Anastazja Strelcowa-Nikolenko: Musimy pomagać zwyciężyć naszemu wojsku, bo jeżeli będziemy tylko czekać, to nie wygramy Anastazja Strelcowa-Nikolenko ze Związku Polaków Ukrainy Oddziału im. Adama Mickiewicza w Odessie

Anastazja Strelcowa-Nikolenko: Musimy pomagać zwyciężyć naszemu wojsku, bo jeżeli będziemy tylko czekać, to nie wygramy

Do wybuchu pełnowymiarowej wojny na Ukrainie w Odessie i jej okolicach mieszkało ponad dwa tysiące osób polskiego pochodzenia. W wyniku rosyjskiej inwazji wiele z nich wróciło do macierzy. Obecnie coraz więcej osób wraca. O tym jak w tak trudnej sytuacji Polacy w Odessie nie tylko nadal krzewią język i kulturę polską, ale też pomagają mieszkańcom miasta i okolic oraz ukraińskim żołnierzom opowiada Anastazja Strelcowa-Nikolenko ze Związku Polaków Ukrainy Oddziału im. Adama Mickiewicza w Odessie. Rozmawiał Eugeniusz Sało.

Jak wygląda życie w Odessie? Czym obecnie żyje miasto?
Powiem szczerze, że jeżeli przyjedziesz do Odessy to na początku można się nie zorientować, że trwa wojna, bo wszystko w miarę normalnie funkcjonuje. Ludzie już trochę przyzwyczaili się do wojny. Wiemy, że wojna trwa nie od 24 lutego, a już ponad 8 lat, kiedy Rosjanie zajęli Krym i część obwodów ługańskiego i donieckiego. Mieszkańcy Odessy starają się jednak żyć każdym dniem, ale wojna niestety nigdzie nie zniknęła. Więc to może być trochę błędne wrażenie, dlatego, że ciągle mamy alarmy powietrzne, więc musimy chować się, przez pewien czas spędzać w schronach lub na korytarzach. Wczoraj był kolejny długotrwający alarm w Odessie. Ludzie nauczyli się i mogą sprawdzić czy alarm jest tylko u nas, czy też na terenie całej Ukrainy. Jeżeli widzimy, że alarm obejmuje całą Ukrainę, to możemy być troszeczkę spokojniejsi. Ale jeżeli widzimy, że jest to alarm tylko dla obwodu odeskiego to wtedy się ukrywamy.

Czyli mieszkańcy nie bardzo boją się alarmów powietrznych?
To ukrywanie się przed alarmami, oczywiście zależy od każdego człowieka osobiście. Kiedy ludzie są na ulicy w centrum miasta i zaczyna się alarm, to część osób szuka miejsca, aby się schronić, a część dalej sobie spaceruje. Każdy ma swoje wyczucie bezpieczeństwa i każdy ma swoją głowę. Różnica jest też bardziej widoczna jeżeli są to miejscowe osoby i osoby, które przyjechały z innych terenów. Jeżeli są to osoby, którzy mieszkali na terenach okupowanych lub obok linii frontu, to oni szybciej reagują na alarmy i starają się gdzieś ukryć. A ludzie, którzy przez dłuższy czas byli gdzieś za granicą, w Polsce lub innych europejskich państwach, którzy nie słyszeli tych ogromnych ostrzałów i nie widzieli dużych zniszczeń, po prostu reagują wolniej i spokojniej.

Ale ludzie chodzą do knajp, po cichutku żyją swoim życiem, starają się grać w normalność. Ich też można zrozumieć, bo nie mogą wszystko postawić na pauzę i czekać aż wszystko się skończy. Rozumiemy, że jest to wspieranie gospodarki państwowej, która musi jakoś działać, bez jej wspierania też nie wygramy wojny. Oczywiście nie chodzi o to, żeby całymi dniami i nocami ludzie siedzieli w restauracjach. Mamy godzinę policyjną, która działa od północy do szóstej rano. Wtedy miasto umiera, jest cisza i spokój.

