Anna German

Anna German

Biały Anioł – historia Anny German

W latach 1960 – 1980 byliśmy w Polsce świadkami zesłania na ziemię aniołów.

Były to dobre anioły polskiej estrady muzycznej. Mam na myśli postacie dwu piosenkarek, których kunszt i poziom artystyczny sprawił, iż ówczesny świat nie tylko je zauważył, ale i oniemiał z zachwytu. A obie piosenkarki zostały okrzyknięte aniołami polskiej piosenki.

Białym aniołem nazwano Annę German, natomiast mianem czarnego anioła określano Ewę Demarczyk. Zgodnie z maksymą, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju – oba nasze wokalne anioły bardziej były cenione na świecie niż w PRL.

Człowieczy los niesie trudy, żal i łzy.
Pomimo to, można los zmienić
w dobry lub zły. (Anna German „Człowieczy los”)

Dlaczego anioł?
W roku ubiegłym minęło 30 lat od śmierci Anny German. Okrągła rocznica stała się pretekstem do przypomnienia jej postaci, bowiem pamięć o Annie wcale nie wygasła, zwłaszcza w Rosji, gdzie miała największą ilość wielbicieli swego talentu i była właściwie stale obecna w mediach postradzieckich. Podejrzewam, że ta popularność Anny w byłym ZSRR zaszkodziła jej popularności w Polsce po 1989 roku, bowiem polskie media wyraźnie „zapomniały” o tej wspaniałej artystce, chociaż jej działalność estradowa ani w formie ani w treści, nigdy nie miała zabarwienia politycznego. Była bodaj jedyną znaną mi śpiewaczką, która poza niepowtarzalnym talentem wokalnym, całą duszę i serce wkładała w pełne uczucia teksty, które często sama pisała. Teksty oprawione w piękną, liryczną muzykę i aranżację oraz wykonane przepięknym liryczno-dramatycznym sopranem (tzw. sopran lirico-spinto) zamieniały się w muzyczne poematy, wydobywające ze słuchaczy najpiękniejsze uczucia i kojące skołatane nerwy. Jak twierdzi jej bliska przyjaciółka Anna Kaczalina z Moskwy, niepowtarzalny głos Anna zawdzięczała nietypowej budowie strun głosowych, co sprawiało, że był i jest nie do podrobienia. Popularni dzisiaj wykonawcy Justyna Steczkowska, Georgina Tarasiuk, Piotr Lisiecki czy Joanna Moro próbowali naśladownictwa jej repertuaru, jednak nie sięgnęli do anielskiego poziomu Anny. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że Anna nie miała wykształcenia muzycznego (była inżynierem geologii) i podobno nawet nie umiała zapisywać nut, to trzeba uznać, że taki samorodny diament muzyczny mógł zostać zesłany tylko z niebios.

Anna German (Fot. m.onet.pl)Uroda, elegancja w każdym geście, wielka skromność, wpojone przez babci adwentystkę zasady życia zgodnego z Biblią i Dekalogiem, złożyły się – jak ktoś to trafnie określił – na postać „wygnańca z anielskich chórów”. Poeta Jerzy Ficowski dodawał, że Anna „zamiast duszy miała muzykę”. Tą muzyką oczarowała melomanów nie tylko w Polsce i Europie, ale prawie na wszystkich kontynentach. Jej sukcesy w ZSRR, Włoszech (San Remo, Neapol, Viareggio), paryskiej Olimpii, otworzyły jej cały świat. W 1966 dała się namówić na trzyletni kontrakt z włoską firmą fonograficzną (CDI) tylko dlatego, że chciała zarobić trochę pieniędzy na kupno mieszkania w Polsce dla babci i mamy. Za odszkodowanie otrzymane z Włoch po wypadku, kupiła w Warszawie niewielkie mieszkanie dla mamy, a sama gnieździła się wraz mężem i synem w mieszkanku męża. Dopiero później kupiła skromny, przedwojenny domek zlokalizowany na warszawskim Żoliborzu, w którym mieszkała do śmierci wraz z mężem i synem. Nie myślała o wielkiej karierze gwiazdy estrady. W roku 1967 straszliwy wypadek samochodowy sprawił, że cudownie ocalona, przez 3 lata walczyła z jego skutkami, aby stanąć na własnych nogach i… znowu śpiewać. Ostatnią płytę (w języku rosyjskim) nagrała w 1980 roku.

