Arka (Fot. Eugeniusz Sało)

Arka

21 lipca 2014 roku w Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego w Iwano-Frankiwsku (dawnym Stanisławowie) oficjalnie rozpoczęło się IX Polsko-Ukraińsko-Żydowskie Seminarium Młodzieży „Arka”, któremu w tym roku przyświecało hasło „Nie ma wolności bez solidarności”.

Już od 19 lipca do Centrum Pokoju i Pojednania w Bołszowcach zjechała się zamieszkująca tereny Ukrainy młodzież polska, ukraińska, żydowska i (po raz pierwszy, dzięki pomysłowi strony polskiej) młodzież krymskotatarska. W ciągu dwu pierwszych dni pod okiem doświadczonych trenerów młodzież zapoznawała się i brała udział w pierwszych „arkowych” dyskusjach podczas intensywnych treningów integracyjnych.

Rozpoczęcie Arki
Na uroczystość otwarcia „Arki” licznie przybyli goście, organizatorzy seminarium: konsul generalny RP we Lwowie Jarosław Drozd, dr Igor Szczupak (dyrektor Ukraińskiego Instytutu Badań nad Holokaustem „Tkuma”), profesor Myrosław Marynowycz (prorektor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie, dysydent, obrońca praw człowieka oraz publicysta), Igor Martynenko (dyrektor Lwowskiego Miejskiego Pałacu Kultury im. H. Chotkewycza we Lwowie) oraz prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie Emilia Chmielowa, która od początku współtworzyła „Arkę”, czyli od 2006 roku.

Swoją obecnością uroczystość zaszczycił również koordynator programu American Jewish Joint Distribution Committee profesor Aharon Weiss, działacz organizacji pozarządowych Elnur Alijew, a także przedstawiciele władz Ukrainy: przewodniczący Iwanofrankiwskiej Obwodowej Administracji Państwowej Andrij Trocenko, zastępca mera miasta Iwano-Frankiwsk Mychajło Weres, Natalia Mackiewicz reprezentująca przedstawicielstwo Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy we Lwowie. Na otwarcie nie mógł przybyć Mustafa Dżemilew, lider krymskich Tatarów. Powitano przedstawicieli duchowieństwa oraz wspólnot religijnych. Uczestnikom przedstawiono też gospodynię miejsca, w którym odbywała się uroczystość – dyrektor CKPiDE Marię Osidacz.

„Nie ma arki bez solidarności – powiedział Myrosław Marynowycz. – Jeżeli nie ma w arce solidarności, to te pary, które były zebrane, przypomną sobie, że jest para lwów i para jagniąt – i zaczną walczyć ze sobą. A chodzi o to, żeby w innych zobaczyć ludzi, a nie ich narodowość”.

Po oficjalnej części rozpoczęcia „Arki” wszystkich gości oraz uczestników seminarium zaproszono na plac przed budynkiem CKPiDE. Tam odbyło się uroczyste wciągnięcie na maszty trzech flag: ukraińskiej, polskiej oraz Unii Europejskiej. Towarzyszyło temu wysłuchanie i odśpiewanie hymnów Ukrainy, Polski oraz UE.

W czasie „Arki” odbyły się w Bołszowcach Dzień Polski, Dzień Ukraiński, Dzień Żydowski oraz Dzień Tatarski, których celem było m.in. przedstawienie kultur poszczególnych narodów. Uczestnicy wyruszyli również na liczne wycieczki (m.in. do Jaremczy, Uniowa, Przemyśla, Łańcuta) oraz wzięli udział w innych atrakcjach.

Dzień Polski
Dzień Polski rozpoczął miłą niespodzianką przygotowaną przez polską młodzież. Przed śniadaniem na wszystkich talerzach zjawiły się kolorowe laurki, na których wypisano życzenia udanego dnia, komplementy i inne miłe słowa.

