„Nie masz pana nad ułana, nad ułana króla Jana”

„Nie masz pana nad ułana, nad ułana króla Jana”

Reportaż pochodzącego z Rzeszowa Piotra Soboty otrzymał pierwszą nagrodę w konkursie literackim, zorganizowanym przez Fundację Pomoc Polakom na Wschodzie oraz Portal Internetowy IDA. Konkurs ogłoszony był z okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę Niepodległości. Wyróżniony tekst opowiada historię odnalezienia szabli adiutanta dowódcy 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich, przed wojną stacjonującego we Lwowie oraz wpływu tej szabli na powstanie w Wierzawicach (na Podkarpaciu) oddziału kawalerii ochotniczej. Radiową wersję nagrodzonego reportażu wyemitowało Radio Lwów. Naszych czytelników zapraszamy do lektury nagrodzonego reportażu.

Do Wierzowic – miejscowości nieopodal Leżajska docieram wczesnym wieczorem. Wita mnie mężczyzna w granatowym polarze z napisem: weterynarz. Od razu zdaję sobie sprawę, że nie mam do czynienia z kimś zwyczajnym. Mężczyzna z pasją opowiada o tym, że udało mu się bardzo tanio kupić karabin Mausera. Pan Paweł zaprasza mnie na wysokie schody, u których końca otwiera się świat brutalnie demolujący moje dotychczasowe zdystansowanie.

Wehikuł czasu
Trochę zmieszany siadam za długim, masywnym, drewnianym stołem. Na nim ciasteczka, płyty DVD i pilot do telewizora. – Płyty są dla pana redaktora na pamiątkę – mówi weterynarz. – Zanim zaczniemy rozmowę, chciałbym, żebyśmy obejrzeli fragment filmu – zachęca.

Do kadryla trzeba więcej niż dwojga
Oglądamy kadryla – taniec tańczony naprzemiennie przez cztery pary, ustawione w kwadrat. Tyle, że na tym filmie par jest więcej. Tańczy się na parkurze lub w plenerze, a parę stanowi jeździec i koń. Pan Paweł z wielką pasją i znawstwem tłumaczy meandry tańca i innych zawiłości ułożenia konia. Widzimy też fragmenty musztry i mszy z oprawą wojskową w wykonaniu kawalerzystów. Tyle, że te filmy nie są czarnobiałe. To nie archiwalia pasjonata. – To fragment kadryla z takimi elementami, jakich nikt na świecie jeszcze nie wykonywał – tłumaczy pasjonat. – Odkąd mamy krytą ujeżdżalnię, możemy pracować również zimą. Dzięki temu, niebawem zadziwimy wszystkich – z dumą podkreśla.

Porucznik
Sala z dużym stołem otoczona jest przez przeszklone, delikatnie podświetlone szafy. W szafach mundury – jak mówi porucznik Paweł Guzy – wzór 36. Oznacza to, że mundury są uszyte dokładnie według wzoru zatwierdzonego przez Ministerstwo Spraw Wojskowych II Rzeczypospolitej w 1936 roku. Wszystko rygorystycznie przestrzegane. Nawet nitka do szycia munduru jest dokładnie odwzorowana i określona w tym regulaminie. Oprócz mundurów w szafach są rogatywki. W jednej, zamkniętej na klucz są mausery. Karabiny są przerobione z tych strzelających ostrą amunicją na bezpieczną broń używaną podczas defilad i pokazów. Mausery strzelają z pomocą sprężonego powietrza. Te za moimi plecami są replikami karabinów z 1898 roku. Taka broń była używana jeszcze w pierwszych latach po II wojnie. Od 1923 roku mausery na licencji były produkowane w Radomiu. Była to wersja bardziej przystosowana dla kawalerii – tłumaczy dowódca podkarpackich ułanów.

Liceum
Na mocy porozumienia między dyrektorem Zespołu Szkół Licealnych Zbigniewem Trębaczem, a pułkownikiem Guzym został zorganizowany pluton kawalerii. Trzon stanowią uczniowie leżajskiego liceum. – Pierwotnie miała to być jedna, dwie sekcje. Czyli 6–12 osób. Ale pluton urósł do 70. osób – tłumaczy Guzy. – Niespełna 30 osób tworzy orkiestrę kawaleryjską. Wszyscy członkowie tej orkiestry również zobowiązani są do umiejętności jazdy konnej – z dumą wyjaśnia porucznik.