Ale niestety wczoraj w nocy mieliśmy alarm spowodowany dronami Szached-136. Dwa pociski trafiły w swoje cele i zniszczyły obiekty infrastruktury krytycznej, na szczęście tym razem nikt z cywilów nie ucierpiał. Niezależnie w jakiej części miasta to się odbywa, to wybuchy słychać wszędzie. Wszystkich w nocy to obudziło. Niestety w takich warunkach żyjemy już od ponad roku. Już wiemy, co robić, gdzie chodzić, gdzie nie. I po prostu miasto stara się jakoś pomagać. Nadal pracują sztaby pomocy humanitarnej. Są kolejki ludzi, którzy przyjechali z terenów okupowanych albo ci, co mieszkali przy linii frontu. Oni otrzymują pomoc w szkołach, różnego rodzaju instytucjach państwowych, w centrach wolontariackich. Dlatego miasto też żyje takim życiem wojennym. Ale Odessa to Odessa, to miasto morza. Dlatego obok morza, oczywiście tam gdzie jest to pozwolono, można zobaczyć tłumy ludzi, którzy spacerują i choć na moment starają się uwierzyć w taką normalność. Oczywiście wiemy, że nie wolno się kąpać, spacerować po plażach, bo mogą być miny.

Czy są robione jakieś prace w kierunku tego, żeby rozminować morze i plaże w Odessie?
Obecnie jest tak, że nie wolno podchodzić do wody. Można podejść na plaże Lanżeron. Jest to miejsce do którego można dojść pieszo idąc z centrum. To nie jest do końca plaża, tylko taka część rekreacyjna, gdzie można podejść, pospacerować i zobaczyć morze. Można podejść do Arkadii, ale wejście na plaże jest zabronione. Miny, które wyrzuciło z morza na brzeg mogą eksplodować i nie jest to bezpieczne.

W mediach często pojawiają się wzmianki, że ktoś się poderwał na minie chcąc wejść do morza.
Są tacy szaleńcy, którzy ignorują te zakazy. Ale policja i wojsko dbają, aby zabezpieczyć te miejsca. Wszędzie są znaki ostrzegawcze, że tutaj są miny i nie można wchodzić, bo grozi to śmiercią.

Jak obecnie wygląda sytuacja z żywnością, prądem i wodą?
Obecnie sytuacja po zimie trochę się normalizowała. Mamy prąd, wodę, z ogrzewania już nie korzystamy, bo jest cieplej. Ale powiem szczerze, że miasto bardzo szybko i sprawnie reagowało na te wyzwania. Jeżeli popatrzymy na statystyki, to w obwodzie odeskim była chyba najgorsza sytuacja z prądem. Były takie tygodnie kiedy nikt nie miał prądu. U mnie osobiście to takim rekordem było mieszkać pięć dni bez prądu, ale przynajmniej miałam ogrzewanie i wodę. Jeżeli mówimy o wielopiętrowych mieszkaniach, to tam było trudniej, bo nie było ani prądu, ani ogrzewania, ani wody. Więc dla naszych seniorów staraliśmy się przygotować ciepłe posiłki lub zabezpieczyć ich kuchenkami turystycznymi, żeby mogły przetrwać ten ciężki czas. Ale miasto bardzo szybko reagowało i starało się jak najszybciej to naprawić.

Fot. archiwum Anastazji Strelcowej-Nikolenko

Z twoich wpisów w sieciach społecznościowych widać, że bardzo dużo osobiście, ale też jako działaczka Związku Polaków w Odessie pomagasz mieszkańcom miasta, ale przede wszystkim ukraińskiej armii. Czego obecnie najbardziej potrzebują wojskowi na froncie?