Na otwarcie Dnia w Bołszowcach przybyli konsul Jacek Żur oraz pracownicy Wydziału Współpracy z Polakami na Ukrainie Konsulatu Generalnego RP we Lwowie Barbara Pacan i Andrzej Leusz, prelegenci – Krzysztof Grzelczyk (działacz opozycji od lat 70.), dr Jacek Pawłowicz (pracownik IPN), Agnieszka Romaszewska-Guzy (dyrektorka telewizji Biełsat), Jarosław Guzy (pierwszy przewodniczący Niezależnego Zrzeszenia Studentów). Wszystkich uczestników oraz gości przywitał konsul Jacek Żur, który również przedstawił sylwetki wykładowców. Rozpoczął dyskusję z młodzieżą Krzysztof Grzelczyk – działacz opozycji od lat 70., pełniący swego czasu funkcję wojewody dolnośląskiego. Wygłosił wykład, który częściowo dotyczył podziemnych drukarzy Solidarności, a częściowo historii, która doprowadziła do sierpnia 1989 roku. „Po wojnie musieliśmy walczyć o niepodległość, bo znaleźliśmy się w sowieckiej strefie wpływu – mówił. – Na początku lat 50-60. opór miał charakter zbrojny”. Przybliżył historię Żołnierzy Wyklętych, buntów robotniczych m.in. w Poznaniu 56, 1970 – stocznie w Gdyni, Wrocław 1980, Radom, Ursus, Płock. Podkreślał znaczenie drukarzy, którzy odegrali ważną rolę przez to, że państwo kontrolowało wszystko, również obieg informacji – radio, telewizję, prasę. „Cały druk podlegał cenzurze. Nie było przecież internetu czy telefonów, stąd wielka rola drukarzy – w przełamaniu informacyjnej blokady”. Rolę drukarzy omówił na podstawie drukarzy Antoniego Koszaka i Tomasza Wacki, którzy przyczynili się do rozwoju drukarstwa w opozycji lat 70.

Jacek Pawłowicz – pracownik Instytutu Pamięci Narodowej, pracujący z młodzieżą – rozmawiał z uczestnikami „Arki” na temat podziemnych sposobów wydawania ulotek. Zadając odpowiednie pytania, „prowokował” młodych do myślenia i uzyskiwał właściwe odpowiedzi. „Wyobraźcie sobie, że są lata 80. Żyjecie w czasach młodości waszych rodziców, gdy ci nie myśleli jeszcze o zostaniu rodzicami. Nie ma ani internetu, ani telefonów komórkowych, więc nie możecie tak szybko przekazywać i uzyskiwać informacji. Ale chcecie wydrukować ulotki. Z czego zrobicie matrycę? Jak wyciąć małe napisy? Czym je odbić?” – pytał Pawłowicz. Okazało się, że młodzież wspólnymi siłami znalazła odpowiedzi na wszystkie pytania i wykonała na zwykłej foliowej torebce matrycę symbolu „Solidarności Walczącej”, a następnie „wydrukowała” na kartce A4 osiem ulotek. Jak bez wzbudzenia podejrzeń rozprowadzić ulotki po mieście? „Stosik ulotek związywaliśmy zwykłą nitką, na jej wierzchu dowiązywaliśmy papieros. Takie urządzenie przyczepialiśmy do rynny czy okna na którymś z wyższych pięter i odpalaliśmy papierosa. Wtedy spokojnie schodziliśmy w dół, a gdy papieros się dopalał – spalał nitkę i ulotki spadały w dół”. Uczestnikom „Arki” cała ta procedura została nie tylko opowiedziana, ale i zademonstrowana.

W drugiej części Agnieszka Romaszewska-Guzy – działaczka antykomunistycznej opozycji, dziś dyrektorka telewizji Biełsat – opowiedziała o działalności polskiej telewizji, która nadaje w języku białoruskim, by wesprzeć białoruską opozycję. Po wystąpieniu jedna z uczestniczek, korzystając z okazji, podziękowała wszystkim dziennikarzom za obecność na Majdanie i we wszystkich „gorących” punktach. „Bo my często zapominamy o tych ludziach, którzy przecież również ryzykują życie, abyśmy my mogli poznać prawdę”. Następnie Jarosław Guzy opowiedział o Niezależnym Zrzeszeniu Studentów i jego roli w procesie zdobywania niepodległości Polski. Dzień Polski zakończył się ogniskiem z kiełbaskami, wspólnym śpiewaniem piosenek polskich, ale również ukraińskich i rosyjskich, grami integracyjnymi oraz spotkaniem z dziennikarzami, którzy robili zdjęcia na Majdanie.

