Zabójstwo Andrzeja Potockiego. Część 1 Siedzibą Namiestników Galicji był Pałac Namiestnikowski we Lwowie, starsza jego część została wybudowana w 1821 r. dla gubernatora Franza von Hauera. Obecnie w tych gmachach mieści się Urząd Wojewódzki we Lwowie przy ul. Wynnyczenki, widok współczesny.

Zabójstwo Andrzeja Potockiego. Część 1

Polityczne zabójstwa w imperium Habsburgów były rzadkością. Za 68 lat swego panowania Franciszek Józef I przeżył tylko jeden zamach na swoje życie. W czasie spaceru po starych fortyfikacjach miejskich Wiednia 18 lutego 1853 roku napadł na niego uczeń krawiecki Janosz Libenoi, Węgier z pochodzenia, uczestnik Wiosny Ludów w swoim kraju. Napastnik nagle podbiegł do cesarza z tyłu i próbował zadać mu cios nożem w szyję. Cesarza uratowała szybka reakcja i sztywny stojący kołnierz munduru dragonów, po którym ześlizgnął się nóż zamachowca. Cesarz został jedynie draśnięty. Resztę zamachów na jego życie agentom udawało się wyjawić jeszcze na etapie przygotowań do nich.

Edward Trzemeski, Portret Andrzeja Potockiego (przed 1905)

Ze względu na te tendencje zabójstwo namiestnika Galicji hrabiego Andrzeja Potockiego, do którego doszło we Lwowie 12 kwietnia 1908 roku, wywołało szeroki rozgłos. Temat ten był przedmiotem badań wielu historyków. Warto jednak wyszczególnić badania Andrija Kozyćkiego i Ołeny Arkuszy. Zresztą, rozgłosu pragnął i sam zamachowca – ukraiński student Myrosław Siczynski (1887–1979).

Wcale nie ukrywał, że porwał się na życie namiestnika z zemsty, pragnąc ukarać go za naruszenia i nadużycia podczas wyborów 1907 roku do Parlamentu austriackiego i w 1908 roku do Sejmu Krajowego. Oburzenie wśród galicyjskich Ukraińców wywołały szczególnie te ostatnie, podczas których w ławach sejmowych zasiadło jedynie 12 przedstawicieli partii ukraińskich i 8 moskalofilów. Wspólnie mogli oni zająć nieco mniej niż połowę miejsc od tzw. „czwartej kurii” (wiejskiej) na Wschodniej Galicji. Tu bowiem Ukraińcy stanowili większość. Znaczący sukces moskalofili był nieprzyjemną niespodzianką – po raz ostatni zwolennicy tej orientacji na Rosję osiągnęli podobny wynik jeszcze w 1889 roku, gdy wprowadzili do Sejmu Krajowego również 8 deputowanych. Porażkę partii ukraińskich w tych wyborach społeczeństwo tłumaczyło sobie ingerencją w wybory struktur państwowych, kontrolowanych przez Polaków.

Wprawdzie niektóre nadużycia miały miejsce. Ich symbolem stała się śmierć ukraińskiego chłopa Marka Kagańca, który starał się nie dopuścić do falsyfikacji wyborów w swoim okręgu – wsi Koropiec w pow. buczackim na Ziemi Tarnopolskiej. Dla wielu Polaków bezpośrednia zależność pomiędzy śmiercią w Koropcu i zamachem na namiestnika był oczywista. W tygodniku „Świat” z dnia 31 października pisano: „Za śmierć rozpolitykowanego wiejskiego przywódcy, którą zadała ręka strażnika porządku i ładu publicznego, po dwóch miesiącach zginął z rąk fanatycznego rzeźnika-zabójcy Siczyńskiego namiestnik hrabia Andrzej Potocki, który miał być winowajcą tej śmierci”.

Walka przedwyborcza w 1908 roku w pow. buczackim była ostra. Tu o mandat deputowanego walczyli syn marszałka Sejmu Krajowego hrabia Stanisław Henryk Badeni i jeden z przywódców Ukraińskiej partii radykalnej prawnik Seweryn Daniłowicz. Kaganiec należał do Ukraińskiej narodowo-demokratycznej partii, ale w wyborach popierał ukraińskich radykałów. Pikanterii sytuacji dodał fakt, że od 1893 roku potężny majątek Koropiec był własnością rodziny Badenich. Stąd młodszemu Badeniemu zależało nie tylko na tym, aby wygrać wybory, ale i wykazać wysoki wynik w Koropcu, gdzie prawie trzy czwarte mieszkańców byli Ukraińcami.

