Polskie zabytki mamy we krwi…

Polskie zabytki mamy we krwi…

Taką konkluzją rozpoczął słowo wstępne do polskiego wydania „Polskich zamków i rezydencji na Ukrainie” jej autor Dmytro Antoniuk, stały autor materiałów o historii polskiej architektury na Ukrainie, zamieszczanych na łamach Kuriera Galicyjskiego.

Polski czytelnik, pasjonujący się historią Kresów I Rzeczypospolitej, ma szanse wziąć do rąk rzecz wyjątkową. Nie jest to w pełnym tego słowa znaczeniu przewodnik, których w ostatnim dwudziestoleciu pojawiło się w Polsce wiele. Jest to dokument o stanie zabytków polskiej architektury na tych rozległych terenach w dniu dzisiejszym. Wielu czytelników z pewnością nie orientuje się nawet ile tego było, co dotrwało do naszych czasów i w jakim stanie są poszczególne obiekty. Tradycyjnie „zwykły” turysta zwiedza takie obiekty jak zamki wokół Lwowa, Krzemieniec, Zbaraż, Kamieniec, Chocim. Bardziej dociekliwi docierają do kilku innych. Ale i tych nie będzie więcej niż 20-25 zabytków. Proszę więc zajrzeć do książek Antoniuka i poczytać sobie o tych 470 obiektach, do których dotarł, opisał, wytyczył trasy. Dopiero ta cyfra świadczy o ogromie wykonanej pracy i setkach przejechanych kilometrów.

W marcu 2012 roku we Lwowie odbyła się prezentacja dwutomowego wydania „Polskich zamków i rezydencji na Ukrainie” Dmytra Antoniuka po ukraińsku. Już wówczas ta publikacja wywołała wielkie zainteresowanie, szczególnie wśród historyków i przewodników wycieczek. Wówczas to Dmytro Antoniuk udzielił również wywiadu Kurierowi Galicyjskiemu. Już podczas tej prezentacji były głosy doradzające autorowi polski przekład swego dzieła. I oto, po ponad sześciu latach, nareszcie mamy wersję polską.

Zainteresowanie tego rodzaju obiektami autor podjął w wieku lat 16, kiedy to po raz pierwszy trafił do obronnego klasztoru w Berdyczowie. Jak sam twierdzi, ma trochę polskiej krwi po babci, połowę rosyjskiej, a czuje się Ukraińcem. Wyrósł w Kijowie, więc „Dom z Chimerami” Horodeckiego był dla niego czymś codziennym. Wówczas, w Berdyczowie, zorientował się, że na tym kijowskim obiekcie polska architektura na Ukrainie się nie kończy. Jako młodzieniec rozczytywał się w Sienkiewiczu: bitwy, batalie, obrony twierdzy i zamków – tak zrodziło się zainteresowanie architekturą obronną i historią. Jak zawsze, musi być ten pierwszy impuls, który zaowocował z czasem chęcią zgłębienia tematu i przerósł w zamiłowanie do kultury, języka, historii i architektury polskiej.

Zaczęło się szperanie w literaturze i różnych dostępnych publikacjach, których w tych czasach nie było za wiele. Aż trafiły mu do rąk „Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej” – monografia Romana Aftanazego, obejmująca w 11 tomach historię około 1500 polskich pałaców i dworów oraz ich właścicieli na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej w granicach sprzed 1772. Postanowił więc na własne oczy zobaczyć to, o czym przeczytał. I tu zetknął się z brutalną rzeczywistością. To o czym czytał jak o wspaniałej rezydencji nie istniało w ogóle, było w skrajnej ruinie, napotykał najwyżej szkołę, dom dziecka, lub lecznicę psychiatryczną, umieszczone w dawnych wspaniałych rezydencjach. Początkowo, tuż po roku 1990, wycieczki nosiły charakter wypadów weekendowych w okolice blisko Kijowa. Z czasem zaczął zapuszczać się coraz dalej, poświęcając swej pasji okresy wakacji i urlopów. Z nieodłącznym aparatem fotograficznym dokumentował napotkane obiekty. W notatniku spisywał trasy, którymi można było do nich dotrzeć, opisywał też jakość dróg, po których podróżował swą „Ładą” ryzykując urwanie zawieszenia. Udało mu się nawet załatwić specjalne pozwolenie w zarządzie służby penitencjarnej Ukrainy na odwiedzanie obiektów zabytkowych, w których mieściły się więzienia. Zwyciężyła w nim żyłka badacza i odkrywcy. Z każdej wędrówki zbierał interesujące materiały, fakty, a nawet odkrywał nowe nieopisane dotąd obiekty.

Przez kolejne lata – do roku 2010 – zebrało się tyle materiału, że Dmytro Antoniuk pokusił się o wydanie drukiem tego co widział i co opisał. Lekkie pióro, fakty historyczne, powiązane z poszczególnymi zabytkami legendy, podejście z humorem do napotykanych sytuacji i interesujący temat sprawiły, że ukraińskie wydanie rozeszło się momentalnie i dziś jest praktycznie nie do kupienia. Wobec tego przyszła kolej na wydanie „Polskich zamków i rezydencji…” po polsku.

Wersja polskojęzyczna jest nie mniej pasjonująca niż oryginalna, tym bardziej, że autor w trakcie jej przygotowania dokonał uzupełnienia materiału, zamieścił nowe zdjęcia, dodatkowe informacje. Dla polskiego czytelnika ta publikacja jest niewątpliwie odkryciem polskiej obecności na terenach prawobrzeżnej Ukrainy. Z lektury znane są przeważnie obiekty o charakterze obronnym z wieków XVI–XVIII. Natomiast o licznych pałacach i dworkach, które budowali Polacy, zbyt dużo informacji nie ma. A w XIX wieku na tych ziemiach Polacy byli tą warstwa ludności, która pod zaborem rosyjskim rozwijała przemysł i napędzała gospodarkę. Zdobywając w taki sposób fortuny tworzyli wspaniałe rezydencje, zapraszali najlepszych architektów, zdobili swe rezydencje dziełami sztuki lub kopiami najlepszych dzieł europejskich mistrzów, dla nich tworzono wspaniałe kompleksy parkowe przy rezydencjach. I o tym wszystkim możemy przeczytać w książkach Dmytra Antoniuka. Dla wielu czytelników będzie to materiał niezwykle interesujący.

Niestety do tej beczki miodu muszę dodać łyżkę przysłowiowego dziegciu. Nie wiadomo, czy to pośpiech w przygotowaniu polskiego wydania, czy brak kompetentnych redaktorów i korektorów posługujących się na bieżąco językiem polskim sprawiły, że w tekście publikacji jest wiele błędów gramatycznych, językowych, stylistycznych i zwykłych literówek, które trudno tu zwalić na tradycyjnego „chochlika drukarskiego”. Przy wznowieniu polskiej edycji „Polskich zamków i rezydencji na Ukrainie” dobrze byłoby poddać materiał dokładniejszej analizie i korekcie.

Tym niemniej, te niedociągnięcia nie umniejszają wartości informacyjnej publikacji, która będzie wspaniałą lekturą na zimowe wieczory i inspiracją do odkrycia Ukrainy na nowo w sezonie letnim. Będzie też niewątpliwie impulsem do badań nad historią poszczególnych rodów i ich wkładem w rozwój gospodarki tych ziem, nad naszym wspólnym dziedzictwem i „…nad naszą wspólną historią” – jak określił to Dmytro Antoniuk.

Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 1 (317) 18-31 stycznia 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X