Kwietniowe wiadomości ze „Słowa Polskiego” Drużyna harcerek z Gimnazjum w Śniatyniu również brała udział w uroczystościach, NAC

Kwietniowe wiadomości ze „Słowa Polskiego”

Ustalenie wschodnich granic Polski w marcu 1923 r. przez dłuższy czas świętowano w całym kraju. „Słowo Polskie” w rubryce „Z kraju”  zamieściło reportaż z takiej imprezy w Śniatyniu – wówczas najbardziej wschodnim granicznym mieście Polski.

Po uznaniu granic Wschodnich

Śniatyń. W naszym kresowem mieście obchodziliśmy uroczyście święto ustalenia wreszcie naszych granic, a tem samem naszego mocarstwowego stanowiska. Dzień 18. bm. niedzielę, wybrano tu jako dzień uroczystego obchodu. W dniu tym przystroiło się miasto całe, a szczególnie budynki państwowe i samorządowe, w narodowe flagi.

O godz. 9 rano odprawiono w świątyniach wszystkich obrządków, a więc i w gr.-kat. cerkwi parafialnej, uroczyste nabożeństwa, w których oficjalny udział wzięli przedstawiciele wszystkich naszych władz miejscowych. Najbardziej jednak podniośle wypadła uroczystość w miejscowym kościele parafialnym, gdzie zjawiły się liczne reprezentacje naszych władz tak państwowych, jak i samorządowych oraz wojskowości, która ze stacjonującymi tu oddziałami 14 p. ułanów i 49 pp., wzięła korporatywny udział w nabożeństwie. Prócz tego wszystkie szkoły i zakłady naukowe, towarzystwa narodowe ze sztandarami z Sokołem na czele, wreszcie licznie bardzo zebrana publiczność wypełniły kościół do brzegi.

Po odbytem nabożeństwie oddziały wojskowe przedefilowały przed miejscową komendą i przedstawicielstwem władz naszych. Niezatarte jednak wrażenie pozostało, gdy po skończonej mszy św. zaintonowany przez ks. kanonika Kościńskiego hymn narodowy, uderzając swą siłą w stropy kościoła popłynął z piersi jednozgodnie tętniących podzięką Temu, co nam tak szczęśliwej chwili dożyć pozwolił. Na zakończenie święta odbyły się jeszcze poranki po szkołach jak i w gimnazjum, gdzie ks. dyrektor w dłuższym wykładzie zapoznał młodzież z historią i doniosłością dzieła, jakie stworzyć potrafiło zwycięstwo myśli narodowej.

Chór i orkiestra teatralna. Oni nie strajkowali, bo jest to zdjęcie członków Polskiego koła w Buenos Aires, NAC

Natomiast Lwów przez pierwszą połowę miesiąca pasjonował się strajkiem chórzystów i muzyków lwowskich teatrów. Wiązało się to z zawieszeniem i odwołaniem wielu przedstawień, na co lwowska publiczność zgodzić się nie chciała…

Strajk chórzystów teatru lwowskiego

Niespodziany strajk, chórzystów opery lwowskiej, który zmusił dyrekcję do odwołania „Holendra tułacza”, narażając teatr na 8-miljonowe straty, ma swą interesującą historię. W piątek udała się do dyr. Czarnowskiego delegacja chórzystów teatralnych, złożona — rzecz dziwna — wyłącznie z Rusinów i zażądała w ultymatywnej formie 50-procentowej podwyżki płacy. Dyr. Czarnowski oświadczył delegacji, że sprawy tej nie może załatwić bez porozumienia się z przewodniczącym komisji teatralnej i wiceprez. Chlamtaczem, chwilowo we Lwowie nieobecnym i prosił o zwlokę do wtorku tj. do dnia powrotu wiceprez. Chlamtacza, obiecując poparcie żądań chórzystów. Mimo to chórzyści zjawili się ponownie w sobotę i w ostrej formie zażądali uwzględnienia ich postulatów, grożąc udaremnieniem wieczornego przedstawienia opery, co też i wykonali.

Jak się dowiadujemy, dyrekcja teatru uznała kontrakty ze strajkującymi chórzystami za wygasłe i zaangażuje nowe siły. Zapowiedziane na dziś przedstawienie „Cyganerii” nie zostało odwołane.