System wyborczy do Sejmu Krajowego był dwustopniowy: posiadający prawa wyborcze początkowo wybierali prawyborców, a ci z kolei już głosowali na konkretnych kandydatów. Przeglądając listy wyborcze w Koropcu, przedstawiciele Daniłowicza wyjawili liczne nieprawidłowości. Do list włączono 14 zmarłych wyborców, 5 emigrantów do Bośni oraz kilka osób, niepłacących podatków, co pozbawiało ich prawa wyborczego. Na listę nie zostali wpisani liczni aktywiści ukraińscy. Taka sytuacja wywołała konflikt. Na początku lutego Ukraińcy stworzyli w Koropcu „komisję reklamacyjną”, która oskarżyła 75 pozycji na liście wyborczej. Pierwsze skrzypce w tej komisji odgrywał niejaki Marko Kaganiec, prezes lokalnego ośrodka „Proswity”, spółki kredytowej i aktywista społeczny.

Mychajło Melnyk, wójt Koropca, oraz przedstawiciele komisji wyborczej starali się przeciągać rozpatrzenie skargi. Wówczas Kaganiec i dwoje innych członków „komisji reklamacyjnej” wystosowało oficjalną skargę. Jednak komisja wyborcza odmówiła wniesienia jej do protokołu swoich obrad, motywując to zniknięciem sekretarza komisji. Nie doczekawszy się reakcji na swoją petycję rankiem 6 lutego 1908 roku Kaganiec z kolejną skargą wyruszył do kancelarii społecznej w Koropcu. Przed spotkaniem z wójtem Kaganiec chciał doczekać się poczty z informacją o skardze, wysłanej do władz powiatowych. Poczta docierała do Korobca zazwyczaj o godz. 9:00 rano, ale tego dnia opóźniła się. Kaganiec postanowił zaczekać w położonej obok karczmie Żyda Sztejslera. Ale i tu po jakimś czasie zawiązał się konflikt, w którego czasie pobito chłopa Mikołaja Moczkodana, który wystąpił przeciwko skardze „komisji reklamacyjnej”. W czasie bójki żandarm Tokarski aresztował Daniła Hnatiuka i prowadził go do społecznej kancelarii. Po wsi poszły słuchy, że władze chcą aresztować i Marka Kagańca, obecnego przy bójce, który jednak Moczkodana nie zaczepiał. Około mostu wielu Ukraińców z Koropca zebrało się w centrum wsi, aby bronić swego lidera. Przy moście, dzielącym wieś na pół, trzech żandarmów z karabinami z bagnetami starali się aresztować Kagańca. Byli to Polacy: wachmistrz Kazimierz Jabczyński, cugsfurer Tokarski i kapral Rodziński. Żandarmi ogłosili, że za niedozwoloną manifestację aresztują Kagańca i Iwana Maziacha. Ludzie wzięli ich w obronę i wynikła burzliwa sprzeczka, podczas której żandarmi zakłuli Kagańca bagnetami. Jabczyński i Tokarski zadali ofierze dwa ciosy w pierś i jeden w brzuch. Zabójstwo stało się na oczach żony Kagańca, będącej w 6 miesiącu ciąży oraz jego siostry i brata. W chwili zadawania mu ciosów trzymały go za ręce żona Fedonia i siostra Justyna. Liczni świadkowie potwierdzili, że uderzenia bagnetów przeszły pomiędzy ich rękoma.

