Bażant złocisty na lwowskiej scenie Jerzy Głybin na próbie (fot. Krzysztof Szymański)

Bażant złocisty na lwowskiej scenie

Tradycji stało się zadość i w przededniu Międzynarodowego Dnia Teatru 25 marca br. Polski Teatr Ludowy we Lwowie zaprezentował swoim miłośnikom kolejna premierę. Tym razem była to farsa Benedykta Hertza „Czupurek”.

Nie zdradzając całej treści sztuki przed naszymi widzami, którzy jeszcze nie obejrzeli przedstawienia, powiem, że jest to nasza rzeczywistość ujęta w wersji satyrycznej. Rzecz dzieje się na ptasim podwórku przy dawnym dworze, najprawdopodobniej zrujnowanym podczas wojny polsko-bolszewickiej (sztuka pisana była w latach 20. – red.). Tu Kura ma pragnienie wykreować swego synalka–kurczaczka na złocistego bażanta. W tym celu robi wszystko, co wydaje się jej najlepsze. Sam kurczaczek nie ma ku temu najmniejszych chęci. Jak to bywa, sama Kura obśmiewana jest przez liczne towarzystwo – Kaczkę, Gęś i Indyczkę. Stało się tak, że w ruinach dawnej świetności tego miejsca uchowali się jeszcze Papuga i Pies, a w lasach przetrwał zawieruchę prawdziwy Złocisty Bażant. Co z tego wszystkiego wynikło – musicie Państwo koniecznie zobaczyć sami podczas kolejnych przedstawień tej sztuki (już niebawem podczas Wiosny Teatralnej).

Benedykt Hertz (1872-1952) napisał swoją sztukę jako inscenizowaną bajkę dla dorosłych, wyśmiewającą nowobogackie snobizmy, panujące w społeczeństwie polskim po odzyskaniu niepodległości. Początkowo powstało opowiadanie pt. „Bażant Złocisty”, a później zostało ono zaadoptowane na potrzeby teatru „Reduta” i grane było w Warszawie w sezonie 1921-1922. „Czupurek” na scenie Reduty wystawiany był ponad 100 razy, co na ówczesne czasy było swoistym rekordem. W role czupurkowego kurnika wcielali się tacy aktorzy jak Jaracz, Horwatowa, Benda czy Hohenlingerowa.

„Czupurka” w wydaniu teatru lwowskiego wyreżyserował Jerzy Głybin, aktor Teatru Polskiego w Katowicach, profesor i reżyser. Swoją przygodę ze sceną rozpoczynał właśnie tu, na scenie lwowskiego Domu Nauczyciela w latach 70. XX wieku, jeszcze jako uczeń szkoły średniej nr 24. Chyba wtedy nawet nie przypuszczał, że ta przygoda z teatrem stanie się treścią jego życia i że po latach znów powróci na deski tej sceny, ale już w innej roli.

Scenografię ptasiego podwórka stworzyła też lwowianka Helena Jacyno, artystka-plastyk, mieszkająca obecnie w Przemyślu. W postacie ptactwa wcielili się aktorzy już dobrze znani lwowskiej publiczności: Jadwiga Pechaty, Irena i Wiktoria Słobodiany, Luba Lewak, Anna Gordijewska, Elżbieta Gelich, Natalia Stupko, Andrzej Bowszyk, Jarosław Sosnowski, Wiktor Lafarowicz oraz piszący te słowa. Na lwowskiej scenie zadebiutowali aktor Teatru Polskiego z Katowic Joachim Węgrzynek i uczeń szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny Maksym Płoticyn. Jeżeli do tego dodamy, że układy taneczne i ruch sceniczny układał baletmistrz Opery Lwowskiej Sergiusz Najenko, to pozostaje mi tylko powtórzyć – muszą to Państwo koniecznie zobaczyć.

Jerzy Głybin na próbie (fot. Krzysztof Szymański)

Emocje premierowe jeszcze nie opadły ostatecznie, gdy korzystając z okazji pytam o nie reżysera Jerzego Głybina:

Jakie są Pana wrażenia po premierze na lwowskiej scenie?
Wspaniałe. Wiedziałem, że to wyjdzie i wyszło. Cieszę się ogromnie. Spektakl jest barwny, aktorzy bawią się nim z przyjemnością, a ja jestem szczęśliwy, że mogłem tu być, i że mogłem zrobić ten spektakl z ludźmi, których znam od lat i którzy są mi szalenie bliscy i drodzy.

Jak zrodził się pomysł wystawienia „Czupurka” na lwowskiej scenie?
Spotkałem się kiedyś ze Zbigniewem Chrzanowskim w Katowicach i opowiedziałem mu, że ze studentami naszego Studium Teatralnego robię to przedstawienie jako spektakl dyplomowy. Przejrzał on tekst sztuki i zapalił się do jej wystawienia we Lwowie. Zaproponował mi wyreżyserowanie sztuki. Początkowo wahałem się, bo nie jest proste zrobienie takiego przedstawienia, a tym bardziej na odległość, z dojazdów, pomiędzy swymi obowiązkami zawodowymi. Ale jednak udało się. Mam z tego dużo satysfakcji.