Dzień Ukraiński
Dzień Ukraiński również rozpoczął się miłą niespodzianką. W jadalni na stołach zjawiły się dzbanki z polnymi kwiatami i źdźbłami pszenicy, a talerze udekorowały serwetki z ludowymi wzorami.

Rolę konferansjera przejął w tym dniu Myrosław Marynowycz, wicerektor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu, którego młodzież miała okazję poznać w dniu otwarcia „Arki” oraz w poprzednich edycjach projektu. Prof. Jarosław Hrycak, dyrektor instytutu Badań Historycznych Uniwersytetu im. Iwana Franki we Lwowie, autor wielu naukowych publikacji, redaktor naczelny pisma „Ukraina Moderna” mówił o „Solidarności” i solidaryzowaniu się oraz o tym, co się działo na Majdanie. „Byłoby wiele aresztów, byłaby krew – gdyby wprowadzono stan wojenny. Doszliśmy z kolegami do wniosku, że Janukowycz nie wprowadzi stanu wojennego, bo nie ma zasobów, chociażby prowiantu. Wtedy poszliśmy na Majdan i zobaczyliśmy sterty ofiarowanych ubrań, jedzenia, medykamentów – i w tym momencie zrozumieliśmy, że Janukowycz nie ma szans. Bo Majdan posiadał te niezbędne resursy. I to była właśnie solidarność”. Mówił również: „Ukraińcy stali na Majdanie za wartości europejskie w tym czasie, gdy Europa była obojętna. Wyjątkiem w Europie jest solidarność Polski. Wschodnia Europa ma to, co może zachodniej Europie pokazać jako wzór: Polska w latach 80, a Ukraina w 2014 roku. Solidarność jest stanem wyjątkowym, niecodziennym. Ale to właśnie solidarność jest sposobem na życie w dużej rodzinie. Mógłbyś nienawidzić swojego brata czy teściową, ale musisz być solidarny, musisz pomóc im w trudnej chwili”. Przypominał też teksty C. S. Lewisa, Leszka Kołakowskiego. By budować solidarność międzyludzką, polecał pisać książki i piosenki, przestać mówić o tym, co nas dzieli.

Taras Wozniak – redaktor naczelny oraz założyciel niezależnego kulturologicznego czasopisma „Ji” („Ї”) podczas swojego wykładu wskazał strefy wpływu oraz „centrum” dzisiejszego świata. Malując schematyczną mapę kuli ziemskiej, przedstawił historię wpływów państw od epoki Cesarstwa Rzymskiego do współczesności.

Sołomija Tymo, korzystając ze świetnie przygotowanej prezentacji multimedialnej, przybliżyła historię oraz sposoby pisania ikon.

Popołudnie młodzież spędziła na lepieniu pierogów (które zjadła na kolację) oraz malowaniu na szkle. Nad pracą ze szkłem czuwały pracowniczki Lwowskiego Miejskiego Pałacu Sztuki im. Hnata Hotkiewicza Hałyna Jakubyszyn oraz Ołena Zujenko.

W ramach spotkania z kulturą ukraińską organizatorzy przygotowali fragment z komedii „Za dwoma zającami” Mychajła Staryckoho w wykonaniu grupy teatralnej przy Miejskim Pałacu Kultury im. Hnata Chotkewycza. Na scenie zjawili się również tegoroczni uczestnicy „Arki”, których pojawienie się na scenie młodzież nagrodziła gromkimi brawami.

Wieczór uświetnił występ zespołu „Ojkumena”, w skład którego wchodzi bandurzystka oraz dwóch bębniarzy. Mile powitani przez młodzież zaprezentowali utwory ludowe ukraińskie oraz autorskie.

Dzień Ukraiński zakończyło ognisko z poczęstunkiem – na stole zjawiły się m.in. słonina, mamałyga, kiszone ogórki.

Dzień Żydowski
Grupa żydowska od śniadania zapraszała wszystkich do wspólnej modlitwy przed posiłkami. Na korytarzach i w salach pojawiły się flagi izraelskie oraz mapy Izraela.

