Rekonstrukcja poety

Rekonstrukcja poety

7 września w Polskim Teatrze Ludowym we Lwowie odbyła się premiera dramatu Zbigniewa Herberta „Rekonstrukcja poety”.

Spektakl został wyreżyserowany przez reżysera Bogusława Kierca z okazji przypadającej 29 października 90 rocznicy urodzin poety. W przedstawieniu udział wzięli: Zbigniew Chrzanowski, Wiktor Lafarowicz, Mariusz Bardyn, Jadwiga Pechaty, Krystyna Grzegocka, Artur Łucyk.

Zapiski z premiery
Janusz Czarski, dyrektor Centrum Kulturalnego w Przemyślu:
W upalne wrześniowe popołudnie zmierzam ulicą Kopernika w stronę rezydencji hrabiów Bielskich na lwowską premierę nowego spektaklu Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie. Byłem tu już wiele razy. Piękny neoklasycystyczny obiekt robi nieco przygnębiające wrażenie. Jakby zapadał się w coraz większej ruinie, pomimo odmalowanej fasady

Herbert na polskiej scenie we Lwowie Anno Domini 2014. W mojej głowie krążą pytania: jak się objawi? Co ma do powiedzenia – przekazania?

Po krótkim oczekiwaniu wchodzę do sali teatralnej wraz z kilkudziesięcioma widzami. sala ogołocona z dekoracji. Część widzów zajmuje miejsca na pustej scenie. Pozostali siadają na widowni. Pojawiają się nowe postacie wchodzące z różnych stron otwartej przestrzeni teatralnej. Przy stoliku usytuowanym na scenie siedzi na krześle stary profesor. Zaczyna mówić. Profesor uporczywie przelewa wodę z naczynia do naczynia. Młodziutki aktor epatujący swoim chłopięctwem (Mariusz Bardyn – Elpenor), Homer w pełnej ekspresji (doskonały Wiktor Lafarowicz). Jadwiga Pechaty i Krzysia Grzegocka spełniają się w lirycznych frazach. Dostrzegam wciśniętego w kąt sceny Bogusława Kierca, reżysera spektaklu. Mam wrażenie, że współtworzy energię i rytm scenicznej rzeczywistości. Powoli identyfikuję poszczególne teksty. Profesor (Zbigniew Chrzanowski) milknie, nagle znika pod zarzuconą mu na głowę tkaniną. Jego rolę przejmuje młody aktor (Artur Łucyk – uczeń). Cofnięcie czasu, powrót do młodości. Tak: miejsca, postaci, czas, słowa, frazy to przecież rekonstrukcja. Jej rytm jest jak fala, nabrzmiewa emocjami do nie do wytrzymania – dramatycznym krzykiem ślepnącego Homera, potem rozsnuwa się, przechodząc w ciszę. Kończy się przedstawienie. Teraz wiem. Zatrzaśnięta brama otwarła się energią aktorów Polskiego Teatru. Zbigniew Herbert powrócił (na jak długo?) do swojego miasta. Jego powrót jest jednak inny i szczególny. Powrócił kamieniem, bo kamień jest stworzeniem doskonałym.

Z Bogusławem Kiercem rozmawiała Anna Gordijewska

Gdzie Pan pracuje w dniu dzisiejszym?
Jestem osobą niezależną, jestem emerytem, ale emerytem bardzo czynnym. Współpracuję zarówno z moim macierzystym Teatrem Współczesnym we Wrocławiu, ale i z Teatrem Polskim w Warszawie, a teraz rozpoczęła się współpraca bliska mojemu sercu z Polskim Teatrem Ludowym we Lwowie. To nie kurtuazja ani żaden rodzaj uprzejmości.

Dlaczego współpraca z Polskim Teatrem Ludowym ze Lwowa jest tak bliska Panu?
Praca do jakiej zostałem zaproszony wymagała szczególnej relacji z osobami przygotowującymi to przedstawienie. W takiej pracy, tak intensywnej, w absurdalnie małym czasie.

Jak długo trwała praca nad przedstawieniem?
Nie do wiary. Tylko cztery dni, w Bolestraszycach i tutaj dwa dni już na lwowskiej scenie.