Pierwsza dama
Autor niniejszego artykułu, a równocześnie wielki wielbiciel i rówieśnik Anny uważa, że była ona niekwestionowaną pierwszą damą polskiej (a może i europejskiej) estrady w latach 70-tych ubiegłego wieku. Jej płyty w Polsce były trudno dostępne, natomiast korzystając z dość częstych wówczas podróży turystycznych po ZSRR, właściwie jako jedyne suweniry przywoziłem, zakupione tam płyty z nagraniami Anny German. W Polsce były świetnym prezentem dla przyjaciół.

W 2004 roku rosyjscy adwentyści nakręcili poświęcony Annie film dokumentalny, w którym pokazano materiały zebrane w Polsce oraz wspomnienia jej matki i męża. Natomiast w 30 rocznicę jej przedwczesnej śmierci Rosjanie, wśród których pamięć o Annie jest ciągle bardzo żywa, sfinansowali i zrealizowali 10 odcinkowy serial telewizyjny „Anna German” w reż. Waldemara Krzystka i Aleksandra Timienko. Emitowany w Polskiej Telewizji cieszył się olbrzymim powodzeniem, miał ponad 7 milionów widzów, natomiast w Rosji oglądalność przekroczyła 20 milionów. Jest rzeczą zawstydzającą, że inicjatywa upamiętnienia Anny serialem filmowym wyszła z Rosji, a w Polsce nie znalazł się nikt, kto podjąłby się trudu przypomnienia i sfinansowania filmu o polskim objawieniu muzycznym sprzed 30 lat. Myślę, że Polacy zachowają w wdzięcznej pamięci rosyjskiego producenta serialu, który przywrócił naszej pamięci postać Anny, a także dlatego, że reżyserię powierzył Polakowi, a główną rolę Polce rodem z Wilna. Na portalach internetowych zaroiło się oczywiście od skrajnych opinii i pretensji tak pod adresem samej bohaterki, jak i producenta oraz reżysera, poczynając od niektórych wątków fabuły niezbyt zgodnych z ówczesnymi realiami, przez jej pochodzenie narodowościowe oraz plotkarskie i niekiedy wręcz obraźliwe posądzenia. Cóż. Tabloidy i magle internetowe żywią się bezkarnie pseudo-informacjami, niemającymi nic wspólnego z rzetelnością i prawdą historyczną. Trzeba jednak zauważyć, że większość wyrażanych w internecie opinii jest bardzo pozytywna dla samej bohaterki serialu, jak i dla obsady aktorskiej oraz producenta.

Anna German z synkiem (Fot. superseriale.se.pl)

Dylemat narodowościowy
Nie mam zamiaru omawiać serialu, bo najlepiej, aby każdy zainteresowany sam go sobie obejrzał i wyrobił własne zdanie, ale warto chyba zwrócić uwagę na niektóre mniej znane lub pominięte w filmie problemy, z jakimi zmagała się Anna i jej rodzina, a które miały niewątpliwy wpływ na ich losy. Do takich należy kwestia przynależności narodowościowej Anny. Rosjanie uważają ją za Rosjankę (bo urodzona w ZSRR), natomiast Polacy za Polkę. Przyznać trzeba, że pochodzenie i przynależność narodowościowa Anny do łatwych nie należy, bowiem wymaga sięgnięcia do korzeni, co najmniej 2-3 pokolenia wstecz.