Pluton
Pluton Wierzawice „Szwadronu Podkarpacie” w barwach 20 Pułku Ułanów im. Króla Jana III Sobieskiego. Tak brzmi pełna, oficjalna nazwa wierzawickich ułanów. Przed II wojną światową ułani króla Jana stacjonowali w Rzeszowie (najsłynniejszym z nich był urodzony w Jaśle major Henryk Dobrzański – red). Każdy pułk kawalerii miał swoje charakterystyczne barwy. W wypadku tych rzeszowskich i ich spadkobierców był to kolor biało-amarantowy. Kawaleryjskie pułki miały też swoje żurawiejki – czyli żartobliwe piosenki opisujące losy danego szwadronu kawalerii. Mają też taką żurawiejkę wierzawicko-rzeszowscy ułani. Zaczynała ona jedną z płyt DVD, jakie prezentował mi Guzy. W tym miejscu posłużę się jej fragmentem: Kieszeń pusta, mina pana/To ułani króla Jana.

Koń
– Koni ci u nas dostatek – żartuje pan Paweł. -Mamy ich do dyspozycji 26. Ale nasze wierzchowce są dla nas też w innych miejscowościach. Gdyby zaszła potrzeba, jesteśmy w stanie zebrać około pięćdziesięciu koni – skrzętnie wylicza Guzy. – Szwadron podkarpacki jest największy w kraju i skupia około stu dwunastu ułanów – dodaje. W plutonie są też kobiety. Ubierają się w mundury wojskowego przysposobienia konnego – tak zwanych krakusek. Szesnastoletnia Kinga Kupras jest tego dowodem. – Machanie szablą nie jest dla mnie zbyt męskie – tłumaczy nastolatka. – Jazda konna i kultywowanie tradycji nie jest dla niej anachroniczne. – Zaczynam dopiero – tłumaczy. – Dwa razy w tygodniu mamy jazdę. Trwa godzinę do półtorej – tłumaczy dziewczyna w mundurze strzeleckim. Krakuska uczęszcza do klasy o profilu wojskowo- ratunkowym leżajskiego Zespołu Szkół Licealnych.

Konia z rzędem
– Za naszymi plecami są tak zwane kulbaki – wyjaśnia Guzy- wierzawicki „dobrodziej”. – Jest, to wzór z 1936 roku. Kulbaki są w pełni wytroczone, czyli wyposażone. Zawierają: koce, peleryny, przytroczoną szablę, a także sakwy. Były w nich bardzo często środki do pielęgnacji koni – wyjaśnia „człowiekowi z miasta” ułan, pasjonat. – Z tyłu są przymocowane tak zwane owsiaki. Pojemniki płócienne, w których przechowywano dobową rację żywnościową dla konia. Był to owies –szczegółowo wyjaśnia porucznik Guzy. Dla laika rzęd koński wygląda jak rozbudowana wersja siodła.

To jest Polska
W międzywojniu mieliśmy w Polsce 40 pułków kawaleryjskich. Niektórzy historycy kultowi konia, jakim był otaczany, przypisują polskie opóźnienia cywilizacyjne. Podobno nawet Józef Piłsudski był dość sceptycznie nastawiony do nowinek technicznych w polskiej armii. – Na współczesnym polu walki liczy się mechanizacja – tłumaczy konny pasjonat. – Już kampania 39. roku zweryfikowała kawalerię jako przestarzały rodzaj sił zbrojnych. Miłość do konia zahamowała rozwój mechanizacji w naszej armii – potwierdza głosy historyków Paweł Guzy. – Można to prześledzić chociażby na przykładzie przemieszczania się wojska – dodaje. – Konno maksymalnie przejeżdżamy kilkadziesiąt kilometrów dziennie, a samochody przedwojenne robiły to samo w kilka godzin. Tylko konieczność przewożenia armii w trudnym terenie usprawiedliwia wykorzystanie konia – wyjaśnia weterynarz, pasjonat.