W tej sprawie Dyrekcia teatrów komunikuje:

Z powodu nagłego strajku chórzystów sobotnie przedstawienie „Holendra Tułacza” nie odbyło się. Od niedzieli 15 bm. odbywać się będą już normalnie przedstawienia we wszystkich Teatrach Miejskich. Do strajku nie przyłączyła się nasza doskonała orkiestra Teatru Wielkiego. Natomiast strajkuje orkiestra Teatru Nowości, mimo to jednak w tym teatrze wszystkie przedstawienia odbywać się będą normalnie. Strajk wybuchł nagle i niespodziewanie na tle żądań ponownych podwyżek, których Dyrekcja bezwarunkowo nie mogła załatwić z powodu nieobecności przewodniczącego Miejskiej Komisji Teatralnej wiceprezydenta miasta dr. Chlamtacza, bawiącego obecnie w Warszawie. Dyrekcja strajkującym przedstawiła powody, dla których nie może w ciągu 12 godzin załatwić tej sprawy, mimo to strajk wybuchł.

Strajk chórzystów i orkiestry operowej

W sprawie wybuchłego onegdaj strajku chórów i członków orkiestry Teatru Nowości odbyła się wczoraj w dyrekcji teatru konferencja prasowa, na której dyr. Czarnowski udzielił reprezentantom prasy następujących informacji:

W piątek wieczorem, w chwili, gdy dyrektor siedział w loży i kontrolował przebieg przedstawienia „Orlęcia”,, zgłosiło się do mego 4 delegatów chóru i orkiestry, żądając natychmiastowego pertraktowania z nim. Na propozycję, by delegacja zaczekała przynajmniej do antraktu, nie zgodzono się. Wobec tego, dyrektor sądząc, że sprawa ważna, zaprosił delegację do kancelarii, gdzie mu wręczono podanie, zredagowane w formie ostrej, żądające w przeciągu 24 godzin stanowczej decyzji podwyżki 50 proc. Dyrektor, przeczytawszy podanie oświadczył delegacji, że w tej formie podania przyjąć nie może, bo wszak podanie to skierowane być musi do Komisji teatralnej, wobec której obowiązują jakieś względy przyzwoitej formy. Na to delegaci, po półgodzinnem namyślaniu się, oświadczyli, że formy podania nie zmienią, bo oni maja prawo żądać nie prosić. Wobec tego dyrektor oświadczył, że podanie to uważa za niebyłe i wrzucił je do kosza. Co do żądania podwyżki oświadczył, że uważa ją za słuszną, sam jednak nie może dać wiążącej odpowiedzi, bo decyzja należy do Komisji teatralnej. Od siebie dodał, że dołoży starań, by żądanie w miarę możności zostało uwzględnione, a ponieważ wiceprez. dr. Chlamtacz musiał wyjechać i Komisja nie mogła być ub. piątku zwołana, zaręczył delegacji i chciał złożyć kaucję, że do piątku tego tygodnia sprawa będzie załatwiona.

Na to na godzinę przed rozpoczęciem przedstawienia „Holendra Tułacza” delegaci oświadczyli, że rozpoczynają strajk. Nie pomogły groźby i prośby, że teatr traci bezpowrotnie 7 mln, bo widownia była rozsprzedaną i przedstawienie musiało być odwołane. Gorzej jeszcze postąpili członkowie orkiestry operetkowej, bo zignorowali swój Związek muzyków, na którego czele stoi dyr. Sołtys, oświadczając, że ich Związek nic nie obchodzi.

Płace chórzystów wynoszą od 308.000 marek do 442.000 marek, oprócz dodatków za nadliczbowe godziny i przedstawienia, a muzyków 346.000–700.000 marek miesięcznie. Liczba chórzystów wynosi 88, w tem 60 operowych i 38 operetkowych, zaś członków orkiestry operetkowej jest 28. Gdy się zważy, że najwyższa gaża aktorów dram. wynosi 1,140.000 marek, aktorek zaś 836.000 marek, operowych zaś 1,125.000 marek, płace chóru nie wyglądają rażąco, jakkolwiek nie wynika z tego, by żądania chóru i członków orkiestry nie miały być uwzględnione.

Więc jakkolwiek można by popierać żądania strajkujących – przyznać trzeba, że sposób wywołania zatargu nie zyskał sympatii strajkującym.