Faktem jest, że w genealogii Anny nie znajdziemy polskiej krwi ani po mieczu, ani po kądzieli. Czy była więc Polką? Była, ale prześledźmy jak do tego doszło. Przodkowie Anny ze strony ojca nosili nazwisko Hörmann (niektórzy to nazwisko piszą Hortmann) i należeli do licznej grupy osadników niemieckich, którzy na zaproszenie carycy Katarzyny II przybyli do Rosji na przełomie XVIII/XIX wieku i zostali przez nią obdarowani przywilejami. Kolonie niemieckie zachowywały swoją kulturę, język i religię oraz cieszyły się dobrobytem materialnym. Hörmanowie w 1819 roku założyli osadę nazwaną Hoffnung w obwodzie zaporoskim, nad morzem Azowskim. Obecnie ta miejscowość nosi nazwę Olgino. Dziadek Anny – Friedrich, pod zrusyfikowanym już nazwiskiem German – postanowił zostać pastorem i podjął studia teologiczne. Studia odbywał w seminarium ewangelickim w Łodzi, która wówczas znajdowała się w zaborze rosyjskim. W jednym z łódzkich kościołów zachowała się księga parafialna dokumentująca fakt, że w 1910 roku przyszedł na świat Eugen German, późniejszy ojciec Anny. Po studiach w Łodzi rodzina Germanów powróciła do swojej kolonii. Nadchodziły jednak złe czasy.

Anna German (Fot. natemat.pl)

Pierwsza wojna światowa i bolszewicka rewolucja październikowa sprawiły, że sytuacja kolonii niemieckich uległa dramatycznemu pogorszeniu. Setki tysięcy Niemców przesiedlano w głąb Rosji pod różnymi pretekstami. „Kwitnący ogród Stalina” – jak określano powstałą w okresie NEP-u – Autonomiczną Republikę Niemców Nadwołżańskich, w latach 1929-31 został poddany kolejnym falom represji, skierowanym m. in. przeciw religii, zamknięto wówczas wszystkie kościoły, zabroniono nabożeństw, a duchownych więziono i deportowano. Kilkadziesiąt tysięcy niemieckich „trudoposieleńców” zostało deportowanych do Azji Środkowej i poddanych kontroli NKWD. Dziadek Anny – Friedrich – w 1929 roku został aresztowany i skazany na 5 lat obozu pracy. Po półtorarocznym pobycie w obozie koło Archangielska dziadek zmarł, natomiast rodzina więźnia rozproszyła się. Spośród ośmiorga dzieci Friedricha tylko Willemu udało się przedostać przez Polskę do Niemiec, Rudolf został rozstrzelany, Artur, Berta i Ludmiła trafili na Syberię. Żonę Friedricha rozstrzelano w 1938 roku. Natomiast 24-letni Eugen wybrał drogę ucieczki przez Azję Centralną i po 1934 roku rodzina straciła z nim kontakt oraz uznała, że zginął. Tymczasem okazało się, że utknął w Uzbekistanie, gdzie spotkał miłość swego życia i w Urgenczu założył rodzinę oraz podjął pracę w kombinacie mleczarskim. To właśnie w Urgenczu, 14 lutego 1936 roku, przyszła na świat Anna. Półtora roku później ojciec Anny został aresztowany pod fikcyjnym zarzutem szpiegostwa na rzecz Niemiec i – jak poinformował żonę prokurator – skazany na dziesięć lat łagru bez prawa do korespondencji. Było to oczywiste łgarstwo, bo – jak się później okazało – wkrótce po aresztowaniu został rozstrzelany w Taszkiencie, o czym poinformowano część rodziny dopiero w czasach Gorbaczowa, wraz z wiadomością, że 15.11.1957 został pośmiertnie zrehabilitowany. Rosyjscy Niemcy, a wśród nich rodzina Anny, zapłacili potężną daninę krwi, za intrygę niemieckich służb wywiadowczych, skierowaną przeciw Armii Czerwonej, w wyniku której Stalin przeprowadził dramatyczną czystkę wśród kadry dowódczej w latach 1937-38, a której symbolem było m. in. rozstrzelanie marszałka Tuchaczewskiego.

