Alicja z Czarownej Krainy Iwona Załuska kierownik literacki Teatru Scena Polska UK z Londynu w rozmowie z red. Alicją Kocan. Fot. Archiwum Iwony Załuskiej

Alicja z Czarownej Krainy

O Kresach, lwowiakach i przyszłości z Alicją Kocan, redaktorem i kronikarzem „Biuletynu”, rozmawia Iwona Załuska, kierownik literacki Teatru Scena Polska UK z Londynu.

Pani Alicjo, jest Pani współzałożycielem Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich…

Można tak powiedzieć, bo uczestniczyłam w pierwszym zebraniu założycielskim Towarzystwa 17 grudnia 1988 roku. Już od początku włączyłam się w pracę na rzecz naszej organizacji i od tamtej pory prowadzę kronikę wydarzeń – chcę by został ślad naszej działalności.

Jak pamięta Pani Lwów i Tarnopol z opowieści Pani rodziców i dziadków?

Cała moja rodzina to Lwów, Tarnopol i Podwołoczyska nad Zbruczem na Podolu. Atmosfera w domu była typowo kresowa. Rodzice wspominali tamte tereny i tęsknili do tych malowniczych stron. To dzięki ich wspomnieniom mam ogromny sentyment do ziem wschodnich II Rzeczypospolitej, pięknych miast, a przede wszystkim do ludzi, którzy wyróżniali się pogodnym charakterem, patriotyzmem i przywiązaniem do rodzinnych miejsc.

Poznałyśmy się parę lat temu w siedzibie Wspólnoty Polskiej na Krakowskim Przedmieściu w czasie promocji książki o Irenie Anders „Kapral Bogdańska melduje się”. Mój Teatr, Scena Polska w Londynie zadbał o oprawę artystyczną tej uroczystości. Dowiedziałam się wtedy, że była Pani wielokrotnie w Wielkiej Brytanii i spotykała się Pani z naszymi lwowiakami.

Tak, w Wielkiej Brytanii byłam wiele razy. Spotykałam się z Polakami rodem ze Lwowa i Kresów. Byli to wspaniali ludzie. Mówili piękną polszczyzną. Z dala od ukochanej Ojczyzny przez całe swoje długie życie wspaniałymi, niezapomnianymi głosami – walczyli o Wolną Polskę.

Bardzo mnie zainteresowało, że znała Pani Marię Drue, akompaniatorkę Mariana Hemara i współzałożycielkę naszego Teatru.

Moje pierwsze kontakty z Marią Drue zaczęły się przez słuchanie nocnych audycji w programie 1 Polskiego Radia, kontynuowanych przez wspaniałych radiowców Danutę Żelechowską i Jana Zagozdę. Były to bardzo ciekawe audycje z życia emigracji w Londynie. Marią Drue zainteresowałam się jako pianistką, akompaniatorką w kabaretach Mariana Hemara, Wiktora Budzyńskiego, Feliksa Konarskiego i innych. Komponowała i pisała teksty dla wielu wykonawców, przede wszystkim dla Renaty Bogdańskiej-Anders, z którą łączyła ją nie tylko praca sceniczna, ale także wieloletnia przyjaźń.

W Teatrze Polskim w Warszawie odbywały się okolicznościowe koncerty z udziałem artystów emigracyjnych. Uczestnicząc w tych uroczystościach miałam okazję poznać tę uzdolnioną pianistkę i autorkę książki „Swoją drogą”. Książkę tę mam dzięki uprzejmości redaktor Katarzyny Bzowskiej z Londynu – autorki artykułów „Prasowite zdziwienia”, które czytam z zainteresowaniem w londyńskim Tygodniku Polskim.

Była też Pani zaprzyjaźniona z Władą Majewską z Wesołej Lwowskiej Fali. To niezwykła i bardzo barwna postać.