Profesor Aharon Weiss wygłosił wykład o Żydach podczas II wojny światowej. Został również wyświetlony film, a właściwie jego fragment, którego bohaterem był sam profesor Weiss. Opowiadał o tym, jak został uratowany przez sąsiadkę-Polkę w czasie pogromów żydowskich w Borysławiu. Prof. Igor Szczupak poprowadził wykład-dyskusję pod tytułem „Historia Żydów i Żydzi w historii”. Podczas swego wystąpienia zaprezentował również historię i wystrój Muzeum „Pamięci żydowskiego narodu oraz Holokaustu na Ukrainie” w Dnipropetrowsku. Po południu do młodzieży przemawiała jedna z uczestniczek – Kira Grublite. Poprowadziła spotkanie, w czasie którego w luźnej atmosferze mówiła o stereotypowym wizerunku Żydów. Oprócz żartów i śmiechu znalazł się też czas na zadumę. Z jej ust padły wówczas po raz kolejny słowa, które później stały się niemalże drugim hasłem tegorocznej „Arki”: „Weźmy się za ręce. Spójrzmy na tego, kto jest obok. To człowiek. Wszyscy jesteśmy ludźmi. To nie jest Ukrainiec, Tatar, Żyd czy Polak. To jest człowiek. Nauczmy się widzieć w sobie przede wszystkim ludzi”.

Młodzież miała okazję nauczyć się tradycyjnych żydowskich tańców, wspólnie przygotować świeczki na szabat (Dzień Żydowski przypadał na piątek) oraz ów szabat spotkać wraz z przedstawicielami żydowskiej narodowości. Odświętnie ubrani uczestnicy „Arki” zgromadzili się przy jednym stole, by poznać kolejną tradycję żydowskich kolegów. Wieczór zakończyły gry integracyjne i towarzyskie, zabawy, wspólne tańce oraz konkursy. Warto dodać, że dwa dni wcześniej każdy uczestnik „Arki” został „cichym przyjacielem” innego uczestnika. Gra polegała na tym, że taki „cichy przyjaciel” robił swojemu „podopiecznemu” miłe niespodzianki – czy to w postaci gestu, czy słowa, czy drobnego prezentu. Oczywiście nie mógł się przy tym zdradzić. Inicjatorami zabawy była grupa żydowska, więc pod koniec ich Dnia uczestnicy „wyznali” sobie nawzajem, kto był czyim „cichym przyjacielem”. Podziękowania i uśmiechy nie miały końca.

Dzień Tatarski
Na IX „Arce” po raz pierwszy odbył się Dzień Tatarski. Rozpoczęły go dźwięki narodowej muzyki tego narodu.

W czasie trwania „Arki” krymscy Tatarzy obchodzili post – Ramadan. Jednym z jego aspektów było niespożywanie pokarmów od świtu do zmierzchu (od godziny 3:10 do 21:30). W związku z tym młodzież tatarska jadła posiłki i piła jakiekolwiek płyny jedynie w nocy. Post obowiązywał ich również w Dniu Tatarskim, więc po zainstalowaniu w jadalni komputera, umilali pozostałym śniadanie muzyką. W pewnej chwili jeden z Tatarów – Mefa Umerow – poprosił o chwilę uwagi i poinformował, że to, co za chwilę zabrzmi, to hymn krymskich Tatarów. I nagle, jak się później okazało – ku zdziwieniu tatarskich uczestników, wszyscy przerwali posiłek i wysłuchali całego hymnu na stojąco. Mefa przyznał, że nie spodziewał się takiej reakcji: „Chciałem po prostu was poinformować, że to jest nasz hymn. Dziękuję wam za ten piękny gest”.

Pierwszy wykład w tym dniu wygłosił znany już uczestnikom Myrosław Marynowycz; mówił o religijnych i duchowych aspektach Majdanu. Gościem „Arki” był w tym dniu również Alim Alijew, młody Tatar z Krymu, który opowiedział uczestnikom historię narodu tatarskiego. Podczas swojego wystąpienia pt. „Krymscy Tatarzy – kim jesteśmy? Historia i współczesność” poruszył wiele trudnych kwestii. Wykład o tradycjach, kulturze i sztuce krymskich Tatarów poprowadziła Ulwije Abłajewa – kulturolog, badaczka sztuki krymsko-tatarskiej, specjalizująca się w etnografii, urodzona w Uzbekistanie w rodzinie deportowanych krymskich Tatarów, od niedawna mieszkająca we Lwowie. Ostatni wystąpił w tym dniu wyżej wspomniany Mefa Ulmerow; mówił o tym, co fascynowało i intrygowało wszystkich uczestników „Arki” – o religii i obyczajach krymskich Tatarów. Wieczorem zaprezentowano również krymsko-tatarskie tańce narodowe oraz ludowe dania: płow (pilaw – danie na bazie ryżu, warzyw i mięsa) oraz jantyk (odpowiednik znanych na Ukrainie czebureków). Młodzież brała udział w zabawach oraz wspólnym gotowaniu.

