Teatralia Andrzeja Nikodemowicza

Jest 1 lutego, wracam pociągiem do Przemyśla, po odprowadzeniu na wieczny spoczynek mego długoletniego Przyjaciela i Twórczego Partnera kompozytora Andrzeja Nikodemowicza.

Podczas czterogodzinnej podróży jak w filmie przewijam kadry ponad 50-letniej przyjaźni i współpracy, a w uszach ciągle mi brzmi motyw przejmującej pieśni wielkopostnej „Dobranoc głowo święta”, którą wykonano podczas liturgii żałobnej w Archikatedrze Lubelskiej.

Nasza znajomość datuje się 1963 rokiem. Wtedy to Andrzej Nikodemowicz otrzymuje III nagrodę we Wszechzwiązkowym Konkursie Kompozytorskim w Moskwie. Dla Lwowa to prawdziwa sensacja muzyczna. Kompozytor jest zaproszony do telewizji lwowskiej na spotkanie, nagrodzony utwór – sonatę skrzypcową wykonuje znana skrzypaczka, profesor konserwatorium Ołeksandra Derkacz, a przy fortepianie zasiada sam Autor. Wtedy też ja, świeżo upieczony pracownik lwowskiej telewizji miałem okazję poznać Go osobiście. Oczywiście widywałam Andrzeja Nikodemowicza często na koncertach w filharmonii, na które jako student chodziłem często. Charakterystyczna wysoka szczupła postać była bez wątpienia zauważalna. Zresztą taki pozostał do końca swoich dni, tylko może lekko pochylił się, no i w ręku pojawiła się laska.

Takim też zapamiętaliśmy Go podczas ostatniego spotkania w studium Radia Lublin, gdy przybył wraz z córką na nasz spektakl „Hipnoza” wg Antoniego Cwojdzińskiego w maju 2015 roku.

Kiedy w 1968 roku wpadłem na szalony pomysł, aby zrealizować „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego w Polskim Teatrze Ludowym we Lwowie, już nie miałem wątpliwości, do kogo skieruję swe kroki w sprawie oprawy muzycznej. Muzyka, którą stworzył Andrzej Nikodemowicz już w 1969 roku „ujrzała światło rampy teatralnej”. Ta muzyka faktycznie brzmi do dziś przy różnych okazjach, choć „Wesela” już nie gramy niestety. Ale właśnie z tym przedstawieniem wystąpiliśmy w Moskwie na III Festiwalu Dramaturgii Polskiej, gdzie kompozytor Andrzej Nikodemowicz otrzymał Dyplom Honorowy Ministra Kultury ZSRR. Za „Weselem” powstaje na temacie wczesnego poloneza Chopina przewodni motyw muzyczny do „Fantazego” Juliusza Słowackiego. Jest rok 1978, 20-lecie Polskiego Teatru we Lwowie. Kompozytor jest już po relegacji z Konserwatorium Lwowskiego za swoje przekonania religijne, ale pracy się nie wyrzeka. Nasze kontakty przeradzają się w przyjaźń i wspaniałą współpracę, „za chwilę pojawi się dowcipna i lekka oprawa muzyczna do „Pierwszej lepszej” Aleksandra Fredry i „Jubileuszu” Antona Czechowa, jakby urągając szarej i ponurej rzeczywistości otaczającej osobę kompozytora i losy Jego Rodziny, zmuszonej opuścić Lwów. W 1983 roku ja również podejmuję decyzję opuszczenia Lwowa i zaczynam pracę w polskich teatrach. W 1984 roku przychodzi propozycja realizacji „Mazepy” Juliusza Słowackiego w Teatrze Dramatycznym im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. I do kogo się udaję? Do „bratniej duszy” w Lublinie. Andrzej pisze wspaniałą muzykę do spektaklu, nagrywaną w studio „M-2” w Warszawie p/d Jana Pruszaka, za „Mazepą” kolejna współpraca nad „Ich czworo” Gabrieli Zapolskiej i też w Wałbrzychu.