Włada Majewska wielokrotnie odwiedzała Polskę. W 2001 roku na domu przy ul. Senatorskiej 27 w Warszawie odsłoniła tablicę poświęconą Marianowi Hemarowi w miejscu, gdzie przed wojną miał siedzibę kabaret literacko-artystyczny Qui Pro Quo. Jeszcze wcześniej w 1998 roku uczestniczyła w koncercie „Artyści lwowscy kresowiakom” zorganizowanym przez Oddział Stołeczny Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Teatr Mały nie mógł pomieścić wszystkich pragnących wysłuchać legendy Lwowskiej Fali. Była gościem Klubu Księgarza i Domu Literatury w 1997 roku na promocjach książek Mariana Hemara „Za dawno za dobrze się znamy” oraz „Chlib Kulikowski Tylko dla lwowian”. Ogromne zainteresowanie wzbudził album autorstwa Włady Majewskiej „Z Lwowskiej Fali do Radia Wolna Europa”. Ten zbiór wspomnień wraz z cenną kolekcją unikatowych fotografii i dokumentów stanowi ważne świadectwo przeszłości. Przy tej okazji pragnę nadmienić, że z dumą spojrzałam na zamieszczone w książce zdjęcie, które wykonałam na promocji albumu „Za dawno za dobrze się znamy”, dlatego wspomnienia autorki są dla mnie jeszcze cenniejsze.

W 2005 roku z okazji 80-lecia Polskiego Radia Włada Majewska otrzymała Diamentowy Mikrofon w dowód najwyższego uznania za całokształt jej twórczości radiowej stanowiącej barwną ilustrację w historii polskiej radiofonii. Z kolei z okazji setnej rocznicy urodzin artystki odbyły się w Warszawie interesujące spotkania. W kawiarence „Słodkiego Radia Retro” wspaniała para radiowców i kolekcjonerów przeszłości Danuta Żelichowska i Jan Zagozda odtworzyła wspomnienia z życia Włady Majewskiej. Również z tej okazji w Stowarzyszeniu Pracowników, Współpracowników i Przyjaciół Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego odbył się wieczór jubileuszowy.

Urodziła się w czasach Franciszka Józefa. Miała 7 lat, kiedy marzenie Piłsudskiego o niepodległej Polsce się spełniło. Podczas wojny występowała i śpiewała dla żołnierzy o Lwowie. Odeszła w maju 2011 roku w rocznicę zwycięstwa w bitwie pod Monte Cassino.

Z Władą Majewską spotkałam się też w Londynie. W Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym odbył się koncert z okazji 100-lecia urodzin poety, pisarza i dramaturga Mariana Hemara „… Tu mówi Marian Hemar”. Właśnie na tym wydarzeniu, które odbyło się w kwietniu 2001 roku z udziałem Renaty Bogdańskiej-Anders, o konsultację artystyczną zadbała Włada Majewska. Przywiozłam stamtąd program koncertu, jest on dzisiaj w naszej Kronice.

Wszystkie spotkania z artystką utrwalałam na fotografiach. Teraz stanowią pamiątkę w jej domowym archiwum. Listy z podziękowaniami zamieszczałam w Lwowskim Biuletynie Informacyjnym. Interesowałam się życiem emigracji niepodległościowej, dlatego starałam się być wszędzie tam, gdzie były spotkania z artystką.

Jest Pani kronikarzem Lwowskiego Biuletynu Informacyjnego. Pisze Pani o odchodzącym świecie i odchodzących ludziach. Wspomina ich Pani.

W kronice są opisy ciekawych ludzi. Ocalam od zapomnienia tych, którzy odchodzą. Jest to praca o wyjątkowej wartości a przede wszystkim stanowi źródło cennych wiadomości. Są to intelektualne wędrówki po Lwowie i Kresach.

Kogo jeszcze wspomina Pani najczęściej?

Jerzego Janickiego. Był przecież twórcą i pierwszym wieloletnim prezesem Warszawskiego (później Stołecznego) Oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Miał ogromny talent i doświadczenie reporterskie. Był mistrzem dowcipu sytuacyjnego, wyjątkowym erudytą starej szkoły inteligencji, wielkim społecznikiem, człowiekiem życzliwym ludziom. Jego twórczość była wszechstronna. Był pisarzem, dramaturgiem, radiowcem, autorem scenariuszy filmów fabularnych i seriali telewizyjnych. Uważany był za mistrza polskiego scenopisarstwa filmowego oraz prekursora polskich słuchowisk radiowych.

