Król polskiej nafty Ilustracja z Tygodnika Ilustrowanego, 1899

Król polskiej nafty

1 listopada 1900 roku w dalekim austriackim uzdrowisku Nauheim zmarł na zawał serca Stanisław Szczepanowski.

Kurier Lwowski w nekrologu między innymi pisał: „Jest przecież coś tragicznego w równoczesnej śmierci dwu ludzi (Szczepanowskiego i Odrzywolskiego), o których historia przemysłu naftowego nie może wprawdzie dotychczas powiedzieć, czy należeli do jego najwybitniejszych pionierów, czy też w tył go cofnęli, ale którzy dla tego przemysłu żyli całą duszą i sercem, dla niego działali z dobrą wiarą”.

Minęło ponad sto lat i obraz Szczepanowskiego nabrał tylko pozytywnego oddźwięku, przedstawia się go jako człowieka, który nie tylko dążył do rozwoju Galicji, likwidacji jej zacofania i nędzy, rozwoju wielkiego przemysłu naftowego i węglowego na skalę europejską, ale też osiągnął wybitne sukcesy oraz zarobił miliony. W idealizowanych życiorysach Szczepanowskiego przedstawiono jako idealistę, wybitnego fachowca przemysłu naftowego i patriotycznego polityka, który padł ofiarą intryg nieuczciwych ludzi i tzw. kołtunerii galicyjskiej. To właśnie oni doprowadzili do upadku jego licznych przedsiębiorstw, więcej – do bankructwa i do procesu o aferach w Galicyjskiej Kasie Oszczędności (GKO). W wielkim skrócie współczesne biogramy Stanisława Szczepanowskiego mają charakter panegiryczny.

Otóż nasz bohater urodził się w 1847 roku i pochodził z Wielkopolski. Po ukończeniu gimnazjum wyjechał do Anglii, gdzie otrzymał wykształcenie i rozpoczął pracę zawodową jako urzędnik w sekretariacie dla kolonii indyjskich oraz w redakcji czasopisma „Times”. Po czternastoletnim pobycie w Londynie rzucił wszystko i przyjechał do Lwowa. Miał 33 lata, był idealistą wizjonerem. Uważał, że trzeba najpierw zarobić majątek, a dopiero później z pozycji człowieka sukcesu zabrać głos w sprawach publicznych. Fortunę postanowił zdobyć w przemyśle naftowym. Miał intuicję. Już po kilku dniach wiercenia w Słobodzie Rungurskiej koło Kołomyi trafił na bogate pokłady ropy. Był rok 1880. Z dnia na dzień stał się bogatym człowiekiem. „Wielką naftę” odkrył w Schodnicy pod Borysławem.

Kopalnie Szczepanowskiego były szkołą, w której kształtowano umiejętności fachowe młodego pokolenia nafciarzy galicyjskich. Chodził on w roboczej bluzie, pracował często razem ze swymi wiertaczami, dając im przykład zręczności. Dochody z działalności przemysłowej przeznaczał na ulepszenia techniczne.

W 1886 roku uzyskał mandat do parlamentu wiedeńskiego, a trzy lata później został posłem na Sejm Krajowy we Lwowie. W 1888 roku wydał swoją słynną książkę „Nędza Galicji w cyfrach”. Nakreślił w niej program uzdrowienia gospodarczego kraju.

Popularność i sukcesy, które odnosił Szczepanowski, budziły zawiść krajowej kołtunerii. Zajęty sprawami politycznymi nie on miał czasu na pilnowanie swoich interesów gospodarczych. Dyrektor urzędujący Galicyjskiej Kasy Oszczędności Franciszek Zima, pragnąc ratować Szczepanowskiego, pożyczył mu na weksle bez pokrycia kolejną wielką kwotę z nadzieją, iż dłużnik trafi tym razem na „wielki węgiel”. Przeciwnicy polityczni Szczepanowskiego wymusili na Namiestniku Galicji kontrolę w GKO. Wybuchł skandal. Zima trafił do więzienia, Szczepanowski dostał ataku serca. Po rekonwalescencji i procesie, w którym został uniewinniony, wyjechał do sanatorium Nauheim i tam zmarł. Tak zakończyła się kariera Stanisława Szczepanowskiego, któremu współcześni nadali przydomek „król polskiej nafty”.

W życiu Szczepanowskiego jednak nie wszystko było tak jednoznacznie, jego kariera zawodowa i polityczna w Galicji rozwijała się daleko nie zawsze pomyślnie, było w niej niemało niespodzianek, niefortunnych posunięć finansowych, tajemnic i sekretów. Część wyszła na jaw podczas procesu sądowego w sprawie katastrofy finansowej GKO.