Ich połączyła piosenka – Krzysztof Cwynar i Anna German (Fot. superseriale.se.pl)

Mama Anny, Irma Martens wywodziła się z holenderskich mennonitów, którzy na początku XVII wieku osiedlili się w rejonie Gdańska, Elbląga i Żuław. Przodkowie Irmy mieszkający w Kwidzyniu (Danzig-Marienwerder) pod koniec XVIII wieku wyjechali do carskiej Rosji i osiedli w Kraju Stawropolskim (m. Koczubiejewskaja). W latach 1930-36, podobnie jak większość kolonistów niemieckich, zostali zesłani do Azji Środkowej. W Uzbekistanie Irma spotkała Eugena Germana. Po aresztowaniu męża, uporczywie poszukiwała Eugena, tułając się po bezkresnych przestrzeniach Syberii i Środkowej Azji (Taszkient, Orłowka, Nowosybirsk, Krasnojarsk, Dżambuł), jednak nie natrafiły na najmniejszy choćby ślad. Gdy utraciła prawie nadzieję na odzyskanie męża, w kazachskim Dżambule spotkała i po krótkiej znajomości poślubiła Polaka Hermana Bernera. Wkrótce potem Berner zaciągnął się do tworzonej w ZSRR I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki i zginął na jej szlaku bojowym, prawdopodobnie pod Lenino. Fakt ślubu Irmy z Bernerem miał jednak dla niej opatrznościowe znaczenie, bowiem dzięki temu, że była żoną polskiego oficera, mogła legalnie w 1946 roku wraz z rodziną, repatriować się do Polski.

Stryj Anny, Artur German w swoich wspomnieniach podkreśla, że życie Irmy (również to powojenne) upływało w atmosferze ciągłego strachu, którego serialowym uosobieniem jest fikcyjna postać oficera NKWD, ingerującego w życie Germanów nie tylko w ZSRR, ale także w powojennej Polsce. Rosyjscy internauci postać Ławriszyna określają jednoznacznie: „mierzawiec, obyknawiennaja swołocz”. Innym powodem do lęku było niemieckie pochodzenie, którego ujawniania Irma i Anna starannie unikały. Podkreślały natomiast polskie miejsce urodzenia ojca Anny (Łódź). Anna z matką w domu i korespondencji porozumiewały się po niemiecku (lub rosyjsku), ale Anna nigdy publicznie nie przyznawała się do znajomości tego języka. Niemieckie pochodzenie nie tylko podczas wojny, ale i po wojnie mogło być powodem kłopotów i zagrożeń. Mąż Anny Zbigniew Tucholski dopiero po śmierci Irmy w 2007 roku – zgodnie z jej życzeniem – mówił o niemieckich przodkach Anny i Irmy.

Nie ulega wątpliwości, że Anna wraz z matką uznały, że kraj, który przygarnął i uratował kobiety, stał się ich ojczyzną. Anna zawsze z dumą podkreślała przynależność do polskiej narodowości podczas zagranicznych wojaży. Od ZSRR nie chciała żadnych zaszczytów ani orderów, mimo iż tam właśnie miała największą ilość słuchaczy i wielbicieli, w tym tak znaczących jak Leonid Breżniew i Raisa Gorbaczowa. Z inicjatywy najwyższych VIP-ów radzieckich była wielekroć kuszona natychmiastowym przyznaniem obywatelstwa, 3-pokojowego mieszkania w Moskwie, samochodu i daczy pod Moskwą. Kompozytor „Katiuszy” mówił do Anny: „Na co ci ten biedny kraj, Polska? Tu możesz mieć wszystko, ordery, zaszczyty, mieszkanie”. Nie dała się skusić, mimo iż Polska jej nie rozpieszczała ani warunkami materialnymi ani honorami.

Anna German z mężem (Fot. entertainmentandshowbiz.com)

Życie duchowe
Jest rzeczą niezwykłą, że Anna wychowana w ekstremalnie ciężkich warunkach radzieckiej Azji Centralnej i powojennej Polski, potrafiła zachować tak piękną i wrażliwą duszę, że może być uznana za wzór Człowieka, żony, matki i chrześcijanki. Jak udało się w tych warunkach ochronić wartości i przekazać je Annie? Wydaje się, że największy wpływ na jej wychowanie miała babcia, która była głęboko wierzącą adwentystką, często zabierała Annę na modlitwy do zboru Adwentystów Dnia Siódmego we Wrocławiu. Sama Anna powtarzała: „babcia jest temu winna, że nie lubię pić alkoholu, palić papierosów i nie lubię kwiecistej mowy”. Jednak później jej kontakt z kościołem uległ rozluźnieniu.