A od czego wszystko się zaczęło?
Dwa lata temu zostałem zaproszony z moim jednoosobowym przedstawieniem ułożonym z tekstów wierszy A. Mickiewicza „Mój trup”. To przedstawienie dyrektor Chrzanowski widział parokrotnie we Wrocławiu, Toruniu. Zaprosił mnie do Lwowa z tym przedstawieniem. Potem spotkaliśmy się w okolicach premiery „Odprawy posłów greckich” w Warszawie, w Teatrze Polskim i przypuszczam, że ta jego myśl o współpracy już wówczas kiełkowała. Myśmy się poznali co prawda jeszcze wcześniej, na początku lat 90., kiedy byłem dyrektorem artystycznym Teatru Współczesnego w Szczecinie. Ale to był tylko początek znajomości, spotykaliśmy się potem przy różnych okazjach, dla przykładu na Wrocławskich Festiwalach Jednego Aktora.

Czy wcześniej Pan wystawiał „Rekonstrukcję poety” Herberta?
Tak. To jest już trzecia moja realizacja. Jedna wersja była telewizyjna, ale nie ujrzała światła dziennego. Miała być emisja i nastał czas wojenny. Potem zrealizowałem ”Rekonstrukcję poety” w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, ale zupełnie o czymś innym. Ta jest trzecia, ale nie ma nic wspólnego z tamtymi poprzednimi. To nie jest już ten sam spektakl. Ani tamte dwa nie były do siebie podobne, ani ten też nie jest podobny do tamtych dwóch. Znakomicie mi się pracowało z lwowskimi aktorami. To przedstawienie powstawało niezależnie od jakiejś wizji, którą kiedyś miałem, gdy dostałem propozycję realizacji „Rekonstrukcji poety”, którą przedstawił mi dyrektor Chrzanowski. Pomyślałem sobie: „Świetnie, dobra! Tylko dlaczego on teraz chce to robić? O czym jest to przedstawienie?

No właśnie, o czym jest to przedstawienie i dlaczego teraz jest tak ważne?
O tym mówi dość wyraźnie Homer, kiedy przedstawia swoją filozofię krzyku, że być może poezja niezależnie od pozornie wątłych sił ma jednak moc przemieniania. Nie bez znaczenia jest to, o czym chciałbym mówić z największą pokorą i skromnością, ale ten fakt w jakim znalazła się historia tego konkretnego miejsca, ten czas, tutaj, niezależnie od tego, że szczęśliwie tych ludzi, tej przestrzeni, tego miasta, ta straszna wojna bezpośrednio nie dotyka, nie gnębi. Mówię o tej potwornej wojnie, dla której nie ma usprawiedliwienia, jak nie ma usprawiedliwienia dla żadnej wojny. To przekonanie, które kiedyś podawała filozofia o wojnach sprawiedliwych i niesprawiedliwych, to jest takie pocieszanie się ludzi, którzy chętnie krzyczą: „Nigdy więcej wojny!”, a przecież nie było takiego czasu, żeby na świecie nie było wojny. Arcydzieło Homera opowiada przecież też o wojnie.

Dlaczego „Rekonstrukcja poety”?
To już Herbert tak na to popatrzył, jak rekonstruować Homera, który ma wielu interpretatorów, wiele wersji dotyczących jego osoby i jego poematów, inspiracji, to, czego reprezentantem jest tutaj profesor, które są oderwane od rzeczywistego konkretu, od gorącego, pulsującego życia. To, co nasz bohater mówi na początku, że najpierw opiszę siebie, no dobrze, a jak siebie? No to zaczynając od głowy, ale nie, może nie od głowy, może od nogi, od lewej, ale nie – od ręki, wreszcie od małego palca, ale nagle zwraca nam uwagę, że to jest wyjątkowe istnienie, jeden jedyny na świecie taki mały palec. Żadnego istnienia ludzkiego nie da się zastąpić – jest jedyne. Podobnie jak rzeczy tego świata, gdyby im użyczyć należącej się im cierpliwości, ważności i – może to przesadnie zabrzmi – tego, co chętnie bym nazwał także miłością. Być może świat by inaczej sam siebie traktował. To jest bardzo utopijne, to jest idealistyczne. Ale może taki idealizm i utopia sprawdza się w rożnych małych relacjach ludzi z ludźmi, a te małe relacje rozbudowują się w duże, budując jakąś nadzieję. Chodziłem po Lwowie w te dni, kiedy mieliśmy tu próby i kiedy patrzyłem na tyle szczęśliwych, uśmiechniętych młodych par, niezależnie od tego co się odbywa na wschodzie Ukrainy, wiedziałem, że w nich jest nadzieja.

Czy Pan w jakiś sposób jest związany ze Lwowem?
Chętnie bym na to odpowiedział – miłością do Lwowa. Jest to miasto, które najpierw poznawałem z relacji innych ludzi. Z dużą wyrozumiałością i sympatią słuchałem tego, że „nigdzie nie jest tak, jak we Lwowie”. Ale oczywiście ja to przyjmowałem w ten sposób, że kto tutaj się urodził, czy spędził dzieciństwo, komu się najważniejsze rzeczy wydarzyły w tym mieście, pewnie tak musi mówić.