Galicyjska Kasa Oszczędności była największym bankiem w Galicji z kapitałem ponad 33 mln złr. Przez wiele lat jej finansami bez kontroli zarządzał Franciszek Zima, dyrektor urzędujący, znający Szczepanowskiego jeszcze z Londynu. Dziwnym zbiegiem okoliczności, na nieprawidłowości i nadużycia w działalności GKO, fałszowanie bilansów i weksli, udzielanie bardzo wysokich kredytów bez pokrycia przez lata nikt nie zwracał uwagi i nie kontrolował rzeczywistego stanu wykorzystywania kapitału. W styczniu 1899 roku wybuchł skandal, kiedy ujawniono ogromne długi Szczepanowskiego w sumie 5.525.439 złr. oraz jego faktyczną niewypłacalność i bankructwo jego przedsiębiorstw. Zima podał się do dymisji, w lutym 1899 roku został aresztowany i osadzony w śledczym więzieniu, gdzie zmarł 3 sierpnia tegoż roku w okolicznościach bardzo podejrzanych, prawdopodobnie został otruty. Okoliczności jego śmierci nigdy nie zostały do końca zbadane i ujawnione, pozostały sekretem do dnia dzisiejszego.

Ilustracja z Tygodnika Ilustrowanego, 1899

Była to jedna z najważniejszych tajemnic Szczepanowskiego w sądzie lwowskim. We Lwowie wybuchła panika, tysiące drobnych właścicieli książeczek wkładowych rzuciły się po odbiór w Kasie swoich pieniędzy. Spekulanci powielali po Lwowie pogłoski, że Kasa wypłaci wkłady, ale bez procentu. Pod gmachem GKO zebrały się tłumy właścicieli drobnych wkładów, „wyłącznie prawie Żydzi”. Kurier Lwowski donosił, że „8 lutego szturmowano GKO z taką siłą, że po chwili drzwi zatarasować musiano i policja z trudem utrzymywała porządek”. W styczniu 1899 roku, w przeddzień krachu GKO stan wkładów wynosił 33.275.414 złr., w najbliższe miesiące wycofano wkładów na 7.203.880 złr. Długi tylko Stanisława Szczepanowskiego wynosiły 5.525.439 złr., zaś fundusz rezerwowy Kasy stanowił tylko około 4 mln złr. Zaistniał stan niewypłacalności. „Katastrofa wstrząsnęła całą Galicją, zatamowała obrót, przemysł i handel, wywołała niedowierzanie zagranicy w produktywność i uczciwość kraju”. Wiadomości o zachwianiu się wielkich firm naftowych w Galicji wywołały w Wiedniu przygnębiające wrażenie, bo miały one i w Wiedniu milionowe zobowiązania.

Dla ratowania GKO Wydział Krajowy ulokował w niej 3 mln złr., Namiestnictwo – 7 mln złr. z funduszy propinacyjnych. W taki sposób uspokojono klientów GKO i przywrócono stabilność w działalności Kasy.

Prasa była pełna pogłosek o machinacjach w GKO. Rozpoczęto śledztwo. Wśród oskarżonych m.in. byli Franciszek Zima, Stanisław Szczepanowski i buchalter GKO Eugeniusz Wędrychowski. Proces sądowy rozpoczął się 2 października 1899 roku po śmierci dyrektora Zimy. Wyrok ławy przysięgłych był niespodzianką dla publiczności i niektórych kół politycznych. Uwolniono wszystkich oskarżonych, również Szczepanowskiego, co oczywiście nie zwolniło go od wypłaty milionowych długów.

Proces ujawnił wiele bardzo ciekawych faktów w życiorysie Szczepanowskiego i jego działalności jako przedsiębiorcy i polityka. O tym dokładnie mówił pod przysięgą sam Szczepanowski, jak również jego obrońca dr Michał Grek, pisała ówczesna prasa lwowska. Dla zrozumienia dokonań Szczepanowskiego w przemyśle naftowym i węglowym w Galicji sięgnijmy do, praktycznie dziś zapomnianych, materiałów i relacji naocznych świadków. Powstaje całkiem inny obraz Szczepanowskiego, człowieka utalentowanego, ale niepraktycznego, fachowo nieprzygotowanego do prowadzenia interesów, który zaniedbał kierownictwo swoimi przedsiębiorstwami, nie umiał znaleźć uczciwych pomocników i dyrektorów. Każde z jego poczynań skończyło się krachem finansowym i bankructwem.