Jak wspomina jej mąż Zbigniew, w czasie choroby odwiedzali ją także księża katoliccy, w tym ksiądz-poeta Jan Twardowski, którego twórczość bardzo ceniła. Pod wpływem księży Anna i Zbigniew zawarli ślub kościelny oraz ochrzcili synka. Podczas choroby skomponowała muzykę do kilku psalmów oraz do modlitwy „Ojcze Nasz” i nagrywała je na domowym magnetofonie. W tym samym okresie powróciła do czytania niemieckiej Biblii, ofiarowanej jej przez babcię. Jak twierdzi mąż: „po dwóch tygodniach studiowania Biblii powiedziała, że dostała znak od Boga i chce zostać ochrzczona chrztem biblijnym w obrządku adwentystów przez pełne zanurzenie w wodzie”. Z uwagi na chorobę Anny – jak pokazano to w serialu – ceremonia chrztu odbyła się w domu w wannie wypełnionej wodą.

Anna odeszła mając zaledwie 46 lat. Była noc z 25 na 26 sierpnia 1982 roku. Zmarła w warszawskim szpitalu przy ulicy Szaserów, trzy dni później została pochowana na cmentarzu ewangelicko-reformowanym (kw. 3, rząd 4, grób 9) przy ul. Żytniej w Warszawie. Na nagrobku umieszczono sentencję biblijną „Pan jest pasterzem moim”.

Fot. m-necropol.ru

Upamiętnienia
Wyrazem materialnej pamięci o Annie German jest nadanie jej imienia głównej ulicy w Urgenczu (gdzie się urodziła), ulicy w Rzeszowie, amfiteatrowi w Zielonej Górze, szkole muzycznej w Białymstoku, a nawet asteroidzie nr 2519 latającej między Marsem a Jowiszem. Wrocław uczcił jej pamięć tablicą memorialną na domu przy ul. Trzebnickiej 5, gdzie wraz z mamą i babcią mieszkały po wojnie. Moskwa uczciła Annę imienną gwiazdą w Alei Sławy koło hotelu „Rossija”, a PRL w 1980 roku uhonorował ją Krzyżem Kawalerskim Orderu Polonia Restituta. Najważniejsza jednak jest pamięć o niej w sercach i umysłach milionów jej słuchaczy i wielbicieli.

Jej najbliżsi, mąż i syn, mieszkają nadal w tym samym domku na warszawskim Żoliborzu. Podobno zachowali jej pokój w stanie prawie niezmienionym, z jej fotografią i pianinem. Po odejściu Anny mąż długo borykał się z długami, spłacając pożyczki zaciągnięte podczas jej wieloletniej choroby. Sytuacja ta była spowodowana faktem, że państwowa wytwórnia Polskie Nagrania nie wypłacały im należnych tantiem od płyt i obecnie dopiero, na drodze sądowej, spadkobiercy (mąż i syn) mają odzyskać należną im sumę ok. 2 milionów złotych zaległych tantiem. Syn Anny Zbigniew utracił matkę mając niespełna 7 lat. Wychował go ojciec. Nie odziedziczył talentu muzycznego, wykształcił się na Uniwersytecie Warszawskim w dziedzinie bibliotekarstwa i zajmuje się renowacją lokomotyw i wagonów.

Dlaczego tak wcześnie Pan odwołał ją do nieba? Niezbadane są wyroki Opatrzności, ale podejrzewam, że – być może – była bardzo potrzebna jako solistka w chórach anielskich, a nam pozostawiła swoje wspaniałe piosenki i godny naśladowania wzór życia. Ostatnia scena serialu przedstawia eteryczną zjawę Anny, która mówi do widza: „Człowiek zawsze powinien mieć nadzieję i kochać”. Pozostańmy wierni temu przesłaniu.

Przy opracowaniu niniejszego eseju korzystałem m.in. z artykułów Aleksandry Chomickiej – publikowanych w „Dzienniku Polskim” oraz Edwarda Kabiesza w „Gościu Niedzielnym.

Eugeniusz Niemiec
Tekst ukazał się w nr 11 (183) 14 – 27 czerwca 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X