Wszystko zależy od sytuacji. Otrzymujemy różnego rodzaju prośby od żołnierzy. Zaczynając od zwykłych leków – paracetamolu czy ibuprofenu. Często potrzebują zwykłych leków przeciwbólowych, przeciwgorączkowych. To co można u nas kupić i wysłać, bo tam nie mają tej możliwości. Ale oczywiście, że są także duże prośby o zakup samochodów czy kamer termowizyjnych. Zawsze są potrzebne stazy taktyczne czy materiały opatrunkowe. Każdego dnia otrzymujemy coś nowego. Kilka dni temu było zapotrzebowanie na słuchawki taktyczne. Pomagamy także tym szpitalom, które pracują bliżej linii frontu.

Jako Związek Polaków staramy się współpracować z innymi instytucjami, mniejszościami narodowymi, miejscowymi i zagranicznymi fundacjami, żeby jak najszybciej to załatwić i dostarczyć na front. Jeżeli wiemy, że nie możemy kupić samochodu, bo nas nie stać na to samych, to szukamy osobę albo fundację, która mogłaby to załatwić. Zgłaszamy to i staramy się załatwiać na bieżąco.

Nie mogę powiedzieć czego potrzebują w tej chwili. Każdego dnia te zgłoszenia są inne. Czasami te prośby są trochę specyficzne. Ostatnio zadzwoniła do mnie jedna z wolontariuszek z którą współpracujemy już przez cały rok i powiedziała, że żołnierze z pod Bachmuta poprosili ją o gitarę. Było to trochę dziwne. Ona powiedziała, że oni mieli gitarę i kiedy było im smutno, to jeden z chłopaków grał i robiło im się lepiej. Poprzednia gitara spłonęła pod ostrzałami. Tak się złożyło, że mieliśmy gitarę w naszym stowarzyszeniu i wysłaliśmy im ją. Trochę anegdotyczny wypadek, ale czasami takie rzeczy też się zdarzają. A czasami zdarzają się niewiarygodne rzeczy. Coś może leżeć pół roku w magazynie i nikt tego nie potrzebował i nie pytał o to. A potem ktoś dzwoni nagle i prosi właśnie o to. Zawsze mówię, że jeżeli ktoś chce nam coś dać, to znajdziemy komu to przekazać.

Jak obecnie wygląda sytuacja z pomocą? Czy coraz trudniej jest o nią się ubiegać?
To zależy. Każdego miesiąca sytuacja jest zupełnie inna. Czasami prosisz o wsparcie czegoś i otrzymujesz na zakup rzeczy 200-300 hrywien i rozumiesz, że tego nie wystarcza, więc gdzieś szukasz i prosisz. A czasami trafiają się ludzie ze złotymi sercami, którzy widzą, że staramy się uzbierać, to kupują te rzeczy i wysyłamy naszym chłopakom na front. Czasami są organizacje, zazwyczaj z Polski lub zwykli Polacy z Polski i zagranicy, którzy bardzo nam pomagają. Jeżeli chodzi o wsparcie mieszkańców Odessy, ale też obwodu odeskiego, Mikołajowa i Chersoniu, to bardzo dużo pomaga nam polski Senat i Fundacja Wolność i Demokracja. Za tą pomoc chcę im wszystkim bardzo podziękować. Bez nich nie moglibyśmy pomagać innym. Są takie miłe sytuacje, że dzwonią do nas, że za kilka godzin przyjadą z pomocą z Polski. My staramy się to szybko rozładować, bo jadą gdzieś dalej.

W Odessie sytuacja obecnie jest troszkę lepsza. Ale w Mikołajowie i obwodzie mikołajowskim oraz części obwodu chersońskiego, który został wyzwolony przez ukraińskie wojsko, sytuacja jest znacznie gorsza. Jest tam też dużo Polaków, to staramy się jak najszybciej im to przekazywać.

Jeżeli mówimy o wojskowych, to oczywiście ta pomoc nie jest taka duża jak na początku i to jest trochę normalne. Ale nadal potrzebujemy wsparcia i pomocy finansowej i jesteśmy wdzięczni za każdą, nawet najmniejszą pomoc. Jeżeli ktoś kupi i przekaże nam jedną stazę taktyczną i robi to szybko, to znaczy, że już zostało uratowane jedno czyjeś życie. Dlatego jeżeli ktoś kupi i przekaże nam dziesięć takich staz, to ilość uratowanych ludzi jest dziesięciokrotnie większa.