Otóż, po przyjeździe do Galicji 33-letni Stanisław Szczepanowski zrozumiał, że nie ma fachowego przygotowania dla poszukiwania i eksploatacji pokładów ropy naftowej i węgla. Dlatego odbył w Wiedniu dodatkowe kilkumiesięczne studia w Państwowym Instytucie Geologicznym. Potem postanowił zakupić niewielkie tereny w Słobodzie Rungurskiej i rozpocząć poszukiwania ropy naftowej. Ale, jak przyznał na procesie, „po raz pierwszy miał do czynienia z kontraktami kupna, w czym nie miał poprzednio żadnej praktyki. Jeszcze mniej miał praktyki w przemyśle naftowym. W Anglii tego przemysłu nie było”. Najpierw miał szczęście – na zakupionych terenach trysły niespodzianie fenomenalne ilości ropy, ale Szczepanowski był do tego praktycznie mało przygotowany, „jako praktyk nie mógł zastosować teorii. W wir interesów wszedł bez praktycznego przygotowania”. Nadmierna ilość ropy „wprowadziła trudność w manipulacji towarowej i chaos w rachunkach”. Postanowił zakupić nowe tereny naftowe, ale już za pożyczone w bankach pieniądze. Niestety nie dbał o warunki kredytowania i nie znał się na tym.

Rozwijając działalność postanowił Szczepanowski zająć się destylacją ropy i ogromnym nakładem, według najnowszych osiągnięć techniki założył rafinerię w Peczyniżynie. I znów niefortunnie. Peczyniżyn znajdował się zbyt daleko od kopalni ropy i od kolei. Interes w kopalni w Słobodzie przedstawiał się tak, że „wszelkie poważniejsze zyski i dochody utopione zostały w destylarni w Peczyniżynie”.

Szczepanowski też bez odpowiedniego rozeznania w ludziach miał poważne kłopoty finansowe ze wspólnikami. Niejeden go wykorzystywał lub zwyczajnie okradał. Absolutnie nieracjonalnie Szczepanowski postanowił sprzedawać swoją produkcję za granicą, gdzie ceny były znacznie niższe niż w Galicji. Do tegoż dochodziły znaczne koszty transportu. Na procesie Szczepanowski powiedział: „Nie miałem doświadczenia, nie byłem „geschäftsmannem” w najlepszym znaczeniu fachowym”. Również zauważył, że miał wspólników, ale tylko do zysków, do strat ich nie było. W rezultacie był obciążony nie tylko swoimi długami, ale i swoich wspólników.

Bez zrozumienia możliwych konsekwencji zaciągnął wielkie pożyczki w GKO w nadziei najpierw na „wielką naftę”, później na „wielki węgiel”. Z węglem było jednak jeszcze gorzej niż z naftą. Zakupił wielkie tereny w Muszynie, a potem w Dziurowie. W ciągu pięciu lat włożył w kopalnie węgla 1.127.000 złr., ale węgla wciąż nie było. Szczepanowski wierzył w milionowe zyski, ale nie rozumiał, że techniczny kierownik kopalni inżynier Muk zwyczajnie jego oszukuje, a osobiście zajęty sprawami politycznymi w Wiedniu przez całe miesiące nie odwiedzał swoje przedsiębiorstwa i nie kontrolował pracowników. W rachunkach i księgach buchalterskich panował chaos.

Kolejnym niefortunnym krokiem Szczepanowskiego było zakupienie za kwotę 100.000 złr. patentu niejakiego Polcki na produkcję beczek z jednego kawałka drewna. Wybudował fabrykę wyposażoną w najlepsze, bardzo drogie maszyny, ale wszystkie obliczenia okazały się chybne, technologicznie niedoskonałe i ekonomicznie nierentowne. Nie wyprodukował żadnej beczki, zaś stracił na tym „beczkowym interesie” 800.000 złr.

Tymczasem długi Szczepanowskiego wrastały katastrofalnie. Początkowo dług był tylko kilkanaście tysięcy reńskich, ale już w 1896 roku „wynosił na wekslach i rachunkach bieżących kwotę 3.394.150 złr.”. Szczepanowski praktycznie nie panował nad sytuacją swoich długów, zaś pozycja dyrektora GKO Zimy jest zagadką, sekretem do dziś. Śledztwo chciało zbadać ten sekret, ale nagła śmierć Zimy stała się przeszkodą. Tygodnik Ilustrowany pisał: „Kim był Zima? Popełniał nadużycia w celu stworzenia nowych źródeł bogactwa dla kraju? Czy chciał zalać Galicję złotem? Czy też był zwykłym oszustem i spekulantem?”. Otóż przy końcu 1897 roku dług Szczepanowskiego wynosił 4.541.400 złr., a z dniem 31 grudnia 1898 roku – 5.483.988 złr. 31 stycznia 1899 roku stan długu oceniono już na 5.525439 złr. To była pełna katastrofa finansowa. Akcje praktycznie wszystkich przedsiębiorstw były nic nie warte, pieniędzy na pokrycie kredytów nie było. Szczepanowski na styczeń 1898 roku był zupełnym bankrutem.