A czy są dalsze plany związane ze Lwowem?
Może. Nie jest to chyba moja ostatnia współpraca z lwowskim teatrem. Nie mam jeszcze konkretnych planów, ale są dobre chęci z obu stron.

I to jest najważniejsze. Dziękuję.

Ptactwo podwórkowe: Gęś, Kaczka i Indyczka. Prywatnie: Anna Gordijewska (od lewej), Jadwiga Pechaty i Elżbieta Gelich (fot. Krzysztof Szymański)

Teraz o kilka słów poprosiłem scenografa Helenę Jacyno, która stworzyła ten barwny, pierzasty świat ptasiego podwórka oraz charakterystyczne stroje aktorów.

Jak przyjęła Pani propozycję stworzenia kolorystyki tego przedstawienia?
Z wielką radością. Jest to dla mnie wielki zaszczyt, bowiem wiem w jakich warunkach tu działacie. Podziwiam pana Zbigniewa Chrzanowskiego, który przez tyle lat tu działa i tym się fascynuje. Jestem szczęśliwa, że dostałam taką propozycje i mogłam ją zrealizować.

Jak układała się Pani współpraca z panem Chrzanowskim?
Czy mam powiedzieć prawdę? To jest moja prywatna sprawa. (Śmiech). Powiem krótko – współpracowało się fajnie i w sporach narodziło się to, coście mogli państwo obejrzeć.

Czy koncepcja tego podwórka powstała od razu?
Naturalnie, że miałam wizję tego wszystkiego. Jednak poszczególne jakieś detale wyłaziły po trosze podczas pracy nad całością. Zabrakło mi może jeszcze paru przyjazdów do Lwowa i wszystko powstawało tak, „w procesie”. Inaczej się nie dało. Chciałam dekoracje zrealizować tak, aby można je było zastosować nie tylko na małej lwowskiej scenie, ale i na jakiejś większej, podczas wyjazdów Teatru. Rozbudowałam to na tyle, na ile mi się udało, ale teraz widzę, że jeszcze pewne rzeczy należy tu wprowadzić. Uważam, że koncepcja dekoracji z tkanin jest właściwa, bo daje się łatwo przewozić, składać, rozwieszać na różnych przestrzeniach. Są one bardzo plastyczne do wykorzystania. Też piórka, które wykorzystałam do dekoracji, są lekkie i bardzo przypominają takie właśnie ptasie podwórko, gdzie tych piórek leży co nie miara. Dają one taki ulotny charakter, charakter kurnika.

Skoro spektakl był tworzony przez przemyski tandem Chrzanowski – Jacyno, nie mogło zabraknąć na premierze dyrektora Centrum Kulturalnego z Przemyśla Janusza Czarskiego:

Czy chciałby Pan przedstawić tę sztukę przemyskiej publiczności?
Jak najbardziej. Mamy już omówione z panem Chrzanowskim dwa spektakle i teraz postaram się wszystko zorganizować tak, aby przemyska publiczność miała możliwość zobaczyć „Czupurka” u siebie. Zależy to od wielu rzeczy z waszej i mojej strony, ale jestem pewien, że do przedstawienia w Przemyślu jednak dojdzie. Z mojej strony jest taka determinacja i zaproszenie już wystosowuję.

Do rozmowy włącza się Zbigniew Chrzanowski:
Szczegóły będziemy uzgadniać na roboczo, ale jak twierdzi dyrektor Czarski, drzwi przemyskiego Centrum Kulturalnego są dla nas zawsze otwarte. Nasz teatr jest tam znany i dobrze czujemy się na tej scenie.

Dyrektor Janusz Czarski:
Po obejrzeniu tego przedstawienia bardzo bym chciał pokazać go w Przemyślu, ponieważ lwowski teatr naszej publiczności znany jest z repertuaru bardziej klasycznego – że tak powiem. Nawet te „lekkie” sztuki („Dwóch panów B” – red.) też noszą inny charakter. Ten spektakl jest bardziej komiczny i bardziej rozrywkowy – w zupełnie innym stylu.

Przedstawienie podobało mi się bardzo. Gdy zobaczyłem na początku trzy panie, które znam z całkiem innych ról, to wywołało to u mnie salwę śmiechu i wesołości, która trwała do końca spektaklu. Jestem przyjemnie zaskoczony różnorodnością aktorów, tym, że teatr umie znaleźć się w każdej sztuce. Jest to wielka praca aktorów, reżysera i scenografa. Efekt tej pracy jest naprawdę fantastyczny.

Dziękuję za słowa uznania.

Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 7 (299) 13-24 kwietnia 2018
{gallery}gallery/2018/bazant{/gallery}

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X