Cały swój wolny czas poświęcasz na to, aby pomagać. Dlaczego jest to takie ważne?
Powiem tak, że w mojej rodzinie motto – Bóg, Honor, Ojczyzna – zawsze było nie tylko słowami. Zawsze wiedziałam, że jestem Polką, ale obywatelką Ukrainy. I to jest tak oczywiste, że nie wyobrażam sobie czegoś takiego, żeby nie pomagać, a szczególnie gdy w twoim państwie trwa wojna. Musimy pomagać zwyciężyć naszemu wojsku, bo jeżeli będziemy tylko czekać, że ktoś to zrobi za nas, to niestety nie wygramy. Chcę, żeby zwycięstwo nastąpiło jak najszybciej.

Pochodzę z tych terenów, które były okupowane, z obwodu chersońskiego, dlatego mnie szczególnie to boli, że jeszcze część naszej ojczyzny jest okupowana i że w okupacji do dnia dzisiejszego w innych obwodach przebywa jeszcze część mojej rodziny. Wiem jak to jest, kiedy nie wiesz co tam się odbywa, kiedy widzisz, że zrujnowany jest twój dom rodzinny i twoja szkoła. Dlatego chce zrobić wszystko, żeby ludzie na innych nieokupowanych terenach Ukrainy wiedzieli jak to boli i jak to jest. Dlatego staram się poświęcać jak najwięcej czasu, żeby pracować dla naszego zwycięstwa. I myślę, że każdy w Ukrainie stara się to robić. Ktoś wspiera finansowo różne fundacje, bo nie wie jak inaczej może pomóc. Ktoś przychodzi i plecie siatki maskujące, ktoś pomaga roznosić paczki z pomocą humanitarną, ktoś jest w wojsku. Ktoś robi wpisy w sieciach społecznościowych o wojnie i pomocy, pokazując całemu światu, że wojna nadal trwa, że ciągle walczymy. Po prostu, żeby świat nie zapomniał o tym, bo wojna informacyjna również jest bardzo ważna.

Twój mąż jest także żołnierzem ukraińskiej armii. Jak to wpływa na twoją działalność?
Z jednej strony to pomaga, bo zawsze wiesz, że ktoś na sto procent rozumie czym się zajmujesz i że jest to ważne. I dla drugiej osoby będzie zrozumiałe, dlaczego siedziałaś do późna w biurze i pakowałaś pomoc. Zawsze wiem, że moja rodzina mnie wspiera i wie, że robimy to razem dla zwycięstwa. Oczywiście, z drugiej strony jest to trudne, kiedy wiesz, że twój ukochany człowiek jest w wojsku. Ale wiem po co on to robi, że robi to dla naszej przyszłości. Oczywiście bardzo dużo rzeczy robimy razem, bo on jako wojskowy rozumie dużo rzeczy których ja jako człowiek, który nigdy nie był w wojsku nie rozumiem. Co lepiej kupić, na co szybciej zareagować kiedy mam ograniczoną sumę gotówki, a muszę coś szybko wybrać na dzisiaj, to mąż pomaga mi zorientować się, co jest naprawdę niezbędne.

Tak samo dużo osób zwraca się do niego, bo już wiedzą, że działamy w Związku Polaków i możemy coś znaleźć w Polsce. Szczególnie na początku wojny, kiedy nie mogliśmy czegoś kupić tutaj, to ludzie zwracali się do niego i wspólnie z naszym stowarzyszeniem kupowaliśmy to i przywoziliśmy. Ludzie już wiedzieli, że jeżeli jest Polakiem, to ma wsparcie, że za nim jest Polska i Polacy, którzy nas wspierają. I to jest ważne i za to jesteśmy wdzięczni. Jestem dumna z tego, że mój mąż jest w wojsku i staram się go wspierać, tak samo on stara się wspierać mnie.

