QSL-ki lwowskiego hama Romuald Kozłowski przy radiostacji

QSL-ki lwowskiego hama

Kresowe przedmioty mają głos

W tym krótkim cyklu „opowiadać” będą przedmioty, bowiem w każdym z nich zaklęta jest jakaś historia – czasem niezwykła, czasem zwyczajna. Przedmioty nigdy nie są do końca nieme – uwięzione są w nich emocje; emocje czekające tylko na słowo, które je uwolni. Są niczym pamiętnik. Ożywiają pamięć i ją karmią. Nie ma przedmiotów błahych. Każdy z nich to wehikuł czasu. Jeden przedmiot to jedna opowieść, a bywa, że więcej. Przedmiot jest bowiem niczym soczewka, skupiająca wiele losów, wiele historii, wiele zdarzeń. Jedno wspomnienie przywołuje drugie z zakamarków pamięci, kątów szuflad, z pożółkłych listów. Gawędzą przedmioty o ludziach, ale i mieście – Lwowie, Włodzimierzu, Stanisławowie, Kołomyi, Tarnopolu… Tekst, po niewielkich zmianach, pochodzi z książki „Sekrety kresowych kuferków” (Poznań 2019), autorki artykułu.

A cóż to za dziwny termin „ham”? Jedynie miłośnicy krótkofalarstwa go znają, bowiem to przyjęte w slangu krótkofalowców określenie na nadawcę, wywodzące się z angielskiego „a ham” – radiooperator. Zaś „qsl-ka” to karta potwierdzająca nawiązanie amatorskiej łączności radiowej. Ile ich było przywiezionych ze Lwowa? Teraz już nie wiadomo dokładnie, ale sporo. Wszystkie dla SP2PF, por. Romualda Kozłowskiego z 5 Pułku Artylerii Lekkiej, dla rodziny i najbliższych – Romka.

Zezwolenie wydane Romualdowi Kozłowskiemu na używanie radiostacji, 1937

Romek otrzymał licencję krótkofalowca w roku 1937. Wpisał się do Lwowskiego Klubu Krótkofalowców i natychmiast przystąpił do budowy nadajnika. Choć członkowie klubu doradzali zbudowanie „nowoczesnego” xmtr’a o mocy co najmniej 50 watt – to jednak chcąc dokładnie poznać tajniki działania wszystkich układów, postanowił rozpocząć od „starożytnego” – jak wtedy uważano – Hartley’a. Przez półtora roku nawiązał 2050 połączeń graficznych i fonicznych. Pod koniec 1938 r. przystąpił do budowy kolejnego nadajnika – ECO-PA. Radiostacja stanęła w mieszkaniu służbowym w bloku oficerskim przy ul. Arciszewskiego.

Widocznie bakcyl krótkofalarstwa był silny, bo młody porucznik dwoił się i troił biorąc żywy udział we wszelkich pracach Klubu. A jak by tego było mało, zachęcił do krótkofalarstwa swoją żonę Zosię. To pomysłem Romka było zorganizowanie osobnego stoiska reklamującego krótkofalarstwo podczas Pierwszej Krajowej Wystawy Lotniczej we Lwowie w 1938 r. Wystawę urządzono staraniem Lwowskiego Okręgu LOPP z okazji XX-lecia lotnictwa polskiego, XV-lecia istnienia LOPP i X-lecia polskiego lotnictwa sportowego a jej celem było przedstawienie dorobku polskiego w dziedzinie lotnictwa wojskowego, cywilnego, sportowego i nauk związanych z lotnictwem. Stoisko Lwowskiego Klubu Krótkofalowców przygotowano w pawilonie PKO, a kierownictwo nad nim powierzono pomysłodawcy – Romkowi.

W prasie pisano o „prawdziwej rewii polskiego lotnictwa” w starannie odnowionych pawilonach na terenach Targów Wschodnich. Podkreślano „szczególnie ważkie znaczenie” wystawy i zorganizowanie jej właśnie we Lwowie:

(…) w 20-tą rocznicę Niepodległej Odrodzonej Polski i Obrony Lwowa, tego bohaterskiego grodu, nad którym w 1918 roku załopotały skrzydła pierwszego polskiego samolotu. (…) Wyróżnienie to tym bardziej mu się należy, iż Lwów uważany jest za kolebkę polskiego lotnictwa, tu powstał ruch szybowcowy w Bezmiechowej i Ustianowie, które dziś słynne są już w całej Europie, tu też wszelka akcja lotnicza przejawia najwyższą żywotność. Zatem sukces moralny, patriotyczny i ekonomiczny zarazem – oto plon tej niezwykle celowej i pracowicie urządzonej Wystawy.