Z dumą podkreślał, że dzieciństwo i młodość spędził we Lwowie – mieście, które było jego wielką utraconą miłością. Pięknie mówił o Lwowie. Zawsze podkreślał, że Lwów to miasto – bukiet, spleciony z różnobarwnych języków, kultur, obyczajów i religii. Był niestrudzonym piewcą, popularyzatorem historii, tradycji i kultury Lwowa i Kresów. Realizował filmy o tematyce lwowskiej. Był pomysłodawcą, scenarzystą i gospodarzem telewizyjnego cyklu ciekawych wywiadów ze sławnymi osobami lwowskiej diaspory. Mówił, że Lwów jest najpiękniejszym miastem, w którym można się zakochać od pierwszego wejrzenia. Doskonale pamiętam nagrany w radiu głos Jerzego Janickiego z tym charakterystycznym lwowskim zaśpiewem.

Był bardzo dobrym przyjacielem. W sposób życzliwy obcował z ludźmi i często w razie potrzeby był gotów do pomocy. Starał się dużo rozmawiać z młodzieżą. Zawsze odpowiadał na wszystkie pytania. Cieszyliśmy się, kiedy zapraszał nas do Telewizji Polskiej na wieczory wspomnień „Godzina szczerości” i „Lwowskie sentymenty” oraz spotkania wigilijne nadawane w 1 programie TVP, w których opowiadał o swoich rodzinnych Wigiliach spędzonych na Kresach.

Był człowiekiem o wyjątkowej dobroci, inicjatywy i energii. Towarzyski i pogodny tworzył atmosferę, do której wszyscy się garnęli. Cieszył się ogromnym autorytetem. Bardzo dobrze, że w Warszawie z inicjatywy Stowarzyszenia Filmowców Polskich i Fundacji Jerzego Janickiego skwer u zbiegu ulic Czerniakowskiej i Ludnej poświęcono Jerzemu Janickiemu.

Krótko po tym stanął tam pomnik-ławeczka poświęcony jego postaci, autorstwa i wykonania prof. Janusza Pastwy. Teraz Jerzy Janicki siedzi sobie wśród drzew na skwerze swojego imienia i pewnie rozmawia z napotkanymi przechodniami. Szkoda, że tak szybko mija czas, jednak te wspaniałe spotkania z nim na zawsze pozostaną w mojej pamięci i często będę do nich wracać.

Lwowski Biuletyn Informacyjny to bardzo ważne i potrzebne pismo. Lwowiacy rozsiani po całym świecie czekają na ten kwartalnik. Ilekroć przywożę do Londynu naszym brytyjskim kresowiakom, bardzo się cieszą i ze wzruszeniem czytają.

Biuletyn jest naszą wizytówką. Podajemy ważne informacje nie tylko ze Lwowa i miast kresowych, ale też z kraju. W Biuletynie są relacje z wydarzeń okolicznościowych, wywiady z ciekawymi ludźmi, autorami książek i osobami ze świata kultury. Staramy się aby Biuletyn zawierał jak najwięcej informacji i był wydawany w terminie. Zgodnie z listą naszych stałych czytelników, kwartalnik wysyłamy na adresy domowe.

Jest Pani obdarzona niezwykłą energią i pasją. Skąd czerpie Pani siłę do działalności społecznej. Do tego prawdziwie pięknego powołania.

Moja praca na rzecz Lwowa i Kresów jest zauważana. Jest to doping do aktywności społecznej, bo bez uznania środowiska nie ma satysfakcji. Akceptacja mojej działalności daje mi ogromne zadowolenie.

Poza Biuletynem w jakie jeszcze inicjatywy była Pani najsilniej zaangażowana.

To wystarczy. Nigdy się nie nudzę. Ciągle przygotowuję nowe tematy do artykułów zamieszczanych w Biuletynie i innych czasopismach. Rozmawiam z ludźmi, lubię słuchać ich relacji z czasów młodości, chodzę do bibliotek i wypożyczam biografie, autobiografie i czytam wspomnienia ciekawych osób. Tego rodzaju tematyka bardzo mnie interesuje. Wieczorami pracuję nad drzewem genealogicznym naszej rodziny, a to pochłania bardzo dużo czasu. To są archiwa, biblioteki, rozmowy, opisy nie mówiąc już o wszelkiej korespondencji z dawnych lat. Czas ucieka, a mnie ciągle brakuje wolnych chwil.

Rozmawia Iwona Załuska

Tekst ukazał się w nr 1 (437), 19 – 29 stycznia 2024

X