Wiem, że piszesz eseje na temat wojny. Czy masz obecnie czas na pisanie i o czym one są?
Od początku wojny zaczęliśmy z mężem, ze względu na to, że byliśmy można powiedzieć w różnej geografii, pisać jeden drugiemu takie krótkie eseje o naszych przeżyciach, o tym jak odczuwamy wojnę, co widzimy, z czym się zmagamy. Moja rzeczywistość jest jedna, a jego zupełnie inna. Potem zaczęliśmy to wysyłać znajomym i przyjaciołom. A teraz kiedy mamy czas, bo to jest najtrudniejsze, publikować to w sieciach społecznościowych. Dlatego, że dużo osób mogą zobaczyć tam i swoje przeżycia. Wiele osób, naszych przyjaciół ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Brazylii i innych państw mogą to przeczytać nawet w tym tłumaczeniu na Facebooku i zrozumieć w jakiej rzeczywistości żyjemy i jakie są nasze przeżycia. Jest to też sposób na refleksje, taki też rodzaj terapii sztuką. Oczywiście, że nie starcza czasu, żeby to wszystko opublikować. Ale mam nadzieję, że tego czasu będzie więcej i można będzie więcej takich wpisów opublikować.

Czy dużo Polaków pozostało w Odessie? Jak wygląda działalność Związku Polaków im. Adama Mickiewicza w Odessie?
Od tego dnia kiedy rozpoczęła się pełnoskalowa wojna i zrozumieliśmy, że musimy coś zrobić z naszymi dziećmi ze szkółki działającej przy Związku Polaków, dzwoniliśmy do wszystkich rodziców i staraliśmy się ich jakoś szybko wywieźć i udało nam się to. Ponad sto osób wyjechało przez Rumunię do Polski. Obecnie dużo osób wróciło do Odessy, więc cieszymy się, że możemy ich ponownie widzieć. A tak naprawdę przez ten cały czas działaliśmy na ile to było możliwe. Nasza sobotnio-niedzielna szkoła najpierw działała w trybie hybrydowym. Wszystkie zajęcia były online z powodów bezpieczeństwa, ale także i technicznych. A od lata dzieci zaczęły przychodzić do naszej siedziby na zajęcia. Mamy schron, który po odczyszczeniu i umeblowaniu stał się miejscem spotkań. Obecnie szkoła działa w trybie hybrydowym, kto nie jest w Odessie, a chcę brać udział w zajęciach, robi to online. A osoby na miejscu przychodzą normalnie na lekcje. Jest to miejsce, gdzie mogą uczyć się i rozmawiać w języku ojczystym.

Także działa nasza duża gałąź związana z psychologią. Zorganizowaliśmy zajęcia związane z terapią za pomocą sztuki, które są dostępne nie tylko dla Polaków, ale także dla wszystkich mieszkańców miasta. Chętni mogą porozmawiać z psychologami, porysować i miło spędzić czas.

Mamy także dużo seniorów, około dwustu osób. Więc staramy się dbać o nich. Oni przychodzą na zajęcia do dzieci i opowiadają im o polskich tradycjach i kulturze. Robimy też spotkania dla seniorów, żeby mogli się spotkać i porozmawiać, szczególnie dla tych, którzy są sami i nie mają obok rodziny. Prawie każdego tygodnia przychodzi kolejna nowa babcia lub dziadek i mówi, że on jest przesiedleńcem ze wschodnich terytoriów Ukrainy i ma polskie pochodzenie. Więc przychodzą do nas, żeby pobyć z kimś i porozmawiać.
Jeżeli mówić o innych kierunkach działalności stowarzyszenia to są związane z promocją kultury i historii Polski. Wszyscy widzą, kim jest dla nas Polska, jak nas wspiera i nam pomaga, że Polacy są braćmi. Ale mało wiedzą o naszej historii, tradycjach, więc staramy się im to przybliżyć, żeby wiedzieli, że Polska nie jest tylko dalekim sąsiadem, który wspiera i pomaga, a jest państwem z ciekawą historią i tradycjami. Staramy się być takimi ambasadorami historii i kultury polskiej tutaj. Cieszy, że na nasze wydarzenia przychodzą władze miasta i obwodu oraz zwykli mieszkańcy. Takie zainteresowanie ludzi w mieście cieszy, że możemy dalej działać i rozwijać te wątki naszej działalności, które nie są związane tylko z wojną czy pomocą humanitarną. Bo działania w tym kierunku również są pewnego rodzaju sprzeciwem. Pokazujemy ruskim, że co by nie robili, to jesteśmy niezłomni. Że pracowaliśmy, pracujemy i będziemy pracować.

