Baloniki w górę, łzy w oczach

Po raz kolejny w błękitne lwowskie niebo absolwenci szkoły nr 24 im. Marii Konopnickiej wypuścili biało-czerwone baloniki. W każdym z nich było zawarte najbardziej tajemne życzenie. Oby się spełniło!

Tak błyskawicznie zleciał ten rok nauki. Dla niektórych był pierwszy, dla innych – ostatni. To właśnie oni – przyszli absolwenci szkoły – byli w tym dniu w centrum uwagi. To głównie do nich zwracała się dyrektor szkoły Łucja Kowalska i goście honorowi uroczystości – zastępca konsula generalnego RP Katarzyna Sołek i prezes TKPZL Emil Legowicz. To w ich intencji sprawowana była przez proboszcza kościoła św. Antoniego Pawła Odoja msza św. Dla nich było to pożegnanie z murami szkoły, w których spędzili 11 lat. Czy to dużo, czy mało – na to pytanie muszą odpowiedzieć sobie sami.

W tym dniu honorowała ich cała szkoła. Łucja Kowalska, zwracając się do przyszłych absolwentów, podkreśliła: „To spotkanie ma charakter szczególny, bowiem z jednej strony spotykamy się tu z wami po raz ostatni, a z drugiej – temu spotkaniu towarzyszy świadomość, że lata szkolne to już historia i początek czegoś nowego. Przed wami nowa droga, odkrywanie nowych możliwości i dążenie do celu. Starajcie się zawsze go osiągać. Pozwoli to wam zachować ludzką godność i zdobyć uznanie i szacunek ogółu”. Na zakończenie pani dyrektor podziękowała nauczycielom za ich pracę i złożyła wszystkim życzenia zdrowych, pogodnych i szczęśliwych wakacji, i do zobaczenia we wrześniu.

Fot. Krzysztof Szymański
{gallery}gallery/2018/ostatni_dzwonek_szkola_24_lwow_szymanski{/gallery}

Zastępca konsula Katarzyna Sołek życzyła 11 klasie dostania się na studia, o których każdy marzy, wszystkim zaś uczniom zasłużonego wypoczynku po wytężonym całorocznym wysiłku. Prezes Emil Legowicz stwierdził, że chociaż dzisiejszy dzień jest smutny dla absolwentów, to przed nimi otwiera się wspaniałe życie i wiele możliwości. Życzył też spełnienia wszystkich marzeń i dobrego letniego wypoczynku zarówno uczniom, jak i nauczycielom.

Następnie Łucja Kowalska wręczyła dyplomy uznania i pisma gratulacyjne uczniom szkoły za osiągnięcia w nauce, na olimpiadach naukowych i zawodach sportowych, oraz nauczycielom, jako dowód uznania dla ich niełatwej pracy. Każda z zapraszanych nauczycielek nagradzana była gromkimi brawami i owacjami przez całą szkołę.

Absolwenci też zabrali głos. W krótkich słowach podziękowali nauczycielom za trud, który w ciągu 11 lat był ich udziałem. Przeprosili za to, co zdążyli nabroić i czym martwili wychowawców. Dziękowali za wsparcie i mobilizację do nauki oraz za wyrozumiałość w różnych sytuacjach. A zwracając się do swych kolegów podkreślili, że lata szkolne na pewno zawiązały przyjaźnie na całe życie i pamięć wzajemna przetrwa gdziekolwiek się znajdą.

Nadeszła chwila rozstania ze szkołą. Na razie tylko formalnego, bo jeszcze czekają egzaminy, spotkanie z komisją MEN, wręczenie świadectw. Uczestnicząc w tradycyjnych ceremoniach: przekazanie sztandaru szkoły młodszej klasie, dekoracja przez pierwszaków małymi dzwoneczkami i tak oczekiwany ostatni dzwonek – wcale nie czują się tak szczęśliwi, jakby się mogło wydawać. Ostatni dzwonek brzmiał długo, odbijając się echem na szkolnym podwórku. Echem pozostał też w ich sercach. I na zakończenie – tradycyjne baloniki w górę, i ostatnia wymiana uścisków – jeszcze jako klasa 11. Mimo wesołych i roześmianych twarzy, oczy jednak, szczególnie dziewcząt, błyszczały jakoś dziwnie. Jeszcze tylko przemarsz przez podwórko szkolne i ostatnie pozdrowienia dla dyrekcji, nauczycieli i kolegów.

Przed nimi już dorosłe życie i mamy nadzieję, że szkoła dobrze ich do tego przygotowała.

Jak zawsze przy takiej okazji rozmawiam z dyrektor Łucja Kowalską o sprawach aktualnych. A tych ostatnio nagromadziło się kilka. Przede wszystkim w ostatnich dniach ministerstwo oświaty zaleciło dyrektorom szkół odejście od tradycyjnych apeli i zastąpienie ich nowymi formami uroczystości.

Co pani dyrektor o tym sądzi?
Jestem tradycjonalistką. Uważam, że co jest dobre, należy zostawić. Rozumiem, że taki apel nie może trwać dwie i trzy godziny, aż wypowiedzą się sponsorzy, deputowani czy liderzy partii politycznych. Nie mamy takich możliwości, by ta uroczystość odbywała się w sali, bo tam nie zmieści się cała szkoła plus rodzice. Stąd to spotkanie mamy na podwórku. Uroczystości rozpoczynamy mszą św. w kościele św. Antoniego, a potem spotykamy się na apelu. Uważam, że tego rodzaju uroczystość jest potrzebna, bo należą się podziękowania i uczniom – za ich wyniki w nauce i za osiągnięcia w innych dziedzinach. Podziękowania należą się też nauczycielom za ich trud i wysiłek. Ale podziękowania należą się również rodzicom – za to co robią dla szkoły, za wkład w wychowanie swych dzieci. I dobrze, żeby to było powiedziane głośno wobec całej szkoły, grona pedagogicznego i obecnych gości. Zawsze staram się, by apel był krótki, a ostatnio to nawet młodsze klasy przemieściliśmy w tę część podwórka, gdzie jest cień, żeby dzieci się nie przegrzały. W innych szkołach wygląda to inaczej, ale każdy obchodzi tę uroczystość tak, jak mu na to pozwalają możliwości.

Kolejna sprawa to rejonizacja uczniów. Jak sobie radzi z tym szkoła nr 24?
Rzeczywiście od nowego roku do szkół należy zapisywać dzieci zamieszkałe w najbliższej okolicy szkoły. Na szczęście ta decyzja nie dotyczy szkół mniejszości narodowych. I to jest plus. Ale – wprawdzie tego jeszcze nie miałam – gdy przyjdą rodzice i powołując się na tę ustawę zechcą zapisać do naszej szkoły dziecko, które nie zna polskiego… Co mam wtedy robić? Nie mogę przyjąć takiego dziecka, bo nie wyobrażam sobie jego nauki w pierwszej klasie bez wspólnego z rodzicami przerabiania materiału w domu. Wiele jest ustaw i decyzji dotyczących szkolnictwa, ale jak do tej pory udawało mi się znaleźć takie wyjścia, aby nie ucierpiała na tym szkoła i uczniowie. Życie zawsze jednak wybiera to, co ma rację bytu i jest naprawdę dobre. Mam nadzieję, że tak będzie i w tym wypadku.

Dziękuję za rozmowę.

Krzysztof Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X