Zakończenie
W ostatnim dniu imprezy w siedzibie Konsulatu Generalnego RP we Lwowie grono uczestników i organizatorów podsumowało spotkanie.

Podczas konferencji prasowej z udziałem dziennikarzy został odczytany list od Mustafy Dżemilewa, w którym lider krymskich Tatarów zaznaczył, że młodzież powinna zrozumieć znaczenie takich ważnych pojęć jak wolność, solidarność i miłość do Ojczyzny, które są kluczem do pojednania obywateli Ukrainy różnych narodowości.

Po zaprezentowaniu krótkiego filmu podsumowującego Arkę 2014 (autor: Eugeniusz Salo), uczestnicy podzielili się swoimi wrażeniami, emocjami, uczuciami. Większość zaznaczała, że spotkała na „Arce” wielu nowych przyjaciół, usłyszała różne myśli, wymieniła się pomysłami i kontaktami. Młodzież z trudem wierzyła, że to już koniec i wszyscy rozjadą się do różnych zakątków Ukrainy.

– Jesteśmy małą grupą osób, ale rozrośniemy się jak pajęczyna i zrobimy dużą Arkę – zaznaczył Eldar Umerow z grupy krymsko-tatarskiej.

– Arka zmieniła mój światopogląd – dodała Switłana Manita, przedstawicielka grupy ukraińskiej. – Siedziałam przy jednym stole z przedstawicielami rożnych narodowości.

– Niezależnie od tego, czy jesteśmy Ukraińcami, Polakami, Żydami, Tatarami, czy przedstawicielami innych narodowości, powinniśmy pamiętać, że jesteśmy przede wszystkim ludźmi – podsumował Aleksander Kowtun.

Na końcu uczestnicy otrzymali pamiątkowe dyplomy i książki.

O Arce mniej oficjalnie
– Gienku, no i gdzie my jedziemy?

Bus mknął w kierunku Bołszowiec – miejscowości, w której nigdy nie byłam, a która kojarzyła mi się z XVII-wiecznym kościołem i klasztorem Nawiedzenia NMP, a także obrazem MB Bołszowieckiej, do której pielgrzymują pieszo wierni.

Wierciłam się niespokojnie na przedostatnich siedzeniach busa, za mną ulokował się Gienek Sało, kolega z redakcji KG.

– Przecież ja tam nikogo nie znam! Co ja tam będę robić?
Spokojnie, poznasz – odpowiedział mi wówczas. I dodał, że na pewno będę zadowolona z tego wyjazdu.

I skąd on to wiedział?

„Arka” ma to do siebie, że nie da się jej opisać. O, przepraszam, opisać się ją da, ale nie przekaże się tym panującej tam atmosfery, przeżywanych na niej emocji i wrażeń. Aby zrozumieć „Arkę”, trzeba choć raz wziąć w niej udział.

Do Bołszowiec przyjechało ponad trzydzieści młodych osób z różnych miast Ukrainy, przedstawicieli różnych narodowości, różnych kultur, różnych wyznań. Łączyło ich to, że wszyscy są obywatelami Ukrainy.

Najbardziej zadziwiło mnie w tym wyjeździe pozytywne nastawienie uczestników do siebie nawzajem. W tym roku „Arka” mijała pod hasłem „Nie ma wolności bez solidarności” – a ta solidarność najwyraźniej wszystkim się udzieliła. Jechałam do Bołszowiec z myślą o tym, by szybko zrobić materiał i wrócić do Lwowa, a gdy przyjechałam na miejsce, moi rówieśnicy w ciągu zaledwie trzech godzin przekonali mnie, że warto zostać z nimi jak najdłużej.

