Posłaniec św. Grzegorza

Posłaniec św. Grzegorza

W czerwcu 1927 roku ukazał się pierwszy numer pisma „Posłaniec św. Grzegorza”, poświęconego sprawom archidiecezji lwowskiej obrządku ormiańskiego, redagowany przez księdza Dyonizego Kajetanowicza.

Numer ten przybliża czytelnikom postać świętego, opowiada o historii i życiu Ormian w Polsce oraz porusza sprawy bieżące.

Zwracając się do czytelników, ks. Kajetanowicz pisze:

Potrzebę pisma, którego wydawnictwo rozpoczynamy w Imię Boże, odczuwali zarówno członkowie naszej Archidiecezji, jak i szerszy ogół, interesujący się jej sprawami – czego dowodem są liczne zapytania, nadsyłane często do Kurji z rozmaitych stron. Wierni obrządku ormiańskiego, rozprószeni po całej Polsce, domagali się już od dawna jakiegoś łącznika, któryby im dał możność zacieśnienia wzajemnych węzłów, ułatwił wymianę myśli i uczuć, informował o tem wszystkiem, co ich bliżej dotyczy. Takim właśnie łącznikiem ma się stać niniejsze pisemko. Obok działu urzędowego Kurji Metropolitalnej obejmować ono będzie artykuły treści religijnej i świeckiej, prace historyczne, monografje, żywoty, kronikę bieżącą, przegląd piśmiennictwa, ogłoszenia osób prywatnych i tp. W osobnej rubryce zamieszczać będzie Redakcja odpowiedzi na nadsyłane pytania P. T. Czytelników.

Nie wątpiąc ani na chwilę, że pismo to nasze, oddane w szczególną opiekę jednego z naszych Patronów – św. Grze­gorza, znajdzie przede wszystkiem wśród swoich życzliwe przyjęcie oraz chętnych współpracowników i że spełni swoje zadanie ku chwale Bożej i pożytkowi Archidiecezji, której stanowimy jedną wielką rodzinę – z najlepszą otuchą puszczamy je w świat.

Mikołaj Mojzesowicz ze Lwowa przygotował krótki Opis żywota Świętego Grzegorza Oświeciciela.

Święty Grzegorz, Męczennik, Apostoł, Patrjarcha i Oświeciciel Ormian i innych narodów wschodnich, urodził się w Persji w roku 257, jako potomek książęcego rodu ormiańskiego Arsacydów, spokrewnionego blisko z królami Armenji i Persji. Do krajów tych już Apostołowie Juda Tadeusz i Bartłomiej zanieśli byli światło Ewangelji, lecz wrogowie Chrześcijaństwa wyniszczyli posiew owej pracy do tego stopnia, że w drugiej połowie III. wieku znajdowała się tam mała tylko garstka Chrześcjan; ogół zaś pogrążony był w bałwochwalstwie. Poganami też byli rodzice Grzegorza, którego Opatrzność Boża wybrała na Swego Apostoła i przedziwnemi drogami wiodła do szczytnego celu.

Kiedy Grzegorz był jeszcze niemowlęciem, powstały w Armenii i Persji zamieszki i knowania polityczne, wśród których ojciec jego Anak podjął zamach na życie króla i wtedy to na rozkaz królewski wymordowano całą rodzinę Arsacydów. Ocalał tylko sam Grzegorz, wyniesiony z domu i ukryty przez chrześcjańską piastunkę, Zofję, a następnie wywieziony przez przyjaciół ojca do sąsiedniego kraju Kappadocji. Tam, w stołecznem mieście, Cezarei, został ochrzczony i wychowany w wierze katolickiej.