Przedwojenna elegancja
– Mundury były wszystkie takie same. Jednak każdy pułk miał własny, odmienny proporczyk, wyhaftowany na kołnierzu munduru – wyjaśnia ułan z Wierzawic. – Barwy pułkowe mogły się powtarzać. Nasze, to biel i amarant – dodaje. –W okresie międzywojennym 9 pułków posiadało te same barwy. 20 Pułk Ułanów im. Króla Jana III Sobieskiego, którego spadkobiercami jesteśmy, ma wyhaftowany monogram Janus Tertius Rex (z łaciny Jan III król – red). To był wyróżnik, jakich nie miały inne pułki – wyjaśnia Guzy. – Różnice były również w nakryciach głowy. Pulki ułańskie i strzelców konnych miały otoki czworokątne. Natomiast otoki szwoleżerów były okrągłe – dodaje.

Wyznawcy Mahometa
– W przededniu wojny polsko-rosyjskiej powstał tatarski pułk ułanów. Pułk ten wziął udział w walkach zarówno w 1919 jak i w 1920 roku. Tworzyli go Tatarzy, obywatele II Rzeczypospolitej – mentorskim tonem tłumaczy pan Paweł. –Ta formacja na kołnierzach miała wyhaftowany symbol półksiężyca – wyjaśnia z pamięci meandry struktury polskiej armii wierzwiczanin. Mój wzrok pada na szable. Są to zdaniem Guzego dwie najbardziej znane szable okresu międzywojennego. –Wzór 21 i szabla ułańska tak zwana „ludwikówka” z 1934 roku – wyjaśnia mundurowy weterynarz. – To szabla z Radomia. Uznana za najlepszą szablę świata. W 29. roku Ministerstwo Spraw Wojskowych ogłosiło konkurs na najlepszą szablę. Komisja pod nadzorem Wieniawy Długoszowskiego wybrała wzór 34. – dopowiada ułan z Wierzawic. Tajemnica skuteczności tej szabli tkwi zdaniem Guzego w lekkim odchyleniu głowni w prawo. Szabla umożliwia cięcie stalowych prętów grubości pół centymetra – dodaje pasjonat. – Na wyposażeniu mamy jeszcze lance – z dumą podkreśla Guzy. Przypomina mi się kolejna żurawiejka: lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, gon, goń. Dzielę się nią z ułanem. – Tak, to były właśnie takie lance – wykazuje się refleksem Guzy. – Wróciły one do łask właśnie w tym ciężkim dla Polski okresie. Mamy lance – wzór francuski. W górnej części przytwierdzony jest proporzec pułkowy. Kolor amarantowy ze wstążką granatowo-białą przez środek – wyjaśnia.

Amarant
– Właściwie, jaki to kolor, ten amarant – dopytuję? – Jest on często uznawany jako kolor czerwony. Aczkolwiek jest na pograniczu odcienia koloru ciemnoróżowego. W międzywojniu uzyskiwano go tylko i wyłącznie na bazie rozcieńczenia czerwonej farby z wodą, wyłącznie na jednym odcinku Wisły, w rejonie Warszawy. Na każdym innym odcinku tej rzeki wychodził kolor ciemno-czerwony, szkarłatny. Efekt amarantu powstawał podobno na bazie unikalnych minerałów zawartych we wspomnianym odcinku rzeki – z encyklopedyczną dokładnością wyjaśnia wszechstronny weterynarz.

Zawody
Okazuje się, że dla Pawła Guzego stadnina, leczenie zwierząt, ułani to jeszcze za mało. Cyklicznie w pierwszy weekend sierpnia organizuje w Wierzawicach międzynarodowe zawody w skokach przez przeszkody, a także ostatnie kwalifikacje do finałów Mistrzostw Polski Kawalerii. Finał tych drugich zawodów jest organizowany przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Odbywają się w Starej Miłosnej i w Warszawie. A nagrodą jest puchar Szefa Sztabu Generalnego. Istnieje też Federacja Kawalerii Ochotniczej, do której należy wierzawicki pluton. W Polsce, w szeregach wojska zawodowego, jest też szwadron reprezentacyjny Wojska Polskiego. Okazuje się, że zawodowy szwadron liczy tyle samo ułanów, co ten z Wierzawic. Po II wojnie światowej była jedna Dywizja Warszawska Kawalerii licząca około kilkaset osób.