W pawilonie krótkofalarskim stanęła więc stacja klubowa SP1LK, pracująca na grafii i fonii. Na siedemnastometrowych słupach zawieszono antenę Zeppelin 20 m. Pawilon L. K. K. połączono zbudowaną przez SP2PF tysiąc kilkaset metrów długą linią dwuprzewodową z Korpusem Kadetów. Było to zabezpieczenie na wypadek uszkodzenia stacji SP1LK, by móc nadawać przy pomocy broadcastingowej stacji Korpusu Kadetów o mocy 600 watt.

Zaprezentowano też stację harcerską II Lwowskiej Drużyny Łączności oraz parę innych stacji krótkofalarskich o różnych parametrach technicznych a także „przyrząd do nauki znaków Morse’a”. Na ścianach zawieszono qsl-ki, dyplomy, mapę Polski z zaznaczonymi harcerskimi ośrodkami krótkofalarskimi i wielką mapę świata. Ozdobą stoiska był puchar kryształowy zdobyty przez LKK. w zawodach międzynarodowych Polskiego Związku Krótkofalarstwa a dodatkową atrakcją karykatury członków klubu, wykonane podczas wystawy.

Stacja klubowa była czynna podczas Wystawy codziennie od godz. 9 do 21. Łączono się z innymi radiostacjami w Polsce i zagranicą. Każda próba nawiązania łączności ściągała ciekawych słuchaczy a niektórzy nawet, co odważniejsi, starali się przemawiać do mikrofonu, choć z emocji najczęściej zacinał im się język. Przeprowadzono też reportaż z pawilonu instytutów badań lotniczych oraz wywiad z jednym z instruktorów lotnictwa. Stoisko cieszyło się wielkim zainteresowaniem zwiedzających Wystawę, wielu wpisało się wkrótce potem na członków Klubu.

Dla uatrakcyjnienia prezentacji krótkofalarstwa stworzono swego rodzaju program radiowy. W dniu otwarcia Wystawy do mikrofonu przemawiali wojewoda lwowski oraz dowódca VI Okręgu Korpusu gen. Władysław Langner. Kilka dni później wygłosił prelekcję kierownik Wystawy – kpt. pilot dr Tadeusz Halewski. Dzięki radiostacji ten był słyszany i w kraju i zagranicą (po Wystawie napłynęły liczne listy i QSL-ki z kraju i ze świata potwierdzające odbiór). Na falach eteru popłynął też odczyt w języku włoskim o Wystawie i jej genezie. 16 czerwca przeprowadzono retransmisję ze wzlotu balonów wolnych.

Codziennie też rozbrzmiewało z głośników: „Uwaga, uwaga, tu krótkofalowa stacja amatorska SP1LK, jak Liverpool Kilogram, Lwowskiego Klubu Krótkofalowców zainstalowana na Krajowej Wystawie Lotniczej, obecnie nadajemy kilka płyt” i dało się słyszeć „hymn” LKK „Ja lubię gwizdać” w wykonaniu Alberta Harrisa (właściwie: Aaron Hekelman; twórca m.in. „Piosenki o mojej Warszawie”):

Ja lubię gwizdać
Gdzie i jak się zdarzy
Z tem mi jest do twarzy…

Lubię, gdy jodler
Tak wtóruje mi
Jadalili…

Gdy, skoro świt
Budzę się zdrów
Zaraz składam usta me w ciup
Jestem wnet z wszystkiego rad
I gwiżdżę na ten cały świat

Bo ja lubię gwizdać
To przyjemność dzika
W ustach mieć słowika…

Skąd ten pomysł? Krótkofalowcy bowiem w swoim slangu nazywali nadawanie i odbieranie wiadomości w eterze… gwizdaniem.

