Wypadki w dawnym Lwowie Ilustracje zaczerpnięte z Illustrirtes Wiener Extrablatt, 8 lutego 1902 r.

Wypadki w dawnym Lwowie

Lwowska prasa z początków minionego stulecia dostarcza nam wielu niezwykle ciekawych informacji dotyczących spraw życia codziennego.

Oprócz pikantnych opisów skandali obyczajowych czy też niezwykle barwnej i obfitującej w wydarzenia kroniki kryminalnej możemy znaleźć sporo doniesień o różnorakich wypadkach, które przydarzały się mieszkańcom miasta i okolic. Wiele z nich z dzisiejszego punktu widzenia wygląda dość niepozornie, jednakże ich skutki często były bardzo poważne. Dotyczyło to zwłaszcza licznych pożarów i potrąceń przez rozpędzone dorożki. Największe żniwo zbierały jednak wypadki z udziałem tramwajów elektrycznych, które dla wielu osób, zwłaszcza spoza Lwowa, były nie lada zagrożeniem. Zapraszam do lektury wybranych doniesień z Kuriera Lwowskiego:

Kurier Lwowski 6 stycznia 1905
Dwa nieszczęśliwe wypadki. Onegdaj upadła przechodząca ul. Sykstuską Marja Barszczewska, żona tercjana tak nieszczęśliwie, że złamała rękę. Opatrzyła ją stacja ratunkowa i pozostawiła w domowej kuracji. Jan Kucharczyk młynarz, przechodząc ul. Janowską upadł i złamał nogę. Po opatrzeniu go przez stację ratunkową, odwieziono go do szpitala.

Kurier Lwowski 7 stycznia 1905
Omal nie żywa pochodnia. W kościele Marji Magdaleny zdarzył się wczoraj przed południem podczas mszy św. nadzwyczajny wypadek. Oto starszy brat kościelny zbierając składki ze świecą w ręku zapalił jakiejś kobiecie na głowie włosy i chustkę. Obecni stłumili rękami pożar.

Kurier Lwowski 8 stycznia 1905
Statystyka pożarów. We Lwowie w r. 1904. wyruszyła tutejsza miejska straż pożarna 355 razy, a mianowicie do pożarów: dachowych 10, pokojowych 36, sufitowych 18, kominowych 184, piwnicznych 12, innych 18, zamiejscowych 22, fałszywych alarmów 55. Nadto przy asystencji pompierskiej wypalono kominów 3.216.

Kurier Lwowski 12 stycznia 1905
Przejechanie. Żebraczkę R. Olszewską przejechał dorożkarz nr 240, wskutek czego biedna kobiecina odniosła silne potłuczenia. Opatrzyła ją stacja ratunkowa.

Kurier Lwowski 20 stycznia 1905
Ślizgawka na chodniku. Ulica Bogusławskiego pozbawiona jest jakiegokolwiek dozoru, a stróże kamieniczni nie starają się wcale usuwać lodu z chodnika, dzięki czemu mnóstwo chłopaków urządza tam na chodnikach ślizgawkę na łyżwach na przestrzeni około 50 metrów. Wczoraj jakaś pani przechodząc tą ślizgawką upadła, lecz na szczęście nie odniosła szwanku.

Kurier Lwowski 21 stycznia 1905
Śmierć skutkiem przejechania. Wczoraj w południe na pl. Bernardyńskim dostała się pod koła tramwaju konnego nr. 13 starsza kobieta, prawdopodobnie przekupka. Wóz tramwajowy wymijał właśnie jakiś wóz naładowany ciężarem, a owa kobieta stała po przeciwnej stronie obok szyn, czekając aż tramwaj przejedzie. Nagle od tej strony najechał prędko dorożkarz i krzyknął na kobietę, aby się miała na baczności. Biedaczka na skutek tego straciła do tego stopnia świadomość, że zamiast stać w miejscu postąpiła naprzód i potrącona przez tramwaj, dostała się pod jego koła, które ucięły jej prawą nogę zupełnie, a nadto zdusiły klatkę piersiową. Pogotowie ratunkowe odwiozło nieszczęśliwą w stanie nieprzytomnym do szpitala, gdzie na progu umarła wskutek wewnętrznych obrażeń. Nazywała się ona podobno Marja Marzek. Dorożkarz, który stał się pośrednim sprawcą wypadku umknął.

Kurier Lwowski, 22 stycznia 1905 r.
Wypadek. Tramwaj elektryczny jadąc wczoraj przedpołudniem z górnej ulicy Kopernika wyskoczył z szyn na skręcie ul. Ossolińskich i wjechał na stojący obok wóz dorożkarza Bukhata z Zamarstynowa. Uderzenie było fatalne, bo wóz rozsypał się, a koń został silnie skaleczony.