Jaki jest Pana Lwów?
Lwów był miłością od pierwszego wejrzenia. Przyjechałem autobusem i nie bardzo wiedziałem, jak mam się dalej orientować, a ponieważ każde miasto poznaję nogami tak, jak mnie miasto samo prowadzi, więc tak też było we Lwowie. Na piechotę doszedłem do hotelu „Dnister”. Mój pokój był położony na bardzo wysokim piętrze, a lóżko znajdowało się przy szerokim oknie tak, że właściwie przed sobą miałem misę Lwowa, gniazdo miasta. Ale wówczas Lwów nie był jeszcze tak iluminowany jak teraz i niewiele punktów było widocznych. Kiedy siedziałem, leżałem czy budziłem się na tym łóżku – to trochę dedykowałem ten widok Herbertowi, bo on tego widoku nie mógł widzieć, nawet gdyby stanął tam na wysokości św. Jura. Jemu w sercu dedykowałem ten widok, gdy byłem na ulicy Łyczakowskiej koło jego kamienicy. Obecnie, choć pracowaliśmy bardzo intensywnie, wykorzystywałem te wczesne jeszcze godziny. Dzisiaj, na przykład, jest niedziela i ci ludzie idący rano do kościoła, to jest niesamowite, kiedy rozbrzmiewa dzwonami cały Lwów…

Ale każde miasto podobnie się budzi…
Niezupełnie. Przede wszystkim nie taka jest harmonia architektury, nie taka topografia. To miasto jest zupełnie inaczej zbudowane. To jest miasto – duch, miasto – dusza.

Dzisiaj jesteśmy po premierze, czy przewiduje Pan dalszą współpracę z teatrem ze Lwowa?
Jeśli mogę sobie na taką intymność pozwolić, to powiem – TAK.

Bogusław Kierc (Fot. Anna Gordijewska)

Info:  źródło: wrostja.pl

Bogusław Kierc

(ur. 22 stycznia 1943 r. w Bielsku-Białej) – aktor, reżyser, pedagog, poeta, krytyk literacki, wydawca utworów Rafała Wojaczka, dramaturg, scenarzysta. Po ukończeniu krakowskiej PWST od 1967 – z przerwami na pracę w teatrach Rzeszowa, Zielonej Góry i Wałbrzycha – związany z Wrocławskim Teatrem Współczesnym; w latach 1990–92 dyrektor artystyczny Teatru Współczesnego w Szczecinie. Od 1998 współpracuje z Teatrem Logos przy Kościele Rektoralnym Środowisk Twórczych w Łodzi. W stanie wojennym związany z opozycją demokratyczną. Wydał ponad 20 tomików poezji, m.in. Nagość stokrotna (1971), Źródło światła (1988), Zaskroniec (2003), Plankton (2006), Manatki (2013); autor szkiców Przyboś i (1976), Teatr daremny (1980), Wzniosły upadek anioła (1992), Bazgroły dla składacza modeli latających (2012). W teatrze jednego aktora debiutował spektaklem opartym na poezji Juliana Przybosia Śmieszni z gniewu, a z bólu tak bliscy (1972), Przybosiowi poświęcił też spektakl Wzniosły upadek anioła (1991). Zrealizował także autorskie monodramy Zaskroniec (2003) i Manatki (2013), a także spektakle jednoosobowe na podstawie poezji Adama Mickiewicza – Z Tobą ja gadam (1987), Mój trup (2008). W filmie pojawił się po raz pierwszy już z podczas studiów w roli Krzysztofa Cedry w Popiołach Andrzeja Wajdy. Jego żona Danuta jest scenografką; mają troje dzieci (Miłosław, Julia, Franciszka). Uhonorowany m.in. Nagrodą PolCul Foundation, Medalem im. Anny Kamieńskiej, Nagrodą im. Jana Dormana, Medalem Gloria Artis. Kawaler Orderu Odrodzenia Polski (Polonia Restituta).

Bogusław Kierc wyreżyserował ponad osiemdziesiąt sztuk teatralnych w teatrach dramatycznych i lalkowych. Istotną stroną jego działalności artystycznej jest teatr jednego aktora, w którym zrealizował wiele przedstawień. Mieszka we Wrocławiu.

Tekst ukazał się w nr 18 (214) za 30 września – 16 października 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X