Jak przez pryzmat pomocy i wparcia z Polski dla walczącej Ukrainy jest postrzegane wasze stowarzyszenie przez mieszkańców Odessy?
Nigdy w Odessie nie mieliśmy tego problemu, żeby być postrzeganym jakoś źle. Od 1906 roku, gdy powstał pierwszy Dom Polski w Odessie, to Polacy i Ukraińcy wspólnie walczyli przeciwko carskiej Rosji. Ukraińscy działacze „Proswity” przychodzili na wydarzenia Domu Polskiego i odwrotnie. I ogólnie tak się złożyło, że nie mieliśmy problemów na tle narodowościowym. Odessa jest wielonarodowościowym miastem, że ten problem nie jest tak widoczny. Chyba w ogóle go nie ma. Zawsze mogliśmy rozmawiać w języku ojczystym, organizować na ulicach miasta różne wydarzenia i nie było z tym żadnego problemu.

Z początkiem wojny i wsparcia Polski i Polaków jesteśmy odbierani jeszcze bardziej pozytywnie. Kiedy mówię, że jestem Polką, to zawsze proszą przekazać Polsce, polskiemu konsulatowi jak są wdzięczni. I jest to bardzo miłe.

Kiedyś do siedziby Związku Polaków przyszedł mężczyzna i poprosił o flagę Polski. Chciał żeby mu udostępnić flagę na pół godziny. Powiedział, że jest wolontariuszem i że Polska bardzo dużo pomaga i przekazała jego kolegom żołnierzom sprzęt i wspólnie z tymi żołnierzami, gdy byli w Odessie, chciał z flagą Polski nagrać podziękowanie. Poszłam z nim, żeby zobaczyć i sprawdzić czy to nie jest jakaś prowokacja. To były prawdziwe i szczere podziękowania dla Polski i Polaków. A tak naprawdę to zwykli ludzie przychodzą, żeby powiedzieć proste dziękuję. I jest to bardzo miłe. Staramy się to wszystko przekazywać. Mam nadzieję, że dzięki waszej gazecie to wszystko zostanie przekazane.

Jak najbardziej wszystkie podziękowania zostaną przekazane. A podsumowując to powiedz jak zmieniła się Odessa i czy mieszkańcy nadal wierzą, że wojna już szybko się zakończy?
Oczywiście Odessa, jak i cała Ukraina, ale także świat, zmieniła się. Wiemy, że już nigdy nie będzie tak jak było. Wiemy, że nie będziemy takimi jak do 24 lutego. Wiemy, że nigdy w życiu nie zapomnimy tych bombardowań i dźwięków alarmów. Każdy ma swoje przeżycia i rzeczy, które na zawsze pozostaną w nas. Ale Odessa pozostaje pozytywna. Mieszkańcy Odessy wierzą, że zwyciężymy. Bo jeżeli nie zwyciężymy, to nas po prostu nie będzie. Miasto wierzy, pracuje na to i po cichutku żyje nadzieją na szybkie zwycięstwo. Ale powiem szczerze, że nie wszyscy może wierzą, że to będzie szybko, ale że będzie. Dlatego ludzie starają się żyć dalej, pomagać wojsku i robić wszystko dla zwycięstwa.

Dziękuję za rozmowę.

X