Marko Kaganiec

Polska prasa starała się pokazać Kagańca jako ograniczonego, ale ambitnego agitatora, który podburzał chłopów do działań antyrządowych. Samo zabójstwo w Koropcu polska prasa nazywała nie inaczej, jak nieszczęśliwy przypadek podczas szarpaniny, sprowokowanej przed wiejskiego aktywistę. Krakowski „Nowy Dzwonek” pisał: „ Kaganiec – to był ruski chłop w Koropcu, znany na całą okolicę skandalista, hajdamaka, który nie dawał spokoju ani polskim, ani ruskim chłopom, nie chcącym iść za hajdamakami. W czasie tegorocznej przedwyborczej agitacji do sejmu w Koropcu wynikła bójka pomiędzy ruskimi chłopami. Żandarmi chcieli rozdzielić Rusinów, bijących się ze sobą. I właśnie wówczas chłop Kaganiec rzucił się na żandarma z zamiarem wyrwania mu karabinu i zakłucia go. W tym momencie, broniąc swoje życie, odpowiednio do norm prawa, żandarm przebił Kagańca, kładąc go trupem”.

Natomiast strona ukraińska, prawie od razu po zabójstwie Kagańca zaczęła mitologizować jego śmierć, dopełniając realne fakty wymyślonymi szczegółami, wystawiającymi zabójców w bardzo niekorzystnym świetle. Z czasem cały przebieg zajścia nabrał prawie fantastycznego charakteru, który jest podtrzymywany do dziś: „Na oczach całej wioski do Marka Kagańca podeszli trzej żandarmi i zakłuli go bagnetami. Trupa wrzucono do kałuży, a ludziom, którzy stali wokół i obserwowali zajście, żandarmi nakazali, że z tym, kto ośmieli się podejść do Kagańca, zrobią to samo. Potem żandarmi obtarli zakrwawione bagnety o koszulę zamordowanego i poszli do karczmy na piwo. Za piwo płacił Badeni”. (Horak Roman, Hnatiw Jarosław „Iwan Franko. Księga dziewiąta. Katastrofa” Lwów, 2008, s.180).

Grób Marka Kagańca w Koropcu

Pogrzeb Kagańca w Koropcu, w którym wzięło udział około 80 tys. mieszkańców z buczackiego, zaleszczyckiego, tłumackiego i innych powiatów, wielu kapłanów i deputowanych ukraińskich parlamentu wiedeńskiego i Sejmu Krajowego, przemienił się w wielką patriotyczną demonstrację. Ukraińcy wymagali ukarania winnych śmierci swego lidera, ale do tego nie doszło. Wręcz przeciwnie, oskarżenia wysunięto przeciwko tym chłopom, którzy byli świadkami całego zajścia i mieli nie poddać się rozkazom żandarmów. Pod koniec października w sądzie okręgowym odbył się proces w sprawie zajścia w Koropcu. Przed sądem stanęły 32 osoby, w tym i siostra zamordowanego. Oskarżono ich o nieposłuszeństwo wobec władzy. Sędzia Ludwik Ejzelt, prowadzący rozprawę, skazał 15 ukraińskich chłopów na różne terminy więzienia – od 2 tygodni do 3 miesięcy. Działania żandarmów sąd uznał za prawomocne i uzasadnione. W tym czasie, gdy toczył się przewód sądowy, za śmierć Kagańca już zapłacił namiestnik Andrzej Potocki.

Polityczną karierę Andrzej Potocki zaczął na początku lat 1890. W lutym 1895 został deputowanym do Parlamentu wiedeńskiego, a w ciągu roku również do Sejmu Krajowego. W 1901 roku został marszałkiem Sejmu. Ta posada stała się dla magnata odskocznią na posadę namiestnika. Cesarz mianował go na tę posadę 8 czerwca 1903 roku. Swoją działalność w Pałacu Namiestnikowskim, gdzie zamieszkał z rodziną, rozpoczął o godz. 9:00 rano 19 czerwca 1903 roku.

Okres obejmowania przez Andrzeja Potockiego posady cesarskiego namiestnika charakteryzował się wzrostem napięcia w stosunkach polsko-ukraińskich. Działo się tak wbrew poglądom Potockiego, który zajął w tym konflikcie pozycję neutralną. Z jednej strony Potocki szedł na rękę swoim rodakom, pragnącym zachować swoją polityczną dominację, a z drugiej strony – demonstrował zrozumienie dla kulturalno-oświatowych potrzeb galicyjskich Rusinów i konieczności przestrzegania ich praw. W czasie swego wystąpienia w Sejmie Krajowym 14 września 1903 roku dużą część swojej mowy wygłosił po ukraińsku. Znany jest przypadek, gdy Potocki zwrócił uwagę staroście pow. dolińskiego, gdy ten odpowiedział po polsku na petycję ukraińskiego posła Teodora Bogaczewskiego. Namiestnik nakazał wysłać ponownie odpowiedź po ukraińsku i więcej do tego nie dopuszczać.