Strajk chórzystów i muzyków

Prezes Związku muzyków dyr. Sołtys, przedłożył wczoraj petycję orkiestry operowej, zaznaczając, że Związek wyciągnie konsekwencję z wyłamania się z pod rygoru członków orkiestry operetkowej. Strajkujący wnieśli wczorajszym dniem petycję w formie przyzwoitej, która będzie przedmiotem obrad Komisji teatralnej. Spodziewać się należy, że komisja załatwi tę przykrą sprawę ku zadowoleniu stron obu, wziąwszy pod uwagę, że może nie chodziło tu o złą wolę. Błędem strajkujących było, że udali się pod opiekę partii PPS, która poradziła im ogłoszenie niesmacznego komunikatu, który wcale nie zjednał strajkującym sympatii. Nie trzeba pogróżek tam, gdzie sprawa jest słuszna, tem bardziej, że dyrekcja teatru nie okazała złej woli i gdyby leżało w jej mocy, poszłaby nawet poza żądania chórów.

Warunki dla strajkujących chórzystów

U wiceprezydenta dr. Chlamtacza odbyto się wczoraj wieczorem w ratuszu posiedzenie miejskiego subkomitetu teatralnego, na którem sprecyzowano warunki dla strajkujących chórzystów.

Subkomitet stanął na stanowisku, że przeprowadzanie strajku było przeciwne zasadom organizacji strajków, że zaskoczył on miasto w sposób skrajnie niewłaściwy i że wskutek tego miasto ma prawo uważać stosunek służbowy za rozwiązany. Jednakowoż uwzględniając trudne położenie materialne strajkujących i pewne rozdrażnienie, które popchnęło chórzystów do tak niestosownego kroku, subkomitet nie chce wyciągać ze strajku ostatecznych konsekwencji.

Strajki był tem bardziej nie na czasie, że dr. Chlamtacz, przewodniczący miejskiej Komisji teatralnej przed wyjazdem zapowiedział posiedzenie, na którem miała być załatwiona podwyżka poborów dla wszystkich pracowników teatralnych. Strajk był więc zbędny, a nawet szkodliwy. Przyniósł teatrowi znaczny uszczerbek (około 25 mljonów mk.), a tem samem więc utrudnił przeprowadzenie podwyżek.

Jednakowoż komisja jest skłonna, wobec złożonego wczoraj przez chórzystów oświadczenia, uznać strajk za zlikwidowany, a to na następujących warunkach:

– za czas bezrobocia ma być strajkującym potrącona z poborów odpowiednia kwota, którą przeznacza się na fundusz „Wzajemnej Pomocy pracowników teatrów miejskich”;

– członkowie strajkowego komitetu wykonawczego jawić się mają u dyrektora teatru i złożyć odpowiednią deklarację jako zadośćuczynienie za niewłaściwą formę i sposób, w jaki ub. piątku żądania postawiono;

– wszyscy pracownicy teatru otrzymają podwyżkę w wysokości ponad 30 prc. ostatnich poborów marcowych (tj. 500 prc. poborów zasadniczych z września ub. roku).

Jeśliby strajkujący nie akceptowali tych warunków w całej pełni, dyrektor teatru jest upoważniony do założenia z poza grona teatralnego nowych chórów i nowej orkiestry w „Nowościach”.

Wskutek wezwania ogłoszonego w dziennikach wpłynęło wczoraj do dyrekcji teatrów przeszło 100 zgłoszeń na posady chórzystów. Dziś wiceprez. dr. Chlamtacz zaprosi do siebie strajkujących i zakomunikuje im warunki powrotu do pracy.

Na budowach we Lwowie nieraz ruch zamierał, NAC

Problem mieszkaniowy istniał we Lwowie chyba od założenia miasta. Znalazło to swoje odbicie w prasie:

Ruch budowlany we Lwowie

Zupełny zastój budowlany, który od kilku lat stał się zjawiskiem „przeraźliwie” normalnym tak we Lwowie, jako też innych miastach, w bieżącym roku okazuje pewną, acz słabą tendencję do zmiany na lepsze. Ludzie,wystraszeni dotąd wysokimi kosztami budowania, przy minimalnych a często wręcz problematycznych widokach na dochody z włożonego kapitału, po trosze zaczynają się oswajać z tymi stosunkami i coraz częściej dochodzą do wniosku, że zamiast płacić bajońskie sumy za mieszkania tytułem odstępnego, mimo wszystko lepiej jest pocisnąć kieszeń i kredyt trochę silniej i budować własny dom.