Lwów jest wszędzie
– Postanowiłem założyć stadninę, aby zająć się tym, co przez kawalerię było zawsze wykorzystywane. Hodowlą koni. Sama miłość do koni została mi w spadku. Mój dziadek, ojciec mojej mamy Antoni Gorzelnik był adiutantem dowódcy i twórcy 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich – z dumą opowiada Guzy. Ten pułk w okresie międzywojennym stacjonował we Lwowie (przy ulicy Łyczakowskiej 76 – red ). Lwowską czternastą dowodził późniejszy generał Konstanty Plisowski. Został zamordowany przez Rosjan w Charkowie. – Dziadek dość wcześnie zmarł, więc niestety o jego przynależności do kawalerii dowiadywałem się z opowieści babci. W tej opowieści Lwów przejawia się co najmniej dwukrotnie W obronę Lwowa przed Ukraińcami zaangażowany był wspomniany wcześniej major Henryk Dobrzański. W wojnie polsko ukraińskiej 1918 roku Hubal dowodził plutonem kawalerii. W późniejszym okresie stacjonował w Rzeszowie.

Szabla
Mój przyjazd do Wierzawic poprzedzony był wręcz baśniowym przedstawieniem zaginionej, dziadkowej szabli. –Tego roku została mi ona przekazana – z dumą potwierdza słowa zasłyszanej przeze mnie opowieści Guzy. Wspomniana szabla została osiem lat temu odkopana. – Mój dziadek zakopał ją po upadku kampanii wrześniowej. Nieopodal budynku mieszkalnego – tłumaczy weterynarz romantyk. – Od rodziny dostałem też różnego rodzaju dokumenty mówiące o służbie dziadka u jazłowieckich ułanów. Dziadek był przez dwa lata adiutantem dowódcy łyczakowskiej czternastki, późniejszego dowódcy twierdzy Brzeskiej – wyjaśnia aktywny patriota.

Babcia
Babcia opowiadała małemu Pawłowi o dyscyplinie, jaką dziadek z Łyczakowa przeniósł na grunt domowy. – Sam zauważyłem, że wszystko odbywa się właściwie wedle dyscypliny wojskowej. Byłem zbyt mały, żeby to wtedy zrozumieć – nostalgicznie opowiada pan Paweł. – Szabla została mi przekazana niespełna kilka miesięcy temu – z dumą opowiada ułan. Guzy mówi też o tym, że jego dziadek zakopał nie tylko szablę ale i broń krótką – wis’a (nazwa pistoletu pochodziła od nazwisk polskich konstruktorów: Wilniewczyca i Skrzypińskiego). Po upadku wojny obronnej Niemcy kontynuowali produkcję na potrzeby swojej armii – red). – Będąc dziećmi wraz z bratem przekłuliśmy drutami cały ogród, próbując odszukać tę broń. Nie udało się – kontynuuje opowieść weterynarz. – Ciotka, siostra mojej mamy powiększając ogródek, natrafiła na coś twardego. Jak się okazało wydobyliśmy szablę dziadka – dodaje. -Przekopaliśmy to miejsce, ale wis’a nie znaleźliśmy – z błyskiem w oku urealnia byłą legendę Guzy. – Szabla była zachowana w dobrym stanie. 2/3 długości klingi i rękojeść. Pochwa była cała zardzewiała – dodaje. – Drewniane i skórzane elementy, oczywiście uległy destrukcji – wyjaśnia wnuk ułana.

Wujek Marian
– Słyszałem, że musiał pan zasłużyć, żeby rodzina przekazała panu szablę – dopytuję wierzawickiego Leonarda da Vinci. –Tak, to prawda. Szablę otrzymał najstarszy syn mojego dziadka, wujek Marian – twierdząco odpowiada na moje pytanie Guzy. – Rodzina po jego śmierci zdecydowała, że skoro zaangażowałem się w kawalerię, to ta szabla powinna być u nas w zbrojowni, w Wierzawicach – wyjaśnia z uśmiechem wierzawiczanin.

Wychowanie
– Mamy taki harmonogram, że we wtorki, czwartki i piątki w godzinach późno popołudniowych, po zajęciach lekcyjnych przychodzą ułani na zajęcia szkoleniowe – opowiada Paweł Guzy. – Uczymy jazdy, musztry konnej paradnej. Uczymy też musztry pieszej i warunków bezpiecznego używania broni – kontynuuje wierzwiczanin. – W weekendy organizowane są tutaj wachty. Mają je na przemian chłopcy i dziewczęta – odsłania swoją wychowawczą pasję patriota z Wierzawic. – Młodzież zajmuje się karmieniem i pielęgnacją koni. Odbywają nocne warty. Wszystko, co związane z kawalerią- dodaje.