Jako młodzieniec udał się dla wyższego wykształcenia do Rzymu i tu poznał się i zaprzyjaźnił z Tyrydatem, synem króla Armenji, hołdującego wówczas Rzymowi. Kiedy Tyrydates po śmierci ojca swego zasiadł na tronie ormiańskim (jako Tyrydates III), pospieszył Grzegorz na jego dwór, ofiarując swe zdolności i pracę na usługi Ojczyzny. Niedługo jednak zażywał tu spokoju. Tyrydates bowiem, człowiek występny i zapamiętały poganin, wszczął srogie prześladowanie chrześcijan. Na jego rozkaz padła pod toporem kata św. Rypsyma z trzydziestoma sześcioma towarzyszkami, następnie Gajanna i wiele innych; wreszcie dowiedział się prześladowca, że i Grzegorz jest wyznawcą Chrystusa. Początkowo świetnemi obietnicami usiłował go nakłonić do odstępstwa i złożenia ofiar pogańskiej bogini Djanie. Nie dał się jednak niczem skusić św. Wyznawca; nie uląkł się też gróźb, jakiemi niecny król chciał złamać jego stałość.

Wtedy zapalony gniewem Tyrydates skazał Grzegorza na okropne męczarnie, jakie tylko dzikie okrucieństwo wymyśleć mogło, a których opisać niepodobna. Przez szereg dni z niepojętą, iście nadludzką wytrwałością i cierpliwością znosił święty Męczennik najsroższe katusze, czerpiąc siłę i moc nadziemską w Bogu, który go krzepił i cudem najwidoczniejszym przy życiu zachował. Umęczonego w niesłychany sposób wrzucono następnie do błotnistej wieży, gdzie było pełno jadowitych gadów, – gdzie ginęli wielcy zbrodniarze. Lecz i tu Bóg nie opuścił Swego wiernego Sługi.

Gdy Święty przebywał w więzieniu, król i dworzanie, którzy mu pomagali w licznych jego zbrodniach, zostali dotknięci straszną chorobą umysłową. Uważając się za dzikie zwierzęta, uciekali od widoku ludzi. Wszelkie środki lekarskie były bezskuteczne i słusznie w tem nieszczęściu dopatrywano się kary Bożej. Aż wreszcie pewnej nocy siostra króla usłyszała głos we śnie, że tylko ten może przebłagać Boga i przywrócić zdrowie nieszczęsnym, którego przed czternastu laty wrzucono do wieży.

O Grzegorzu na dworze zapomniano zupełnie; sądzono, że już dawno zginął. Jakież więc zdumienie ogarnęło wysłanych do wilgotnego lochu, gdy ujrzeli Świętego przy życiu, zupełnie zdrowego, oddanego modlitwie. Z czcią największą przywiedziony na dwór królewski modlitwą swoją w jednej chwili uzdrawia króla i jego dworzan. Ci skruszeni i rozrzewnieni do głębi, padają do Jego stóp i uznając w Nim wysłannika Bożego, pytają o radę, co mają czynić, aby przebłagać Boga za grzechy. Cudem łaski przemienieni słuchają teraz chciwie i z radością prawd wiecznych, płynących z ust Jego, postanawiają pokutę i pragną jak najprędzej odrodzić się przez Chrzest święty.

Wieść o tym wypadku obiegła wkrótce kraj cały. Nieopisaną radością uderzyły teraz serca tej resztki chrześcjan, której nie zdołało zgładzić prześladowanie. Znaczna część szlachty i ludu, poruszona tym cudem, pragnie za przykładem króla i dworzan przyjąć wiarę Chrystusową, otrzymać Chrzest św. z rąk Grzegorza i widzieć Go biskupem Armenji. Udał się tedy Święty do Cezarei, gdzie z rąk tamtejszego biskupa, św. Leoncjusza, otrzymał święcenia kapłańskie i biskupie, wraca do Armenji na wielką siejbę Bożą. Już w roku 302 chrzci Grzegorz króla Tyrydatesa III. wraz z całym dworem. Dawny prześladowca chrześcjaństwa staje się teraz jak najgorliwszym wyznawcą Chrystusowym, pomaga Świętemu w dziele apostolskiem i składa wszystko, co miał najdroższego w swym skarbcu, na uposażenie pierwszego kościoła, zbudowanego na ziemi ormiańskiej, w stolicy Ani.