Oczywiście ochotników takich jest niewielu i chęci budowania trudno jeszcze, na razie przynajmniej, uważać za zjawisko, za powszechny prąd. Lecz, być może, są to właśnie narodziny tego prądu, przyspieszane pogarszającą się z dnia na dzień mizerią mieszkaniową. Zaznaczyć należy, że ludzie nie zdradzają najmniejszej ochoty do budowania kamienic czynszowych. Przy ulicy Leona Sapiehy jest jedna duża budowla niedokończona, przy ulicy Sykstuskiej druga. Wyciągnięte mury niszczeją na deszczu i śniegu, a właściciele jakoś nie chcą czy nie mogą zdobyć się na to, by je wykończyć. Buduje się trochę dla celów handlowych i przemysłowych, bo taki budynek zawsze się opłaci, tudzież trochę budynków mieszkalnych, lecz te są prawie wyłącznie przeznaczone do własnego użytku właściciela. Mówimy o willach, tak murowanych, jako też drewnianych, gdyż Magistrat pozwala obecnie na budowę domów drewnianych, mimo, że sprzeciwia się to praktykowanym dotąd zasadom policji budowlanej. Sama ulica 22-go Listopada wzbogaci się w roku bieżącym przynajmniej o 5 will.

To byłby już w każdym razie maleńki kurzy krok naprzód. Oczywiście dla ogółu niewielka z tego pociecha, bo problem mieszkaniowy innymi drogami rozwiązywać wypadnie. Mimochodem zaznaczymy, że nadbudowa nie znajduje we Lwowie należytego zrozumienia. W styczniu prowadzono nadbudowę w 5 domach, w lutym w 5 domach, w marcu zaś w 2 domach mieszkalnych. A przecież jest to jedna z najpraktyczniejszych form rozbudowy, bo i koszta są stosunkowo mniejsze (nie trzeba fundamentów ani dachu) i korzyści pewne, gdyż piętra nadbudowane nie podlegają ustawie o ochronie lokatorów, są więc w możności dawać gospodarzowi zysk z ulokowanego kapitału, mniejszy wprawdzie niż przy spekulacjach wszelkiego rodzaju, lecz za to i pewny i godziwy.

Oprócz głodu mieszkaniowego ważnym był też i głód faktyczny. Wobec tego poniższa informacja napawała otuchą:

Mięso stanieje we Lwowie

Jak nas informują ze sfer fachowych, w obecnym tygodniu jest spodziewam zniżka cen mięsa wieprzowego, która wpłynęłaby oczywiście także na obniżenie cen mięsa wolowego i cielęcego.

Jak wiadomo, jednym z głównych powodów drożyzny mięsa jest masowy, nielegalny wywóz bydła zagranicę, zwłaszcza do Czechosłowacji. Ostatnio rząd doszedł wreszcie do przeświadczenia, że stanu tego dłużej tolerować nie można i przedsięwziął stosowne kroki zaradcze, a ponieważ producentowi rolnemu zabrakło obcych handlarzy, płacących bezkrytycznie każda żądaną cenę, chłopi zaczynali chwiać się w cenach i objawiają tendencję do zniżania cen, co w niedalekiej przyszłości może wyraźnie zaznaczyć się w cenach mięsa, zwłaszcza wieprzowego.

Z mięsem bydlęcem będzie, zdaje się trudniej, bo handlarze żydowscy, monopolizujący handel bydłem rogatem w swych rękach, niezawodnie będą robić próby „przetrzymania” tendencji zniżkowej. Oczywiście byłoby to bezskuteczne, gdyby wieprzowina staniała w znacznym stopniu i na dłuższy czas.

W takim tramwaju chciał dojechać do miasta biedny chłopak, NAC

„Słowo” opisywało również historie niecodzienne, jak ta…

Ludzie czy szakale?

W wozie tramwajowym GH. konduktor przytrzymał wczoraj wieczorem ośmioletniego chłopca, który nie miał pieniędzy na opłacenie biletu. Chłopak, oddany w ręce posterunkowego, opowiedział w komisariacie swe przejścia z dnia wczorajszego. Mieszka na Zboiskach i nazywa się Kazimierz Antoszewski. Stracił przed dwoma laty rodziców, którzy pozostawili morg poła i domek, gdzie obecnie mieszka ciotka Ksenka Bekierska.

Pozostawał u niej na służbie, pasł krowę i mimo wątłych sił swego młodego wieku, pomagał przy gospodarstwie. Aż wczoraj ciotka wygnała chłopczynę z pod jego własnego dachu i kazała mu iść na służbę do Lwowa. I poszedł miły, sympatyczny chłopczyna pieszo ze Zboisk do Lwowa, siadł do tramwaju i przyjechał do miasta. Policja odstawiła go do miejskiego komisarjatu dzielnicy II celem wyjaśnienia zdarzenia i upomnienia opiekunki.