Patriotyzm jest trendy
– Zapisałem się za sprawą mojego wuefisty – wyjaśnia mi Łukasz Topa, który właśnie wchodzi do pokoju z końskimi rzędami i ułańskim wyposażeniem. – Zobaczyłem, że są zajęcia dodatkowe i postanowiłem się zapisać – dodaje. Okazuje się, że jeździectwo jest w programie szkoły, do której uczęszcza (Zespołu Szkół Licealnych im. Bolesława Chrobrego w Leżajsku). Łukasz jest skromny, tłumaczy, że konno jeździ raczej średnio. Chciałby nauczyć się też fechtunku. – Konie są dla mnie całym życiem, polski mundur również – wyjawia. – Mam wielkie przywiązanie do ojczyzny i do barw. Na moje prowokacyjne stwierdzenie, że jego zainteresowania są anachroniczne, Łukasz odpowiada: – Zamieniłem komputer na konia kawaleryjskiego i uważam, że to był dobry wybór. To fantastyczne – nawiązanie więzi z koniem – tłumaczy młody ułan. Pytam Łukasza, czy nie przeszkadza mu dyscyplina? Stanowczo stwierdza, że pewna dyscyplina musi zostać wprowadzona.

Za mundurem wszyscy sznurem
– Mam prawie 15 lat. Chodzę do trzeciego gimnazjum w Giedlarowej. Nazywam się Mateusz Wylaś – przedstawia się kolejny młody ułan. – Wydaje mi się, że to, co tutaj wspólnie robimy, to ocalanie od zapomnienia tych, co walczyli za ojczyznę. Dzięki temu stajemy się patriotami – tłumaczy nastolatek. – Nie wypaczamy tego patriotyzmu. Nawet go umacniamy w sobie i innych – dodaje. Mateusza dopytuję o niepopularne obecnie słowo: patriotyzm. Dla niego jest to miłość do ojczyzny. W rodzinie Mateusza nie było wcześniej ułanów. Bliscy są bardzo z tego dumni. Mateusz opisuje mi swój mundur. – Składa się z rogatywki, na której jest orzełek. Damskie mundury mają naboje w klapach, a męskie flagę 20 Pułku Ułanów. Mateusz odczuwa dumę i radość z noszenia munduru. Pragnie umacniać swój patriotyzm i swoje umiejętności jeździeckie. – Umiem osiodłać konia i nawiązać z nim więź, żeby się nie bać jazdy – wyjaśnia gimnazjalista. Najpierw jest stęp (najwolniejszy chód konia – red) i inne rodzaje jazdy – opowiada o szkoleniu ułan z gimnazjum. – Instruktor pokazuje nam, jak pozapinać te różne paski, żeby jazda była bezpieczna. Później uczono mnie, że pięta ma być w dół, kolana mocno przyciśnięcie i pozycja wyprostowana – wprowadza w meandry jeździectwa młodzieniec. – Na początku byłem uczony przez trzy lekcje na ląży, czyli na uwięzi. Potem kolejne fazy: kłusem, czyli średnim tempem a potem galopem. Na początku galopem na uwięzi a potem już sam – dodaje.

Emeryt z wojska i darmowa jazda konna
– Dawno temu, jak byłem malutki, zaczynałem gdzieś w Bieszczadach, skąd pochodzę. Ale to było raczej na oklep – wspomina początki konnej jazdy ułan ochotnik. Franciszek Fedorowicz mówi, że jest początkującym jeźdźcem. –Odszedłem na emeryturę jako żołnierz zawodowy – tłumaczy. Żartuje, że przesiadł się ze śmigłowca na konia. – Trzeba to rozpowszechnić, że coś takiego istnieje tutaj – dodaje. – Młodzież uczy się jazdy konnej za darmo. To trzeba podkreślić –kończy swoją wypowiedź wczesny emeryt.