Po nawróceniu stolicy, wyruszył Grzegorz w podróż misyjną po kraju. Gdziekolwiek się zatrzymał, potęgą słowa Bożego kruszył pogaństwo, obalał bożyszcza i bałwochwalcze świątynie, a na ich miejsce przy pomocy hojnego króla i ofiarności wiernych wznosił wspaniałe kościoły, rozbrzmiewające chwałą Bożą. Po zaprowadzeniu Chrześcjaństwa rychło rozwinęło się życie religijne i oświata wśród Ormian. Tyrydates sprowadził z Grecji wielu uczonych, zakładał szkoły, budował kościoły i klasztory, a w miejscu, gdzie pochowano zwłoki św. Rypsymy i jej towarzyszek męczeństwa, zbudowano staraniem Grzegorza i króla sławny klasztor Eczmiadzyński, gdzie też patrjarcha zamieszkał. Lecz nie poprzestał niestrudzony nasz święty patrjarcha na nawróceniu Armenji. Pragnąc także sąsiednie narody i szczepy pociągnąć do Chrystusa, podejmował liczne wycieczki misyjne, owocem których stało się nawrócenie wielkiego mnóstwa Persów, Medów, Asyryjczyków, Hunów i różnych plemion kaukaskich.

Strudzony wiekiem i pracą, gdy już wokoło przyjęło się światło Ewangelji, zapragnął Święty, będąc wiekiem podeszły, – ciszy i samotności. Złożył więc godność patrjarszą i udał się na pustynię, by tam oddać się całkowicie modlitwie i rozmyślaniu. W roku 325 zakończył Św. Grzegorz żywot swój doczesny. Pasterze znaleźli zwłoki jego w jaskini na puszczy, skąd ze czcią największą przeniósł je wdzięczny naród jako skarb najdroższy do stolicy.

Ks. Kajetanowicz przedstawił zarys historyczny Ormian na Rusi i w Polsce, a także opisał życie Ormian w Kutach – rodzinnej miejscowości na Huculszczyźnie.

Według urzędowego świadectwa ks. Jana Symonowicza, arcybiskupa lwowskiego ob. orm., z dnia 21 lutego 1809 r., opartego na źródłach historycznych, przybyło z Armenji do Kijowa w roku 1062 dwadzieścia tysięcy żołnierzy, którzy od krzyża będącego ich godłem na znak, iż głównym ich celem była walka w obronie chrześcjaństwa, zwali się Krzyżakami. Ci ofiarowali swe usługi panującemu wówczas na Rusi księciu Izasławowi i gdy potem coraz smutniejsze wieści dochodziły ich z nieszczęśliwej Ojczyzny, nie wrócili tam już więcej, ale osiedli w Kijowie, a następnie w Kamieńcu Podolskim. Ruś chętnie przygarnęła ich do siebie i otworzyła gościnne swe granice także późniejszym przybyszom z Armenji, którzy przyczyniali się niemało do wzbogacenia tego kraju, zasilając go potrzebnymi płodami Wschodu i prowadząc ożywiony handel. Izasław i następni książęta darzyli Ormian szczerą życzliwością i opieką, a książę Lew znaczną ich liczbę osiedlił na stałe we Lwowie.

Po przyłączeniu Rusi do Polski w roku 1340 królowie polscy, od Kazimierza Wielkiego począwszy, nadawali im również rozliczne swobody i przywileje. Toteż wielu Ormian, zarówno szlachty jak i kupców i rzemieślników, których niedola ucisku wyganiała z rodzinnej ziemi, spieszyło do Polski, jak do drugiej Ojczyzny.

Dla Polski, związanej podówczas stosunkami handlowymi i politycznymi ze Wschodem, byli Ormianie, znający języki wschodnie, nabytkiem nader cennym. Jako pośrednicy jeździli stąd oni nie tylko w celach handlowych, ale i dyplomatycznych w charakterze posłów lub ich tłumaczów – do Turcji. Persji, Grecji i Wołoszczyzny, a nawet do Arabów i Tatarów. Podróże te łączyły się zwykle z wykupem chrześcjan z niewoli pohańców. Lecz nie samym handlem i dyplomacją służyli Ormianie Polsce i przyczyniali się do rozkwitu jej pomyślności. Dali oni nowej Ojczyźnie zastępy dzielnych ludzi, co trud swój i siły, a nawet życie składali na ołtarzu powszechnego dobra.

