, Polen dorthin zuständig, verheiratet.

W tłumaczeniu: Zapis w księdze zmarłych: nr 12 / strona 138 / RZ 68b 22.8. 1943; Michalski Ludwig; urodzony 12 stycznia 1915 r. w Krynicy; okręg Kraków, Polska, żonaty.

68a / 22.8. 1943: Markt Aspang, Ausschlagzöbern, Krascni Stanislaw, Flugzeugschlosser, geb. 8.3. 1918 in Brinkinan Polen; ledig, dorthin zuständig; Buch12 / S 138 / RZ 68a.

W tłumaczeniu: 68a / 22.8. 1943: Markt Aspang, Ausschlagzobern, Krascni Stanisław, ślusarz samolotowy, urodzony 8.3 1918, Polska, w Brinkinan obwód właściwy, kawaler, Książka 12 / S 138 / RZ 68a.

W raporcie prokuratora generalnego zapisano jako Stanislaus Krasoni. Istnieje możliwość błędnego zapisu z podania fonetycznego.

Również godzina uprowadzenia samolotu podana jest jako 14:00, co nie zgadza się z informacją zawartą w książce Markusa Reissnera. Może to być podyktowane tym, że zgłoszenie o uprowadzeniu samolotu, nazwane przez policję kradzieżą, nastąpiło dwa dni po zdarzeniu.

W tej samej księdze zmarłych, w nieco późniejszym terminie wpisana została dalsza informacja. To mogło się wziąć stąd, że mogiłą zajęła się założona w roku 1919 organizacja Austriacki Czarny Krzyż. Austriacki Czarny Krzyż jest bezstronnym austriackim stowarzyszeniem, które zajmuje się opieką i utrzymaniem grobów poległych żołnierzy, ofiar wojny domowej, a także uchodźców i osób prześladowanych politycznie wszystkich narodowości.

Obydwie rubryki z wpisem poległych pilotów zostały objęte klamrą, przy której naniesiono następujący tekst:

„Laut Aussage eines Beauftragten vom Roten Kreuze soll der 3 Gefahllene Flieger: Roman Bednarek, *2.VIII.1915 in Zborowskie, P. Ciasna, Kreis Lubliniec, Polen, ledig gewesen sein. s. Chronik (…unleserlich…) S. 303.”

W tłumaczeniu: „Według wypowiedzi przedstawiciela Czerwonego Krzyża trzecim poległym jest: pilot Roman Bednarek, urodzony 2.VIII.1915 w Zborowskie, powiat Ciasna, okręg Lubliniec, Polska, kawaler. Wskazuje Kronika (…nieczytelne…) strona 303”.

Mamy więc zidentyfikowanych trzech pilotów. Aczkolwiek dane personalne nie muszą zgadzać się w stu procentach. Mogły one być podane fałszywie przez samych jeńców, kiedy dostali się do niewoli.

W książce grobów parafii Unteraspang umieszczona została informacja: „Krzyż postawiono 28.4. 1952”. Do roku 2003 Czarny Krzyż opłacał również ten grób.

Dzięki zaangażowaniu tych wszystkich osób, z którymi się spotkaliśmy dzisiaj, historia tego niezwykłego wydarzenia dotarła do pani magister Urlike Hutsteiner, pracującej w Federalnym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Austrii. Urlike Hutsteiner zajmuje się właśnie opieką nad grobami wojennymi.

Grób tych trzech pilotów objęty jest teraz programem ochronnym, czyli już nie może zostać zlikwidowany.

Pułkownik Adam Stępień relacjonuje krótko dotychczasowe nasze rezultaty w śledztwie oraz przedstawia nasze plany związane z uczczeniem poległych bohaterów. W chwili obecnej trwają poszukiwania rodzin poległych w Polsce. Zajmuje się tym archiwum państwowe w Rzeszowie oraz Instytut Pamięci Narodowej w Lublinie. Obecni wyrazili ogromne zainteresowanie udziałem w tych uroczystościach. Bardzo się z tego cieszymy, bo to dzięki tym ludziom ta niezwykła historia odżyje na nowo, gdyż „Martwy jest tylko ten, kto został zapomniany!”.

Opuszczamy sympatyczna kawiarenkę, i udajemy się na miejsce katastrofy.

Wzdłuż torów kolejowych
Miejsce to zostało już wcześniej zdefiniowane przez wspomnianego już Roberta Pompe. Mamy też fotografię karczmy, która wtedy znajdowała się w pobliżu. Widzimy wąwóz, na którego dnie biegną tory kolejowe i mały potok. Jest też stacja kolejowa. To prawdopodobnie wzdłuż tych torów piloci prowadzili samolot na południe. To taki nawyk pilotów.

– Mówi się, że współcześnie lata się przy pomocy GPS, ale my podążamy za torami – zdradza major Gerhard Seidl z uśmiechem.