W ciągu dnia odbywały się wykłady (więcej o nich w materiałach informacyjnych), wieczorem – spędzaliśmy czas wspólnie, poznając się nawzajem, grając w gry integracyjne, rozmawiając na wiele tematów: o tradycjach krymsko-tatarskich, żydowskim szabacie, świętych katolickich i… wojnie na wschodzie. Temat wojny na wschodzie Ukrainy stale powracał, również dlatego, że na „Arce” zjawiły się osoby m.in. z Doniecka, a miały sporo do opowiedzenia na jej temat. Wszyscy mówili o tym, że chcą pokoju. I nie chcą, by ginęli niewinni ludzie.

Po takich późno kończących się nocnych rozmowach spało się kilka godzin (a niektórzy podobno nie spali nawet tyle), ale wszyscy jak jeden mąż stawiali się rano na śniadanie. Nikt nie musiał stać nad młodzieżą z batem, żeby wszyscy uczestniczyli w wykładach, na których wsłuchiwano się w każde słowo. I zawsze znalazł się ktoś, kto miał pytania w powykładowej dyskusji. Tematy, które poruszano na tych lekcyjnych spotkaniach, poruszały, zmuszały do myślenia, pomagały szukać rozwiązań w tym trudnym czasie, pokazywały, których błędów przeszłości należy unikać, popychały ku pokojowemu budowaniu przyszłości.

Mieszkańcy Krymu
Arka w ciągu ośmiu edycji łączyła młodzież ukraińską, polską i żydowską. W tym roku – do jej dziewiątej edycji – polska strona organizatorów zaproponowała zaprosić również krymskich Tatarów. Ci zaproszenie przyjęli. I w ten właśnie sposób mieszkałam cały tydzień w Bołszowcach z piękną Tatarką. Poznałam historie rówieśników z Krymu i zrozumiałam, w jak trudnej są sytuacji – niektórzy nie mogą wrócić na Krym z powodu sytuacji politycznej na półwyspie i muszą szukać siebie, budować swoją przyszłość z dala od swoich miast i rodzin. Muszą radzić sobie z problemami, o których wielu z nas, mieszkających na zachodniej Ukrainie, o których wielu młodych z innych europejskich państw, nie zdaje sobie sprawy. Problemy te zrozumieją jednak osoby posiadające niegdyś paszporty radzieckie.

Krymscy Tatarzy w ciągu trwania „Arki” przeżywali post – ramadan. Pamiętam, że nie dawałam spokoju ludziom wokół mnie, bo chodziłam i tłumaczyłam wszystkim, którzy chcieli mnie słuchać, że trzeba zapoznać się z Tatarami i porozmawiać z nimi na temat ich kultury i sytuacji na Krymie. Wszyscy się zgadzali z moją tezą – że trzeba. No więc w końcu jedna z przedstawicielek polskiej młodzieży zagadnęła wraz ze mną krymskiego kolegę i zapytała, o co chodzi z postem, czy to prawda, że nie mogą nic jeść cały dzień. „Tak, to prawda, – odpowiedział – nic nie może trafić do żołądka”. A co z myciem zębów? „Można, ale trzeba uważać, żeby wypluć całą pastę”. A z piciem wody? „Tylko jeśli zrobi ci się słabo”. W tym momencie nie wytrzymała siedząca obok inna uczestniczka, przysłuchująca się tej wymianie zdań: „A czy to prawda, że nie możecie się całować?!”. W ten właśnie sposób moja pobożna rozmowa o poście, który ma na celu zrozumienie sytuacji życiowej ludzi ubogich, zeszła na temat przedmałżeńskich relacji damsko-męskich, spotykania się młodych, kwestii wielożeństwa, sposobu odbywania się wesela… Wtedy też dowiedzieliśmy się o tym, że Tatarzy w czasie postu mogą jeść tylko od około 21 do 3 nad ranem. I że będą przyrządzali sobie kolację (w sumie to śniadanie), na którą (nieoficjalnie) zostali zaproszeni chętni. W ten właśnie sposób jedliśmy naszą kolację o 20:00, a potem jeszcze towarzyszyliśmy naszym nowym kolegom przy posiłku nad ranem. Tak wyglądało integrowanie się z Tatarami.