Toż nic dziwnego, że królowie polscy otaczali ich serdeczną opieką i czynili ich swymi powiernikami – że tylu Ormian otrzymało tu szlachectwo lub potwierdzenie dyplomów, wyniesionych jeszcze z dawnej Ojczyzny — że Zygmunt August otaczał się nimi, a Stefan Batory bronił gorliwie ich spraw, że Jan Sobieski, oceniając ich „kilkuwiekową życzliwość, męstwo i odwagę… w obronie pogranicznych fortec», uważał osiedlanie się Ormian w miastach naszych za „pożytek i ozdobę”, (w przywileju z dnia 6 czerwca r. 1685).

Z ich łona wyszło także mnóstwo ludzi sławnych w literaturze, siewców szlachetnych prawdy i cnoty, natchnionych mistrzów słowa w poezji i kaznodziejstwie i wielu innych dziedzinach. Któż nie zna n. p. uwieńczonego poety Szymona Szymonowicza, sielskiego piewcy, który był mistrzem Jakóba Sobieskiego, ojca króla Jana III, przyjacielem i doradcą Jana Zamojskiego i wychowawcą jego syna? Któż nie ceni wysoko owocnej działalności ks. Grzegorza Piramowicza, znakomitego pedagoga i mówcy, męża niezwykle zasłużonego około polskiego szkolnictwa? Kto nie wymawia z czcią takich imion, jak ks. Karola Antoniewicza albo ks. arcybiskupa Isaka Isakowicza – tych mężów opatrznościowych, owianych duchem Bożym, co byli gwiazdami naszego kaznodziejstwa, których uwielbiał kraj cały za życia, a opłakiwał po zgonie…

Stawszy się od dawna Polakami, nie stanowią u nas Ormianie jakiegoś osobnego odłamu czy grupy. Lecz jak wszędzie pojedyncze rody, składające się na całość społeczeństwa, mają swe genealogje i jakby osobne dzieje, tak w naszym kraju wielka rodzina Ormian wchodząca w skład polskiego ogółu, przechowuje wśród siebie pamięć swego pochodzenia i posiada własne tradycje.

O Ormianach w Kutach

Co do historji ich przybycia, to wiemy, że przybyli tu w pierwszych początkach 18 w. pod przewodnictwem Szadbejów, późniejszych Osadców, z Wołoszczyzny. Od początku też prowadzą handel z tym krajem. Ilość ich musiała być znaczna, jeśli od razu postarali się o wybudowanie kościoła. W r. 1715 nadaje im ówczesny dziedzic tych ziem, Józef Potocki, przywilej na wystawienie świątyni. Przy końcu tego samego wieku ulega ona pożarowi. Ormianie budują wnet nową, a gdy i ta w połowie 19 stulecia pada pastwą płomieni, stawiają trzecią, po dziś dzień istniejącą. Prócz kościoła mieli Ormianie kuccy i szkołę ormiańską, do której młodzież na naukę uczęszczała. Szkoła ta przetrwała do drugiej połowy 19 wieku, kiedy to ustawa o przymusie szkolnym, z równoczesnem utworzeniem szkoły polskiej, kładzie kres szkole ormiańskiej.

Ormianie prowadzili handel między Wołoszą a Polską. Kiedy w 1772 r. Kuty wraz z całą niemal dzisiejszą Małopolską przechodzą pod panowanie Austrji, następuje zmiana w tych stosunkach. Słyszymy teraz o wielkich transportach koni wołoskich i tureckich, prowadzonych do Wiednia dla stadnin cesarskich, a nawet i do Bułgarji. Handel ten był jednak dość ryzykowny, zważywszy fakt, że wywóz koni z Turcji surowo wzbroniony. Prócz niego powstaje także przemysł skórniczy. Pobliskie góry dostarczają w wielkiej ilości różnego bydła. Według ówczesnych kalkulacyj, wartość skóry i tłuszczu pokrywała cenę sztuki. Mięso zostawało jako zarobek. Budują więc „tabacharnie”, w których wyprawiają skóry na safjany. Nadto powstają „sałhany” t.j. fabryki wytapiania tłuszczu zwierzęcego. Safjany i łój znajdują wielki popyt. Po safjany przyjeżdżali kupcy aż z Węgier. Łój odchodził do fabryk świec, mydła i do aptek. Bardziej przedsiębiorczy jeździli sami z towarami na Węgry.