Wprawdzie, przypadków, gdy w sprzeczkach językowych Potocki popierał stronę polską, jest więcej. Szczególnie stało się to zauważalne w 1905 roku, gdy wśród Ukraińców w Galicji rozpoczął się ruch prowadzenia spraw urzędowych po wsiach po ukraińsku. Polska większość w Sejmie zadbała o to, aby utrudnić wiejskim gminom takie działania i stworzyła bardzo złożony system takiego przejścia. Zdarzało się, że w tych gminach, które już przeszły na język ukraiński, takie decyzje kasowano różnymi kruczkami prawnymi. Formalnie zachowując neutralność, Potocki przede wszystkim sprzyjał interesom Polaków. Przymykał też oczy na naruszenie ustawy o możliwości korzystania z języka ukraińskiego w procesach sądowych.

Pozytywne opinie, które wypowiadali o Potockim politycy ukraińscy, były przede wszystkim wynikiem wyraźnego kontrastu, który przedstawiały lata jego urzędowania z okresem, gdy namiestnikiem Galicji był jego poprzednik Leon Piniński.

Ukraińscy politycy w Galicji mieli wielkie nadzieje na wprowadzenie nowego systemu wyborczego, który, jak spodziewało się wielu, miał zmienić ich pozycję w Parlamencie wiedeńskim. Jednak, pomimo skasowania systemu kurialnego w wyborach do Parlamentu, Ukraińców, którzy byli największą grupą narodową w Galicji, w austriackim organie ustawodawczym reprezentowała mniejsza ilość posłów niż mniej liczebnych, ale lepiej zorganizowanych i silniejszych finansowo Polaków. Ukraińscy politycy z żalem odczuli, że przegrali ten wyścig instytucyjny.

W tej sytuacji część ukraińskich polityków była myśli, że najlepszym wyjściem mogłaby stać się umyślna destabilizacja sytuacji socjalno-politycznej w Galicji. Po tym Wiedeń zmuszony byłby zwracać większą uwagę na ten kraj koronny i ograniczyć w nim wpływy polskie. Niektórzy ukraińscy politycy byli nawet za tym, żeby prosić Wiedeń o wprowadzenie w Galicji bezpośrednich rządów państwowych. Idea polegała na tym, żeby pokazać cesarzowi, że sami Polacy nie są zdolni uporać się z kierowaniem Galicją i część władzy w kraju należy przekazać Ukraińcom. Inni posłowie skłonni byli do współpracy z rządem austriackim i dzięki jego poparciu chcieli uzyskać ustępstwa od Polaków na swoją korzyść. Po długich dyskusjach 19 listopada 1907 roku Ukraiński klub parlamentarny i Ministerstwo spraw wewnętrznych podpisały umowę, w której ramach za rozszerzenie prawa do używania języka ukraińskiego, poparcie szkolnictwa ukraińskiego, finansowania gospodarczych i kulturalno-oświatowych instytucji, zwiększenia ilości urzędników ukraińskich i ukarania winnych w naruszeniu praw Ukraińcow urzędników galicyjskich, posłowie obiecali sprzyjać owocnej pracy parlamentu.

Andrzejowi Potockiemu taki kurs ukraińskich polityków był nie w smak. Starał się ze swej strony ograniczyć wpływ Wiednia na sprawy krajowe. Obiektywnie grało to na rękę polskim partiom. Namiestnik nalegał na to, że galicyjscy Polacy i galicyjscy Ukraińcy powinni sami uregulować swoje stosunki, nie dopuszczając żadnego austriackiego arbitrażu. Ukraińcy byli organizacyjnie i instytucyjnie słabsi od Polaków i taka sytuacja im nie odpowiadała. Ze swej strony, Potocki we Wiedniu tak przedstawił sytuację w Galicji, że jedynie Polacy mogli zagwarantować tam stabilność.

Petro Hawryłyszyn

Tekst ukazał się w nr 8 (396), 29 kwietnia – 16 maja 2022

X