Schodzimy w głąb wąwozu. Markus Reisner twierdzi, że przy odrobinie szczęścia może uda się znaleźć jakieś szczątki spalonego samolotu. Biorąc pod uwagę ostatnie opady i silniejszy strumień potoku, byłoby to nawet możliwe. Jednak po 77 latach bez detektora metalu raczej mało prawdopodobne.

Robert Pompe prosi obecnego ciągle z nami księdza Jana o odmówienie modlitwy za poległych. W skupieniu odmawiamy „Vater unser im Himmel”.

Na miejscu spotykamy właściciela pobliskiego budynku. Pamięta sporo o tym wypadku. Kobieta, wtedy bardzo młoda osoba, która widziała tę katastrofę, opowiedziała mu, jakoby samolot leciał bardzo nisko i dymił, a silnik wydawał dziwne dźwięki. Obserwowało to kilka osób. Z okna samolotu – bombowiec Ju 88 był świetnie oszklony – wychylił się człowiek i zaczął machać ręką. Prawdopodobnie piloci wiedzieli już, że nie dadzą rady unieść maszyny w górę i w ten sposób próbowali ostrzec ludzi na ziemi, dając im znak, aby uciekali. Mieli szczęście, bo znajdowali się wyżej od miejsca uderzenia.

{gallery}gallery/2020/reisner{/gallery}

Samolot dosłownie wbił się w ziemię jak wiertło – relacjonują świadkowie. Siła uderzenia wyrzuciła jednego z pilotów na zewnątrz. Wrak palił się przez kilka godzin. To było spowodowane tym, że zbiorniki były pełne paliwa.

A to informacje zdobyte przez pana dr. Maxa Stiglbauera:

„Die Flüchtenden schaften es nicht, mit der Maschine Höhe zu gewinnen. Lt Vermutung von Flughistorikern waren diese am ehesten darauf zurückzuführen, dass sie mit der Propellerver-stellung des modernen Kampf-flugzeug nicht vertraut waren. Lt eines mir bekannten Zeitzeugen aus Aspang näherte sich das Flugzeug in unruhiger Fluglage und niedriger Flughöhe Aspang, wo es bei der Bahnstation Zöbern-Ausschlag aufschlug. Angeblich brannte das Flugzeug wegen der noch vollen Treibstofftanks mehrere Stunden. Die stark verkohlten Leichen der beiden Flüchtlinge wurden am Friedhof in Unteraspang aufgebahrt und am Friedhof beigesetzt und waren mit Geburtsdaten, Namen und Beruf bekannt. Jahr des Ereignisses (1944) sowie die Zahl von 3 Toten sind mit Sicherheit falsch (siehe Abschrift aus Pfarrchronik via Frau Höller)”.

W tłumaczeniu: „Uciekinierzy nie potrafili unieść samolotu w górę. Według historyków lotów i techniki lotniczej najprawdopodobniej wynikało to z faktu, że nie wiedzieli o konieczności regulacji ustawienia śmigła w tych nowoczesnych wtedy maszynach. Według współczesnego świadka, którego znam z Aspang, samolot zbliżał się do Aspang w niestabilnej pozycji i na małej wysokości, gdzie uderzył w stację kolejową Zöbern-Ausschlag. Samolot podobno płonął przez kilka godzin z powodu wciąż pełnych zbiorników paliwa. Mocno zwęglone ciała dwóch uciekinierów zostały złożone i pochowane na cmentarzu w Unteraspang, znane z dat urodzenia, imienia i zawodu. Rok wydarzenia (1944) i liczba 3 zgonów jest zdecydowanie niepoprawna (zob. kopię kroniki parafialnej za pośrednictwem pani Höller)”.

Wiemy już, co wydarzyło się później
Podchodzi do nas jeszcze jeden właściciel pobliskiego domu i ziemi, na której się znajdujemy. Mieszka tu od lat 70. ubiegłego wieku. Nie znał tej historii. Pytamy, czy podczas jakichś prac rolnych natrafił może na jakieś szczątki samolotu. Niestety. Nic takiego nie zauważył.

Udajemy się w drogę powrotną do Wiednia. Przed nami godzina jazdy. Jesteśmy wszyscy pod ogromnym wrażeniem tego, co widzieliśmy i słyszeliśmy. To z pewnością nie koniec tej historii. Mamy już plan i wizję na zakończenie i uroczyste uczczenie naszych bohaterów. Najpierw jednak musimy odnaleźć krewnych poległych.

Wiedeń, dnia 01 lipca 2020 roku.

Emil Dyrcz
Konsultacja wojskowa: płk Adam Stępień
Tłumaczenie z niemieckiego: Judyta Dyrcz BA BA
Zdjęcia: Robert Pompe, Marek Zieliński, Emil Dyrcz
W artykule wykorzystano zdjęcia z książki Markusa Reissnera „Bomben nach Wiener Neustadt” (2014) oraz Petera Taghona „Die Geschichte des Lehrgeschwaders 1” (2004) oraz de.wikipedia.org
Tekst ukazał się w nr 15 (355), 18 – 31 sierpnia 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X