Wypadek w Colosseum. Podczas przedstawienia trupy czarodziejskiej w Colosseum zdarzył się w piątek wieczór jednej z wykonawczyń Elizie Steiner, bolesny wypadek. Mianowicie w czasie wykonywania napowietrznych produkcji, urwał się drut przymocowany do jej gorsetu, a Steinerówna upadła z przeszło 3 metrowej wysokości i złamała nogę. Przez blisko godzinę szukano w pobliżu lekarza, lecz bezskutecznie, a wreszcie wezwano stację ratunkową, której lekarz, dr. Gołąb udzielił jęczącej z bólu kobiecie pierwszej pomocy.

Kurier Lwowski 25 stycznia 1905
Spłoszone konie spowodowały wczoraj przedpołudniem na ul. Batorego fatalny wypadek. Z ul. Pańskiej wjeżdżał w ul. Batorego p. E. K. na wózku, zaprzężonym w bystrego konia. Nagle nadjechał wóz tramwaju elektrycznego, koń się spłoszył, szarpnął wózkiem tak silnie, że przednią część wózka z dwoma kołami wyrwał i w szalonym pędzie pobiegł w ul. Batorego. Siedzący na wózku p. K. wraz z służbą wypadł na ziemię, lecz szczęśliwie uniknęli wszyscy poważniejszego szwanku, natomiast na rogu ul. Kamiennej stał się daleko gorszy wypadek. Ulicą Batorego przechodził wtenczas prof. szkoły realnej p. J. Bylczyński. Nie wiadomo dokładnie czy chciał on konia wstrzymać, czy nie uważał na spłoszonego konia, dość że został tak fatalnie potrącony, iż stracił zupełnie przytomność. Przechodnie przenieśli go do po bliskiego sklepu i wezwano pogotowie ratunkowe, które odwiozło nieszczęśliwą ofiarę wypadku do domu. Jakie skutki potłuczenia nastąpiły, na razie nie wiadomo. Konia wstrzymał policjant dopiero przy ul. Strzeleckiej.

Kurier Lwowski 27 stycznia 1905
Spłoszone konie przemysłowca Leinkaufa, złamały na ul. Gródeckiej latarnię, uszkodziły konia Maksa Tucha i złamały wózek, naładowany puszkami cukierków z fabryki Brandstadtera. Kilka puszek cukierków wysypało się w błoto. Z ludzi nie odniósł nikt szwanku.

Kurier Lwowski 29 stycznia 1905
Nieszczęśliwy wypadek. Pani Waldmann, żona złotnika, powracając w piątek ze sklepu do domu, poślizgnąwszy się upadła na ganku własnego domu przy ul. Strzeleckiej l. 4, tak nieszczęśliwie, ze złamała nogę.

Kurier Lwowski 4 lutego 1905
Potrącony przez tramwaj. Onegdaj wieczór na ulicy Leona Sapiehy najechał wóz tramwaju elektrycznego na dorożkę, która uległa uszkodzeniu, a woźnicy Michałowi Piekło potłukła silnie nogę.

Kurier Lwowski 11 lutego 1905
Dorożkarska jazda – nie ma dnia w którem by się obeszło w mieście naszem bez wypadku przejechania. Dorożkarze kpią po prostu z bezpieczeństwa ludzi i jadą po ulicach, a nawet na skrętach jakby po drodze odludnej. Onegdaj trącił na ulicy Fredry dorożkarz nr 241 Wincenty Konusz zarobnika Andrzeja Hessa, który dostał się przed dorożkę, a koła przejechały mu przez nogę. Wieczorem o godz. 9 na ulicy Jagiellońskiej wjechał dorożkarz nr 225 na gefrajtra oddziału sanitarnego Szymona Olejnika i ciężko go potłukł. Przechodnie zanieśli żołnierza na policję, a stąd pogotowie zawiozło go do szpitala wojskowego. Naoczni świadkowie wypadku stwierdzili, że dorożkarz pędził konie szybko i wcale nie przestrzegał przechodniów.