Regulamin
W regulaminie również występuje zdanie, że szkolenie jazdy konnej jest organizowane bezpłatnie. Jego skrót znajduje się na szafach przeznaczonych na mundury w pokoju wacht. W regulaminie jest również mowa o zawieszeniu w „prawach ułana”. Taka kara czeka za niedostateczne wyniki w nauce – podkreśla Paweł Guzy. – Po poprawie ocen ułan ma prawo wrócić- wyjaśnia. Koń dla Guzego wyraźnie jest narzędziem wychowawczym. Co z dumą podkreśla.

Na koniec o pieniądzach
Dyskretnie pytam pasjonata z Wierzawic, czy oprócz szabli dziadek zakopał w ogrodzie skrzynie ze skarbem. Skrzyni jednak nie było. – Bazując na dostępnych kredytach, mogłem wyposażyć i stworzyć ten pluton. Nie mając pieniędzy z żadnego innego źródła – wyjaśnia Paweł Guzy. – W 1997 roku założyłem stadninę i część koni stanowi moją własność – tłumaczy. – Ludzie dowiedzieli się, że w Wierzawicach powstaje pluton kawalerii i bezinteresownie oddali mi swoje konie. Pod warunkiem, że będą wykorzystywane tylko w kawalerii. Było to około 9 sztuk – opowiada o fenomenie swojej działalności ułan Paweł. – Pan Eugeniusz Borkowski specjalnie kupił nam konia, przygotowując go wcześniej do jeździectwa. Zakupił też kuchnię polową. Sam był wcześniej kucharzem wojskowym – ciągnie swą opowieść Guzy. – Kuchnię będziemy do taborowego wozu doczepiać i w trakcie wakacyjnych, patriotycznych rajdów będziemy ją wykorzystywać. Tym samym będziemy samowystarczalni w kwestii wyżywienia – z radością zaznacza ułan. – Pan Borkowski będzie przygotowywał posiłki. Planujemy, że nasze rajdy będą trwały około 10 dni z noclegami pod chmurką. Po drodze będziemy się zatrzymywać pod pomnikami ważnych miejsc historycznych- ciągnie wizjoner. – Koń kosztuje około 6-7 tysięcy złotych. Jego wyżywienie to 500, 600 zł miesięcznie. Jeżeli stacjonuje tu 25 koni, to w skali roku daje sumę około 150 tysięcy – tłumaczy koszty swojego romantyzmu Guzy. – A z czego spłaca pan kredyt? – dopytuję. – Prowadzę usługi weterynaryjne, posiadam gospodarstwo rolne 60 hektarowe – dlatego jeżeli chodzi o kwestię wyżywienia koni, jesteśmy samowystarczalni. Moja praca zawodowa jest ukierunkowana na spłacanie kredytów, ale dostałem też dofinansowanie ze środków unijnych. Z programu Lider, na pierwszy i drugi etap umundurowania Plutonu Wierzawice – wyjaśnia Guzy. – Kawaleria, to romantyzm i pasja. Bez tego nie zdecydowałbym się na taką działalność – dodaje. – Młodzież nie wpłaca mi żadnych pieniędzy. Dla mnie nagrodą jest odmiana sposobu zainteresowań młodych ludzi. Skierowanie tych zainteresowań na kultywowanie tradycji patriotycznych – szczerze wyjaśnia pasjonat z Wierzawic.

Piotr Sobota
Tekst ukazał się w nr 8 (324) 26 kwietnia – 16 maja 2019

Info:
Piotr Sobota urodzony w Rzeszowie, radiowiec, poeta, fotografik, z wykształcenia filozof. Autor dwóch indywidualnych wystaw fotograficznych. Wyróżniany w turniejach poetyckich krajowych i międzynarodowych. Za przywracanie narodowej pamięci prawdy o polskich Kresach przez Światowy Kongres Kresowian uhonorowany Kresowym Laurem Umiejętności i Kompetencji. Reportaże radiowe tego autora były dwukrotnie nagradzane podczas Międzynarodowego Festiwalu Polonijnego Losy Polaków. Reportaż radiowy rzeszowianina zdobył również nagrodę na XXXIII Katolickim Festiwalu Filmów i Multimediów KSF Niepokalana. Materiały dźwiękowe Piotra Soboty ukazywały się w Polskim Radiu Rzeszów, Polskim Radiu Katowice, a także w Polskim Radiu Lwów. Wybranych relacji radiowych rzeszowianina można wysłuchać na kanale YouTube: Piotr Sobota Moje Polskie Radio.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X