TĘSKNOTA – list z Wielkiej Brytanii

Redakcja Kuriera Galicyjskiego otrzymała list z Wielkiej Brytanii od Pani Bożenki Skrzywanek-Keens. Opisuje ona w nim losy swojej Mamy po wybuchu II wojny światowej.

„Mój Ojciec, Franciszek Skrzywanek, pochodził ze Lwowa. Moja Mama, Leokadia Kupczyńska-Skrzywanek, pochodziła z Wołynia – pisze Pani Bożenka. – Mama była ochrzczona w kościele w Torczynie, chodziła do szkoły, zdaje mi się, w Lokaczewie. Jej Ojciec, mój Dziadek, Jan Kupczyński miał młyn. Nie wiem czy to w Ceweliczach Dolnych czy w Sadowie gdzie Mama się urodziła.

Mama mieszkała we wsi Cewelicze Dolne (dziś Nyz’ni Tsevelychi), skąd 10 lutego 1940 wywieziono ją razem z jej mama Teofilą i młodszym bratem Bronisławem do Archangielska na Syberii. Po dwóch latach, po tzw. amnestii, udało im się przedostać na południe i wyjechać z armią Andersa. Zamieszkała w Anglii. Nigdy nie miała szans wrócić do Polski”.

Pani Bożenka załącza zadanie szkoleń Mamy, napisane na trzech kartkach później, gdy już była w Szkole Młodszych Ochotniczek w Palestynie. Szkoła ta była powołana przez gen. Władysława Andersa i miała za zadanie sprawowanie opieki nad dziewczynkami, które wydostały się z ZSRR wraz z Armią Andersa oraz nad ich edukacją. Kartki pochodzą ze zbiorów Hoover Institution on War, Revolution and Peace, w University of Stanford, California, USA. Tekst jest krótki, w kilku zdaniach dziewczyna skreśliła swoje życie na zesłaniu pod Archangielskiem. Zamieszczamy ten tekst nieco poprawiony – by współczesny Czytelnik mógł go zrozumieć.

Oto tekst:
Kupczyńska Leokadia urodzona w 1925 roku, 18 grudnia, w woj. wołyńskim, pow. Łuck, wieś Sadów.

M. p. Szkoły Młodych Ochotniczek kl. I.

Przed wojną zamieszkiwała w woj. wołyńskim, pow. Horochów, we wsi Cewelicze.

Zostałam wywieziona z Polski wraz z mamusią i młodszym ode mnie bratem 10 lutego 1940 roku do obwodu archangielskiego (rejon Niandoma, specposiołek Kukłowo).

Mieszkałam w baraku – w jednej niewielkiej izbie mieszkało nas 7 osób, w izbie nie brak było pluskiew. Pokarm dostawaliśmy ze stołówki, pokarmem tym była cuchnąca zupa, nieraz z tarakanami (karaluchami – red.) Ze „stołowej” dostawali tylko robotnicy, a dzieciom i starcom dawano tylko 400 gramów chleba, który był na pół surowy. Do pracy obok mężczyzn zmuszano kobiety i dzieci, które matki nie mając męża nie mogły wyżywić. Ja miałam wówczas 14 lat. Chodziłam do pracy, paliłam sęki, pracowałam po 8 godzin dziennie. Mężczyźni dostawali 1 kg chleba, a kobiety i dzieci, które pracowały, dostawały 800 gramów. Zarabiałam niewiele, gdybyśmy nie sprzedawali własnych rzeczy, nie byłoby za co kupić chleba. Rzeczy trzeba było sprzedawać tak, żeby komendant nie widział, bo sprzedaż rzeczy była surowo zakazana.

Bolszewicy zajmowali się propagandą w sposób następujący: zarządzali zebrania i wszystkich Polaków zmuszali na nie uczęszczać. Na zebraniach wmawiali Polakom, że Polski już nigdy nie będzie, żeby się przyzwyczajali do ich prawa. Zakazywano modlić się, twierdzono, że tylko ci ludzie wierzą, którzy nie są kulturalni – człowiek kulturalny nie dałby sobie oczu zamykać”.

Prośba Pani Bożenki:
We wrześniu wybieramy się na 12-dniową pielgrzymkę, która odwiedzi Polskę, Litwę i Ukrainę. Organizuje ją nasz proboszcz, ksiądz Marcin Drabik.

Będziemy we Lwowie, Ławrze Poczajowskiej, Olesku, Żwańcu, Lucku, Kamieńcu Podolskim, Chocimiu. Zatrzymujemy się z katedrze w Łucku. Może przypadkiem ktoś ma jakieś kontakty z tamtych stron? Nie przypuszczam, że udałoby się tym razem wpaść do wsi Cewelicze Dolne. Mam tylko nadzieję, że uda się poprosić kierowcę, aby zatrzymał się na trasie, tak na kilka minut, najbliżej drogi w kierunku wsi. (Zdaje mi się, że jest droga z Wojnicy na południe, która prowadzi w tym kierunku).

Dziękując z góry za wszelką pomoc i informacje przesyłam swój mail: colboz.keens@btopenworld.com

Pozdrawiam serdecznie

Bożenka Skrzywanek-Keens
Tekst ukazał się w nr 12 (304) 30 czerwca – 16 lipca 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X