Jak wspomniałem, w podróż taką wybierali się ludzie roztropni, znający języki, a szczególnie język węgierski. Na Węgrzech spotykali się od czasu do czasu Ormianie kuccy ze swym ziomkami, kupcami siedmiogrodzkimi. O jednem takiem spotkaniu wśród specjalnych okoliczności opowiadają w Kutach po dziś dzień. Miało ono mieć miejsce w Debreczynie. Kilku Ormian kuckich sprzedawało tam swój towar. Wtem podchodzą do nich dwaj kupcy węgierscy i poczynają towar targować. Cena wydawała się im za wysoka, jakkolwiek gatunek się im podobał. Naradzają się więc ze sobą. Aby w ich mniemaniu sprzedający nie zrozumiał, posługują się językiem ormiańskim. Nie w ciemię bity kutczanin podchwycił dźwięki mowy i zrozumiał. Uzyskał po pewnym czasie, rzecz prosta, cenę najlepszą. Gdy sprzedał i pieniądze schował, żegnając się z nimi, począł polecać się nadal gorąco, w najczystszym języku ormiańskim ich łaskawym względom. Łatwo wyobrazić sobie zdziwienie i miny, odchodzących z towarem, gdy to usłyszeli.

Mimo na pozór tak dobrze kształtujących się stosunków handlowych, poczęło ubywać Ormian w Kutach. Emigrowała, zwłaszcza młodzież, do Bessarabji. Powodem tego były branki austrjackie. W latach 70-tych ubiegłego stulecia nastąpił krach. Ówczesny austrjacki minister handlu Taaffe, zamknął granicę, by podnieść produkcję Węgier. Ormianie stracili wówczas dużo, niektóre możne rodziny zostały na zawsze zrujnowane. Fakt ten nie zaważył zbytnio na ich handlu. Zmieniono tylko miejsca zbytu. Odtąd sprzedają ten towar kupcom z wielkich miast przemysłowych jak z Łodzi, Białej, Sosnowca, Dąbrowy i innych.

Wojna światowa zaskoczyła większość Ormian w Bessarabji, miesiące bowiem letnie to czas wytężonej pracy w ich zawodzie. Kończy się okres tuczenia i następuje sprzedaż. Rząd rosyjski internuje ich jako obcopoddanych. Dzięki interwencji patrjarchy ormiańskiego u głównodowodzącego ówczesnego, Brussiłowa, nie idą do obozów internowanych. Muszą jednak na gwałt sprzedawać za bezcen swój inwentarz żywy i martwy i osiedlać się po większych miastach na oczach władz. Przez cały ten czas, z wyjątkiem drobnych, dorywczych transakcyj, siedzą bezczynnie. Niepewność i troska o rodziny trawi ich stale. W r. 1917 wracają do kraju. Tu jednak w czasie trzyletniej nieobecności wiele się zmieniło. Na szczęście zostały, im przynajmniej skromne gospodarstwa. Obraz nędzy i upadku ducha dopełniają gwałty i rabunki z jednej strony najeźdźców, z drugiej strony cygańskich (czytaj węgierskich) oswobodzicieli. Młódź cała na wojnie, starcy i kobiety bronią dobytków przed zupełną ruiną. Podkreślić tu należy prawdziwe ojcowskie stanowisko ormiańskiego księdza proboszcza Samuela Manugiewicza, który słowem i czynem podtrzymywał zwątpiałego ducha. Ale jak wszystko zło na świecie, tak i to znalazło nareszcie swój koniec. Wojna się skończyła, a z nią nadszedł i kres udręki.