Kiedyś siedzieliśmy na wałbrzyskim dworcu w poczekalni, jakże daleko od Lwowa i Lublina i nagle Andrzej z przekornym uśmiechem powiedział, że brak mu czerwonych haseł sławiących rewolucję październikową. A że kawalarz z Niego był nie wąski, niech przypomnę fakt, iż kiedyś, kiedy składałem jedną z pierwszych wizyt w prywatnym mieszkaniu przy dawnej ul. Potockiego we Lwowie, przyjął mnie przebrany za szewca Alojzego z przyklejonym nosem i szewskimi akcesoriami, czyli kopytem, młotkiem i rozbabranym butem. Reperując obuwie użalał się nad losem szewca-pijaczyny, oczywiście w bałaku lwowskim, aby chwilę po przebraniu zasiąść do fortepianu i prowadzić próbę naszego wspólnego Wieczoru Chopinowskiego. Talent kompozytorski łączył z talentem pianistycznym – Wieczór Poezji Norwida trudno sobie było wyobrazić bez Jego udziału. A już pomysłowości w poszukiwaniu barwy instrumentu trudno Mu odmówić, bo gdy przysposobił fortepian do nagrania motywu dla „Fantazego” wpychając między struny jakieś druty i klucze, to wszyscy w studiu nagraniowym oniemieliśmy z wrażenia po usłyszeniu efektu tych eksperymentów.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP wysoko oceniło współpracę Andrzeja Nikodemowicza z Polskim Teatrem Ludowym we Lwowie wręczając mu odznaczenie „Zasłużony dla Kultury Polskiej” podczas uroczystości 50-lecia teatru we Lwowie.

W twórczości Andrzej Nikodemowicza Sacrum miało dominujące miejsce i za to zapłacił wysoką cenę – degradację zawodową w Konserwatorium we Lwowie w 1973 roku, co było faktycznie prowokacją do opuszczenia rodzinnego miasta. Jak wyglądały „sądy kapturowe” ówczesnych „władców” doświadczyłem i ja na własnej skórze w 1981 roku. Ta próba degradacji i poniżenia godności ludzkiej nie powiodła się na szczęście. W Lublinie, do którego Andrzej Nikodemowicz przeniósł się z Rodziną znalazł wspaniałych przyjaciół i opiekunów wśród inteligencji i młodzieży akademickiej, która oceniła osobowość, talent, a nade wszystko wrażliwość i skromność Kompozytora.

Jego utwory znowu znajdują godne miejsce na koncertowych estradach, są drukowane i wydawane, a wśród wykonawców zyskują wspaniałych odtwórców.

Na szczęście zmiany, które zaszły w historii światowej przywróciły osobę Kompozytora i Jego dzieła do rodzinnego miasta. Na międzynarodowych festiwalach „Kontrasty” zabrzmiała Cantata „Via crucis” w wykonaniu lwowskiego chóru „Gloria” p/k obecnego dyrektora Filharmonii Lwowskiej Wołodymyra Sywochipa, a partię sopranową w kantacie wykonała wspaniała śpiewaczka Olga Pasiecznik, wkrótce też została wykonana bajka „Szklana góra” na orkiestrę i narratora. W jednym i drugim przypadku miałem zaszczyt brać udział w tych wydarzeniach, jako narrator. Autorski koncert w sali Filharmonii Lwowskiej zgromadził wielką rzeszę przyjaciół Kompozytora, która rzęsistymi brawami próbowała wynagrodzić krzywdę wyrządzoną Mu przed laty.

Trudno wymienić zasługi całego życia i twórczości Człowieka skromnego i cichego, ale jakże wspaniałego we wszystkich swoich dokonaniach. Żegnaliśmy z żalem Jego odejście i choć dożył pięknego wieku nie opuszcza mnie myśl, że jeszcze mógł podarować nam nie jedną muzyczną frazę, która zapadła by nam głęboko w serce. Ogromna to strata dla naszego miasta i świata kultury.

Zbigniew Chrzanowski
Tekst ukazał się w nr 4 (272) 28 lutego – 16 marca 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X