Odwiedzam Chełm jako gość, a chciałbym tam wracać jak do domu Mama Olga z polskimi koleżankami. Jedna z nich, Natalia Tymczak, zostanie później matką chrzestną Lwa Kraliuka

Odwiedzam Chełm jako gość, a chciałbym tam wracać jak do domu

Wspomina Lew Kraliuk

Urodziłem się w Chełmie [Polska] w 1942 roku. Moi dziadkowie pochodzili z Warszawy, tam też w 1915 roku przyszła na świat moja mama Olga Naszczocka.

Mama była Polką, a tata Ukraińcem. Nazywał się Zenon Kraliuk. Pobrali się w 1939 roku. Mieszkali w Chełmie, potem przenieśli się do wsi Sielec, 20 km na południe. W wojennych i powojennych czasach los mieszkańców Chełmszczyzny z mieszanych rodzin był bardzo niepewny. Jedni uciekali na Ziemie Odzyskane [działo się tak po wojnie], innych wywożono w towarniakach na Ukrainę Wschodnią, gdzie później większość z nich zmarła z głodu. Taki los spotkał siostrę ojca, Marię, która miała męża Polaka. Moi rodzice furmankami samodzielnie przejechali Bug i dotarli do Kiwerc na Wołyniu, gdzie mieszkali krewni ojca. W Kiwercach i Lubomlu było bardzo dużo Polaków. Witaliśmy się i rozmawialiśmy po polsku, chodziliśmy do kościoła. Ale po wojnie bycie Polakiem na Wołyniu było bardzo niebezpieczne. Pójście do kościoła mogło kosztować życie. W 1948 roku zamknięto kościół w Kiwercach. Banderowcy mordowali Polaków [banderowcy – po-toczne określenie członków UPA; UPA mordowała Polaków na Wołyniu w latach 1942-1945]. Uciekaliśmy, ukrywaliśmy się, nocowaliśmy u znajomych. Mama zmuszona była zataić swoje polskie pochodzenie – zniszczyła dokumenty, zmieniła obywatelstwo i narodowość na ukraińską.

Nauczyłem się czytać po polsku z książek, które rodzice przywieźli z Polski. Babcia z mamą w świąteczny czas po cichu nuciły psalmy i polskie piosenki. Ja w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych byłem zakochany w polskich przebojach. Do dziś pamiętam moich ulubionych wykonawców. Fogg, Santor, German, Przybylska, Szczepanik – to moi ulubieńcy. Mama z babcią snuły opowieści o swoich młodych latach, o polskiej historii, o Warszawie. Opowiadały też o losach rodziny: o wujkach Janku i Gienku, którzy byli w polskim wojsku, o tym, że jeden z nich zginął na wojnie, o dziadku Teodorze Naszczockim, który został odznaczony medalem „10 lat Niepodległości” [chodzi o Medal Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości]. Ten medal to jedyna, obok odpisu aktu urodzenia mamy, pamiątka rodzinna, jaką posiadam.

Medal Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości, którym został odznaczony dziadek Teodor Naszczocki

Do dziś moja rodzina zachowuje polskie tradycje i obyczaje: przygotowujemy 12 potraw na Wigilię i siedem na Wielkanoc [w Polsce istnieje tradycja przygotowywania siedmiu pokarmów do koszyka wielkanocnego, które święci się w kościele w Wielką Sobotę], śpiewamy kolędy i idziemy na pasterkę.

Chciałbym pojechać na Chełmszczyznę nie jako gość, ale jako syn tej ziemi, aby moja Ojczyzna przyjęła mnie jak matka.

Lew Kraliuk
Tekst ukazał się w nr 22 (338), 29 listopada – 19 grudnia 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X