Dyplom krajowa wystawa lotnicza

Za te wszystkie starania Komisja Odznaczeń Krajowej Wystawy Lotniczej uhonorowała LKK srebrną plakietą i dyplomem. Dyplomem i plakietką wyróżniono też samego Romka jako „inicjatora, organizatora i kierownika stoiska” a Walne Zgromadzenie klubu na wniosek prezesa Jerzego Ziembickiego przygotowało dodatkowo pisemne podziękowanie za „pracę około konsolidacji Klubu”.

Od 1937 r. Romek pełnił funkcję wiceprezesa Lwowskiego Klubu Krótkofalowców, nadal kierując tzw. drużyną ruchową i zasiadając w Sądzie Polubownym. Prowadził także kursy dla początkujących krótkofalowców, np. z odbioru znaków Morse’a w eterze. Sam utrzymywał łączność radiową z 6 kontynentami, jednak – nie wiedzieć czemu – nie złożył wniosku o nadanie mu dyplomu WAC (Worked All Continents).

Zofia Kozłowska przy radiostacji

Działalność Zofii w klubie ograniczała się bardziej do opieki nad biblioteką (mimo że nominalnie była krótkofalowcem, PL380), gdyż cały swój czas poświęcała przede wszystkim synkowi, Jurkowi. Jurek zresztą, jak to chłopiec, wykazywał sporą smykałkę do „ćwierkania w eterze” a porucznikostwo wcale mu tego nie zabraniało. Był tylko oczywiście jeden warunek – do radiostacji zbliżać się było można wyłącznie w obecności jednego z rodziców. A co za radość dla rodziny była, gdy otrzymywała zamiast pocztówki z pozdrowieniami fotografię Jurka przy radiostacji niby to nadającego do babci czy dziadka!

Jurek Kozłowski przy radiostacji

Zezwolenie wydane Romualdowi Kozłowskiemu na używanie radiostacji, 1937Krótkofalowcy spotykali się często w oryginalnie urządzonej w modnym zakopiańskim stylu restauracji pana Józefa Kotowicza przy Rynku 25, u którego LKK wynajmował tylne pomieszczenia w parterze kamienicy. Notabene, syn właściciela, Jan Kotowicz, był członkiem LKK Długo jeszcze wspominano zwłaszcza bankiet, jaki zorganizowano tam na zakończenie I Międzynarodowych Mistrzostw Polskiego Związku Krótkofalarstwa (ich organizatorem był klub lwowski). Podczas bankietu serwowano wyborne wędliny z wytwórni pana Kotowicza, firmy zasiedziałej we Lwowie, bowiem pan Józef, wnuk znanego lwowskiego masarza Franciszka Underki, przejął przed laty część przedsiębiorstwa rodzinnego i pielęgnował tradycję. „Interesa” szły dobrze, szczególnie po przeprowadzce ze starego lokalu przy ul. Krakowskiej 15 na Rynek i otworzeniu filii przy ul. Akademickiej 26 i ul. Żółkiewskiej 119 (skład główny). Kto wie, może starszym z uczestników tego przyjęcia podczas zajadania wyśmienitych kiełbas na myśl przychodził jeden z wierszyków o Underce:

Jakiekolwiek dzisiaj czasy
Trudno żyć nam bez kiełbasy,
Bo to polska, smakowita
Ta potrawa jest – i kwita.
Z tego działu bez usterki
Arcydzieła są Underki!
Każdy idzie do Franciszka,
Bo wyborna jest tam kiszka.
Szynka, ozór czy salami,
Popróbujcie tylko sami,
Jak smakują znakomicie…
Raz je zjadłszy, całe życie
Do nich rwać się będą usta…
Bo Underka zna sam gusta,
Więc dogodzić wszystkim może (…)

Ale wróćmy do mistrzostw. Niemal cała uroczystość wręczania nagród transmitowana była ze Lwowa przez Polskie Radio. Była to pierwsza tego rodzaju transmisja w Polskim Radiu. Uroczystość zainaugurował profesor Politechniki Lwowskiej dr Tadeusz Malarski, pionier radiotechniki na terenie Lwowa i honorowy członek Lwowskiego Klubu Krótkofalowców i Polskiego Związku Krótkofalarstwa. LKK zajął w tych mistrzostwach zespołowo I miejsce. W pamięci zebranych zapadło też jedno z przemówień – wygłoszone przez ojca Jana Ziembickiego, prezesa Klubu, prof. dr. Witolda Ziembickiego, profesora Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Tak pisał o nim redaktor „Krótkofalowca Polskiego” Bolesław Pollo:

Potem słyszeliśmy o utrapieniach pewnego ojca, który ma syna krótkofalowca. A więc jak w poczekalni lekarskiej nie chcą przebywać pacjenci, gdyż tam stoją jakieś niesamowite sprzęty, wisi tablica z trupią główką i przestrogą „Baczność wysokie napięcie”, wiszą rozliczne druty i przewody, a ponadto po ścianach setki kart rozwieszonych, a wszystkie karty o jakichś niesamowitych kabalistycznych znakach (tak mówią pacjenci). A więc, jak w pokoju stołowym tylko czasem można zjeść obiad na krawędzi stołu, gdyż stół jadalny stale założony cały aktami i kartami biura QSL. A dalej jak terroryzowany ojciec nie może docisnąć się do swojej maszyny do pisania, bo na niej pisze się korespondencję Sekretariatu LKK – jak tylko niekiedy, bardzo rzadko, może używać swego telefonu, bo prowadzi się przy nim rozmowy o sprawach LKK i „Krótkofalowca Polskiego”. Przezacny ojciec oświadcza, że będzie znosił dalej te represje, byle tylko nauka i wiedza i postęp miały z tego pożytek.

1 września 1939 r. Mobilizacja. Romek, już w stopniu kapitana, otrzymał przydział mobilizacyjny do Sztabu 5 Dywizji Piechoty generała Zulaufa na funkcję oficera łączności Dowództwa Artylerii Dywizji. Wyjazd. Prywatną radiostację w mieszkaniu Kozłowskich zabrała wkrótce po wyjeździe Romka „straż ogniowa”.

Zosia z synkiem przeniosła się do szwagierki, na ul. Kętrzyńskiego 39. Owdowiała dwa lata wcześniej Anna Tilscherowa mieszkała sama. Teraz pod jej dachem znalazły schronienie i Zosia i Dziunia, młodsza siostra Anny. Dziunia, a właściwie Władysława lecz od dzieciństwa nazywana tak przez wszystkich, wkrótce wyprowadziła się do ciotki, by się nią opiekować w chorobie, a Anna i Zosia z synkiem zajęły jeden pokój, drugi – z balkonem – wynajmując lokatorom. To był lwowski, okupacyjny „dom kobiet”. Z mężczyzn, dawnych mieszkańców, pozostał jedynie dozorca. Opiekuńcze skrzydła nad paniami roztoczył były prokurator lwowskiego Sądu Rejonowego i redaktor przedwojennego „Czasopisma sędziowskiego”, pan Karol Kowalski. Notabene, pan Karol działał w czasie okupacji w szeregach Armii Krajowej, pełniąc funkcję prokuratora Wojskowego Sądu Specjalnego, a także redagował wraz z dr. Tadeuszem Laskowskim tygodnik „Drogowskaz”, zawierający m.in. dział informacyjny oraz wskazówki i dyrektywy dla cywilnej ludności. Pismo powielano w domu p. Wilczyńskiego przy ul. Grodzkiej we Lwowie i odbierane było przez łączników, również z Okręgu Stanisławów.

Gromadka kobiet była całkiem spora, bo przez krótki czas mieszkała tu również Marysia – żona pilota Jerzego Bajana, siostra Zosi, czekająca na możliwość przedostania się przez granicę i dołączenia na Zachodzie do męża; a także kuzynka Zocha Konasiewiczowa z córeczką. Poczciwy pan Kowalski pisywał przy lada okazji wierszyki, składane na ręce pań, a przede wszystkim dla uciechy dzieci a głównie małego Jurka. Powstawała więc poezja może nie najwyższych lotów, ale po latach chwytająca za serce i pełna szczegółów z codziennego życia w tamtych czasach.

Cóż nam z lata, z ciepła jego,
Gdy nam brak ciepła owego,
Które, tylko mąż szafuje,
A męża w domu brakuje?
Brak go jeszcze – brak, brak w domu…
O reszcie… nie mówmy nikomu…
Ślicznym paniom na ręce Pani Zofii do pamiętnika, we Lwowie d. 28/7 1940 Karol K…ski

Anna Kozłowska-Ryś

Tekst ukazał się w nr 10 (446), 31 maja – 12 czerwca 2024

X