Inny świat
Muszę przyznać, że zdaniem miejscowych byliśmy czasem wieczorami nieco zbyt… głośni. Pobyt na „Arce” przypominał odizolowanie w jakimś nierealnym, innym świecie, w którym nie miało znaczenia, w jakim języku mówisz, jakie modlitwy odmawiasz, z której części Ukrainy pochodzisz. Liczyło się tylko to, że jesteś. Taki, jaki jesteś. A wszyscy z jakiegoś powodu byli otwarci, mili dla siebie nawzajem i chętni do niesienia ewentualnej pomocy.

Chyba z tego powodu, mimo że stale rozmawialiśmy o tym, jak radzić sobie z sytuacją w państwie, momentami troszeczkę „zapominaliśmy” o niej. I za głośno śpiewaliśmy wspólnie piosenki na świeżym powietrzu. Ponoć miejscowi „skarżyli” na nas ojcom franciszkanom (którzy od 2001 roku opiekują się sanktuarium Nawiedzenia NMP w Bołszowcach), że przecież trwa wojna, mobilizują ich współmieszkańców, dzieci, braci, sąsiadów – a my się tu bawimy w najlepsze… Przyznaję, zrobiło się nam głupio, bo to nie tak miało wyglądać. Więc się wyciszyliśmy. Warto dodać, że wśród tych wieczornych uśmiechów, śpiewów i gier nieraz płynęły łzy wzruszenia, łzy bólu, łzy towarzyszące relacjom ze wschodu, łzy tęsknoty za kolegami, którzy już nie wrócą z frontu.

Powrót
Przyznaję, że moment, w którym wróciłam z tej cichej wioski do Lwowa, nieco mnie szokował. Po tygodniu spędzonym w wiejskiej głuszy, wśród przyjaźnie nastawionych do ciebie ludzi, przepełniony nadzieją i wiarą w lepsze jutro… wracasz znów do rzeczywistości, w której każdy pogrążony jest we własnych myślach, w której rzadko ustępuje się miejsca w komunikacji miejskiej ludziom w starszym wieku czy po prostu kobietom, w której nie uśmiecha się do ludzi… nie solidaryzuje się.

A młodzież zsolidaryzowała się do tego stopnia, że po wymienieniu się kontaktami, po oficjalnym zamknięciu Arki w siedzibie konsulatu we Lwowie, spędziła jeszcze w swoim towarzystwie całe popołudnie i wspólnie pojechała na dworzec. Tych, którzy odjeżdżali jako pierwsi, żegnała spora grupa osób, ostatnim machali z peronu już tylko miejscowi. Ale to nic. Czuję, że te znajomości przetrwają. Bo czemu miałyby nie przetrwać? Przyświeca nam wszystkim jeden cel – stworzenia lepszego jutra.

Dziesięć dni – tyle trwała przygoda tegorocznych uczestników „Arki”. My z Gienkiem Sało pojechaliśmy z ramienia redakcji, więc nie tylko braliśmy udział w zaplanowanych wykładach i imprezach, ale też zbieraliśmy materiały, robiliśmy wywiady, szkicowaliśmy teksty. Przyznaję, to było dziennikarskie wyzwanie: nie dać się wciągnąć tej cudownej atmosferze „Arki”, pamiętać, że co wieczór przed nami z Gienkiem długie godziny pracy, podczas których musieliśmy studzić emocje i tworzyć niedługie, informacyjne teksty o przebiegu „Arki”. Bolało mnie serce, gdy pisałam „sprawozdanie” z tych wydarzeń. Chciało się w najpiękniejszych słowach opowiedzieć całemu światu o tych cudownych młodych osobach, o niesprawiedliwości, która spotkała ich albo ich rodziny, o ich zapale do naprawienia błędów, o tym, jak zmieniał i rozszerzał się ich światopogląd, o tym, że wszyscy pragną pokoju…

Jechałam do Bołszowiec, martwiąc się dwiema sprawami: tym, że nikogo tam nie znam i tym, czy ja jako jednostka potrafię w jakikolwiek sposób zmienić coś na lepsze w tym świecie, czy mogę jakoś wpłynąć na wojnę na wschodzie Ukrainy… A wracałam z ponad trzydziestoma nowymi – i bardzo wartościowymi – znajomościami oraz przeświadczeniem, że nie jestem sama w tym pragnieniu zmian na lepsze.

Ela Lewak
Tekst ukazał się w nr 14-15 (210-211) za 19-28 sierpnia 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X