Obecnie praca pokojowa poczyna się rozwijać. Ręce silne i tęgie głowy są, lecz brak środków do handlu. Brak kredytu paraliżuje zdrowe zamysły. Utworzona dzięki interwencji wspomnianego Przew. ks. proboszcza Kasa Pożyczkowa nie jest w stanie dostarczyć z braku ogólnego kredytu w kraju, większych pożyczek, bez których dźwignięcie się z dotychczasowej nędzy nie jest do pomyślenia. Według najnowszej statystyki liczą dziś Kuty do 500 przedstawicieli obrządku ormiańskiego. Dzielna młodzież daje pewną rękojmię podniesienia się z upadku tej garstki przedstawicieli Ormian, którzy niejedną kartę historji Polski zapisali złotemi zgłoskami.

W dziale Kronika umieszczone są informacje bieżące z życia Ormian.

Jubileusz JE. X. Arcybiskupa Teodorowicza został odłożony do jesieni z powodu przewlekłej restauracji katedry.

Poświęcenie kamienia węgielnego W drugi dzień Zielonych świat, t.j. 6 b.m. Bractwo św. Józefa przy archikatedrze ormiańskiej obchodziło podniosłą uroczystość poświęcenia kamienia węgielnego pod własny dom, w którym prócz dużej sali zebrań stanie dwanaście ubikacyj dla pomieszczenia potrzebujących opieki starców, członków tegoż Bractwa. Przy ul. Pijarów l. 50, z pięknie udekorowanej ambony przemówił X Kajetanowicz, podnosząc doniosłe znaczenie uroczystości, a następnie dokonawszy aktu poświęcenia, wmurował pierwszą cegłę, pod którą złożono dokument pamiątkowy. Drugą cegłę położył p. Włodzimierz hr. Dzieduszycki, trzecią architekt p. Władysław Szpetman, honorowi członkowie Bractwa.

Pod koniec 1926 roku wyszła z druku we Lwowie nieduża broszura zawierająca 32 str. z czterema ilustracjami, napisana przez X. D. Kajetanowicza p. t. „Katedra ormiańska i jej otoczenie”. Jest to bardzo starannie opracowany przewodnik po naszej katedrze, oddający wielkie usługi miłośnikom zabytków miasta Lwowa. Z książeczki tej dowiadujemy się również, że dzisiejsza kaplica wojskowa, znajdująca się między ulicą Misjonarską, a placem tejże nazwy, jest dawnym kościołem ormiańskim św. Krzyża, zbudowanym w r. 1629 przez Isaka Agopsowicza.

Cena egzemplarza wynosi 50 gr. do nabycia w Redakcji „Posłańca św. Grzegorza”.

W rubryce Dział Korespondencyjny, ks. Kajetanowicz pisze:

Otwieramy niniejszy „Dział Korespondencyjny”, który by służył do wzajemnego poznawania się naszej garstki Ormian i do wzajemnej wymiany myśli. Niejednokrotnie się zdarza, że los rzuci człowiekiem w zapadły kąt, izolując go tem samem od krewnych i przyjaciół. Niech więc ten „Posłaniec” będzie pomostem, umożliwiającym mu z jednej strony łączność z Archidjecezją w sprawach religijnych, z drugiej zaś strony rozwiązywanie kwestyj codziennego życia przez duchowy kontakt z braćmi.

Korespondencję uprasza się adresować do Redakcji miesięcznika „Posłańca św. Grzegorza Lwów, ul. Ormiańska l. 13.

Pismo drukowane było w „Drukarni Polskiej” we Lwowie, ul. Chorążczyzna 17.

Info
Dionizy Kajetanowicz ur. 8 kwietnia 1878 w Tyszkowcach k. Horodenki. Wikariusz kapitulny, infułat, ostatni administrator archidiecezji lwowskiej obrządku ormiańskiego w latach 1938 – 1945. Skazany na 10 lat lagrów, zmarł 18 listopada 1954 w łagrze Abieź w obwodzie Komi.

Została zachowana oryginalna pisownia

Opracował Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 9-10 (277-278) 23 maja – 15 czerwca 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X