Kurier Lwowski 18 lutego 1905
Śmiertelny wypadek. Koło sklepiku Kluńczyła przy ul. Gródeckiej l. 73, stały wczoraj rano dwa konie, zaprzężone do sań rolnika z Biłohorszczy Marcina Kufniarza, a pilnował ich parobek, 16-letni, Antoni Gruszka. Nagle nadjechał tramwaj, a konie spłoszyły się i ruszyły nagle z miejsca. Gruszce wypadły z rąk lejce, a on sam wraz z deską, na której siedział na sankach, spadł na bruk i potłukł się. Konie szalonym pędem ruszyły przez ulicę, a po drodze wpadły na służącą Anastazję Łykowską, która stała na środku ulicy, wpatrzona w kierunku dworca. Kobieta dostawszy się pod kopyta końskie, padła na miejscu trupem od uderzenia w skroń. Konie z połamanemi saniami zatrzymał policjant koło budynku dawnego dworca czerniowieckiego. Łykowską przeniesiono zaraz do bramy domu pod nr. 85 i tam próbował ją ratować dr Gabel, ale ratunek był już niemożliwym. Ofiara wypadku liczyła lat 49, była żoną zarobnika Karola Łykowskiego i służącą u dr. Lewina przy ul. Gródeckiej l. 58, pozostawiła syna, odbywającego służbę wojskową i dwie córki, służące.

Zabity koń. Na Podwalu zabił się onegdaj koń. Zwierzę było przyprzęgnięte do ciężarowego wozu i tak się wysiliło, że pośliznęło się i upadło na ziemię uderzając głową o bruk. Koń był własnością Jana Butkiego.

Kurier Lwowski 1 marca 1905
Śmiertelny wypadek. Przechodnie na ulicy Grodeckiej byli onegdaj popołudniu świadkami wstrząsającego do głębi wypadku. Środkiem ulicy biegła dziewczynka, gdy nagle z góry wjechał na nią wóz naładowany sągiem drzewa. Woźnica tego wozu Hryńko Tarasiak, zajęty u właściciela składu drzewa Zienkiewicza, tak zlekceważył bezpieczeństwo, że nie zahamowawszy wcale wozu, pędził szybko w dół. Biedne dziecko żyło chwileczkę. Koła zgniotły mu pierś i połamały żebra. Dziewczynka nazywała się Rozalia Chudziec, liczyła lat 7, była córką zarobników Teodora i Marii Chudzieców, uczęszczała do 1 klasy szkoły ludowej. Rodzice jej mieszkają przy ulicy Szumlańskiego l.2. Wysłała ją sąsiadka do sklepiku po papier listowy. Zwłoki dziewczynki odstawiono do zakładu medycyny. Tarasiaka zamknięto w areszcie.

Kurier Lwowski 4 marca 1905
Nieszczęśliwy wypadek. W fabryce parkietów za rogatką Janowską, urwala onegdaj maszyna trzy palce robotnikowi Jędrzejowi Perkerowi.

Kurier Stanisławowski 5 marca 1905
Pożar. Z Pasiecznej donoszą, że w nocy z 23 na 24 p.m. powstał tam w domu włościanina Fedia Andrusiaka, gdzie właśnie odbywało się wesele córki jego, groźny ogień, który w niespełna pół godziny zniszczył dwa domy włościańskie wraz z przyległymi zabudowaniami. Podczas akcji ratunkowej włościanin Iwan Prypchan, wynosząc rzeczy z palącego się domu, odniósł tak ciężkie rany z poparzenia, że przywieziony do tutejszego szpitala po kilku godzinach wyzionął ducha.

Nieszczęśliwy wypadek wydarzył się onegdaj w nocy na tut. Dworcu kolejowym. Oto pociąg osobowy przychodzący z Husiatynia do Stanisławowa o godz. 1 minut 40 w nocy, najechał pługiem na pełniącego wówczas służbę ślusarza kolejowego Adama Buczego. Uderzony w głowę Buczy padł na ziemię, a odstawiony do szpitala, wśród okropnych męczarni zakończył życie.

Kurier Lwowski 5 kwietnia 1908
Straszny wypadek, jaki zdarzył się wczoraj popołudniu, na górnej Łyczakowskiej, powinien być przestrogą dla zbyt odważnych i lekkomyślnych cyklistów. Podoficer 11 p. artylerii Franz jechał na rowerze całym pędem od rogatki łyczakowskiej po olbrzymiej pochyłości i gdy już dojechał do równej drogi, rower wyjechał na klapę kanału, znajdującą się na środku ulicy. To spowodowało katastrofę. Cyklista padł całą siłą na bruk, przewrócił kilka koziołków i pozostał nieprzytomny. Przechodnie zajęli się nieszczęśliwym. Przenieśli go do pobliskiej bramy, poczęli cucić, ale daremnie. Wezwany telefonem lekarz pogotowia wojskowego zbadał rannego, a gdy podniósł mu głowę w górę, buchnęła krew z ust. Wozem wojskowym odwieziono ofiarę własnej lekkomyślności do szpitala wojskowego. Wieczorem opowiadano, że zakończył życie.

Opracował Adam Kaczyński
Tekst ukazał się w nr 11 (327) 15-27 czerwca 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X