Tak wyglądają kanały Pełtwi, NAC

Okazuje się, że zasklepione koryto Pełtwi można było wykorzystywać jako wspaniałą trasę komunikacyjną…

Zasklepione koryto Pełtwi terenem operacyjnym włamywaczy

Kierownik komisariatu policyjnego na dworcu głównym, nadk. Bodnar zdołał ująć szajkę włamywaczy, którzy niedawno popełnili wielką kradzież w wysokości około 25 mln. mk na szkodę firmy Appla przy ul. Legionów l. 1. Punktem wyjścia w całej tej sprawie było stwierdzenie, że na strychu kamienicy przy ul. Ormiańskiej 1. 18, należącym do Józefa Werchonia, odlewacza tablic metalowych, złożone zostały trzy ciężkie, szczelnie zamknięte skrzynie.

Nadk. Bodnar zarządził bezwłocznic rewizję u Werchoniów, która wykazała, iż skrzynie owe zawierają cenne przyrządy niwelacyjno-miernicze, mikroskop lekarski, 47 przyborów do rysowania, cyrkle metalowe i wiele innych wartościowych przedmiotów, pochodzących, jak stwierdzono, z kradzieży u Appla. Obecna przy rewizji A. Werchoniowa zaprzeczyła naturalnie, jakoby wiedziała, skąd skrzynie pochodzą, a później wobec krzyżowych pytań poczęła snuć opowieść o jakimś tajemniczym tragarzu, który na strychu skrzynie złożył. Józef Werchoń podał, że skrzynie zakupił jego syn Ignacy, pomocnik handlowy a ten przyznał, iż jakiś ,.Stefek” robotnik, zajęty u Abr. Eskrelsa na Zamarstynowie, sprzedał mu skrzynie za 350.000 mk i wbrew jego woli odstawił je na strych Werchoniów. Policja ujęła rychło owego „Stefka” w osobie Stefana Kosowicza, który przyznał się do popełnienia kradzieży na szkodę Appla, dokonanej w towarzystwie Józefa Bobeli i Michała Chomyna, pozostających obecnie w więzieniu za popełnioną niedawno w Brzuchowicach kradzież.

Pomysłową drogę, którą złodzieje Kosowicz-Bobela-Chomyn wyruszyli na wyprawy, tworzyło zasklepione koryto Pełtwi. Zatem pomysł, wzorowany na tego rodzaju przedsięwzięciach wielkomiejskich włamywaczy. Zeszli do koryta zasklepionej rzeki na Zamarstynowie i postępując niem dotarli aż pod plac Mariacki, skąd boczną odnogą zapuścili się w obręb kamienicy, gdzie mieścił się magazyn firmy Appla. W pierwszej wyprawie złodziejskiej starali się jedynie zbadać sytuację. Dopiero w drugim dniu zaopatrzywszy się w werki – ruszyli po spodziewany łup.

Z naładowanymi workami — wrócili korytem Pełtwi na Zamarstynów i ukryli w korycie wory, przeniesione następnie na podwórze Bobeli i Chomyna. Bez ich wiedzy Kosowicz zabrał część skradzionych przyrządów, inną zabrał czwarty wspólnik Michał Maliszewski, pomocnik rzeźnicki. Przeprowadzona u Kosowicza rewizja wykryła rzeczy skradzione u Appla. Odebrano szajce przedmioty wartości około 15 milionów, reszty brak. Wszystkich czterech włamywaczy aresztowano.

Nestor Machno znalazł się na terenie Rzeczypospolitej przez wspominany już Śniatyń. Ale tu czekały go kolejne nieprzyjemności…

Machno przed sadem

Warszawa. „Kurier Polski” donosi: W przyszłym tygodniu przed sądem okręgowym karnym rozpocznie się rozprawa przeciwko atamanowi Machnu, osławionemu organizatorowi i przywódcy największej partji Zielonej, walczącej z bolszewikami. Jak wiadomo, Machno oskarżany jest o cały szereg nadużyć i napadów bandyckich. Obrony podjęli się mecenasi Michalski i Paschalski.

Została zachowana oryginalna pisownia

Opracował Krzysztof Szymański

Tekst ukazał się w nr 7 (419), 14 – 27 kwietnia 2022

X