Kontrola finansowa w GKO ujawniła wiele innych nieprawidłowości w prowadzeniu kredytów i rachunków. Dyrektor Franciszek Zima i buchalter Eugeniusz Wędrychowski zostali aresztowani. Szczepanowski również był oskarżony o nadużycia i machinacje, bowiem wyszedł na jaw jeden z najważniejszych sekretów działalności jego i dyrektora Zimy, mianowicie fakt, że potajemnie w GKO prowadzono fikcyjne konta na inne nazwiska, zaś kredyty wydawano Szczepanowskiemu. Wszystkie podpisy przez lata były fałszowane, jak udowodniono, ręką Zimy. Takich kont odkryto około dziesięciu i to na bardzo znaczne sumy. Były to konta na nazwiska Heinrich, Pinder, J. Kühel, Fryderyk Fröhlich, Kruszewski i Adolf Lilien, „oparte na nieistniejących lub fałszywych podkładach, a zaprowadzone dla uśpienia kontroli i zmylenia, dla ukrycia rzeczywistego stanu rzeczy”. Najbardziej zuchwałym było konto na imię Adolfa Liliena, znanego we Lwowie bankiera i właściciela kantoru walut. Sam Lilien o tym nic nie wiedział.

Najpierw Szczepanowski powiedział na procesie, że „o prowadzeniu rachunków w GKO nie miał żadnego wyobrażenia” i że „cała manipulacja książkowa w Kasie działa się poza moimi plecyma”. Później przyznał, że o niektórych kontach jednak wiedział, zaś o koncie na imię Liliena nie i to Zima prosił go milczeć na ten temat. Jednak rachunki potwierdzały, ze Szczepanowski pobierał kredyty i z tego konta. Tak na „procesie o miliony” była ujawniona podobno najważniejsza tajemnica Szczepanowskiego i dyrektora Zimy.

W wyniku procesu Szczepanowski został uniewinniony od odpowiedzialności kryminalnej, ale miał spłacić wszystkie długi zaciągnięte w GKO i innych bankach. Szczepanowski nie miał na to żadnych możliwości finansowych. Wtedy krewni i wspólnicy Szczepanowskiego Wacław Wolski i Kazimierz Odrzywolski złożyli zobowiązanie o porękę całym kapitałem swoich przedsiębiorstw i spłacili długi Szczepanowskiego. W rezultacie procesu, ale też bardzo intensywnego trybu życia, Stanisław Szczepanowski zachorował na nieuleczalną chorobę serca i zmarł w wieku 54 lat.

Prasa lwowska i wiedeńska aktywnie komentowała wyniki procesu, jak też przedwczesną śmierć Szczepanowskiego. Z delikatności mało pisano o procesie i działalności Szczepanowskiego jako przedsiębiorcy, zauważono tylko, że „Szczepanowski zawsze miał w sferach fachowych opinię fantasty. W głowie jego powstawały ustawicznie nowe idee, wobec czego utracił on jasny przegląd całości i szczegółów swoich interesów”. Czy też zdanie o tym, że Szczepanowski był „człowiekiem zdolnym, ale niepraktycznym, pozostał utopistą, chorobliwym fantastą, ale człowiekiem szczerym, który dobrze myślał, uczciwie chciał, choć mylił się i błądził i z tego głęboko cierpiał”. Większość komentarzy poświęconych było politycznej działalności Szczepanowskiego, jego sukcesom na forum parlamentu wiedeńskiego i Sejmu Galicyjskiego. „Zajmował się bardzo głęboko kwestiami ekonomicznymi. Był w kole polskim jednym z najbardziej wykształconych i umiejętnych członków (…) Był świetnym dziennikarzem i publicystą”. Zdawało się, że jest on przeznaczony na wysokie stanowiska w Galicji, a nawet w całych Austro-Węgrzech. „W nim upatrywano, na przykład, przyszłego ministra skarbu” – pisała wiedeńska Neue Free Presse. W nekrologu Słowo Polskie napisało: „Ale choć umilkł, nie przestanie duch jego przemawiać; i choć ułożył się do wypoczynku wiecznego, nie zmarnieje ten posiew, którym Szczepanowski użyźnił ugory naszego kraju. Jeżeli kto, to on miał prawo pocieszać się: Non omnis moriar”.

Jurij Smirnow

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X